Pandemia rządzi nami już dwa lata. Jak zmieniła nasze życie?
2022-01-02 17:10:00(ost. akt: 2021-12-30 11:22:57)
31 grudnia 2019 roku Chiny poinformowały Światową Organizację Zdrowia (WHO) o istnieniu nowego wirusa znanego dzisiaj pod nazwą Covid-19. Zapytaliśmy naszych czytelników jak przez ten czas koronawirus zmienił ich życie.
Elżbieta Szczepkowska, poetka, emerytowana pracownica banku w Działdowie
Przede wszystkim Cowid zabrał mi męża. Mi zniszczył zdrowie, które ciężko odbudować. Ale nie poddaję się i staram się żyć normalnie. Co w dzisiejszym świecie znaczy normalnie? Być odpowiedzialnym za siebie i innych, jeżeli czuję się źle czy mam stwierdzoną chorobę, nie wychodzę do do ludzi, tylko się izoluję. Żyć w izolacji nie znaczy być samotnym. Jest internet, są telefony, media. Najgorsze sytuacje można przeżyć i nie poddać się lękom, nie słuchać wymyślonych informacji na temat pandemii. Unikać kaszlących, kichających, ale nie unikać ludzi w ogóle, bo człowiek to istota społeczna i potrzebuje kontaktu z ludżmi jak powietrza, a strach może mieć negatywny wpływ na nasze działanie i zdrowie psychiczne. Pandemia pokazała mi na kogo mogę liczyć, a kto był udawanym przyjacielem. Kto z napotkanych na drodze mojego życia ma wartości, których warto się trzymać, a kto ze znajomych czy rodziny poddał się głupocie strachu, plotkom i stał się mało wartościowym człowiekiem w moich oczach.
Uważam, że wszystko można przejść w życiu i zachować rozsądek, wiarę i dobro. Nie wolno poniżać i obgadywać kogoś, kto nie poddał się szczepionkom, bo niektórzy mają przeciwwskazania. Bardzo to jest trudne do wytłumaczenia osobom, które wzięły już trzy szczepionki i nadal się boją. Nie wolno obrażać kogoś, bo nie wziął szczepionk. Zamykanie się w domu to nie jest wyjście. Myślmy pozytywnie i róbmy wszystko, aby być zdrowym.
Maria Gamdzyk, emerytka z Giżycka
Covid nie zmienił drastycznie mojego życia. W miarę możliwości przez cały ten czas staram się żyć, jak przedtem. Na pewno jednak ograniczyłam kontakty ze znajomymi. Od dawna nie spotykam się w dużej grupie osób, przestrzegam zaleceń, chodzę w maseczce, stosuję dezynfekcję, staram się utrzymywać dystans. Kilka miesięcy temu zachorowałam na Covid-19, ale bardzo ciężko choroby na szczęście nie przechodziłam. Nie bałam się szczepień. Wręcz przeciwnie. Czekam na trzecią dawkę szczepionki. Chcę być dalej aktywna i chcę, by koronawirus wreszcie przestał istnieć.
Edyta Wróblewska, sołtyska sołectwa Pakosze-Brzostki
Pandemia zupełnie zmieniła kontakty międzyludzkie. Strach przed zarażeniem i obawa o życie i zdrowie swoje i bliskich paraliżuje. Jednakże pojawienie się szczepionek zaczęło odwracać ten niekorzystny trend społeczny. Co cieszy, gdyż ludzie powinni żyć ze sobą, a nie obok siebie zamknięci we własnych domach jak w więzieniu.
Przede wszystkim Cowid zabrał mi męża. Mi zniszczył zdrowie, które ciężko odbudować. Ale nie poddaję się i staram się żyć normalnie. Co w dzisiejszym świecie znaczy normalnie? Być odpowiedzialnym za siebie i innych, jeżeli czuję się źle czy mam stwierdzoną chorobę, nie wychodzę do do ludzi, tylko się izoluję. Żyć w izolacji nie znaczy być samotnym. Jest internet, są telefony, media. Najgorsze sytuacje można przeżyć i nie poddać się lękom, nie słuchać wymyślonych informacji na temat pandemii. Unikać kaszlących, kichających, ale nie unikać ludzi w ogóle, bo człowiek to istota społeczna i potrzebuje kontaktu z ludżmi jak powietrza, a strach może mieć negatywny wpływ na nasze działanie i zdrowie psychiczne. Pandemia pokazała mi na kogo mogę liczyć, a kto był udawanym przyjacielem. Kto z napotkanych na drodze mojego życia ma wartości, których warto się trzymać, a kto ze znajomych czy rodziny poddał się głupocie strachu, plotkom i stał się mało wartościowym człowiekiem w moich oczach.
Uważam, że wszystko można przejść w życiu i zachować rozsądek, wiarę i dobro. Nie wolno poniżać i obgadywać kogoś, kto nie poddał się szczepionkom, bo niektórzy mają przeciwwskazania. Bardzo to jest trudne do wytłumaczenia osobom, które wzięły już trzy szczepionki i nadal się boją. Nie wolno obrażać kogoś, bo nie wziął szczepionk. Zamykanie się w domu to nie jest wyjście. Myślmy pozytywnie i róbmy wszystko, aby być zdrowym.
Maria Gamdzyk, emerytka z Giżycka
Covid nie zmienił drastycznie mojego życia. W miarę możliwości przez cały ten czas staram się żyć, jak przedtem. Na pewno jednak ograniczyłam kontakty ze znajomymi. Od dawna nie spotykam się w dużej grupie osób, przestrzegam zaleceń, chodzę w maseczce, stosuję dezynfekcję, staram się utrzymywać dystans. Kilka miesięcy temu zachorowałam na Covid-19, ale bardzo ciężko choroby na szczęście nie przechodziłam. Nie bałam się szczepień. Wręcz przeciwnie. Czekam na trzecią dawkę szczepionki. Chcę być dalej aktywna i chcę, by koronawirus wreszcie przestał istnieć.
Edyta Wróblewska, sołtyska sołectwa Pakosze-Brzostki
Pandemia zupełnie zmieniła kontakty międzyludzkie. Strach przed zarażeniem i obawa o życie i zdrowie swoje i bliskich paraliżuje. Jednakże pojawienie się szczepionek zaczęło odwracać ten niekorzystny trend społeczny. Co cieszy, gdyż ludzie powinni żyć ze sobą, a nie obok siebie zamknięci we własnych domach jak w więzieniu.
Ewa Ostrowska, dyrektor Centrum Profilaktyki i Integracji Społecznej w Giżycku
Przez covid musiałam całkowicie przewartościować swoje dotychczasowe życie. Teraz najważniejsza jest rodzina, zdrowie. To cenna pamiątka po pandemii. Dla mnie, osoby, która do tej pory żyła bardzo aktywnie zawodowo i społecznie, zamknięcie i brak kontaktu z ludźmi było bardzo dużym wyzwaniem. Odnalazłam spokój w obcowaniu z naturą. Oczywiście wcześniej też była blisko niej, ale podczas pandemii dużo więcej czasu poświęcam na bliski kontakt z przyrodą. Natura nas chroni, daje odporność, umożliwia różnego typu rekreację jak spacery, chodzenie z kijkami, jazda na rowerze. Budowanie odporności uważam w tej chwili za najważniejsze.
Alicja Rymszewicz, sołtyska Trygortu
Covid mocno namieszał mi w życiu, ale chyba niewiele zmienił. Udowodnił, jak szybko możemy się przystosować do nowych warunków. Na pewno umocnił mnie w przekonaniu, że relacje międzyludzkie są najważniejsze. Dał poczucie sprawczości, taką „super moc ratowania świata”, gdy zabezpieczaliśmy służby medyczne podczas akcji szycia maseczek. Wyzwolił jeszcze większe pokłady kreatywności, by kontynuować działalność społeczną w nowych warunkach. Potwierdziła się też stara prawda, że kto ma odwagę działać w kryzysie, wiele zyskuje.
Covid mocno namieszał mi w życiu, ale chyba niewiele zmienił. Udowodnił, jak szybko możemy się przystosować do nowych warunków. Na pewno umocnił mnie w przekonaniu, że relacje międzyludzkie są najważniejsze. Dał poczucie sprawczości, taką „super moc ratowania świata”, gdy zabezpieczaliśmy służby medyczne podczas akcji szycia maseczek. Wyzwolił jeszcze większe pokłady kreatywności, by kontynuować działalność społeczną w nowych warunkach. Potwierdziła się też stara prawda, że kto ma odwagę działać w kryzysie, wiele zyskuje.
Piotr Bogdaszewski, artysta rzeźbiarz z Rucianego-Nidy
Staram się żyć jak przed pandemią. Jednak pandemia wyostrzyła mi jednak spojrzenie na pewne sprawy i inaczej patrzę na codzienność. Wiadomość o chorobie bliskiej osoby czy znajomego wywołuje we mnie pewien rodzaj strachu o nią. Wcześniej taką informację przyjmowałem jako coś normalnego, bo przecież wszyscy się przeziębiamy czy chorujemy czasem na grypę, ale to Covid zabrał kilka bliskich mi osób, a nie zwykła grypa. Chciałbym wierzyć, że czas się zatrzymał, a pandemia jest poza czasem, między tym, co było, a co przed nami. Odwoływane spotkania, kwarantanny, „nauka” zdalna uświadamiają jednak jak dużo straciliśmy. Mam też wiarę, że to w końcu minie, ale tu musimy zadziałać wspólnie — szczepiąc się.
Karolina Maczulska, współwłaścicielka Atelier Karla Secret & Beauty Nails w Nidzicy
W pracy zawodowej covid wprowadził niepokój i niepewność, a nawet przez chwilę zgasił mój zapał do prowadzenia własnego biznesu. W życiu prywatnym strach o najbliższe mi osoby też nie ustaje, chociaż myślę, że czas nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości.
W pracy zawodowej covid wprowadził niepokój i niepewność, a nawet przez chwilę zgasił mój zapał do prowadzenia własnego biznesu. W życiu prywatnym strach o najbliższe mi osoby też nie ustaje, chociaż myślę, że czas nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości.
Ewa Markowska, rencistka z Henrykowa
Koronawirus sprawił, że stałam się smutniejsza i nerwowa. Mieszkam sama, więc potrzebuję spotkań z ludźmi. Od lat korzystam z Warsztatów Terapii Zajęciowej w Henrykowie, gdzie czuję się jak w domu, a nawet lepiej, bo w domu jestem sama. W Henrykowie mogę uczestniczyć w wielu ciekawych zajęciach, spotkać się z ludźmi, a panie instruktorki są bardzo miłe. Czuję się tu jak w rodzinie. Właściwie można powiedzieć, że to moja rodzina, a koronawirus sprawił, że przez kilka miesięcy warsztaty były zamknięte. Bardzo to przeżywałam, czułam się osamotniona, tęskniłam. Ogarniał mnie ogromny smutek. Na szczęście lockdown minął i znowu mogę korzystać z zajęć.
Koronawirus sprawił, że stałam się smutniejsza i nerwowa. Mieszkam sama, więc potrzebuję spotkań z ludźmi. Od lat korzystam z Warsztatów Terapii Zajęciowej w Henrykowie, gdzie czuję się jak w domu, a nawet lepiej, bo w domu jestem sama. W Henrykowie mogę uczestniczyć w wielu ciekawych zajęciach, spotkać się z ludźmi, a panie instruktorki są bardzo miłe. Czuję się tu jak w rodzinie. Właściwie można powiedzieć, że to moja rodzina, a koronawirus sprawił, że przez kilka miesięcy warsztaty były zamknięte. Bardzo to przeżywałam, czułam się osamotniona, tęskniłam. Ogarniał mnie ogromny smutek. Na szczęście lockdown minął i znowu mogę korzystać z zajęć.
Aldona Zakrzewska, przedsiębiorczyni i kierowniczka schroniska dla zwierząt w Iławie
Mocno odczułam istnienie pandemii. Podczas pierwszego lockdownu nie musiałam zamykać firmy, bo moja działalność jest związana ze zwierzętami. Jednak klientów było niewielu, ludzie przebywali na kwarantannach i bali się kontaktów. O strzyżeniu psów mało kto myślał. Także w schronisku wiele planów pokrzyżowała nam pandemia. Chcieliśmy wyjść poza nasz teren i spotykać się z dziećmi w szkołach, organizować wszelkiego rodzaju wydarzenia pokazujące społeczeństwu psy i koty do adopcji. Musieliśmy także pilnować, by w schronisku nie było zbyt wielu odwiedzających jednocześnie. Na szczęście nie zmniejszyło nam to liczby adopcji zwierząt, bo ludzie nadal otwierają swoje serca i biorą do domu schroniskowe psy i koty, może nawet częściej niż zwykle.
Mocno odczułam istnienie pandemii. Podczas pierwszego lockdownu nie musiałam zamykać firmy, bo moja działalność jest związana ze zwierzętami. Jednak klientów było niewielu, ludzie przebywali na kwarantannach i bali się kontaktów. O strzyżeniu psów mało kto myślał. Także w schronisku wiele planów pokrzyżowała nam pandemia. Chcieliśmy wyjść poza nasz teren i spotykać się z dziećmi w szkołach, organizować wszelkiego rodzaju wydarzenia pokazujące społeczeństwu psy i koty do adopcji. Musieliśmy także pilnować, by w schronisku nie było zbyt wielu odwiedzających jednocześnie. Na szczęście nie zmniejszyło nam to liczby adopcji zwierząt, bo ludzie nadal otwierają swoje serca i biorą do domu schroniskowe psy i koty, może nawet częściej niż zwykle.
Wojciech Jegliński, nauczyciel języka francuskiego z Olecka
Tak, z pewnością pandemia ma wpływ na moje życie. Wymusiła na nas wszystkich zmianę zachowań społecznych, stylu życia, pracy, nauki, spędzania czasu wolnego, podróży, spotkań rodzinnych i towarzyskich. Wiele spraw, które wydawały się do tej pory oczywiste, dzisiaj już takimi nie są. Odczuwam wręcz namacalnie, jak ulotne jest życie. Wielu moich znajomych odeszło. Jeszcze niedawno mieliśmy plany sięgające odległej przyszłości, pandemia spowodowała, że nie są one już tak istotne. Ważne jest, co przeżywamy tu i teraz oraz dbanie, aby było to wartościowe i cenne.
Stanisław Czajka, emerytowany nauczyciel, handlowiec z Biskupca Pomorskiego
Wraz z żoną, w marcu tego roku, doświadczyłem ataku wirusa. Były to dla nas bardzo trudne chwile, a szczególnie dla mojej małżonki, która ciężko przechodziła chorobę. Kiedy byliśmy zamknięci w domu przychodziły nam do głowy różne przemyślenia i refleksje. Są różne opinie na temat covida. Mamy grupę antyszczepionkowców. Ja jestem przekonany, że epidemia robi ogromne spustoszenie. Najbardziej, w sytuacji pandemii, uciążliwe były i są dla mnie ograniczone kontakty z najbliższą rodziną i znajomymi. Szczególną przykrość, zarówno mojej żonie, jak i mnie, sprawia brak odwiedzin u córki, która mieszka w Wielkiej Brytanii. Na co dzień zajmuję się działalnością handlową i jestem zobligowany do przestrzegania przepisów sanitarnych. Jest to jednak bardzo utrudnione, bowiem jak reagować na klienta, który przychodzi bez maseczki? Ta sprawa powinna być uregulowana ustawowo. Z prawdziwym przerażeniem obserwuję zachorowalność wśród najmłodszych. Oby pandemia wreszcie się skończyła, bo wszyscy tej sytuacji mamy już dość, ale to zależy tylko od nas samych.
Mirosława Król, prezes Stowarzyszenia „Projekt Kobieta” z Bartoszyc
Sytuacja zaskoczyła nas wszystkich i poddała próbie w każdej dziedzinie życia. Przede wszystkim przewartościowaliśmy wiele rzeczy. Zmienił się tryb naszego życia i nasze zapatrywania.
Społecznicy, tacy jak ja i moje koleżanki, muszą wykazać się większą kreatywnością. Tam gdzie wchodzą w grę ograniczenia sanitarne i trudno dotrzeć do drugiego człowieka, rodzi się potrzeba szukania nowych rozwiązań. W związku z tym zaczęłyśmy kontynuować swoją misję w nowej, trudnej rzeczywistości.
Oczywiście działamy w sieci, na kanałach YT i na portalach społecznościowych. Ważną rolę mają również media, jak telewizja kablowa, ponieważ na żywo docieramy do odbiorców.
Z działalnością charytatywną było zdecydowanie łatwiej, ona nie wymaga publiczności. Pomagać można bez spektakularnych wydarzeń i to udało się realizować w nowych realiach.
Natomiast prywatnie czas pandemii, wpłynął zdecydowanie na ograniczenie kontaktów towarzyskich, ale zdecydowanie sprzyjał rozwojowi osobistemu, podnoszeniu kwalifikacji i zdobywaniu nowych uprawnień. Zdecydowanie najgorszy był dla mnie czas izolacji w okresie Świąt Wielkanocnych i Świąt Bożego Narodzenia, kiedy musiałam spędzać je z daleka od bliskich, nawet bez moich dzieci.
Maria Duchnik, pracownik Urzędu Gminy w Górowo Iławeckie
Covid zmienił niby niewiele, a jednak odczuwamy go wszyscy, w pracy, w domu, życiu rodzinnym.
Jako pracownica urzędu gminy musiałam się nauczyć działać zdalnie, często na telefon. W mojej pracy w normalnych warunkach mam duży kontakt z mieszkańcami gminy, przyjmuję wnioski, pomagam wypełniać dokumenty. Nie każdemu łatwo jest wytłumaczyć coś tylko telefonicznie, kontakty twarzą w twarz dużo dają a dobie Covid-19 niestety jest to utrudnione, ale chyba nauczyliśmy się już z tym funkcjonować, ludzie więcej korzystają z internetu, potrafią skorzystać z aplikacji, z których normalnie by nie korzystali.
Chyba najbardziej odczułam zmiany covidowe w życiu rodzinnym, jako mama 2 dzieciaków: 13 latka i 5 latki, urwisów mających już swoje potrzeby, którym szkoła i przedszkole wywróciły się do góry nogami. Zajęcia domowe w czasie zamknięcia przedszkoli i zdalnej nauki w szkole były dla mnie wielkim wyzwaniem. Jestem teraz w ciąży, ciąży wymagającej szczególnej opieki… Jestem po szczepieniach, bo czuję się odpowiedzialna nie tylko za siebie i swoich bliskich wokół mnie, ale także za maleństwo, które noszę.
To ode mnie zależy czy podejdę to tego świadomie, z pełną odpowiedzialnością. Chciałabym by ludzie wokół mnie byli bardziej odpowiedzialni…
Covid zmienił niby niewiele, a jednak odczuwamy go wszyscy, w pracy, w domu, życiu rodzinnym.
Jako pracownica urzędu gminy musiałam się nauczyć działać zdalnie, często na telefon. W mojej pracy w normalnych warunkach mam duży kontakt z mieszkańcami gminy, przyjmuję wnioski, pomagam wypełniać dokumenty. Nie każdemu łatwo jest wytłumaczyć coś tylko telefonicznie, kontakty twarzą w twarz dużo dają a dobie Covid-19 niestety jest to utrudnione, ale chyba nauczyliśmy się już z tym funkcjonować, ludzie więcej korzystają z internetu, potrafią skorzystać z aplikacji, z których normalnie by nie korzystali.
Chyba najbardziej odczułam zmiany covidowe w życiu rodzinnym, jako mama 2 dzieciaków: 13 latka i 5 latki, urwisów mających już swoje potrzeby, którym szkoła i przedszkole wywróciły się do góry nogami. Zajęcia domowe w czasie zamknięcia przedszkoli i zdalnej nauki w szkole były dla mnie wielkim wyzwaniem. Jestem teraz w ciąży, ciąży wymagającej szczególnej opieki… Jestem po szczepieniach, bo czuję się odpowiedzialna nie tylko za siebie i swoich bliskich wokół mnie, ale także za maleństwo, które noszę.
To ode mnie zależy czy podejdę to tego świadomie, z pełną odpowiedzialnością. Chciałabym by ludzie wokół mnie byli bardziej odpowiedzialni…
Agnieszka Romanowska, pielęgniarka z Bisztynka
Covid pokazał mi, że najważniejsze w życiu jest zdrowie. Niby każdy to wie, ale myśli o tym dopiero w momencie choroby. Wtedy może być ciut za późno.
Cały zamęt związany z covidem pokazał mi też, jak wielką moc, niekoniecznie tą dobrą, mają media. Zwłaszcza społecznościowe. Jak manipulują ludzkim myśleniem, jak ludzie dają się zastraszyć tym, że szczepienia są szkodliwe, że wszczepiają nam nadajniki, itp. A przecież dzięki szczepieniom niektóre choroby znamy tylko z literatury.
Pozostaje mi tylko tłumaczyć, przekonywać. Koronawirus nie zmienił natomiast we mnie wiary w ludzi. W czasach kryzysu, potrafimy się jednoczyć i robić wspaniałe, wielkie rzeczy. Nie zmienił we mnie także mojej postawy wobec pacjentów jako pielęgniarki.
Nie unikam pracy z "pozytywnymi" pacjentami. Wręcz przeciwnie. Uważam, że to my w takiej sytuacji zastępujemy wszystkich bliskich, którzy nie mogą być blisko chorych. I powinniśmy cechować się wielką empatią i człowieczeństwem.
Covid pokazał mi, że najważniejsze w życiu jest zdrowie. Niby każdy to wie, ale myśli o tym dopiero w momencie choroby. Wtedy może być ciut za późno.
Cały zamęt związany z covidem pokazał mi też, jak wielką moc, niekoniecznie tą dobrą, mają media. Zwłaszcza społecznościowe. Jak manipulują ludzkim myśleniem, jak ludzie dają się zastraszyć tym, że szczepienia są szkodliwe, że wszczepiają nam nadajniki, itp. A przecież dzięki szczepieniom niektóre choroby znamy tylko z literatury.
Pozostaje mi tylko tłumaczyć, przekonywać. Koronawirus nie zmienił natomiast we mnie wiary w ludzi. W czasach kryzysu, potrafimy się jednoczyć i robić wspaniałe, wielkie rzeczy. Nie zmienił we mnie także mojej postawy wobec pacjentów jako pielęgniarki.
Nie unikam pracy z "pozytywnymi" pacjentami. Wręcz przeciwnie. Uważam, że to my w takiej sytuacji zastępujemy wszystkich bliskich, którzy nie mogą być blisko chorych. I powinniśmy cechować się wielką empatią i człowieczeństwem.
Irena Sawicka, emerytka, Szczytno
Koronawirus w jednej chwili dramatycznie zmienił nasze życie. Epidemia przemodelowała naszą rzeczywistość. Światowy kryzys epidemiologiczny wymusił zmiany w naszym codziennym życiu. Jeśli coś jest dziś pewne, to tylko jedno: im dłużej potrwa pandemia, tym wywoła poważniejsze skutki. Koronawirus pozostawił trwały ślad w naszym życiu społecznym, skłaniając nas do zmiany przyzwyczajeń. Staliśmy się jeszcze bardziej niż dotąd uzależnieni od technologii ze wszystkimi tego dobrymi, ale również i złymi konsekwencjami. W ciągu tych ostatnich kilkunastu miesięcy wiele się zmieniło, ale też pozwoliło mi dostrzec to, czego w codziennym pędzie nie zauważałam: jak mało czasu poświęcam rodzinie. Teraz spędzam go z bliskimi zdecydowanie więcej. Widzę to, co przegapiłam. Sytuacja związana z pandemią nas zatrzymała, ale ma to też pozytywne skutki. Teraz doceniamy takie drobiazgi, które wcześniej nie miały znaczenia — jak pójście na spacer, wspólny posiłek, zabawa z dziećmi, rozmowa. Myślę, że to jest czas na przewartościowania. Czas na docenienie największych wartości jaką jest rodzina, zdrowie i bezpieczeństwo. To też czas na pomoc tym, którzy są starsi, samotni, schorowani czy potrzebujący. W tym momencie nie tylko nasze zdrowie i bezpieczeństwo się liczy, ale wszystkich ludzi.
Koronawirus w jednej chwili dramatycznie zmienił nasze życie. Epidemia przemodelowała naszą rzeczywistość. Światowy kryzys epidemiologiczny wymusił zmiany w naszym codziennym życiu. Jeśli coś jest dziś pewne, to tylko jedno: im dłużej potrwa pandemia, tym wywoła poważniejsze skutki. Koronawirus pozostawił trwały ślad w naszym życiu społecznym, skłaniając nas do zmiany przyzwyczajeń. Staliśmy się jeszcze bardziej niż dotąd uzależnieni od technologii ze wszystkimi tego dobrymi, ale również i złymi konsekwencjami. W ciągu tych ostatnich kilkunastu miesięcy wiele się zmieniło, ale też pozwoliło mi dostrzec to, czego w codziennym pędzie nie zauważałam: jak mało czasu poświęcam rodzinie. Teraz spędzam go z bliskimi zdecydowanie więcej. Widzę to, co przegapiłam. Sytuacja związana z pandemią nas zatrzymała, ale ma to też pozytywne skutki. Teraz doceniamy takie drobiazgi, które wcześniej nie miały znaczenia — jak pójście na spacer, wspólny posiłek, zabawa z dziećmi, rozmowa. Myślę, że to jest czas na przewartościowania. Czas na docenienie największych wartości jaką jest rodzina, zdrowie i bezpieczeństwo. To też czas na pomoc tym, którzy są starsi, samotni, schorowani czy potrzebujący. W tym momencie nie tylko nasze zdrowie i bezpieczeństwo się liczy, ale wszystkich ludzi.
Zofia Stankiewicz, właścicielka przedszkola w Idzbarku
Mam wrażenie, że wszystko, co dziś robimy, czynimy podświadomie z myślą o pandemii i jej konsekwencjach dla nas i dla naszych bliskich. Dla ludzi mojego pokroju, którzy dużo i ciężko pracują, to często praca jest właśnie ucieczką od tego problemu, żeby o tym nie myśleć, ale to działa tylko na krótką metę. Wciąż mam takie wrażenie „splątania” i ta pandemia wciąż gdzieś z tyłu głowy jest. Wpływa na nasze życie prywatne i zawodowe. Chociażby ostatni przykład - robimy w przedszkolu jasełka, ale online, żeby komuś nie dać złego „prezentu” w postaci wirusa. Czujemy ten niepokój, ciągle gdzieś w nas tkwi. Z jednej strony nie mogę się nadziwić, że ludzie nie chcą się szczepić, z drugiej – szczepienia i tak nie chronią nas przed zakażeniem i chorobą. Ale to jest dla nas wszystkich szansa, bo osoby zaszczepione przechodzą chorobę lżej. Przeszliśmy w rodzinie Covid-19, jesteśmy zaszczepieni i wszystkich do tego namawiam, bo to wyraz odpowiedzialności za siebie i za innych.
Mam wrażenie, że wszystko, co dziś robimy, czynimy podświadomie z myślą o pandemii i jej konsekwencjach dla nas i dla naszych bliskich. Dla ludzi mojego pokroju, którzy dużo i ciężko pracują, to często praca jest właśnie ucieczką od tego problemu, żeby o tym nie myśleć, ale to działa tylko na krótką metę. Wciąż mam takie wrażenie „splątania” i ta pandemia wciąż gdzieś z tyłu głowy jest. Wpływa na nasze życie prywatne i zawodowe. Chociażby ostatni przykład - robimy w przedszkolu jasełka, ale online, żeby komuś nie dać złego „prezentu” w postaci wirusa. Czujemy ten niepokój, ciągle gdzieś w nas tkwi. Z jednej strony nie mogę się nadziwić, że ludzie nie chcą się szczepić, z drugiej – szczepienia i tak nie chronią nas przed zakażeniem i chorobą. Ale to jest dla nas wszystkich szansa, bo osoby zaszczepione przechodzą chorobę lżej. Przeszliśmy w rodzinie Covid-19, jesteśmy zaszczepieni i wszystkich do tego namawiam, bo to wyraz odpowiedzialności za siebie i za innych.
Artur Backiel, dyrygent i organista w parafii św Tomasza w Nowym Mieście
Covid przechodziłem zupełnie bezobjawo w listopadzie ubiegłego roku. Jednak, najprawdopodobniej, przy moim przewlekłym nadciśnieniu i cukrzycy, późniejszy zawał serca był efektem powikłań pocovidowych. Zawał dopadł mnie w Warszawie. To był czas, kiedy na karetkę pogotowia czekało się około pięciu godzin, więc w środku nocy, sam wsiadłem w samochód i pojechałem od razu do szpitala kardiologicznego. Jedynie błyskawiczna reakcja lekarzy spowodowała, że wyszedłem z tego bez szwanku. Ze względu na mój rodzaj pracy z dużą ilością osób, zaszepiłem się w pierwszym możliwym dla mnie terminie. Z niecierpliwością oczekuje zapisu na trzecią, uzupełniającą dawkę szczepionki zaraz po świętach Bożego Narodzenia.
Patrzyłem na śmierć moich bliskich i znajomych... Tak, covid zmienił moje nastawienie do życia, a raczej jego "kruchości". Na myśl przychodzą mi słowa psalmu 103,15-16 "...dni człowieka są ja trawa, kwitnie jak kwiat na polu. Wystarczy, że wiatr go muśnie, już znika i wszelki ślad po nim ginie" Nauczyłem się dostrzegać i cieszyć się drobnymi rzeczami, które przynosi nam codzienne życie.
Covid przechodziłem zupełnie bezobjawo w listopadzie ubiegłego roku. Jednak, najprawdopodobniej, przy moim przewlekłym nadciśnieniu i cukrzycy, późniejszy zawał serca był efektem powikłań pocovidowych. Zawał dopadł mnie w Warszawie. To był czas, kiedy na karetkę pogotowia czekało się około pięciu godzin, więc w środku nocy, sam wsiadłem w samochód i pojechałem od razu do szpitala kardiologicznego. Jedynie błyskawiczna reakcja lekarzy spowodowała, że wyszedłem z tego bez szwanku. Ze względu na mój rodzaj pracy z dużą ilością osób, zaszepiłem się w pierwszym możliwym dla mnie terminie. Z niecierpliwością oczekuje zapisu na trzecią, uzupełniającą dawkę szczepionki zaraz po świętach Bożego Narodzenia.
Patrzyłem na śmierć moich bliskich i znajomych... Tak, covid zmienił moje nastawienie do życia, a raczej jego "kruchości". Na myśl przychodzą mi słowa psalmu 103,15-16 "...dni człowieka są ja trawa, kwitnie jak kwiat na polu. Wystarczy, że wiatr go muśnie, już znika i wszelki ślad po nim ginie" Nauczyłem się dostrzegać i cieszyć się drobnymi rzeczami, które przynosi nam codzienne życie.
Elżbieta Olszta, bibliotekarka z Jamielnika
Wszechobecny covid zapukał też do drzwi biblioteki, zmieniając jej codzienny i ustabilizowany zakres działalności.Reżim sanitarny ograniczał czytelnikom bezpośredni dostęp do księgozbioru. Oddane książki poddawane były kilkudniowej kwarantannie, co niewątpliwie utrudniało też pracę bibliotekarzom. Poza tym ciągła dezynfekcja i wietrzenie pomieszczeń, zakładanie maseczek i upominanie. Imprezy kulturalno-edukacyjne organizowane w mojej bibliotece przybrały charakter online, co w konsekwencji sprawiło jednak, że dotarły do szerszego grona odbiorców. To jedyne, co dobrego po covidzie zostało. Jeżeli chodzi o moje prywatne życie, to covid mnie również nie oszczędził. Zachorowałam razem z mężem kilka dni przed planowanym szczepieniem. Chorobę przeszłam prawie bezobjawowo. Gdyby nie utrata węchu, to nie wiedziałabym, że jestem chora. Strach przed covidem wywołuje u mnie niepokój i lęk, tym bardziej, że mam świadomość tego, że pracuję z ludźmi, gdzie o zarażenie nie jest trudno. Każde przeziębienie wywołuje u mnie czujność i odpowiedzialność. Bardzo ważne jest to, by przy objawach choroby poddawać się testom i badaniom. U mnie badania potwierdziły zmiany na sercu. Czy to po covidove? To już ocenią specjaliści. Oczywiście jestem zaszczepiona i do szczepień zachęcam.
Wszechobecny covid zapukał też do drzwi biblioteki, zmieniając jej codzienny i ustabilizowany zakres działalności.Reżim sanitarny ograniczał czytelnikom bezpośredni dostęp do księgozbioru. Oddane książki poddawane były kilkudniowej kwarantannie, co niewątpliwie utrudniało też pracę bibliotekarzom. Poza tym ciągła dezynfekcja i wietrzenie pomieszczeń, zakładanie maseczek i upominanie. Imprezy kulturalno-edukacyjne organizowane w mojej bibliotece przybrały charakter online, co w konsekwencji sprawiło jednak, że dotarły do szerszego grona odbiorców. To jedyne, co dobrego po covidzie zostało. Jeżeli chodzi o moje prywatne życie, to covid mnie również nie oszczędził. Zachorowałam razem z mężem kilka dni przed planowanym szczepieniem. Chorobę przeszłam prawie bezobjawowo. Gdyby nie utrata węchu, to nie wiedziałabym, że jestem chora. Strach przed covidem wywołuje u mnie niepokój i lęk, tym bardziej, że mam świadomość tego, że pracuję z ludźmi, gdzie o zarażenie nie jest trudno. Każde przeziębienie wywołuje u mnie czujność i odpowiedzialność. Bardzo ważne jest to, by przy objawach choroby poddawać się testom i badaniom. U mnie badania potwierdziły zmiany na sercu. Czy to po covidove? To już ocenią specjaliści. Oczywiście jestem zaszczepiona i do szczepień zachęcam.
Janusz Mazurkiewicz, koordynator Centrum Wolontariatu w Kętrzynie
Myślę, że COVID zmienił podejście do ludzi, do dbania o nich. Nauczyłem się też, że trzeba choć trochę słuchać nauki i jej zaufać. Jeśli w nią nie uwierzymy to będzie oznaczało, że wszystkie osiągnięcia naukowe są nic nie warte. Koronawirus wpłynął też na moje życie codzienne. Jakoś trzeba było nauczyć się żyć zarówno z wprowadzonymi ograniczeniami, jak i świadomością istnienia wirusa. Myślę, że on już z nami pozostanie tak, jak np. grypa. W efekcie przestrzegam też bardziej różnych zasad i staram się w lepszy sposób patrzeć na ludzi.
Izabela Jaworska, trenerka personalna z Elbląga
Pandemia po raz kolejny udowodniła mi, że w życiu nie ma nic pewnego, chyba że są nimi zmiany, a im szybciej zaakceptujemy tę zmianę i jej skutki, tym szybciej możemy zacząć budować nieco inaczej swoje życie. Oboje z mężem pracowaliśmy w branży fitness, a kiedy nadszedł lockdown, musieliśmy sami sobie poradzić. Większości wydawało się, że nie ma problemu — są przecież dofinansowania i pomoc dla przedsiębiorców, niektórzy nawet cieszyli się, że nie trzeba pracować, a pieniądze i tak wpływają na konto. My zastanawialiśmy się, jak przetrwać, co było o wiele łatwiejsze ze wsparciem innych. Trochę zmieniłam działalność — skupiłam się na klientach indywidualnych — miałam szczęście w postaci małej salki treningowej i marki, którą już zdążyłam sobie trochę wyrobić. Pandemia pokazała mi też, jak łatwo skłócić ze sobą i tak podzielony naród. Nauczyło mnie to, że trzeba trzymać razem. Nie krzywdźmy się i wspierajmy — każda pandemia kiedyś się kończy.
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Dorota #3086729 2 sty 2022 21:59
Na "Sylwestrze zdarzeń" w Zakopanem nie było plandemii?! Nikt nie miał maseczki, ludzie prawie pluli na siebie jak śpiewali disco polo i było dobrze bo impreza musiała się udać. Chyba brali Serum z Qrskiego? Czego jeszcze nie rozumiecie?!
odpowiedz na ten komentarz