Artystyczna Gocha szyje przytulanki

2021-12-26 10:00:00(ost. akt: 2021-12-23 21:27:06)
Małgorzata Szynal-Trzaskawka podczas grudniowego Jarmarku

Małgorzata Szynal-Trzaskawka podczas grudniowego Jarmarku

Autor zdjęcia: Edyta Kocyła-Pawłowska

Nie pracuje zawodowo, ale wszędzie jej pełno. "Artystycznie u Gochy" – pod tym facebookowym kryptonimem kryje się Małgorzata Szynal-Trzaskawka. Mieszka w Nowym Mieście Lubawskim, ale spełnia się w Iławie. To tu jest prezesem stowarzyszenia Kulturalno-Artystycznego Sart. Jest to dla niej forma terapii.
– Zawsze lubiłam być zajęta, czyli mieć wiele rzeczy do zrobienia, w bliższej i dalszej perspektywie. Muszę nauczyć się w końcu prowadzić kalendarz, bo od lat wszystkie plany zapisuję głównie w głowie – śmieje się Małgorzata Szynal-Trzaskawka.

– O wiele lepiej pracuje mi się, gdy mam całą listę różnych zajęć. Logistycznie sobie wówczas wszystko układam i do przodu – mówi. Każda matka Polka potrafi „ogarnąć” dzieci, dom, pracę zawodową i swoje pasje. Może i jest mnie pełno, ale znajduję na to czas. I, co najważniejsze, znajduję w tym ogromną przyjemność! – zapewnia.

To, co robi z potrzeby serca, to prawdziwa artystyczna pasja. Pochodzi z rodziny aktywnej twórczo. Urodziła się na Podkarpaciu. Do dziś i dziadkowie, i rodzice tworzą. Tata jest rzeźbiarzem, a mama – hafciarką ludową, wykonując makatki, które niegdyś wisiały w wielu wiejskich chatach, ale i miejskich mieszkaniach.

– Kiedy urodziłam dzieci, przestałam pracować zawodowo. Szukałam swojej drogi i odżyły we mnie wspomnienia domu rodzinnego – opowiada. Chciała się realizować artystycznie. Zaczęła od renowacji ram do obrazów. Starym, rozwalającym się ramom nadawała drugie życie. Reperowała je, odtwarzając dawny wzór. Wreszcie odważnie stwierdziła, że może też spróbować odnowić cały obraz. Wtedy już internet pełen był podpowiedzi, więc sama się tego nauczyła, oglądając filmiki.

Mieszkała wówczas w Warszawie. Odwiedzała pracownie konserwatorskie i renowacji mebli. Podglądała rzemieślników z dziada – pradziada i od nich także uczyła się fachu, poznając tradycyjne receptury, a potem je unowocześniając.

Kolejną artystyczną miłością Małgorzaty został decoupage, który pochłonął ją bez reszty. Ale że nie umie stać w miejscu, zastanawiała się, co dalej. Marta, koleżanka – krawcowa, pokazała jej, jak szyć. – Nigdy nie lubiłam prostych ściegów. Kiedy mama kupiła mi pierwszą maszynę do szycia, wstawiłam ją na strych. Tam stała nieużywana przez siedem lat. Nie kręciło mnie to. Ja i szycie? Nie ma takiej opcji! - tak wówczas myślała. Na spotkaniu z Martą powstała pierwsza Tilda, czyli szmaciana lalka o charakterystycznym wizerunku, w skandynawskim stylu. Ta pierwsza trafiła do rąk córki Gosi. I tak zaczęła się wielka miłość do szycia przytulanek.

Zawsze podobały się jej te strony: Warmia, Mazury, Powiśle. Postanowiła się przeprowadzić w te okolice za mężem, by choć trochę w pamięci odtworzyć piękne krajobrazy podkarpackiego Roztocza. Tam brakowało jej wody. Teraz ma jej wokół siebie pod dostatkiem. Po drodze była Warszawa, która, jak mów Gocha, bardzo ją rozwinęła i otworzyła artystycznie. Pracowała wówczas w firmie zaopatrującej w asortyment m.in. galerie sztuki. Dzięki temu miała okazję postać wielu artystów. Poznała ten świat od kulis. – Zawsze mnie ciągnęło w spokojniejsze okolice – mówi. – Stolica była fajnym miastem, gdy byłam panną i nie miałam dzieci. Gdy one się pojawiły, zaczęło brakować mi przestrzeni – dodaje.

Zatem razem z pochodzącym z Bratiana w powiecie nowomiejskim mężem zdecydowała o przeprowadzce. Dziś mieszkają w Nowym Mieście Lubawskim, ale chcą się przeprowadzić do własnego domu na wsi. Małgorzata jest pasjonatką ogrodnictwa. – Z tak dużą radością, jak szyję, to i zajmuję się roślinami.

Iława pojawiła się w jej życiu ze względu na rękodzielnicze pasje. Często odwiedzała Galerię Twórców przy ul. Niepodległości, prowadzoną wówczas przez byłą kierowniczkę kina, Irenę Nowicką. – Zostałam przyjęta na członka stowarzyszenia Sart. Tam zagościły moje pierwsze prace. Obecnie z galerią i Sartem związana jestem na dobre, także jako prezes. Robię to z tak wielką pasją, jak prowadzę każdą inną swoją działalność. Miewam lepsze lub gorsze dni, ale niezmiennie to uwielbiam.


Stowarzyszenie, którym zarządza, skupia podobnych jej pasjonatów. – Dzięki temu robimy fajne rzeczy, dużo warsztatów dla osób spoza stowarzyszenia, głównie dla dzieci.
Obecnie na tapecie jest temat jarmarku ekologicznego, cyklicznie organizowanego od kilku miesięcy. Można na nim kupić zdrowe jedzenie i piękne, rękodzielnicze przedmioty. – To czas i miejsce dla takich ludzi jak ja, którzy z różnych względów nie mogą podjąć regularnej pracy zawodowej, ale tworzą – opowiada. – Wychodzimy z domu i dzielimy się swoimi pasjami. Każdy z nas wytwarza coś innego, charakterystycznego tylko dla siebie.


Praca artystyczna to dla Gochy swego rodzaju terapia. – Warto o tym napisać, bo nie jestem jedyną mamą chorego dziecka. Konrad jest dzieckiem autystycznym. Zawsze byłam niezależna, pracująca, a obecnie przez 7 dni w tygodniu, całą dobę jestem głównie mamą – jak mówi, bardzo ja to zmieniło. Był w jej życiu czas trudny, musiała sobie poukładać w głowie. Zajęła się rękodziełem, by zająć myśli – choć przez chwilę raz na jakiś czas – czymś innym. Odnalazła siebie na nowo. – Niezależnie od tego, czy ma się chore, czy zdrowe dziecko, kocha się je i oddaje całym sercem. Ale nie może zatracić samej siebie – mówi pani Małgosia. – Dzieci dorastają, wyfruwają z domu, często matki wówczas czują się zbędne. A pasja daje siłę i pozwala się spełniać nawet, jeśli dzieci są dorosłe. Jest to płaszczyzna tylko dla niej. Nawet jeśli to tylko jeden dzień. Ja tworzyłam wieczorami, nocami, gdy dzieci spały. A na samym początku ogromną przyjemność dawały mi wyjazdy na kiermasze. To było zupełne oderwanie od domowej rzeczywistości, z dala od codziennego środowiska. To było jak kosmiczna podróż, która dodawała mi skrzydeł, dawała mocy – wspomina. – Wracam do domu, jestem szczęśliwa i dalej mogę zajmować się dziećmi i wszystkim dookoła.

Dziś „Artystycznie u Gochy” to głównie pracownia przytulanek. Jednak twórczyni nie zarzuciła także swych innych pasji. Sezonowo wykonuje i sprzedaje także choinkowe bombki, pisanki wielkanocne w oparciu o decoupage, na bazie wydmuszek z gęsich jaj. W wydmuszkach własnoręcznie bardzo cienkim wiertełkiem wywierca otworki. Koniecznie trzeba przy tym osłonić twarz, bo ze skorupy jajka w trakcie tego procesu wydobywa się pylące wapno. Konieczne jest więc chronienie swego zdrowia. Ale czego się nie robi dla sztuki!


Edyta Kocyła-Pawłowska
e.kocyla@gazetaolsztynska.pl




W powiecie iławskim za sprawą Krystyny Ziejewskiej (prezeski Iławskiego Stowarzyszenia Producentów Gęsi) powstaje książka w projekcie „Gęsim szlakiem”. Małgorzata Szynal-Trzaskawka została zaproszona, by na łamach wydawnictwa przedstawić swoje gęsie wydmuszki. – To dla mnie duża radość i nobilitacja, że zainteresowano się moimi wyrobami – mówi artystka.