Życie w cieniu papierówki. Rozmowa z autorką książki, której fragmenty publikujemy w "Gazecie Olsztyńskiej"
2021-12-27 09:54:42(ost. akt: 2021-12-27 10:03:53)
Uważam, że nasze życie staje się pełniejsze, gdy wykorzystujemy wszystkie zdolności, którymi zostaliśmy obdarzeni — mówi Anna Leokadia Osowska, lekarka i autorka powieści "W cieniu papierówki", której fragmenty opublikujemy w "Gazecie Olsztyńskiej".
Aniu, na łamach "Gazety Olsztyńskiej", pojawić się ma, choć nie w całości, twoja powieść „W cieniu papierówki”. Osobiście bardzo mnie to cieszy, gdyż czytelnik znajdzie w niej bogactwo tematów, ale też odnajdzie miejsca, które zna, a ten spoza regionu z pewnością zechce je odwiedzić.
— Z radością przyjęłam propozycję opublikowania w "Gazecie Olsztyńskiej" fragmentów mojej powieści. Dla mnie — lekarki, autorki książek, to najlepszy prezent pod choinkę. Jest to też znakomita okazja, by zaprosić czytelników GO do domu lekarki i jej męża, przewodnika turystycznego. Zaprosić do siedliska położonego w wyjątkowym miejscu, bo między Warmią a Mazurami. Wierzę, że w Pisarczykach czytelnicy odnajdą po części siebie lub swoich znajomych, zżyją się z bohaterami, a sytuacje opisane w powieści przywołają wspomnienia, skłonią do refleksji. Dodatkowo lektura mojej książki o Ewie i Oskarze może zachęcić ich do odwiedzenia fascynujących miejsc Warmii i Mazur, do spisywania losów własnej rodziny. Czas pokaże.
Kiedy pomyślałaś, że będą lekarką, która żyje z medycyny, możesz być też pisarką? Bo przecież życie człowieka niekoniecznie zamyka się w realizacji jednego powołania. Na przykład Karol Wojtyła, nie wszyscy o tym wiedzą, był świętym kapłanem, ale i utalentowanym poetą.
Uważam, że nasze życie staje się pełniejsze, gdy wykorzystujemy wszystkie zdolności, którymi zostaliśmy obdarzeni. W moim przypadku "pisanie" nie koliduje z realizacją misji zawodowej, wręcz przeciwnie, jest swego rodzaju kołem ratunkowym, pozwala mi uniknąć wypalenia zawodowego.
Czy pomyślałam, że kiedyś będę lekarką-pisarką? Zawsze "coś" pisałam, a to dziennik, a to wiersze, bajki czy opowiadania. Marzyłam o napisaniu powieści obyczajowej, opartej na własnych doświadczeniach, obserwacjach. Którejś bezsennej nocy, w trakcie chemioterapii, opatuliłam się kocem, włączyłam komputer i zaczęłam snuć opowieść o mieszkańcach siedliska za Galinami.
Przywołałaś Jana Pawła II. Dziękuję, to bardzo ważna postać w moim życiu. W kontekście mojego pisania, przyszła mi na myśl najbardziej chyba znana sztuka Karola Wojtyły "Przed sklepem jubilera". Podziwiam Ojca Świętego za niezwykłą znajomość ludzkiej psychiki, umiejętną analizę dylematów młodych ludzi, stojących u progu małżeństwa.
Przywołałaś Jana Pawła II. Dziękuję, to bardzo ważna postać w moim życiu. W kontekście mojego pisania, przyszła mi na myśl najbardziej chyba znana sztuka Karola Wojtyły "Przed sklepem jubilera". Podziwiam Ojca Świętego za niezwykłą znajomość ludzkiej psychiki, umiejętną analizę dylematów młodych ludzi, stojących u progu małżeństwa.
Moje powieści zrodziły się z dystansu do własnych przeżyć oraz z mojego przyglądania się innym, z ich opowieści, zwierzeń. Często rozmyślam nad motywami działania osób, które spotykam, chcę je zrozumieć, ale nie oceniać. Dotyczy to zwłaszcza trudnych relacji.
W swoich powieściach przywołujesz konkretne miejsca, ludzi, zdarzenia. Na ile bohaterowie twoich książek, a przede wszystkim rodzina Pisarczyków, jest odbiciem realnych osób, w tym ciebie samej i twojej rodziny? Bo przyznasz, że niektórzy czytelnicy książkę odbierają jako opowieść o tobie i twoim środowisku, niejednokrotnie szukając siebie w opisach ludzi i wydarzeń.
— Rzeczywiście, tylko osoby całkiem mi obce czytają moje książki jak powieści. Ci, którzy znają mnie choć odrobinę, odbierają je jak autobiografię. I to jest rewelacyjna wiadomość dla autorki, gdyż świadczy o tym, że przeplatając fakty i fikcję stworzyłam spójną opowieść o ludziach, których wymyśliłam, użyczając im po trosze naszych cech, cech naszych przyjaciół. Osobiście chciałabym być, czasami, na podobieństwo mojej bohaterki, eteryczną blondynką, na przykład. Prawdą jest, że Ewa odzwierciedla mój sposób myślenia i przeżywania z okresu, gdy leczyłam się onkologicznie. Podczas poważnej choroby, w obliczu zagrożenia życia zachowujemy się często wobec najbliższych irracjonalnie, ambiwalentnie, wręcz okrutnie i to bez względu na wykształcenie, wykonywany zawód czy status majątkowy. Ewa nie jest moim sobowtórem, za to nie jest ideałem, tak jak i ja nim nie jestem. Oskar też nie jest kopią mojego męża, co zresztą Darek zaznacza w recenzji drugiego wydania "W cieniu papierówki"; "… Nie znam tego pana osobiście".
W moich powieściach oddaję hołd ważnym dla mnie ludziom, rodzinie, przyjaciołom. Dziękuję lekarzom, którzy mnie leczyli, i tym, którzy bezinteresownie leczyli moich pacjentów, gdy chorowałam. Niektóre osoby wymieniam z imienia i nazwiska. Czynię to celowo. Jedna z czytelniczek zadała sobie wiele trudu, wypisała wszystkich bohaterów i sprawdziła w sieci istnienie poszczególnych postaci.
Czy ktoś ucieszył się z faktu, że znalazł się w Twojej książce, a może obraził? No i w ogóle jak zareagowały środowiska, które opisujesz w powieści, podając realne nazwy miejscowości. Notabene, bardzo mi się podoba ten zabieg, gdyż mało znane miasta czy wioski nagle zaczęły literacko istnieć i tym samym zachęcać do poznania ich. Twój opis restauracji "U św. Mikołaja ", zachęcił mnie, aby ją odwiedzić. A właścicielom wspomnę, że to dzięki Twej książce.
— Wiele osób żartowało, że uczyniłam z nich lokalnych celebrytów. Pani Maria, fryzjerka z Sępopola opowiadała, że wkrótce po wydaniu "Papierówki" klient poinformował ją, że z ciekawości przyszedł do „fryzjerki z książki”. Któregoś razu w przychodni pojawiła się kobieta, usiadła w poczekalni i w milczeniu obserwowała pracę personelu. Oczywiście wzbudziła niepokój. "Chyba kontrola!?"- szeptały pielęgniarki. Okazało się, że w rodzinie nieznajomej wszyscy przeczytali powieść, a ona przyjechała do Sępopola z Olsztyna, by porównać moje powieściowe opisy z rzeczywistością, a także oddać hołd swojej Mamie, która utożsamiała się z Ewą Pisarczyk z okresu jej leczenia onkologicznego. Co pewien czas docierają do mnie informacje o czytelnikach odwiedzających miejsca opisane w powieści, np. Muzeum Mazurskie w Owczarni. To cieszy.
Przyznam jednak, że nie wszyscy ucieszyli się z obecności w życiu Pisarczyków. Niektórzy, choć nie wymienieni z nazwiska, sami obwieszczali światu swoje negatywne zaistnienie w powieści i do dziś są obrażeni. Podobnie jak ci, których roli w moim życiu, ich zdaniem nie doceniłam, gdyż nie zaistnieli na stronach "Papierówki".
Dlaczego zatem jedni "weszli" do powieści, innych zastąpiły postacie fikcyjne?
— Tu dochodzimy do sedna sprawy. Napisałam powieść, a nie kronikę mojego środowiska. Powieść rządzi się swoimi prawami, zresztą pisała się sama. Pozwoliłam mieszkańcom siedliska żyć ich własnym życiem. Na podobieństwo malarza zapisywałam obrazy, opisywałam sytuacje. Weszłam w proces twórczy tak bardzo, że zapominałam o konieczności jedzenia, spania. Prawda przeplatała się z fikcją. Bohaterowie „sami” wkraczali do akcji, więc niektórych nie ma, bo po prostu nie było ich w tym czasie w siedlisku.
Czy Pisarczykowie są wyjątkowymi ludźmi? A może nam się tylko tak wydaje?
— I tak, i nie. Oni są jak znajomi z sąsiedztwa. Zwyczajni jak każdy z nas, jednocześnie jak każdy z nas wyjątkowi. Ich problemy odzwierciedlają codzienność mieszkańców naszego regionu. Myślę, że na tym właśnie polega fenomen tej powieści, co nie raz podkreślali czytelnicy podczas spotkań oraz w wiadomościach na Facebooku. Ewa jest lekarką, ale nie pracuje w szpitalu. Nie ma seriali o lekarkach przychodnianych, co najwyżej epizody. Powieść pokazuje jak wielopłaszczyznowe jest życie osoby, która ma nieść pomoc innym, ofiarować im całą swoją uwagę, ale nie jest omnipotentna, więc jest również niedoskonała, zwłaszcza w swoim życiu prywatnym. Dużo zamieszania wprowadza opisana przeze mnie postać Marleny, koleżanki Oskara. Poruszyłam tym samym istotny problem dotykający małżeństw z długim stażem. Na pozór udanych małżeństw, ale szczęśliwych niestety tylko do czasu pojawienia się na horyzoncie jakiejś Marleny. Jak poradzili sobie z problemem Pisarczykowie? Odpowiedź w powieści.
A zatem jak zachęciłabyś czytelników Gazety Olsztyńskiej do przeczytania Twojej powieści w całości?
— Przed nami święta. Czekamy na narodziny Bożej Dzieciny. Pozwólcie mi więc, poprzez Gazetę Olsztyńską, niczym wędrowiec, zagościć w waszych domach wraz z bohaterami mojej powieści. Wierzę, że gdy poznacie niektóre z wydarzeń jakie miały miejsce w cieniu starej papierówki, zechcecie poznać pełną historię Pisarczyków, w tym dzienniki Ewy. Jestem przekonana, iż osoby spoza Warmii i Mazur zachwycą się ludźmi stąd, siedliskiem, przydrożnymi jabłoniami i odwiedzą nasz region w poszukiwaniu miejsc związanych z bohaterami moich powieści, by następnie dołączyć do grona tych, którzy już przeczytali „W cieniu papierówki” i „Ucieczkę”, i z niecierpliwością będą czekać na opis dalszych losów Ewy i Oskara.
rozmawiała Zdzisława Kobylińska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez