Dzień kobiet: W moim studiu kobiety rozkwitają
2022-03-08 10:10:31(ost. akt: 2022-03-08 10:16:32)
Ewa Kurowska to olsztyńska fotografka działająca przy Związku Plastyków Warmii i Mazur. W najbliższy piątek, 11 marca, odbędzie się wernisaż zdjęć artystki w „Galerii na Strychu” w olsztyńskim MOK-u. Start o godzinie 16:00.
— Jak zaczęła się Twoja przygoda z fotografią?
— Od dzieciństwa chciałam być artystką, ale nie do końca wiedziałam jaka dziedzina byłaby dla mnie odpowiednia. Próbowałam rysować – nie wychodziło. Próbowałam śpiewać w kapeli bluesowej – też nie wyszło. Był nawet taki moment, że chciałam iść do szkoły operowej, ale rodzice skutecznie wybili mi to z głowy. Więc przez jakiś czas zapomniałam w ogóle o jakiejkolwiek twórczości. Po latach wpadł mi w ręce aparat i okazało się, że zdjęcia jakoś zaczęły mi wychodzić. Zdawałam sobie sprawę z moich braków, ale ambicje miałam wysokie, więc szlifowałam swoje umiejętności. Gdy w 2013 roku urodziła się moja córka Olga, aparat fotograficzny wpisał się w naszą codzienność. Olga była bardzo wdzięczną modelką. Nie marudziła, gdy ją ustawiałam, przestawiałam, a zdjęcia wychodziły mi naprawdę świetnie. Potem zaczęła się moja przygoda z grafiką komputerową i z fotografią produktową. Zauważyłam, że to mnie strasznie kręci i wszystkie moje plany, marzenia związane są właśnie z fotografią.
— Twoje wykształcenie jest związane z grafiką komputerową. W dzisiejszych czasach fotografia bez tej dziedziny w zasadzie nie istnieje. Grafika pomogła rozwijać fotografię, czy może na odwrót?
— To się chyba ze sobą świetnie łączy, ale to fotografia jest na pierwszym miejscu. Chociaż fotografem chyba się nie czuję. Jestem osobą, która ma aparat (śmiech). Myślę, że jestem w ciągłym procesie i rozwoju. Przede mną pierwsza wystawa, która wisi od 4 marca. Natomiast wernisaż i uroczyste otwarcie nastąpi 11 marca w „Galerii na Stychu” Miejskiego Ośrodka Kultury przy ul. Dąbrowszczaków 3, zaprezentuję serie portretów.
— Już sam tytuł wystawy „Historia pewnego kalendarza” sprawia, że mam ochotę usiąść wygodnie w fotelu i posłuchać.
— Już sam tytuł wystawy „Historia pewnego kalendarza” sprawia, że mam ochotę usiąść wygodnie w fotelu i posłuchać.
— Ta zabawna dosyć historia zaczęła się od mojego męża, który w listopadzie 2020 roku postanowił zapuścić wąsy, jako znak solidarności z mężczyznami, którzy zmagają się z rakiem prostaty. To jest dosyć głośna kampania i mój mąż co roku próbował ten wąs zapuścić i w końcu w czasie pandemii i ogólnej izolacji się udało. Nie lubię tego jego wąsa (śmiech), ale zanim go zgolił postanowiłam zrobić mu kilka zdjęć. Potem zaczęli dochodzić inni koledzy, przyjaciele i tak w mojej głowie powstała idea stworzenia kalendarza na rok 2021. Czas pandemii bardzo mocno nas od siebie odizolował, więc chociaż tak mogliśmy się spotkać i widywać na kartach kalendarza. Rok później pomysł kalendarza wrócił, ale tym razem w kobiecej odsłonie. Soczyste kolorystycznie zdjęcia, do których wykorzystałam moje osobiste koleżanki, dzięki czemu powstała zaskakująca kolekcja tworząca pełną paletę barw i osobowości.
— Człowiek fotografowany często jest spięty i trudno uzyskać to idealne ujęcie. Zaciśnięta szczęka powoduje, że na twarzy zamiast uśmiechu rysuje się jakiś nienaturalny grymas. Jak sobie radzisz ze stresem u swoich modeli?
— Człowiek fotografowany często jest spięty i trudno uzyskać to idealne ujęcie. Zaciśnięta szczęka powoduje, że na twarzy zamiast uśmiechu rysuje się jakiś nienaturalny grymas. Jak sobie radzisz ze stresem u swoich modeli?
— Ja tez się stresuję, gdy robię zdjęcia. Informuję o tym swoich modeli, więc na początku jesteśmy zestresowani razem (śmiech). Towarzyszy temu zawsze podwyższone napięcie, lekkie skoki adrenaliny, może dlatego też tak bardzo lubię to robić. Natomiast to zawsze są pozytywne emocje. Pierwsze 20 minut to ustawianie światła, ustawianie lampy, w przypadku dziewczyn, które będziemy mogli oglądać na wystawie, to był jeszcze makijaż, dodatkowe gadżety itd. Towarzyszy temu luźna rozmowa, informuję o tym jak bym widziała dane ujęcie, ale też słucham swoich modeli. W międzyczasie dzieją się niesamowite czary, bo zaraz się śmiejemy, wygłupiamy, dzięki temu możemy sobie pozwolić na bardziej odważne ujęcia, a zdjęcia wychodzą fantastycznie.
— Jakie zdjęcia lubisz robić najbardziej?
— Zdecydowanie portret kobiecy. Jako modelki są wdzięczniejsze niż mężczyźni. Nie obrażając oczywiście panów (śmiech), ale nie na darmo nazywają nas płcią piękną. Z kobietami przechodzimy przez pewien proces, mamy czas na poznanie się. Moje modelki często traktują sesje foto jak spa. Na co dzień są matkami, żonami pochłoniętymi pracą, a w moim studiu rozkwitają i zmieniają się nie do poznania. Sama nic nie stworzę, muszę wyciągnąć z tej osoby to co ma najlepsze. Myślę, a nawet jestem przekonana, że mi się to udaje, o czym można będzie się przekonać już w najbliższy piątek.
— Przez twoje studio fotograficzne przewinęło się kilkadziesiąt modelek. W jakim wieku kobiety najchętniej się fotografują, bo mam wrażenie, że pomiędzy 30-40 rokiem życia, przychodzi rozkwit kobiecości i chęć uwiecznienia jej na takiej sesji.
— Dokładnie tak jest. Z czasem nabieramy większej pewności siebie, jesteśmy bardziej świadome swoich atutów, które potrafimy odpowiednio podkreślać. Wiemy co lubimy, a czego nie i wiemy co chcemy od życia, od innych ludzi i od siebie. Trudno oczywiście między „kuchnią a salonem” mieć jeszcze czas na artystyczne portrety (śmiech), dlatego jak dziewczyny przychodzą na sesje, to jest to czas magiczny, wyjątkowy, mistyczny. Gdy zobaczą już końcowy efekt, to często nie mogą uwierzyć, że to one są na zdjęciach. Myślę, że to jest najlepsze w tej pracy.
Karolina Rogóz-Namiotko
Karolina Rogóz-Namiotko
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Dorota #3094732 8 mar 2022 15:52
Nie ma takiego słowa jak fotografka w języku polskim. Jest słowo agrafka.
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz