Kobieca współpraca jest ważna na każdym polu

2022-03-31 14:19:00(ost. akt: 2022-03-31 14:19:40)
Izabela Buchowska z Agnieszką Kowalczyk, z którą tworzy zespół Cello 2 Cello

Izabela Buchowska z Agnieszką Kowalczyk, z którą tworzy zespół Cello 2 Cello

Autor zdjęcia: mat. prasowe

Izabela Buchowska, wiolonczelistka z Olsztyna, często występuje w programach telewizyjnych i radiowych, nagrywa muzykę do filmów i seriali. Do swojego rodzinnego miasta ma jednak ogromny sentyment. Często współpracuje z olsztyńskimi muzykami.
— Dziś mieszkasz w Warszawie, ale nadal jesteś związana z Olsztynem. Współpracujesz z wieloma olsztyńskimi artystami. Przyjaźń wśród muzyków jest możliwa?
— Zdecydowanie tak. Wśród moich przyjaciół muzycy są w większości. Łączy nas podobna wrażliwość, a przede wszystkim zawód. Mamy ten sam styl życia, bo przecież nasza praca różni się od tej, którą wykonują ludzie zatrudnieni na etacie.

— To też ciągłe życie na walizkach, bo podróżujecie z miasta do miasta z koncertami. Przyzwyczaiłaś się?
— Trochę tak, bo dziś jestem już w stanie bardzo szybko spakować walizkę i być gotowa na kolejny wyjazd (śmiech). Jeszcze przed pandemią rzeczywiście bardzo dużo jeździłam i to wymagało ode mnie umiejętności organizacji. Chociaż przyznaję, że walizka po powrocie bardzo często leży nierozpakowana.

— Czy przed laty, kiedy mieszkając jeszcze w Olsztynie, wyjeżdżałaś na prestiżowe stypendium artystyczne w Nowym Jorku, pomyślałabyś, że dziś będziesz w takim punkcie kariery zawodowej? Mieszkasz w Warszawie, koncertujesz w całym kraju, współpracujesz z wieloma artystami oraz instytucjami.
— W Warszawie spędzałam dużo czasu już w trakcie studiów. Przyjeżdżałam na lekcje do profesora Kazimierza Michalika. To były więc, można powiedzieć, moje pierwsze związki zawodowe z Warszawą. Wiedziałam też, że będę tutaj mieszkać, ze względu chociażby na ogromną liczbę wydarzeń kulturalnych, ponadto stąd łatwiej jest wszędzie dojechać.

— Ostatnio wystąpiłaś w musicalu.
— Tak, to bardzo ciekawa historia. Jeszcze mieszkając w Olsztynie dużo śpiewałam. W czasie studiów już mniej, ponieważ całkowicie skupiłam się na grze na wiolonczeli, co zajmowało dużo czasu, więc to śpiewanie zaniedbałam. Zawsze jednak myślałam o powrocie i zaczęłam te plany realizować kilka lat temu śpiewając pojedyncze utwory na koncertach mojego zespołu Cello 2 Cello. Casting do musicalu „Once” odbywał się też w Warszawie, w Teatrze Roma, o czym nie wiedziałam. Bardzo żałowałam, że ominęła mnie taka okazja. Przez przypadek trafiłam za to na ogłoszenie o castingu do tego samego tytułu w Toruniu. Wzięłam udział w przesłuchaniach i wybrano mnie do jednej z ról. Trzeba tutaj dodać, że to musical, który wymaga nie tylko umiejętności tanecznych, wokalnych i aktorskich, ale każda z występujących w nim osób musi grać na jakimś instrumencie. To było dla mnie również duże wyzwanie, bo na przygotowanie się do premiery miałam jedynie trzy tygodnie. Tak naprawdę stanęłam na scenie po zaledwie dwóch próbach, które odbyły się m.in. z choreografką, reżyserem i resztą obsady. Miałam też konsultacje wokalne w Warszawie z Pauliną Grochowską ze studia Accantus. Pierwsze występy były naprawdę fantastycznym przeżyciem. W lutym też odbyły się spektakle, a w kolejnych miesiącach można obejrzeć kolejne, na które serdecznie zapraszam. Dziś już zupełnie spokojnie i pewnie wychodzę na scenę.

— To w twoim przypadku zupełnie coś nowego?
— Tak, a jednocześnie to spełnienie kolejnego marzenia. Dzięki temu mogę się spełniać artystycznie na innym wielu płaszczyznach.

— Artystycznie spełniasz się na wielu polach. To również współpraca z Teatrem Roma, o którym wspomniałyśmy wcześniej.
— To był projekt artystyczny i m.in. nagrania wideo z Anastazją Simińską. Może znają ją państwo z plakatów Teatru Roma jako odtwórczynię głównych ról m.in. w musicalach „Aida” i „Waitress”. Pracowałam również z Leną Zuchniak, która z kolei w Romie jest korepetytorem wokalnym. Nagrywałam też muzykę Hadriana Tabęckiego do musicalu „Jentl”, który z kolei można obejrzeć na deskach warszawskiego Teatru Żydowskiego.

— Czasem też zdarza się, że grasz do utworu The Cranberries. To współpraca związana z Teatrem Kamienica. Opowiesz trochę o niej?
— Podczas tych nagrań współpracowałam z wokalistką Izą Laskowską. Paweł Stankiewicz z Olsztyna odpowiadał za wspaniałą aranżację tego utworu. Wkrótce będzie można posłuchać efektów. To ciekawa wersja, bardzo oryginalna, bo brzmi w niej tylko gitara i wiolonczela.

— To wymagające projekty. Kiedy rozmawiałyśmy przed laty mówiłaś, że artysta, by rozwijać się, musi ćwiczyć nawet po kilka godzin dziennie. Teraz też tyle czasu poświęcasz na ćwiczenia?
— Nadal ćwiczę tak dużo. Bez tak intensywnej pracy nad umiejętnościami, przestaje się być muzykiem. Oczywiście jest tak, że im dłużej się gra, to tym łatwiej jest wrócić do pewnego poziomu. Jednak bez ćwiczeń nie ma możliwości, by grać dobrze.

— Czyli sąsiedzi nadal mogą liczyć na darmowe koncerty.
— Można tak powiedzieć (śmiech). Z drugiej strony może męczą się słuchając powtarzanych fraz. Akurat moi sąsiedzi nie narzekają i spotykam się z bardzo miłymi komentarzami. Zdarza się, że dziękują za koncert i żartują, że powinnam sprzedawać bilety.

— W domu ćwiczysz również z Agnieszką Kowalczyk, z którą tworzysz zespół Cello 2 Cello?
— Tak. Agnieszka na co dzień mieszka w Poznaniu, więc spotykamy się w Warszawie bądź w Poznaniu, w naszych domach. Jeśli ćwiczymy z zespołem, z którym również koncertujemy, to wówczas próby odbywają się zwykle w studio.

— Ty pokazujesz, że w muzyce ważna jest również kobieca przyjaźń, wzajemne wspieranie się.
— Myślę, że przyjaźnie są bardzo ważne. Im jestem starsza, tym bardziej widzę, jak kobietom w świecie muzyki jest trudno. Tutaj zdecydowanie warto wspierać się, bo to nadal jest bardzo męski świat.

— Kobiety muszą bardziej walczyć, żeby osiągnąć sukces w muzyce?
— Wydaje mi się, że tak, bo w przypadku kobiet dużo częściej zwraca się uwagę na wygląd. To nie pozostaje bez znaczenia. Kobietę komplementuje się za wygląd, mężczyznę za kompetencje. A tymczasem w świecie muzyki nie brakuje przecież wirtuozek. Dlatego też kobiety muszą mieć w sobie ogromną determinację, by się przebić.

— Ważne jest też wsparcie partnera. Twój mąż jest muzykiem, więc łatwiej o zrozumienie.
— Tak, więc wiemy oboje, że czasem zdarza się, że mamy próby wieczorami, że koncertowanie wymaga intensywnych przygotowań. Ludziom pracującym na etacie czasem trudno zrozumieć, że ktoś musi pracować w weekendy, że wiele rzeczy jest nieprzewidywalnych. W naszym zawodzie planowanie z wyprzedzeniem jest bardzo trudne.

— Przydaje się więc wsparcie babci.
— Tak, jest nieocenione. Moja mama bardzo nam pomaga. Mamy 9-letnią córkę Basię i 6-letniego syna Piotrusia. Kiedy wyjeżdżam, mama często przyjeżdża do nas z Olsztyna i staje się moim zastępcą (śmiech). Oboje chodzą do szkoły muzycznej. Bardzo tego chcieli, do niczego ich nie zmuszaliśmy. Basia wybrała skrzypce, Piotr, tak jak ja, wiolonczelę. Już jako malutki chłopczyk chciał, żebym dawała mu lekcje.

— Olsztyn nadal jest ważny w waszym życiu i często to niego wracasz. Ostatnio zrealizowałyście z Cello 2 Cello sesję nagraniową "Ostinato-Automato" z Jarkiem Kordaczukiem.
— Jarek Kordaczuk jest jednym z moich ulubionych kompozytorów, z którym współpracowałam przy wcześniejszych projektach. Napisał dla Cello 2 Cello utwór „Ostinato-Automato”, który miał swoją premierę na festiwalu Sonikalia w Olsztynie. Zarejestrowaliśmy dźwięk i obraz, więc pewnie za kilka tygodni poznamy efekty tego nagrania. To bardzo ciekawa kompozycja adresowana głównie do dzieci i młodzieży. Uczy słuchaczy odkrywania muzyki i bardziej świadomego odbioru. Mamy już kolejne plany koncertowe związane z tym utworem. Moja wiolonczela pojawiła się również w ostatnim spektaklu Olsztyńskiego Teatru Tańca „MOA” z choreografią Gosi Mielech i muzyką mojego męża, Bartosza Smorągiewicza.

— Czasy trudne, ale planujesz występ w Olsztynie?
— Mam taką nadzieję, bo bardzo bym chciała ponownie zagrać w Olsztynie, również z Cello 2 Cello, ale także z innymi moimi projektami. Jednak w tej chwili trudno mi mówić o konkretnej dacie. W najbliższym czasie koncertuję z Orkiestrą Wałbrzyską. Jednym z muzyków, z którymi stanę na scenie, będzie Tomasz Krezymon, pianista. Znany olsztynianom, ponieważ był kierownikiem muzycznym w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Pojawię się też z koncertami w Norwegii i w Niemczech.

Katarzyna Janków-Mazurkiewicz