Karol Zalewski: Jako sportowiec jestem spełniony

2022-03-16 15:32:21(ost. akt: 2022-03-16 15:42:21)
Znów jestem zawodnikiem AZS-u Olsztyn. Tu zaczynałem przygodę z królową sportu i tu zamierzam ją skończyć — deklaruje Karol Zalewski

Znów jestem zawodnikiem AZS-u Olsztyn. Tu zaczynałem przygodę z królową sportu i tu zamierzam ją skończyć — deklaruje Karol Zalewski

Autor zdjęcia: Janusz Pająk / UWM

Karol Zalewski, pochodzący z Reszla mistrz olimpijski z Tokio w sztafecie mieszanej 4x400 m, odpuścił sobie sezon halowy i spokojnie przygotowuje się do najważniejszych startów. A w 2022 roku lekkoatletycznych emocji nie zabraknie.
Muszę zacząć od gratulacji, aczkolwiek nie sportowych.
— Zastanawiam się, do czego zmierzasz.

Chodzi o Twoją wypowiedź dotyczącą wojny wywołanej przez Rosję. Stwierdzenie, że sport i polityka nie są abstrakcyjnymi bytami i mają ze sobą wiele wspólnego, to ważna deklaracja. Zwłaszcza, że pada z ust sportowca, bo pokazuje, że nie da się funkcjonować w próżni i naiwnie udawać, że sport może istnieć w oderwaniu od otaczających nas realiów.
— Niestety nie żyjemy w idealnym świecie, dlatego abstrahowanie od tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą i mówienie, żeby nie mieszać sportu z polityką, to dziwaczna ucieczka od realnego świata.

Powtórzę to jeszcze raz: wojna to nie polityka, tylko zbrodnia. A zbrodnia nie jest anonimowa. Ktoś zawsze za nią stoi…


… Myślę, jak teraz „zejść na niziny” i rozpocząć rozmowę o sporcie?
— Najlepiej zadając konkretne pytanie.

Ze zdrowiem wszystko ok? Pytam, ponieważ oglądając Halowe Mistrzostwa Polski, wytężałem wzrok, jak tylko mogłem, ale nie dostrzegłem Cię pośród startujących lekkoatletów.
— Miniony sezon był dla mnie wyjątkowo wyczerpujący. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Reset był potrzebny, a nawet konieczny. Tym bardziej, że nadchodzący rok zapowiada się nie mniej intensywnie. Po prostu gdzieś trzeba było odpuścić, naładować akumulatory i nabrać motywacji do dalszej pracy. Igrzyska w Tokio stanowiły wyraźną cezurę w mojej karierze. Udało się osiągnąć upragniony sukces, na który pracowałem całe sportowe życie.

Karol Zalewski nic już nie musi?
— Ale nadal chce! Przede mną kolejne wyzwania, dlatego nie próżnuję. Za chwilę wylatuję na zgrupowanie do RPA, a tuż przed rozpoczęciem sezonu będę trenował w portugalskim Monte Gordo. Niemniej jednak myślę, że teraz będzie łatwiej, gdyż marzenie już się spełniło. Złoty medal olimpijski zawisł na mojej szyi, toteż jako sportowiec jestem spełniony. Ale sportowy sen może przecież trwać dalej.

Przed nami szczególny sezon, ponieważ pierwszy raz w historii mistrzostwa świata i mistrzostwa Europy odbędą się w tym samym roku.
— Stąd też przygotowania muszą być wyjątkowo dobrze rozplanowane. Pomiędzy europejskim a globalnym czempionatem jest miesiąc przerwy. Wyjątkowo mało. Nie ma co ukrywać, że utrzymanie najwyższej dyspozycji będzie nie lada wyzwaniem. Może to truizm, ale wierzę, że razem z trenerem uda nam się tego dokonać.

W hali polskie specjalistki od jednego okrążenia imponują formą. Jest szansa na ponowne pokonanie w sezonie letnim w sztafecie mieszanej uchodzących za faworytów Amerykanów oraz inne wielkie sprinterskie nacje?
— Na tym polega urok sportu, że wszystko jest możliwe. Ostatnie Igrzyska Olimpijskie tylko to potwierdziły. Impossible is nothing.

Najlepszy w kraju czterystumetrowiec ostatnich lat znów jest olsztynianinem.
— Zawsze nim był, ale pewne okoliczności sprawiły, że przez kilka lat nie występował w biało-zielonych barwach. Nie ma jednak co wracać do przeszłości. Znów jestem zawodnikiem AZS-u Olsztyn. Tu zaczynałem przygodę z królową sportu i tu zamierzam ją skończyć.

Źle to zabrzmiało. Dlatego popraw się i jako kibica zapewnij mnie, że co najmniej do IO w Paryżu nie planujesz odłożenia kolców na hak.
— To mogę obiecać. Chodzi przede wszystkim o to, że z Olsztynem wiążę moją przyszłość. Tu jest moje miejsce na ziemi.

„Fundacja Karola Zalewskiego” to wyjątkowo świeży projekt.
— Pomysł zaktywizowania dzieci i młodzieży w popandemicznej rzeczywistości chodził za mną od dawna, ale dopiero po igrzyskach był czas i możliwości, by wcielić go w życie. Sięgając pamięcią do moich szkolnych czasów, uświadomiłem sobie, jaką frajdę sprawiała mi rywalizacja z rówieśnikami.

W czasie pandemii dzieciaki pod względem ruchu straciły naprawdę wiele. Dobrym przykładem jest opowiedziane mi przez jednego ucznia zadanie, które polecił mu jego nauczyciel wf-u: „Idź do parku i zrób sobie zdjęcie”.


Życie…
— Zgadza się, ale wyszedłem z założenia, że narzekanie do niczego nie prowadzi. Trzeba zacząć działać. Wspomniana Fundacja na początek zorganizuje serię eventów sportowych „Athletics Challenge”. Za nami premierowe zawody w Zgierzu, a jutro spotykamy się w SP nr 7 w Olsztynie.

Jak wygląda formuła tychże zawodów?
— W każdym wydarzeniu weźmie udział 12 szkół, a poszczególne zespoły będą składały się z ośmiu osób: 4 dziewczynek i 4 chłopców. Konkurencje, z którymi będą zmagać się mali sportowcy, mają charakter szybkościowo-sprawnościowy. Nasze hasło brzmi: „Szukamy następców mistrzów”. Ale poza aspektem stricte sportowym liczymy na dobrą zabawę i zachęcenie dzieci do zainteresowania się ruchem. Będziemy edukować i wspierać trenerów, zawodników, ale także rodziców by uświadomili sobie, że zwolnienia z wf-u to droga donikąd.

Na koniec pytanie, które na pewno nieraz już słyszałeś. Kiedy Tomasz Czubak przestanie być rekordzistą Polski w biegu na 400 m?
— W ubiegłym roku była spora szansa, by pobiec szybciej niż 44,62. Gdyby terminarz biegów indywidualnych i sztafetowych w Tokio ułożył się trochę inaczej, to kto wie, może niepobity od 1999 roku wynik już zostałby wymazany z tabel. Na swojej zmianie w sztafecie pobiegłem przecież 43,6.

Co się odwlecze, to nie uciecze.
— Na to wraz z trenerem liczymy. W tym roku będzie ku temu co najmniej kilka okazji. Fizycznie i psychicznie na pewno jestem gotowy na szybkie bieganie. Oby tylko zdrowie dopisało, a może być naprawdę ciekawie.

Michał Mieszko Podolak