Zwierzęta się nie upomną o pomoc. My musimy za nie krzyczeć
2022-02-27 08:00:00(ost. akt: 2022-02-27 08:27:23)
Rośnie liczba sterylizowanych zwierząt, a potrzeb jest znacznie więcej. Niestety przeszkodą jest brak odpowiednich funduszy i rąk do pracy. O sytuacji kętrzyńskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami opowiada nam wiceprezes Maria Gałecka.
— Przeciętnemu zjadaczowi chleba Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami kojarzy się głównie z opieką nad bezdomnymi czworonogami. Jednak zakres waszej działalności jest chyba większy?
— Głównym naszym celem jest kastracja. Wychodzimy z założenia, że jest to lekarstwo na wszystkie bolączki. Jeśli zwierzak się nie urodzi, to nie będzie cierpiał, nie będzie chorował i nikt nie będzie się nad nim znęcał. W 2021 roku przeprowadziliśmy 431 takich kastracji - 362 koty i 69 psów. Były to głównie samice. Psy kastrowaliśmy przy współpracy z Hundehilfe-Polen, które pokryło koszty. Oczywiście dodatkowo dochodzi również leczenie bezdomnych zwierząt, głównie kotów wolno żyjących. Stawiamy dla nich specjalne budki, a w domach tymczasowych utrzymujemy obecnie ok. 100 zwierząt. W ubiegłym roku dokarmialiśmy 264 zwierzęta, przeprowadziliśmy 17 adopcji. Do naszych domów tymczasowych z reguły trafiają zwierzęta nieadopcyjne, kalekie i chore. Na to wszystko musimy użebrać, bo trudno to inaczej nazwać. Robimy internetowe bazarki i akcje różnego rodzaju, żeby pozyskać fundusze.
— Głównym naszym celem jest kastracja. Wychodzimy z założenia, że jest to lekarstwo na wszystkie bolączki. Jeśli zwierzak się nie urodzi, to nie będzie cierpiał, nie będzie chorował i nikt nie będzie się nad nim znęcał. W 2021 roku przeprowadziliśmy 431 takich kastracji - 362 koty i 69 psów. Były to głównie samice. Psy kastrowaliśmy przy współpracy z Hundehilfe-Polen, które pokryło koszty. Oczywiście dodatkowo dochodzi również leczenie bezdomnych zwierząt, głównie kotów wolno żyjących. Stawiamy dla nich specjalne budki, a w domach tymczasowych utrzymujemy obecnie ok. 100 zwierząt. W ubiegłym roku dokarmialiśmy 264 zwierzęta, przeprowadziliśmy 17 adopcji. Do naszych domów tymczasowych z reguły trafiają zwierzęta nieadopcyjne, kalekie i chore. Na to wszystko musimy użebrać, bo trudno to inaczej nazwać. Robimy internetowe bazarki i akcje różnego rodzaju, żeby pozyskać fundusze.
— Część waszej pracy, a w zasadzie chyba większość to praca w terenie?
— Tak. Złapanie takiej kotki czy przywiezienie suki ze wsi tego wymaga. To jest nasza pasja oparta na wolontariacie. Korzystamy z naszych prywatnych samochodów i nie pobieramy żadnego wynagrodzenia, a ogrom pracy jest wykonany.
— Tak. Złapanie takiej kotki czy przywiezienie suki ze wsi tego wymaga. To jest nasza pasja oparta na wolontariacie. Korzystamy z naszych prywatnych samochodów i nie pobieramy żadnego wynagrodzenia, a ogrom pracy jest wykonany.
— Jest duże zapotrzebowanie na wasze interwencje na naszym terenie?
— Ogromne. Jak już wspomniałam wykastrowaliśmy 431 zwierząt, czyli zapobiegliśmy urodzinom ok. 4000 tylko w jednym roku. Licząc po dwa mioty rocznie to mniej więcej tyle wychodzi. Mimo to kotów jest prawdziwe zatrzęsienie. Ludzie radośnie je mnożą. Mimo, że oferujemy kastrację za darmo, to ciężko jest ludzi do tego przekonać. Wolą patrzeć, jak te kocięta odchodzą w cierpieniach. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Mamy w tej chwili bardzo długą kolejkę kotek i suk do kastracji.
— Ogromne. Jak już wspomniałam wykastrowaliśmy 431 zwierząt, czyli zapobiegliśmy urodzinom ok. 4000 tylko w jednym roku. Licząc po dwa mioty rocznie to mniej więcej tyle wychodzi. Mimo to kotów jest prawdziwe zatrzęsienie. Ludzie radośnie je mnożą. Mimo, że oferujemy kastrację za darmo, to ciężko jest ludzi do tego przekonać. Wolą patrzeć, jak te kocięta odchodzą w cierpieniach. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Mamy w tej chwili bardzo długą kolejkę kotek i suk do kastracji.
— Pandemia wpłynęła jakoś na działalność TOZ-u?
— Przede wszystkim finansowo. Ludzie są ubożsi i mniej pieniędzy nam przekazują. My ile użebrzemy, tyle możemy wydać. Nie możemy sobie pozwolić na wszystko, co chcemy. Oglądamy każdą złotówkę, żeby wykorzystać ją jak najlepiej.
— Przede wszystkim finansowo. Ludzie są ubożsi i mniej pieniędzy nam przekazują. My ile użebrzemy, tyle możemy wydać. Nie możemy sobie pozwolić na wszystko, co chcemy. Oglądamy każdą złotówkę, żeby wykorzystać ją jak najlepiej.
— Skąd w takim razie bierzecie na to pieniądze?
— Mamy grupę przyjaciół, którzy nam pomagają. Robimy internetowe bazarki, walczymy z gminami dofinansowania na kastrację. Do tego oczywiście dochód z jednego procenta. Często przeznaczamy na działalność nasze prywatne środki. Nie prowadzimy schroniska, zwierzęta trzymamy w domach, więc wszystko opiera się na naszych finansach i tym co dostaniemy od ludzi.
— Mamy grupę przyjaciół, którzy nam pomagają. Robimy internetowe bazarki, walczymy z gminami dofinansowania na kastrację. Do tego oczywiście dochód z jednego procenta. Często przeznaczamy na działalność nasze prywatne środki. Nie prowadzimy schroniska, zwierzęta trzymamy w domach, więc wszystko opiera się na naszych finansach i tym co dostaniemy od ludzi.
— Zauważyłem u moich znajomych, że w czasie pandemii siedząc częściej w domach przygarnęli do siebie bezdomne czworonogi. Czy taka tendencja jest również u was dostrzegalna?
— Niekoniecznie. Generalnie ludzie siedzą w domach i nie przejawiają jakiegokolwiek zainteresowania. Mamy problem z pozyskaniem osoby, która by obsługiwała internet czy pomogła w prowadzeniu bazarku. Mam wrażenie, że ludzie nie chcą pomagać. Prosimy o domy tymczasowe czy przewiezienie zwierzaka z punktu A do punktu B w Kętrzynie i okazuje się, że poza naszymi prywatnymi samochodami nie ma żadnego innego auta z kierowcą. Owszem jest garstka tych, którzy nam pomagają np. wpłacając pieniądze, przekazując fanty na bazarek czy coś na nim kupują. Jednak do fizycznej pracy nie ma chętnych. My nie wymagamy 8 godzin pracy dziennie. Nieraz wystarczy godzina, dwie lub trzy tygodniowo. Gdyby było kilka takich osób, to już znacznie ułatwiłoby nam sytuację.
— Niekoniecznie. Generalnie ludzie siedzą w domach i nie przejawiają jakiegokolwiek zainteresowania. Mamy problem z pozyskaniem osoby, która by obsługiwała internet czy pomogła w prowadzeniu bazarku. Mam wrażenie, że ludzie nie chcą pomagać. Prosimy o domy tymczasowe czy przewiezienie zwierzaka z punktu A do punktu B w Kętrzynie i okazuje się, że poza naszymi prywatnymi samochodami nie ma żadnego innego auta z kierowcą. Owszem jest garstka tych, którzy nam pomagają np. wpłacając pieniądze, przekazując fanty na bazarek czy coś na nim kupują. Jednak do fizycznej pracy nie ma chętnych. My nie wymagamy 8 godzin pracy dziennie. Nieraz wystarczy godzina, dwie lub trzy tygodniowo. Gdyby było kilka takich osób, to już znacznie ułatwiłoby nam sytuację.
— Nie ma chętnej młodzieży do pomocy?
— Absolutnie nie. Kiedy prosimy, to pytają się "za ile?".
— Jak dużym wsparciem jest dla was dochód z jednego procenta?
— Jest znaczącym wsparciem. To ok. 20% naszego budżetu. To niewątpliwie ogromna pomoc.
— Absolutnie nie. Kiedy prosimy, to pytają się "za ile?".
— Jak dużym wsparciem jest dla was dochód z jednego procenta?
— Jest znaczącym wsparciem. To ok. 20% naszego budżetu. To niewątpliwie ogromna pomoc.
— Czyli warto ten jeden procent przeznaczyć na kętrzyński TOZ?
— Zdecydowanie warto. Zwierzęta się nie upomną o pomoc. My musimy za nie krzyczeć. Te osoby, które przygarniają i mają swojego ukochanego psa czy kota powinny pomyśleć, że nie wszystkie mają takie szczęście. Jest ogromna ilość zwierząt po prostu niechcianych, nikomu nie potrzebnych, cierpiących. My w miarę naszych możliwości staramy się temu zapobiec. Często jednak jest to walka z wiatrakami. Najgorsze jest to, że my też już wymieramy jak dinozaury, a młodzi się nie garną. Nie ma żadnego zaangażowania ze strony młodych osób.
— Zdecydowanie warto. Zwierzęta się nie upomną o pomoc. My musimy za nie krzyczeć. Te osoby, które przygarniają i mają swojego ukochanego psa czy kota powinny pomyśleć, że nie wszystkie mają takie szczęście. Jest ogromna ilość zwierząt po prostu niechcianych, nikomu nie potrzebnych, cierpiących. My w miarę naszych możliwości staramy się temu zapobiec. Często jednak jest to walka z wiatrakami. Najgorsze jest to, że my też już wymieramy jak dinozaury, a młodzi się nie garną. Nie ma żadnego zaangażowania ze strony młodych osób.
— To co jest takiego w tej działalności, że wam się ciągle chce?
— Myśmy się już takie "kalekie" urodziły - z dużą wrażliwością na zwierzęta. Poza tym satysfakcja, jak się widzi uratowane zwierzę, które nie miało szansy przeżyć, a udało się je wyrwać z łap śmierci. Nie zawsze się to udaje, śmierć bywa silniejsza. Gros jednak udaje się uratować.
— A widok radosnego i zdrowego zwierzaka to niepowtarzalny widok...
— Jeśli uda się zawalczyć o takie zwierzę, które nie miałoby szans przeżycia bez naszej pomocy, to jest to ogromna satysfakcja. Wtedy wiemy po co to robimy. Jest to jednak ciężka praca i fizyczna i psychiczna.
— Myśmy się już takie "kalekie" urodziły - z dużą wrażliwością na zwierzęta. Poza tym satysfakcja, jak się widzi uratowane zwierzę, które nie miało szansy przeżyć, a udało się je wyrwać z łap śmierci. Nie zawsze się to udaje, śmierć bywa silniejsza. Gros jednak udaje się uratować.
— A widok radosnego i zdrowego zwierzaka to niepowtarzalny widok...
— Jeśli uda się zawalczyć o takie zwierzę, które nie miałoby szans przeżycia bez naszej pomocy, to jest to ogromna satysfakcja. Wtedy wiemy po co to robimy. Jest to jednak ciężka praca i fizyczna i psychiczna.
Wojciech Caruk
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez