Spiętrzony problem musi poczekać do wiosny – bobry „zalały” 5,5 ha w gminie Ełk
2022-02-08 14:51:06(ost. akt: 2022-02-08 15:14:02)
Spory problem mają mieszkańcy podełckich Czapli i okolic. Od jakiegoś czasu tamtejsza gminna droga jest zalana, co częściowo odcięło możliwość dojazdu do Ełku. Winne są bobry, a dokładnie zbudowana przez nie tama. Początkowo jej usunięcie uniemożliwiał zalegający lód. Teraz puścił i okolica dosłownie „topi się” w wodzie. Czy to warunki sprzyjające rozwiązaniu problemu?
Gmina Ełk na bieżąco monitoruje sytuację ze sporym rozlewiskiem. Na początku liczono na to, że po puszczeniu lodu będzie można dobrać się do konstrukcji wzniesionych przez bobry. Lód puścił, ale teraz pojawił się inny, o wiele bardziej kłopotliwy problem.
— Jeśli chodzi o wejście to się nawet pogorszyło. Poziom rzeki jest wyższy, niż poziom w rowie. Poza tym same bobry nie próżnują, im jest wyższa woda, tym sobie lepiej radzą i zatykają wszelkie dziury – mówi Marcin Supiński, Naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej Gminy Ełk.
Jakiekolwiek próby interwencji bezpośredniej uniemożliwiał lód i zimowa aura. Teraz problemem jest nieobliczalna, zdradliwa dla maszyn i ludzi woda.
— Ta woda która szła na drogę i delikatnie płynęła w stronę przejazdu kolejowego, teraz płynie już w przeciwną stronę. Wczoraj (pon. 7 lutego) próbowaliśmy tam wchodzić, ale nie ma takiej możliwości, jest głęboko, woda wlewa się w wodery — przedstawia obecną sytuację naczelnik Supiński.
Bobry dokonały już sporych zniszczeń. Według protokołu z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Olsztynie zalanych jest aż 5,5 ha łąk i las. Ucierpiała także droga gminna i to jest największy problem dla mieszkańców, ponieważ stracili możliwość dojazdu do Ełku. Teraz muszą do miasta jeździć inną trasą i nadkładać kilometrów podróżując przez pobliskie Babki Gąseckie. Droga jest zamknięta oficjalnie.
— Z naturą w niektórych sytuacjach się nie wygra. Jest zagrożenie i muszę zamknąć drogę oraz szukać rozwiązania, a to nie jest takie proste jakby się komuś wydawało — mówi Marcin Supiński i zapewnia, że w przypadku, gdyby tamtejsze dzieci miały problem z dojazdem do szkół, gmina postara się zorganizować im jakiś transport. Póki co rodzice uczniów jakoś sobie radzą.
Naczelnik Supiński zwraca uwagę na kwestie systemowe, które mają kluczowe znaczenie w sprawie i de facto utrudniają rozwiązanie problemu.
— Bobry są chronione i aby cokolwiek tutaj ruszyć trzeba mieć decyzję RDOŚ. Mało tego, przed sobą mam decyzję RDOŚ na to żeremie, ale gdyby się okazało, że kolejne powstało gdzieś dalej, to wówczas potrzebujemy odrębnej, nowej decyzji.
Sytuację pogarsza fakt, że mamy jeszcze sezon zimowy i rozwiązaniu problemu po prostu nie sprzyja pogoda. Żeremia i tamy to nie są jakieś drobne konstrukcje z patyków, tylko czasami masywne „rezydencje”, ważące nawet kilka ton. Aby je usunąć potrzebny jest specjalistyczny sprzęt, tyle że odwilż i wysoki poziom wody uniemożliwiają podjęcie działań. Gmina starała się o pomoc systemową od odpowiednich organów.
— Zwróciliśmy się drogą służbową do Wód Polskich z prośbą, o obniżenie poziomu wody, bo na dzień dzisiejszy ona nigdy nie zejdzie — powiedział nam dzisiaj rano Marcin Supiński.
Sytuacja zaktualizowała się po południu. Około godziny 12:30 przy jazie w Babkach Gąsewskich odbyło się spotkanie stron zainteresowanych i odpowiedzialnych za rozwiązanie problemu. Na miejscu pojawili się przedstawiciele PKP oraz Wód Polskich, którym towarzyszyli pracownicy ełckiego urzędu gminy. Wnioski z naocznej inspekcji nie napawają optymizmem.
— PKP swój przepust pod przejazdem kolejowym może udrożnić dopiero na wiosnę. Wody Polskie twierdzą, że nie mogą na jazie spiętrzającym w Babkach Gąsewskich obniżyć poziomu wody, bo na jazie powinno być maksymalnie 202 cm, a już jest 227 cm. W momencie kiedy oni cokolwiek jeszcze spiętrzą, to będzie tragedia dla ludzi przed jazem — poinformował nas Marcin Supiński dzisiaj przed godz. 14:00.
Wygląda więc na to, że mieszkańcy okolicznych terenów muszą uzbroić się w cierpliwość i poczekać, aż natura – a dokładnie wyższa temperatura i wiosenne słońce zrobią „swoje”. Dopiero wówczas będzie można bezpośrednio zabrać się za kłopotliwe konstrukcje wzniesione przez bobry. Na szczęście wiosna jest już chyba za rogiem – pod koniec ubiegłego tygodnia na Mazurach pojawiły się pierwsze żurawie.
Bobry wręcz idealnie wpisują się w leśno-wodny ekosystem Krainy Tysiąca Jezior. Ale to nas trochę kosztuje. W 2020 roku olsztyńska RDOŚ wypłaciła rolnikom 9, 5 mln zł z tytułu szkód wyrządzonych przez bobry. Rok później bobry narobiły w województwie warmińsko-mazurskim większych szkód. O ile zgłoszono podobną co rok wcześniej ilość wniosków o odszkodowanie (niemal 1,5 tys.), to straty są wyższe o około milion.
Bobry w naszym kraju są gatunkiem zwierząt objętym częściową ochroną gatunkową. Te rzeczne ssaki - największe ziemno-wodne gryzonie występujące w Europie – mogą mieć masę nawet do 29 kg, są długie na ok. metr. Bobry to zwierzaki całkowicie roślinożerne, bardzo terytorialne i rodzinne. Najbardziej są znane ze swoich tam i żeremi, niestety te konstrukcje bardzo często powodują szkody w okolicznym ekosystemie i gospodarce prowadzonej przez człowieka. Tutaj warto zwrócić uwagę, że bobry są jedynymi ssakami oprócz nas, które potrafią przystosować środowisko do własnych potrzeb. Niestety jak pokazuje powyższy przypadek z podełckich Czapli, czasami potrzeby obu gatunków ze sobą kolidują.
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Ja. #3091060 9 lut 2022 17:02
Podobne obrazki widziałem kilka lat temu w Jezioranach...
odpowiedz na ten komentarz