Z wielką radością powiesili go na drzewie

2022-03-28 10:00:00(ost. akt: 2024-04-18 19:38:28)

Autor zdjęcia: Igor Hrywna

Są dwie dobre wiadomości. W tym roku odbędzie się inscenizacja bitwy pod Grunwaldem — to jedna wiadomość. A druga — bez udziału Rosjan. Po tym, co wyprawiają w Ukrainie, trudno zresztą wyobrazić ich sobie w roli rycerzy.
Do inscenizacji jest jeszcze sporo czasu. Więc puśćmy wodze fantazji i zastanówmy się: Co by się stało, gdyby Jagiełło nie miał okazji do pokonania Krzyżaków pod Grunwaldem? Może nawet nie poproszono by go, aby został władcą Królestwa Polskiego, bo pobiłby ich ktoś wcześniej? Więc może kuzyni Litwinów nadal zamieszkiwaliby Kurpie czy okolice Lubawy?

To on mógł zastąpić Jagiełłę


Pisanie alternatywnych wersji historii jest dość popularne. Ja jednak nie będę się mocno zastanawiał, co by było, gdyby Krzyżacy padli nie pod Grunwaldem w 1410 roku, ale 150 lat wcześniej. Na pewno literatura polska byłaby uboższa przynajmniej o dwa ważne dzieła, czyli „Konrada Wallenroda” i „Krzyżaków”.
Człowiekiem, który bił aż miło w XIII wieku Krzyżaków był Herkus Monte, pruski wódz, który urodził się gdzieś w okolicach Górowa Iławeckiego. U nas mało znany, bo jedynym jego uhonorowaniem było nadanie jego imienia szkole w Kamińsku koło Górowa Iławeckiego. Ale to już przeszłość, bo szkoły już nie ma. Za to na Litwie jego imię nosi Uniwersytet Kłajpedzki. Taka jest różnica w skali. I to on mógł „zastąpić” Jagiełłę.

Okrutny Konrad


Czy Krzyżacy, kiedy pojawili się w ziemiach pruskich, byli skazani na sukces? Raczej tak, z małym „ale”, o czym za chwilę. To była scentralizowana i nowoczesna organizacja, która mogła liczyć na pomoc całej Europy. Tego zabrakło Prusom, którzy nie mogli liczyć nawet na siebie nawzajem.
Na dodatek ani nie tworzyli jednego państwa, ani też nie mówili nawet jednym językiem, choć mogli bez trudu ze sobą się porozumieć. Coś jak Czesi ze Słowakami czy Białorusini z Ukraińcami. Nie czuli się zresztą Prusami, bo to sztuczna nazwa. Byli Natangami, Sasinami czy Warmami. A krzyżackiej machinie wojennej mogli przeciwstawić co najwyżej partyzanckie zagony.

Jak wszyscy chyba pamiętamy, Krzyżaków w te strony zaprosił książę Konrad Mazowiecki, którego ambicje sięgały dalej niż tylko piasków Mazowsza. Marzył mu się Kraków i podbój ziem pruskich. Nie dość, że był za słaby na Prusów, to swoimi wyprawami sprowokował ich do akcji odwetowych.
Konrad nie ma wśród polskich historyków dobrej opinii. Nie tylko przez Krzyżaków, ale też przez cechy swojego charakteru. — Okrucieństwo przechodzące wszelką miarę i wyobrażenie stale cechowało postępowanie Konrada — pisał Paweł Jasienica w „Polsce Piastów”. Choć między Bogiem a prawdą to książę nie wyróżniał się specjalnym okrucieństwem na tle epoki, w której wyłupywanie oczu przeciwnikom politycznym uchodziło za coś równie naturalnego, jak dłubanie w nosie.

Rąbie mieczem aż zginie


Prusowie byli w tamtych czasach chyba jedynymi wolnymi ludźmi w Europie. Nie mieli nad sobą królów i wodzów, ważne decyzje podejmował wiec. Nie tylko, że nie tworzyli państwa, to nawet nie mieli struktury plemiennej, ale rodową. I jak to ujął Gall Anonim: „Dotąd tak bez króla i bez praw pozostają i nie odstępują od pierwotnego pogaństwa i dzikości”.
Prusowie nie mieli stałego wojska, a o wojnie decydował wiec. Powoływano wtedy pospolite ruszenie.
Musieli na nie stawić się wszyscy dorośli mężczyźni. Podczas wiecu wybierali wodza na czas wojny.

— Są sławni ze swego męstwa. Gdy najdzie ich jakie wojsko, żaden z nich nie ociąga się, ażby przyłączył do niego jego towarzysz, lecz występuje, nie oglądając się na nikogo i rąbie mieczem aż zginie — pisał w X wieku Ibrahim ibn Jakub, żydowski podróżnik i autor opisu państwa Polan.
A Długosz widział to tak: „Jest to lud dziki i wojenny a sławny i rozgłosu u potomnych tak dalece chciwy, że dziesięciu Jadźwingów szło nie raz na stu nieprzyjaciół, tą jedynie pochlebiając sobie nadzieją, że jak wiedzieli, po zgonie dzielne ich czyny w pieśniach ludu będą sławione”.

Spłonęli, bo spiskowali


Krzyżacy na Prusów mieli swój plan. Ich taktyka była prosta, ale skuteczna. Swój podbój zaczęli od brzegu Mierzei Wiślanej, potem Kurońskiej, by w końcu zapuścić się w głąb lądu. Na swojej drodze budowali warownie i zamki w takiej odległości, by z ich wież można było utrzymywać kontakt wzrokowy. Przez trzydzieści lat opanowali w ten sposób ziemie kilku plemion, w tym Natangów, z których wywodził się wspomniany już Herkus Monte. To on mógł zmienić bieg historii, w której zabrakłoby Grunwaldu, bo mógł pobić i zatrzymać Krzyżaków jeszcze w połowie XIII wieku.

Jak wspomniałem, Herkus Monte urodził się gdzieś w okolicy Górowa Iławeckiego w możnej rodzinie Montemidów w roku 1225 jako Erks Mānts. Po podboju Natangii Krzyżacy zabrali go rodzicom i wywieźli do Magdeburga. Tam stał się Niemcem. Nie wiemy, czy była to prawdziwa przemiana czy tylko gra. Ale raczej to pierwsze. W każdym razie nasz „Konrad Wallenrod” nauczył się niemieckiego i łaciny. Przyjął też oczywiście chrzest, po którym stał się Henricusem Monteminusem.

Zatem Henricus powrócił w swoje rodzinne strony. Jako Krzyżak. Nie wiemy, co spowodowało, że znowu poczuł się wolnym Prusem. Nie wiemy też, czy spiskował przeciwko Krzyżakom, zanim ci spalili mu ojca czy też porzucił ich właśnie dlatego. W każdym razie Wolrad, wójt Natangii, dowiedziawszy się, że Prusowie spiskują przeciwko Zakonowi, zaprosił do siebie wielu znakomitych Prusów. Wydał ucztę, a „kiedy ci upili się… wyszedł, zamknął drzwi i wspomnianą szlachtę oraz zamek spalił na popiół”.

Kronikarz krzyżacki postępek Wolrada skomentował tak: „Goście spłonęli żywcem, ponosząc słuszną karę za spiskowanie przeciw Zakonowi”.
Fot. Patolos, Perkunos and Potrimpos

Polegli doborowi mężowie


I wtedy Prusowie powstali. — Każda kraina wybrała swojego „Wodza wojny”. I tak Sambowie pewnego wybitnego Glanda, inaczej Ryszarda. Natangowie Hirkomonta, inaczej Henryka. Warmianie Glapę, inaczej Karola. Pogezanie Antyna. Bartowie Dywana, inaczej Ottona. Pomezanie Auktoma czyli Linkona, inaczej Mikołajem zwanego. Sudawi Skumanda. Skalowi Segenota. Byli oni prawie wszyscy odstępcami, których Krzyżacy spośród ochrzczonych Prusów w Germanii na swój koszt dla sztuki wojennej utrzymywali — napisał w swoich "Dziejach Prus" z 1725 roku ks. Jan Leo.

I zaczęli odnosić spore sukcesy. Krzyżacy znaleźli się w defensywie, a Prusowie odnieśli nad nimi świetne zwycięstwo koło Lubawy. Poległ tam mistrz krajowy Helmeryk oraz 40 braci zakonnych.

(pod Grunwaldem 203). Prusami dowodził wspomniany Herkus Monte.
Krzyżacki kronikarz Piotr z Dusburga tak opisuje krzyżacką klęskę: „(…) polegli w niej prawie wszyscy znakomici i doborowi mężowie, których mądrość i zapobiegliwość rządziła ziemią pruską i kierowała wojnami”.

Zjedli 250 koni


Po kilku latach powstania Prusowie wyparli Krzyżaków z Barcji, Natangii, Pogezanii, Sambii i Warmii.
Sytuacja była dla Krzyżaków nieciekawa, a Prusowie zdeterminowani. „W tym czasie Warmowie potrójnym wojskiem oblegali twierdzę lidzbarską. Jej załoga zjadła 250 koni, wreszcie nawet ich skóry. Pewnego czasu, gdy wypadli na wrogów, widziano Anioła Bożego walczącego po stronie Chrześcijan i rażącego Prusów ślepotą… Jednak nawet cudem nie odstraszeni, od oblężenia nie ustąpili” — napisał wspomniany już ksiądz Leo.

— Od całkowitej porażki uratowali Krzyżaków książęta niemieccy i polscy, którzy po zawarciu odpowiednich sojuszy z zakonem stopniowo zepchnęli Prusów na północ — pisze Mirosław J. Hoffman w artykule „Podbój terytoriów pruskich przez zakon krzyżacki w XIII wieku” zamieszczonym w książce “Wielkie wojny w Prusach”. Krzyżaków wsparli też Czesi. W efekcie Prusowie zostali pokonani, a Herkusa schwytali niedaleko Górowa Iławeckiego Krzyżacy Henryk z Schönburga, komtur Dzierzgonia i Helwig z Goldbach. I jak zanotował krzyżacki kronikarz: „Gdy ujrzeli Herkusa, doznali wielkiej radości, pochwycili go i powiesili na drzewie. A gdy ten wisiał, przebili go jeszcze mieczem”.

Prusowie z tej klęski już się nie podnieśli i z czasem zniknęli z powierzchni późniejszych Prus Wschodnich. Nie jest jednak tak, że zostali wymordowani. Tak stało się tylko w części. Krzyżacy bowiem kierowali się w czasie podboju chłodnym rachunkiem ekonomicznym. Prusowie, którzy poddawali się i przyjmowali katolicyzm, mogli liczyć na całkiem znośne warunki egzystencji.

Kurp czyli Prus?


Ostatnie pruskie powstanie wybuchło w Natangii (okolice Górowa Iławeckiego) w 1295 roku. Wcześniej rycerze zakonni podbili bratanków Prusów, czyli Jaćwingów. Ci mieszkali w okolicach wielkich jezior mazurskich, ale też na Podlasiu i na Polesiu. Co ciekawe, możliwe, że spotykamy potomków Jaćwingów (jedno z pruskich plemion) tuż za granicami warmińsko-mazurskiego. Mówię o Kurpiach, których niektórzy badacze uważają właśnie za ich potomków. — Natomiast istnieje wiele przesłanek, że można twierdzić, iż Kurpie są narodem wywodzącym się z Prusów... Nazywanie ich Kurpiami kojarzy się z pruskim słowem Curpe, co znaczy drewniany trep z łykiem oplecionym wokół łydki — pisze na przykład Sławomir Klec Pilewski w artykule „Geneza ludu kurpiowskiego” zamieszczonym na prusowie.pl.

Z kolei w 1989 roku na białoruskim Polesiu powstał ruch polesko-jaćwieski. Jego zwolennicy uważali, że Poleszucy nie są Słowianami, ale potomkami Jaćwingów. A w 1989 roku domagali się, by „Na ziemiach etnicznego Polesia” stworzyć „Poleską (Jaćwieską) Radziecką Republikę Socjalistyczną”. A potem nastał Łukaszenka...

Olsztyn też jest pruski


Na początku XIV wieku na terenach opanowanych przez Krzyżaków mieszkało 50-60 tys. Niemców, 180-190 tys. Polaków i około 130 tys. Prusów. Przed podbojem było około 170 tys. Prusów i około 50 tys. Jaćwingów. Przez następne lata ulegali oni germanizacji i polonizacji. Jeszcze w 1449 roku synod warmiński postanowił, by proboszczowie „Prusom, po kazaniu wygłaszali Modlitwę Pańską. Pozdrowienie Anielskie, Symbol i Spowiedź, powoli i w ciągłości, z ambony po prusku”. Kolejny synod odbyty w 1565 roku o Prusach już nie wspominał, bo ci ulegli już asymilacji.

Języki Prusów i Jaćwingów umierały przez ponad dwieście lat od podboju, choć jeszcze w XVI wieku ewangelicy wydali trzy katechizmy w języku pruskim.
My na co dzień, z reguły o tym nie wiedząc, nadal spotykamy język pruski. Przede wszystkim w nazwach miejscowości w warmińsko-mazurskim. Moją ulubioną miejscowością w tym kontekście jest podolsztyńskie Dorotowo. Jego nazwa nie ma jednak nic wspólnego z Dorotą. Swoją nazwę wieś wzięła od swojego założyciela, Prusa Dorotha. Pruskie korzenie mają też Dywity czy Purda, a także olsztyńskie jeziora i sam Olsztyn też. Nazwa stolicy warmińsko-mazurskiego wywodzi się bowiem z pruskiej nazwy Łyny: Alna (łania). Stąd niemiecki Allenstein i polski Olsztyn.

Igor Hrywna