Najlepsza położna w Polsce jest z Olsztyna

2022-01-22 09:05:39(ost. akt: 2022-01-21 17:14:57)
Małgorzata Drężek-Skrzeszewska z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Olsztynie zdobyła tytuł “Położna na medal”

Małgorzata Drężek-Skrzeszewska z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Olsztynie zdobyła tytuł “Położna na medal”

Autor zdjęcia: Janusz Pająk

Małgorzata Drężek-Skrzeszewska z Olsztyna jest najlepszą położną w Polsce. Zdobyła tytuł "Położna na medal”. Ile przyjęła porodów? Nie jest w stanie ich policzyć. Ale ostatnio skupia się na porodach domowych. Twierdzi, że to w nich jest prawdziwa magia.
— Otrzymała pani Oscara. Dla najlepszej położnej w Polsce!

— To niesamowite wyróżnienie, ale przede wszystkim informacja zwrotna, że ludzie których spotkałam na swojej zawodowej drodze dobrze oceniają moją pracę. Głosowały na mnie nie tylko mamy, ale także ich rodziny, osoby mi bliskie prywatnie i zawodowo. To szalenie miłe uczucie.

— Długo pani pracuje jako położna?

— Od 19 lat! A zostałam położną trochę z przypadku. Zahaczyłam o studium medyczne na ul. Mariańskiej w Olsztynie. Moja mama akurat załatwiała tam jakieś sprawy, a ja miałam już złożone dokumenty na administrację na naszym uniwersytecie. I dałam się namówić. Wycofałam papiery i przekierowałam je właśnie na położnictwo. Zawsze miałam ciągotki do medycyny, więc właściwie od pierwszej chwili czułam, że to moje miejsce. Wszystko przychodziło mi dosyć lekko i w sposób naturalny. Ciekawiło mnie, jak wszystko się odbywa — nie tylko poród, ale również leczenie schorzeń ginekologicznych. I zostało mi to do tej pory. W pracy mocno pielęgnuję zarówno ginekologię, jak i położnictwo.

— Ile porodów pani przyjęła?

— Nie jestem w stanie tego powiedzieć. Pierwsze zawodowe lata spędziłam na porodówce, a później przyjmowałam porody dorywczo, choć też z dużym natężeniem. Pracowałam też na bloku operacyjnym w szpitalu wojewódzkim. Asystowałam do operacji ginekologicznych oraz cięć cesarskich. Współpracuję również ze szpitalem doktora Malarkiewicza, głównie w zakresie prowadzenia szkoły rodzenia. Jedyne, co teraz liczę, to porody domowe. Zajmuję się nimi z koleżanką położną Małgosią Kiełczewską, która również pracuje w szpitalu wojewódzkim. Robimy to od trzech lat. Takich porodów na swoim koncie mamy 40.

— To dużo?

— Wydaje mi się, że tak. Wcześniej porody domowe na Warmii i Mazurach odbywały się sporadycznie. Przyjmowały je położne z ościennych województw. W innych regionach Polski takie porody są popularne od kilkunastu lat, a u nas dopiero raczkują. Gdy zaczynałyśmy, kwartalnie były trzy, może cztery. Teraz pacjentki cały czas dzwonią, dopytują się i są zdecydowane rodzić w domu. Ten nurt zdecydowanie podkręcił też czas pandemii. Kobiety po prostu chcą rodzić w domu, i czują się w nim bezpieczne.

— Co je przekonuje?

— Poród domowy ma swoją magię. Kobieta jest w swoim środowisku, czyli tam, gdzie czuje się najlepiej. Ma przy sobie najbliższe osoby. W domu zresztą nie stosujemy procedur medycznych, dajemy szanse naturze. Oczywiście ciąża podlega pewnej kwalifikacji, więc w tym zakresie współpracujemy z kilkoma lekarzami. Oni wykonują badania i decydują, czy mogą kobiety mogą zmierzyć się z takim porodem. Bezpieczeństwo jest najważniejsze. Liczy się też to, że kobieta może przy takim porodzie działać intuicyjnie. Często przygotowują się do takich porodów same, korzystając z grup wsparcia w Internecie. Bazują na własnych doświadczeniach. Z taką świadomością kobiety zupełnie inaczej pracują. I wiedzą, czego chcą — często nawet przed zajściem w ciążę. Przygotowują się do tego. Jednego dnia robią test ciążowy, a następnego już wisimy na łączach. Słyszę: fajnie by było, gdybyśmy urodziły razem. To ewenement. Kiedyś tego nie było.

— To taka babska przyjaźń…

— Myślę, że tak. Dużo kobiet rzeczywiście stało się bliskie mojemu sercu i mam nadzieję, że z wzajemnością. Przy okazji konkursu „Położna na medal”, mam niesamowitą informację zwrotną. Odzywają się kobiety, z którymi nawet przez dłuższy czas nie miałam kontaktu. Gratulują.

— Pani też jest mamą?

— Jestem mamą dziesięcioletniej Stefanii i pięciomiesięcznej Józefiny.

— Ciekawe imiona.

— Przyznam, że położne zawsze mają problem z imionami. Wszystkie są „pozajmowane” przez rodzinę, pacjentki albo kojarzą się z naszymi noworodkami. Czasem uznajemy, że pewnych imion jest statystycznie za dużo w pewnym środowisku. Trzeba więc znaleźć wyjątkowe imiona. Ja postawiłam na staropolskie.

— W sumie to ma pani piękny zawód. Tyle pięknych chwil i wzruszeń.

— Przecudnych porodów mam całą masę. Ale doświadczenie pierwszego porodu domowego zrobiło na mnie niesamowite, wręcz piorunujące wrażenie. Stwierdziłam, że dla takich chwil warto to robić. Przy takich porodach jesteśmy głównie obserwatorkami. Z przyszłą mamą zapoznaję się na tyle, że wchodząc do jej domu w chwili porodu, już wiem, co jest dla niej ważne, a co nieakceptowalne w ewentualnych czynnościach. Szukamy kompromisów dużo wcześniej, żeby w żaden sposób nie zaburzać porodu. Ważne jest nastawienie, zbudowana intymność i bezgraniczne zaufanie. To pozwala nam kończyć takie porody sukcesem.

— Rozmawiamy o kobietach, ale tatusiowie też są ważni.

— Teraz mamy fajne czasy, bo ci tatusiowie, którzy decydują się na uczestnictwo przy porodzie, wykazują się przeogromnym zaangażowaniem. To się bardzo zmieniło. Zauważyłam, że wcześniej panowie, gdy przychodzili do szkoły rodzenia, tłumaczyli się: bo żona ich zapisała. Dziś coraz częściej to panowie dzwonią i chcą zapisać siebie i partnerkę na zajęcia. Chcą wiedzieć, jak pomóc kobiecie rodzącej i jak „obsłużyć” później noworodka. To cieszy, że czują potrzebę przygotowania się w jak najlepszy sposób.

— Chcą być bohaterami w swoim domu.

— Na pewno! Tatusiowe zarówno w porodach szpitalnych, jak i tych w warunkach domowych, tak naprawdę grają pierwsze skrzypce. Położna tylko pomaga. On jest najbliżej kobiety. To jest super.

— Nie tylko odbiera pani porody…

— Pracuję też jako asystent w Katedrze Położnictwa na UWM. Przygotowuję adeptki położnictwa do wykonywania tego zawodu tak, by w przyszłości z wiedzą oraz pełnym zaangażowaniem mogły wykonywać najpiękniejszy zawód na świecie — zawód położnej.


Małgorzata Drężek-Skrzeszewska z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Olsztynie zdobyła tytuł “Położna na medal”
Fot. Janusz Pająk
Małgorzata Drężek-Skrzeszewska z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Olsztynie zdobyła tytuł “Położna na medal”


Małgorzata Drężek-Skrzeszewska z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Olsztynie zdobyła tytuł w 8. edycji konkursu “Położna na medal”. Drugie miejsce zajęła Urszula Piskorska ze Szczytna. W ogólnopolskim konkursie wzięło udział 610 położnych. Przypomnijmy, że w czwartej edycji najlepsza okazała się Elżbieta Wójtowicz, pracująca w bloku porodowym szpitala wojewódzkiego.

Kampania i konkurs "Położna na medal” prowadzone są nieprzerwanie od 2014 roku. Patronat honorowy nad 8. edycją kampanii i konkursu sprawowała Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych (NRPiP). Patronem było także Polskie Towarzystwo Położnych, a Partnerami Merytorycznymi Niezależna Inicjatywa Rodziców i Położnych „Dobrze Urodzeni” oraz świętująca swoje ćwierćwiecze Fundacja „Rodzić po Ludzku”.

Podsumowanie 8. edycji kampanii oraz konkursu,
połączone z wręczeniem pamiątkowych medali i nagród, planowane jest na 27 maja w Warszawie.
Konkurs “Położna na medal” to element kampanii społecznej, która zwraca uwagę na jakość opieki okołoporodowej oraz zaangażowanie i rolę położnej w życiu kobiety i jej rodziny.

Do konkursu położne mogą zgłosić się same albo przez swoje pacjentki lub ich rodziny. Zasady wyłaniania zwyciężczyń są restrykcyjne — pacjent albo jego rodzina może oddać tylko jeden głos.

ADA ROMANOWSKA