Prezenty to kawałek naszego serca – mówi święty Mikołaj

2021-12-25 10:40:00(ost. akt: 2021-12-23 21:02:26)
Pan Marek jest Mikołajem od kilkunastu lat

Pan Marek jest Mikołajem od kilkunastu lat

Autor zdjęcia: Edyta Kocyła-Pawłowska

Rozmawiamy z iławianinem, który od kilkunastu już lat poświęca część swojej Wigilii, by porozdawać prezenty dzieciom. Chciałby pozostać anonimowy, ale zapewne domyślicie się Państwo, z kim rozmawialiśmy.

– Na czym polega praca Mikołaja?


– Trudno to nazwać pracą. Ja to traktuję jako spotkanie z ludźmi, niesienie dobrych wartości, uśmiechu. Za tą "pracą" idą przede wszystkim pozytywne emocje, którymi mogę się dzielić w tym wyjątkowym czasie. W czasie, w którym powinniśmy być razem, przeżywać Boże Narodzenie, zapomnieć o zaszłościach czy bolączkach. Po prostu być razem. W święta przecież powinniśmy odkładać na bok przekonania polityczne. Traktujmy to jako wspólny czas, z dobrą atmosferą, jedzeniem, prezentami w końcu. Tak, prezenty są także ważne. Jest to kawałek naszego serca, myślimy, co komu podarować. I to jest istota mojego zajęcia. Duch świąt! Sama radość!

– Chce pan powiedzieć, że dzieci nie płaczą na widok Mikołaja?


– Zdarza się, oczywiście! Zwłaszcza tym małym. Po chwili się oswajają z sytuacją, nawet jeśli chwilowo chowają się za nogawką u taty lub mamy. Później śpiewamy nawet wspólnie kolędy.

– Od kiedy para się pan tym zajęciem?


– Oj, już bardzo długo! Prawie sto lat, bo już jestem bardzo stary (śmieje się). Zaczynałem jako nastolatek, ucząc się od dziadka i taty, dlatego tyle lat już zajmuję się tym fachem. A tak naprawdę... piętnaście lat na pewno. Mam 35, a wtedy miałem osiemnaście - dziewiętnaście lat. Pierwsze spotkania były niekomercyjne. Zresztą nadal traktuję je jako mile spędzony czas, nie do końca - jako usługę mocno dochodową. Często jako Mikołaj współpracuję ze znajomymi czy przyjaciółmi, a odwiedzając ich, sprawdzam, jak rosną dzieci. To dla mnie wielka przyjemność, więc... finansowa gratyfikacja to drugorzędna sprawa.

– Czy Mikołaj dużo zarabia?


– Jest to zajęcie sezonowe. Stawki są różne. Zależą m.in. od lokalizacji.

– Czy zdarza się, że rodzice mają tak mało czasu, że zlecają Mikołajowi kupno prezentów?


– Nie, mnie nikt tego nie proponował. Najczęściej prezenty są już przygotowane przez moje elfy.

– Nie wychodzi pan z roli. Podoba mi się to! Domyślam się, że na spotkaniach jest podobnie.


– Musi tak być!

– Sezon mikołajowy nie trwa przecież cały rok... Na co dzień jest pan, panie Marku, to znaczy święty Mikołaju, animatorem. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Pana mama Lena Pawłowska jest od niedawna na emeryturze. Aktywizowała całe pokolenia iławian.


– Od dzieciństwa przychodziłem do niej, do Spółdzielczego Domu Kultury w "Polance" i podpatrywałem. Ta instytucja kultury wychowała wiele osób w Iławie. A i ja wychowałem się wśród ludzi i to oni są dla nas najważniejsi. Nadal w swoich działaniach przemycam idee, które tam zostały mi zaszczepione. To tam, pod okiem mamy, nauczyłem się m.in. współpracy. I tego, co robię na co dzień. Znajomi zastanawiają się, dlaczego nie działam bardziej komercyjnie. A mnie mój "berek" wystarczy. W dzieciństwie to była moja ulubiona zabawa i jakoś tak się do mnie ta nazwa przykleiła.
Wierzę w relacje, a nie w to, by zarobić jak najwięcej. To wyniosłem z domu.

Edyta Kocyła-Pawłowska


Pan Marek rozświetlił nam i przechodniom kawałek ponurego dnia, gdy wspólnie przespacerowaliśmy się po iławskim Starym Mieście. Święty Mikołaj rozdawał słodycze, uśmiechy i dobre słowo.
Tutaj fotorelacja:


Święty Mikołaj rozdawał słodycze na iławskim Starym Mieście


Fot. Edyta Kocyła-Pawłowska