Ma 102 lata i apetyt na więcej!

2022-04-03 13:06:56(ost. akt: 2022-04-03 13:17:25)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Józef Januszkiewicz z Jedwabna skończył 102 lata. Uśmiechnięty, wciąż skłonny do żartów, śpiewa piosenki i recytuje wiersze. Przeżył wojnę, przechorował koronawirusa. Jego największą miłością od 76 lat jest 97-letnia żona Bronisława.
Pan Józef urodził się 28 marca 1920 roku w Budkach Borowskich, w powiecie Sarny na Wołyniu, jako piąte dziecko w rodzinie. Jego ojciec z pierwszą żoną, która zmarła bardzo młodo, miał dwóch synów — Kazika i Olka. Z małżeństwa z drugą żoną Teofilą (mamą pana Józefa) urodziło się jeszcze sześcioro dzieci: Leontyna, Józef, Władek, Janek, Jadwiga i Ewa.

Kiedy wybuchła II wojna światowa, pan Józef miał 19 lat. Musiał zmierzyć się z wojenną rzeczywistością. Stracił brata Olka, który zginął pod Berlinem i spoczął w grupowej mogile nad Nysą. Pan Józef został wzięty do wojska. Mężczyzna zaznał głodu, strachu, tęsknoty... Napatrzył się na ludzką śmierć i tragedie. Brał udział w Powstaniu Warszawskim. Został ranny w kamienicy na pierwszym piętrze pod bramą Czerniakowską. Odłamek z moździerza ranił mu szyję i rękę. Długo trwała jego rekonwalescencja.
— Walczyłem na wojnie. Zabrali mnie do wojska, pojechałem aż do rzeki Oki. Trzy miesiące w wagonach byłem — opowiada. — Potem przejechaliśmy do Kowla, a potem piechotą przeszliśmy przez Bug i Wisłę. Tam przez miesiąc staliśmy w okopach. Ziemniaki były już na polach, więc je kopaliśmy, gotowaliśmy i tuszonkę świńską dodawaliśmy i tak jedliśmy. Potem przeszliśmy przez Wisłę, na Pragę przyszliśmy, a potem pontonami na Warszawę. Tam było Powstanie Warszawskie. Tam to była wojna. We dwóch strzelaliśmy z kolegą z karabinu przeciwpancernego, niestety on zginął. Wyszedłem sprawdzić, czy czołgi wroga nie jadą i wtedy z moździerza pocisk spadł i zostałem. Pamiętam, że tylko wołali sanitariusza, że ranny. Byłem miesiąc w szpitalu, wyciągnęli odłamek. Przeżyłem. Potem poszliśmy do Mińska Mazowieckiego. Byłem w gospodarczej kompanii. Warszawa była zrujnowana. Same gruzy, stamtąd przenieśli mnie do Bydgoszczy. A potem w kolejne miejsca.
Obrazek w tresci

Swoją żonę pan Józef poznał jeszcze w Rokitnie. Pani Bronisława jest o 5 lat młodsza od męża. Rodzina pana Józefa i pani Bronisławy była już na liście do wywózki na Sybir, ale przyszedł front i zostali. Pan Józef do dziś nie potrafi wymazać z pamięci tamtego czasu i tego, co widział na własne oczy.
— Tego, co się napatrzyliśmy, nie zapomnimy do końca życia — mówi. — Chciałbym wymazać tamten czas z pamięci, ale się nie da. Mijają lata i im człowiek starszy, tym częściej wraca do wspomnień z przeszłości. Wciąż to pamiętam, przeżywam i wciąż czuję ten sam ból.

Do Nidzicy pan Józef przyjechał 5 maja 1945 roku, jednak zamieszkał z rodziną w Jedwabnie. 6 czerwca 1946 roku zawarł w kościele w Butrynach związek małżeński z panią Bronisławą, ponieważ w Jedwabnie nie było księdza.
— Pamiętam doskonale ten dzień — opowiada pan Józef. — Do ślubu pojechaliśmy wozem. Ksiądz, przy którym składaliśmy przysięgę, powiedział, że to pierwszy ślub, jaki daje po wojnie. Doczekaliśmy się 6 dzieci: w 1947 roku urodził się syn Czesław, w 1948 — Edward, w 1950 — Zbigniew, w 1953 — Jan, w 1957 — Bogdan, a jako ostatnia w 1964 roku na świecie pojawiła się córka Małgosia. Mamy 12 wnuków i 24 prawnuków, i praprawnuczkę Maję. Bywało w życiu różnie, raz lepiej, raz gorzej, ale razem przetrwaliśmy wszystkie złe chwile. Bo najważniejsze to być razem, umieć iść na kompromis, uśmiechnąć się, przebaczyć i kochać.
Obrazek w tresci

Pan Józef, pomimo swojego zacnego wieku, cieszy się dobrą formą. Nadal lubi pośpiewać, recytować wiersze i grać w karty. Wiele w swoim życiu przeżył i na własne oczy widział zmiany zachodzące w kraju na przestrzeni wieku. Z pewnością może być dumny, myśląc o swoim życiu, które jest skarbnicą doświadczeń dla kilku pokoleń Polaków.
Recepta na długowieczność pana Józefa jest prosta: niczego sobie w życiu nie odmawiać.
— Wszystko jeść, pracować, ruszać się i żyć w spokoju, bez stresów i nerwów, cieszyć się życiem — zdradza. — Cieszę się, że tak wiele osób o mnie pamięta. Dzieci, wnuki dzwonią, kto może to przyjeżdża w odwiedziny. Ja jeszcze będę żył i żył! Jeszcze sobie pośpiewam, wierszyki poopowiadam i wypiję też jeszcze kieliszeczek dla zdrowotności. Przeżyłem wojnę, choroby, koronawirusa, więc widać jeszcze nie przyszedł mój czas — śmieje się 102-latek.

Rodzina bardzo dba o to, żeby pan Józef i jego małżonka byli szczęśliwi i otoczeni miłością oraz opieką.
— Jesteśmy pełni podziwu dla rodziców, to wspaniali ludzie — zapewnia Jan Januszkiewicz. — Tata był jakiś czas w szpitalu, ale to "twardy" człowiek i mimo że było ciężko, to wrócił do domu pełen sił i optymizmu. W dniu swoich 102. urodzin odwiedził swoich kolegów i koleżanki ze Środowiskowego Domu Pomocy w Jedwabnie. Mówi o tym miejscu "przedszkole dla dorosłych". Bardzo lubi tam spędzać czas, w wieku 100 lat wystąpił nawet w teledysku nagranym przez pracowników. Jest w dobrej formie, humor mu dopisuje i wciąż żartuje, że on nigdzie się nie spieszy, bo ma przecież czas.

Joanna Karzyńska

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Kasia #3097075 | 159.205.*.* 7 kwi 2022 22:44

    200 lat! Panie Józefie, pozdrawiam

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz