Póki mamy marzenia, nasze życie ma sens
2022-03-03 11:01:29(ost. akt: 2022-03-03 11:26:09)
Jakie tajemnice kryje w sobie kobieca dusza? Ta zagadka nurtuje ludzkość od zarania dziejów. Odpowiedzi na to pytanie szuka także Agnieszka Cichoń-Kamińska, olsztyńska artystka i fotografka. Efektem jej poszukiwań stała się niezwykła fotograficzna opowieść, rozgrywająca się na pograniczu jawy i snu.
— Od 1 stycznia do 6 marca pani fotografie można oglądać w olsztyńskiej Galerii SOWA. Wystawa nosi tytuł „Kobieta w impresji — retrospekcja”. Skąd ten pomysł?
— Retrospekcja wiąże się ze swoistym podsumowaniem i spojrzeniem na to, co było. Na to, co osiągnęliśmy, stworzyliśmy. Pomaga określić, czy jest przestrzeń na nowe. Czy idziemy tym tropem dalej, a może zmieniamy kierunek. Czy pozostajemy w swych działaniach w zgodzie ze sobą. Ta retrospekcja utwierdziła mnie w przekonaniu, że to moja droga. Że chcę więcej i więcej. Bardziej wchodzić w świat moich wizji, fantazji. Kreować poprzez szukanie inspiracji w bogactwie różnych kultur, w legendach, w świecie, który nas otacza i jest nieskończonym źródłem tych poszukiwań.
— Retrospekcja wiąże się ze swoistym podsumowaniem i spojrzeniem na to, co było. Na to, co osiągnęliśmy, stworzyliśmy. Pomaga określić, czy jest przestrzeń na nowe. Czy idziemy tym tropem dalej, a może zmieniamy kierunek. Czy pozostajemy w swych działaniach w zgodzie ze sobą. Ta retrospekcja utwierdziła mnie w przekonaniu, że to moja droga. Że chcę więcej i więcej. Bardziej wchodzić w świat moich wizji, fantazji. Kreować poprzez szukanie inspiracji w bogactwie różnych kultur, w legendach, w świecie, który nas otacza i jest nieskończonym źródłem tych poszukiwań.
— Oglądając te prace odnoszę wrażenie, że pasjonuje się pani nie tylko fotografią, ale i malarstwem. Mam rację?
— Łączenie fotografii, malarstwa i rysunku to dla mnie rzecz naturalna. Jedno wzywa drugie. Te światy przenikają się, tworzą symbiozę. Dają znak o sobie w mojej twórczości. Wpływają na siebie raz mniej, raz bardziej, ale są. Nie wyobrażam sobie rezygnacji z jednego, na rzecz drugiego. Cieszę się, że te dziedziny przenikają się u mnie. To dzieje się samo, intuicyjnie, tworzone sercem, energią, która zagościła gdzieś w mojej duszy. Moje fotografie często stają się częścią mojego malarstwa. Malarstwo staje się częścią fotogramów, cyfrowych kolaży.
— Łączenie fotografii, malarstwa i rysunku to dla mnie rzecz naturalna. Jedno wzywa drugie. Te światy przenikają się, tworzą symbiozę. Dają znak o sobie w mojej twórczości. Wpływają na siebie raz mniej, raz bardziej, ale są. Nie wyobrażam sobie rezygnacji z jednego, na rzecz drugiego. Cieszę się, że te dziedziny przenikają się u mnie. To dzieje się samo, intuicyjnie, tworzone sercem, energią, która zagościła gdzieś w mojej duszy. Moje fotografie często stają się częścią mojego malarstwa. Malarstwo staje się częścią fotogramów, cyfrowych kolaży.
Widząc z kim będę pracować mogę nakreślić proces, który nas czeka. Nie ma tu miejsca na brak przemyśleń — mówi Agnieszka Cichoń-Kamińska.
fot. Agnieszka Cichoń-Kamińska
— Centralnym motywem wielu pani prac są kobiety...
— To prawda, kobieta niezmiennie panuje w mojej twórczości. Jest źródłem wielu wcieleń, zagadką. Może być łagodna, ale może zaskoczyć swoją siłą. Jeśli trzeba, roztacza miłość, ale potrafi też oddać wszystko w walce. To anioł, ale i zła moc. Przekaz ten znany jest od zarania dziejów w różnych religiach, światopoglądach. Fascynuje mnie ta niejednoznaczna symbolika. Ta specyficzna kobieca inteligencja kryjąca się na przykład pod pozorną słabością. Tu zacytuję słowa, które wiele mówią w tej kwestii — „Nigdy nie myl mojej dobroci ze słabością”. Kobieta to dusza nigdy do końca niepoznana. Może da się poznać, ale tylko kiedy ona zechce. Potrafi obudzić w sobie pewne wręcz „męskie” pokłady siły i zawalczyć o swój świat. Wszystko to mieści się w tej kobiecej duszy i można to tam odkryć. Jest delikatna, ale też, wobec ciężkich przeżyć, powstaje jak feniks z popiołu, by budować nowe, lepsze przestrzenie. I o tym jest ta moja opowieść fotograficzno-malarska. Kobieta to fascynujący temat. Zaprasza mnie do wciąż nowych odkryć. Poprzez proces twórczy sama odkrywam, co jeszcze we mnie drzemie, a co może już odeszło.
— To prawda, kobieta niezmiennie panuje w mojej twórczości. Jest źródłem wielu wcieleń, zagadką. Może być łagodna, ale może zaskoczyć swoją siłą. Jeśli trzeba, roztacza miłość, ale potrafi też oddać wszystko w walce. To anioł, ale i zła moc. Przekaz ten znany jest od zarania dziejów w różnych religiach, światopoglądach. Fascynuje mnie ta niejednoznaczna symbolika. Ta specyficzna kobieca inteligencja kryjąca się na przykład pod pozorną słabością. Tu zacytuję słowa, które wiele mówią w tej kwestii — „Nigdy nie myl mojej dobroci ze słabością”. Kobieta to dusza nigdy do końca niepoznana. Może da się poznać, ale tylko kiedy ona zechce. Potrafi obudzić w sobie pewne wręcz „męskie” pokłady siły i zawalczyć o swój świat. Wszystko to mieści się w tej kobiecej duszy i można to tam odkryć. Jest delikatna, ale też, wobec ciężkich przeżyć, powstaje jak feniks z popiołu, by budować nowe, lepsze przestrzenie. I o tym jest ta moja opowieść fotograficzno-malarska. Kobieta to fascynujący temat. Zaprasza mnie do wciąż nowych odkryć. Poprzez proces twórczy sama odkrywam, co jeszcze we mnie drzemie, a co może już odeszło.
— Te fotografie należy więc odczytywać jako pewne symbole? Nie są one wyrazem osobowości konkretnych kobiet, które pozują do pani prac?
— Środki wyrazu, elementy, które wykorzystuję w tworzeniu moich wizji są bardzo ważnym elementem tychże. Są one wręcz niezbędne do moich realizacji. Ta potrzeba wypływa z serca, ale modelki też są tu bardzo ważne. To one inspirują do takich, a nie innych akcesoriów. Do wybranej kolorystyki, do tematyki projektu. Widząc z kim będę pracować mogę nakreślić proces, który nas czeka. Nie ma tu miejsca na brak przemyśleń. A to dopiero początek. W trakcie sesji powstaje specyficzna atmosfera i ona często naprowadza na nowe treści, powiązane oczywiście z danym działaniem. To kwestia komunikacji między mną a modelką. Odpowiednią reakcją na chwilę, gest, spojrzenie, układ ciała. Plan musi być, ale trzeba też mieć otwartość na to, co dzieje się w trakcie. Nie być na to obojętnym.
— Środki wyrazu, elementy, które wykorzystuję w tworzeniu moich wizji są bardzo ważnym elementem tychże. Są one wręcz niezbędne do moich realizacji. Ta potrzeba wypływa z serca, ale modelki też są tu bardzo ważne. To one inspirują do takich, a nie innych akcesoriów. Do wybranej kolorystyki, do tematyki projektu. Widząc z kim będę pracować mogę nakreślić proces, który nas czeka. Nie ma tu miejsca na brak przemyśleń. A to dopiero początek. W trakcie sesji powstaje specyficzna atmosfera i ona często naprowadza na nowe treści, powiązane oczywiście z danym działaniem. To kwestia komunikacji między mną a modelką. Odpowiednią reakcją na chwilę, gest, spojrzenie, układ ciała. Plan musi być, ale trzeba też mieć otwartość na to, co dzieje się w trakcie. Nie być na to obojętnym.
— Do niektórych fotografii, prezentowanych na pani najnowszej wystawie, pozowała Magdalena Dudzik, olsztyńska malarka i fotografka. Jak wspomina pani tę współpracę?
— Współpracę z Magdą, jak też z innymi modelkami, które często nazywam później moimi muzami — wspominam z ciepłem w sercu. Magda wraz z innymi bohaterkami moich wizji stanowi integralną część finalnego mariażu fotograficznego, do którego dążę. Kobiety, które zaistniały w moich realizacjach — wśród nich Magda — reprezentują wyjątkową wrażliwość. Ich dusze są kompatybilne z moją wrażliwością. Dzięki temu cel został osiągnięty. Tym wszystkim moim bohaterkom — na wystawie to tylko część realizacji — jestem wdzięczna za to, że dały się ponieść moim pomysłom i że ja podołałam ich sugestiom. Że mi zaufały. Ja oddaję część siebie — one otwierają swoje serca, przyjmują moje wizje i w nich istnieją. Tak też było z Magdą. Życzę wszystkim fotografom takiej współpracy i zrozumienia oraz docenienia i porozumienia podczas realizacji projektów. Oraz tej świadomości z nakładu pracy. Energia, która w nas pozostaje jest nie do opisania. Takie spotkania wzbogacają obie strony.
— Współpracę z Magdą, jak też z innymi modelkami, które często nazywam później moimi muzami — wspominam z ciepłem w sercu. Magda wraz z innymi bohaterkami moich wizji stanowi integralną część finalnego mariażu fotograficznego, do którego dążę. Kobiety, które zaistniały w moich realizacjach — wśród nich Magda — reprezentują wyjątkową wrażliwość. Ich dusze są kompatybilne z moją wrażliwością. Dzięki temu cel został osiągnięty. Tym wszystkim moim bohaterkom — na wystawie to tylko część realizacji — jestem wdzięczna za to, że dały się ponieść moim pomysłom i że ja podołałam ich sugestiom. Że mi zaufały. Ja oddaję część siebie — one otwierają swoje serca, przyjmują moje wizje i w nich istnieją. Tak też było z Magdą. Życzę wszystkim fotografom takiej współpracy i zrozumienia oraz docenienia i porozumienia podczas realizacji projektów. Oraz tej świadomości z nakładu pracy. Energia, która w nas pozostaje jest nie do opisania. Takie spotkania wzbogacają obie strony.
Kobieta to dusza nigdy do końca nie poznana. Może da się poznać, ale tylko kiedy ona zechce — mówi Agnieszka Cichoń-Kamińska.
fot. Agnieszka Cichoń-Kamińska
— W jaki sposób odkryła pani dla siebie świat fotografii?
— Fotografię przyszła do mnie w genach... aczkolwiek zapukała dosyć niespodziewanie i rozgościła się już na dobre. Dochodziłam do tego własnymi siłami. Podświadomie ciągnęło mnie do portretów — niekoniecznie tych klasycznych. Moja wyobraźnia lubiła zawsze coś dodać. Osadzić osobę fotografowaną w zaaranżowanym otoczeniu, zrobionej scenografii, z wykreowanymi dodatkami. Już w pierwszych fotograficznych doświadczeniach to kobiety zdominowały moje działania. Inspiracją zawsze była prasa modowa, fotografia fashion, malarstwo, film, literatura... Tak więc ziarno zostało zasiane i wybijało się przy każdej okazji, by wybuchnąć tym ogrodem. Dotykając wielu tematów w fotograficznym świecie poczułam, że w tej tematyce najlepiej się odnajdę, że te sesje dają tą wyjątkową wolność. Czyli to już proces długotrwały — w znaczeniu ciągłości, zależny od momentów w życiu, w których akurat się znajdowałam. Dający wciąż nowe wyzwania. Nie wiemy przecież jacy będziemy na różnych etapach naszego życia, a to nie pozostaje bez wpływu na drogę twórczą, na to co będzie nas inspirować. Poszukiwania zawsze były, są i będą. Bez nich człowiek się nie rozwija. W moim przypadku pomogły one określić, co daje mi na tym etapie radość życia, czym chcę się dzielić i jakiej przestrzeni do tego potrzebuję. Niech dane mi będzie przekazywać poprzez moje prace radość także innym. I to, oprócz fotografii dotyczy też malarstwa. Jest ono obecne podczas fotografowania w postaci obrazów w mojej wyobraźni, by podczas malowania podążać tymi ścieżkami, ale też poddać się intuicji, natchnieniu. Na płótnie, kartce, pozostaje zapis danej emocji, częściowo wcześniej zapisanej, ale rozwijającej się tu i teraz. Efekt końcowy związany jest z podszeptem serca, że to akurat ten moment. Proces bez ograniczeń czasowych względem danego projektu. Raz krótszy, raz dłuższy. To my wyczuwamy, kiedy przychodzi moment, by postawić kropkę nad „i”. Dotyczy to też sesji — nasza intuicja daje nam poczuć, że osiągnęliśmy zamierzony cel.
— Fotografię przyszła do mnie w genach... aczkolwiek zapukała dosyć niespodziewanie i rozgościła się już na dobre. Dochodziłam do tego własnymi siłami. Podświadomie ciągnęło mnie do portretów — niekoniecznie tych klasycznych. Moja wyobraźnia lubiła zawsze coś dodać. Osadzić osobę fotografowaną w zaaranżowanym otoczeniu, zrobionej scenografii, z wykreowanymi dodatkami. Już w pierwszych fotograficznych doświadczeniach to kobiety zdominowały moje działania. Inspiracją zawsze była prasa modowa, fotografia fashion, malarstwo, film, literatura... Tak więc ziarno zostało zasiane i wybijało się przy każdej okazji, by wybuchnąć tym ogrodem. Dotykając wielu tematów w fotograficznym świecie poczułam, że w tej tematyce najlepiej się odnajdę, że te sesje dają tą wyjątkową wolność. Czyli to już proces długotrwały — w znaczeniu ciągłości, zależny od momentów w życiu, w których akurat się znajdowałam. Dający wciąż nowe wyzwania. Nie wiemy przecież jacy będziemy na różnych etapach naszego życia, a to nie pozostaje bez wpływu na drogę twórczą, na to co będzie nas inspirować. Poszukiwania zawsze były, są i będą. Bez nich człowiek się nie rozwija. W moim przypadku pomogły one określić, co daje mi na tym etapie radość życia, czym chcę się dzielić i jakiej przestrzeni do tego potrzebuję. Niech dane mi będzie przekazywać poprzez moje prace radość także innym. I to, oprócz fotografii dotyczy też malarstwa. Jest ono obecne podczas fotografowania w postaci obrazów w mojej wyobraźni, by podczas malowania podążać tymi ścieżkami, ale też poddać się intuicji, natchnieniu. Na płótnie, kartce, pozostaje zapis danej emocji, częściowo wcześniej zapisanej, ale rozwijającej się tu i teraz. Efekt końcowy związany jest z podszeptem serca, że to akurat ten moment. Proces bez ograniczeń czasowych względem danego projektu. Raz krótszy, raz dłuższy. To my wyczuwamy, kiedy przychodzi moment, by postawić kropkę nad „i”. Dotyczy to też sesji — nasza intuicja daje nam poczuć, że osiągnęliśmy zamierzony cel.
— We wpisie zamieszczonym na początku lutego na pani profilu facebookowym czytamy, że tego dnia na niebie skumulowały się niesamowite energie. Mieliśmy bowiem nów w wodniku. Czy interesuje się pani astrologią?
— Interesuję się wieloma rzeczami poza fotografią. One wzbogacają mój świat, uwrażliwiają na to, co nas otacza, co się z nami dzieje. Wierzę, że ta wiedza, te zainteresowania przyszły do mnie we właściwym dla mojej drogi momencie. Astrologia, numerologia, rozwój duchowy, medytacja, świat wielu wymiarów, fizyka kwantowa zagościły w moim życiu i mają moją aprobatę. Staram się czerpać z tej wiedzy, by jeszcze pełniej korzystać z tego, co jest mi dane, by to doceniać i być wdzięczną, uważną... By mieć też siłę w obliczu tej ciemniejszej strony, z którą przyszło nam się mierzyć. Jest to takie zanurzenie się w to, co czasem nie ma jasno zaznaczonych granic, a wręcz przeciwnie — popycha nas do odrzucenia pewnych schematów i życia w zgodzie ze sobą. To takie podpowiedzi od świata, a co my z nimi zrobimy, czy je zauważymy — to już zależy tylko od nas. Każdy ma swoją drogę.
— Interesuję się wieloma rzeczami poza fotografią. One wzbogacają mój świat, uwrażliwiają na to, co nas otacza, co się z nami dzieje. Wierzę, że ta wiedza, te zainteresowania przyszły do mnie we właściwym dla mojej drogi momencie. Astrologia, numerologia, rozwój duchowy, medytacja, świat wielu wymiarów, fizyka kwantowa zagościły w moim życiu i mają moją aprobatę. Staram się czerpać z tej wiedzy, by jeszcze pełniej korzystać z tego, co jest mi dane, by to doceniać i być wdzięczną, uważną... By mieć też siłę w obliczu tej ciemniejszej strony, z którą przyszło nam się mierzyć. Jest to takie zanurzenie się w to, co czasem nie ma jasno zaznaczonych granic, a wręcz przeciwnie — popycha nas do odrzucenia pewnych schematów i życia w zgodzie ze sobą. To takie podpowiedzi od świata, a co my z nimi zrobimy, czy je zauważymy — to już zależy tylko od nas. Każdy ma swoją drogę.
Kobiety, które zaistniały w moich realizacjach — wśród nich Magda — reprezentują wyjątkową wrażliwość. Ich dusze są kompatybilne z moją wrażliwością — mówi Agnieszka Cichoń-Kamińska.
fot. Agnieszka Cichoń-Kamińska
— Czy posiada pani jakieś twórcze marzenia?
— Póki są marzenia, póty mamy do czego dążyć, nasze życie ma cel. Nie ma pustki. Oczywiście niech się one spełniają, by ustąpić miejsce nowym. Wtedy bramy rozwoju są wciąż otwarte i nas wzbogacają. Więc tak — mam marzenia. Marzenia niosące ładunek dobra w postaci mojej twórczości. Marzę, by moja twórczość nie była tylko ucieczką od skomplikowanego świata, a raczej odzwierciedlała jego piękne strony. By w końcu ten świat — tu i teraz — był pełen dobrych inspiracji do powstawania nowych projektów, w których świat fantazji połączy się mimo wszystko z pięknem w naszym otoczeniu. By to odnaleźć naturalnie, bez trudu. Moim celem jest, bym nie zatraciła tej energii, bym mogła wykorzystywać dane mi talenty, bym ich nie zmarnowała... I żeby to wszystko działo się w przestrzeni do tego stworzonej. W takim magicznym miejscu. Więc zapraszam do mojego świata, by zostać jego częścią.
— Póki są marzenia, póty mamy do czego dążyć, nasze życie ma cel. Nie ma pustki. Oczywiście niech się one spełniają, by ustąpić miejsce nowym. Wtedy bramy rozwoju są wciąż otwarte i nas wzbogacają. Więc tak — mam marzenia. Marzenia niosące ładunek dobra w postaci mojej twórczości. Marzę, by moja twórczość nie była tylko ucieczką od skomplikowanego świata, a raczej odzwierciedlała jego piękne strony. By w końcu ten świat — tu i teraz — był pełen dobrych inspiracji do powstawania nowych projektów, w których świat fantazji połączy się mimo wszystko z pięknem w naszym otoczeniu. By to odnaleźć naturalnie, bez trudu. Moim celem jest, bym nie zatraciła tej energii, bym mogła wykorzystywać dane mi talenty, bym ich nie zmarnowała... I żeby to wszystko działo się w przestrzeni do tego stworzonej. W takim magicznym miejscu. Więc zapraszam do mojego świata, by zostać jego częścią.
Paweł Snopkow
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez