586 dni, które wstrząsnęły Polską. Rozmowa z Renatą Gieszczyńską i Krzysztofem Kierskim

2021-12-13 14:17:21(ost. akt: 2021-12-13 13:02:50)

Autor zdjęcia: Archiwum IPN

Komunistyczna władza od początku chciała zniszczyć Solidarność. Stan wojenny był po to, żeby rozprawić się ze związkiem. O przyczynach wyprowadzenia w grudniu 1981 roku wojska na ulice, rozmawiamy z pracownikami olsztyńskiej delegatury IPN: Renatą Gieszczyńską z Wydziału Archiwalnego i Krzysztofem Kierskim z Biura Badań Historycznych.
Czy coś wskazywało na to, że 13 grudnia 1981 roku komunistyczna władza wprowadzi w Polsce stan wojenny, zaczną się masowe aresztowania działaczy Solidarności?

Renata Gieszczyńska: — Trzeba pamiętać o tym, że ówczesne władze rozważały wprowadzenie stanu wojennego już z chwilą powstania Solidarności. Kiedy w sierpniu 1980 roku wybuchły strajki, początkowo na Wybrzeżu, a następnie w całym kraju, dla większości Polaków zaczął się czas nadziei na zmiany, na reformy polityczne i gospodarcze, na powstanie wolnych związków zawodowych, odzyskanie przez Polskę suwerenności. Ale dla ówczesnej władzy zaczął się okres intensywnych przygotowań do zdławienia Solidarności. Już w sierpniu 1980 roku powstał plan o kryptonimie „Lato 1980”, który zakładał wprowadzenie stanu wojennego i siłowe zniszczenie Solidarności. Jednak ten ogromny wybuch entuzjazmu społecznego związany z narodzinami Solidarności sprawił, że władza obawiając się dużej liczby ofiar, nie zdecydowała się w 1980 roku na wprowadzenie planu w życie, ale przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego trwały dalej. Plan coraz bardziej się krystalizował, zapadły decyzje personale prowadzące do skupienia władzy w rękach Wojciecha Jaruzelskiego, który był odpowiedzialny za wprowadzenie stanu wojennego.

Ten później bronił się, twierdząc, że stan wojenny był mniejszym złem, bo istniało zagrożenie interwencji sowieckiej w Polsce, tak jak wcześniej na Węgrzech czy w Czechosłowacji.

RG: — Trzeba jasno powiedzieć, że na podstawie obecnie dostępnej dokumentacji nic nie wskazuje na potwierdzenie słów Jaruzelskiego. Prof. Antoni Dudek, który przeanalizował dostępne dokumenty stwierdził, że to wręcz Jaruzelski zabiegał o pomoc państw Układu Warszawskiego w celu rozprawienia się z Solidarnością. Naciskał dość mocno na marszałka Kulikowa (ówczesny dowódca wojsk UW - red.), żeby ten zapewnił mu pomoc militarną.

Jaruzelski spotkał się z nim w nocy z 8 na 9 grudnia 1981 roku, informując o planowanych działaniach. Kulikow miał powiedzieć, że "jeśli nie starczy waszych sił, to pewnie trzeba będzie wykorzystać Tarczę 81” (prawdopodobnie chodziło tu o plan operacji wojskowej Układu Warszawskiego w Polsce).

RG: — Jest to sprzeczne z tym, co później, po 1989 roku mówił Jaruzelski, usiłując odsunąć o siebie odpowiedzialność za wprowadzenie stanu wojennego, za jego ofiary.

Krzysztof Kierski: — Już w październiku 1980 roku ówczesne władze przygotowywały coś na kształt list proskrypcyjnych, które później zostały wykorzystane w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku do zatrzymania i internowania działaczy Solidarności. To świadczy o tym, że władza przygotowywała się do stanu wojennego. A wracając jeszcze do tego mitu o interwencji sowieckiej, to w 2001 roku Stanisław Kania, jeden z architektów stanu wojennego, na rozprawie sądowej powiedział, że o ile wiosną i jesienią 1980 roku takie zagrożenie istniało, tak nie było go w grudniu 1981 roku. Oczywiście kierownictwo Solidarności zdawało sobie sprawę z gwałtownego wzrostu napięcia w relacjach władza opozycja. Jednak liczono, że do takiej ewentualnej konfrontacji mogłoby dojść dopiero po przyjęciu przez Sejm rządowej ustawy o nadzwyczajnych środkach działania w interesie ochrony obywateli i państwa, która nigdy nie została uchwalona. Stan wojenny został wprowadzony bezprawnie, w trakcie sesji Sejmu, a taki dekret ówczesna Rada Państwa mogła wydać tylko między sesjami Sejmu.

RG: — Na pewno bardzo wielu działaczy zdawało sobie sprawę z zaostrzającej się sytuacji i starało się do tego jakoś przygotować. Myślę, że najlepiej pod tym względem wypadł region dolnośląski, gdzie działacze zabezpieczyli ogromne fundusze, które później posłużyły do finansowania dzielności podziemnej. Tam też pojawiły się zorganizowane struktury, ich członkowie mówili wprost, że należy podjąć bezpośrednią walkę z władzą, a nie kierować się różnego rodzaju koncepcjami choćby tą „długiego marszu” forsowaną przez Adama Michnika. Na Dolnym Śląsku powstała Solidarność Walcząca.

Wprowadzenie stanu wojennego zbiega się z katastrofalną sytuacją gospodarczą Polski, Polacy byli zmęczeni już tymi pustymi półkami w sklepach, brakiem podstawowych towarów.

RG: — Władze celowo nie dopuszczały na rynek określonych towarów, były one przetrzymywane, co powodowało wzrost napięcia społecznego, frustrację ludzi, którzy musieli stać w długich kolejkach, żeby cokolwiek kupić. A przy tym władza eskalowała, przeciągała kolejne konflikty, tu najlepszym przykładem jest chociażby strajk w OZGraf. które przyłączyły się do ogólnopolskiej akcji „Dni bez prasy”. A przy tym władza obciążała Solidarność za te wszystkie braki na rynku, chcąc podzielić społeczeństwo. Później zostanie to wykorzystane w propagandzie stanu wojennego, która działaczy Solidarności przedstawiała jako ekstremistów, którzy destabilizowali sytuację w Polsce i dlatego trzeba było ich internować.

Stan wojenny był więc nieunikniony?

RG: — To była konsekwentnie realizowana polityka od chwili powstania Solidarności, którą należało zlikwidować. Jednak nim zaczęły się internowania, władza przystąpiła do operacji "Azalia". Milicjanci i żołnierze zajęli obiekty Polskiego Radia i Telewizji oraz zablokowali połączenia telefoniczne. Operacja internowania działaczy Solidarności i przywódców opozycji nosiła kryptonim„ Jodła” i zaczęła się jeszcze przed formalnym wprowadzeniem stanu wojennego.

W pierwszych dniach stanu wojennego internowano około 5 tys. osób

KK: — Już w pierwszych godzinach SB aresztowała ponad 3 tys. działaczy Solidarności i innych struktur opozycyjnych. Wszyscy zatrzymani trafiali do blisko 50 ośrodków internowania, które najczęściej znajdowały się w zakładach karnych. W przypadku Warmii i Mazur internowani mężczyźni byli przetrzymywani w Iławie, a kobiety w ośrodku w Gołdapi. W sumie do końca grudnia 1982 roku zostało internowanych w kraju prawie 10 tys. osób, w tym 1008 kobiet.

RG: — Na decyzjach o internowaniu w przypadku bardzo wielu osób z naszego regionu widnieje przekreślony Kamińsk i była dopisana Iława. A to dlatego, że w listopadzie 1981 roku w Kamińsku doszło do buntu więźniów, zakład karny został zniszczony i trzeba było znaleźć inne miejsce dla internowanych. Kobiet trafiały też do ośrodka w Darłówku. Tam były internowane, np. kobiety, które zostały skazane w procesie OZGraf. Ze względów propagandowych zostali internowani Edward Gierek czy Piotr Jaroszewicz, a także osoby, które w przeszłości miały postawione zarzuty kryminalne. W naszym regionie było 9 takich osób. Wraz z stanem wojennym wrócili aparatczycy PZPR, którzy zostali odsunięci z chwilą powstania Solidarności, emerytowani milicjanci. Wchodzą do IRCh, tworzą OKON-y, które są wyrazem poparcia dla WRON.

Ale na wieść o stanie wojennym w największych zakładach, hutach i kopalniach dochodzi do strajków okupacyjnych. A potem niestety krwawych ich pacyfikacji, jak w kopalni "Wujek".

KK: — To był wyraz protestu przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. Strajki zostały brutalnie stłumione. W kopalni "Wujek" w Katowicach milicjanci z ZOMO zastrzelili 9 górników. W wielu przypadkach strajki te kończyły się aresztowaniem strajkujących i ich internowaniem, jak też innymi represjami.

RG: — Do takiego strajku okupacyjnego 14 grudnia doszło w OZOS-ie. Kary więzienia, które zostały wymierzone członkom komitetowi strajkowemu były wysokie, bowiem orzekano je w trybie doraźnym. Internowanych, czołowych działaczy Solidarności zastąpili młodzi ludzie, którzy protestowali, kolportując ulotki, gazetki, malując napisy na murach. Jednym z pierwszych procesów politycznych w regionie (29 stycznia 1982 r.) był proces licealistów Tomasza Kosiora i Jarosława Lipki z Kętrzyna, którzy wraz z kolegami 13 grudnia zaczęli malować plakaty i rozwieszać je na mieście. Zostali skazani w trybie doraźnym, osadzeni w Areszcie Śledczym w Bartoszycach oraz relegowani ze szkoły.

RG: — Stan wojenny dla starszej części społeczeństwa był szokiem. Obwieszczenia o stanie wojennym, drukowane zresztą w Związku Radzieckim, wywieszone na słupach ogłoszeniowych, w witrynach sklepów od razu wywoływały skojarzenia z czasami niemieckiej okupacji. Panowała atmosfera grozy: czołgi i Skoty na ulicach, żołnierze z bronią i patrole ZOMO. W tej sytuacji dla wielu ludzi podjęcie oporu było bardzo trudne.

KK: — Do tego została wprowadzona godzina milicyjna od 22 do 6 rano. Żeby wyjechać poza miejsce zamieszkania trzeba było mieć specjalną przepustkę. Korespondencja podlegała cenzurze. Obowiązywał tryb doraźny w sądach, zakaz strajków. Stanu wojennego nie można sprowadzać do koksowników na ulicach i braku "Teleranka" w telewizji.

RG: — Oprócz zawieszenia związków zawodowych i stowarzyszeń wprowadzono militaryzację zakładów pracy. Kierownictwo przejęli komisarze wojskowi, a jakiekolwiek nieposłuszeństwo groziło surowymi represjami. Służba Bezpieczeństwa nasiliła werbowanie tajnych współpracowników.

Jak Zachód zareagował na wprowadzenie stanu wojennego w Polsce?

KK: — Trzeba podkreślić, że zupełnie inne były reakcje rządów, a inne społeczeństw tych państw. W RFN panowała opinia, że stan wojenny był wręcz potrzebny i spowodował osłabienie napięcia na linii Wschód-Zachód. Twardsze stanowisko zajął Ronald Reagan, prezydent Stanów Zjednoczonych, który potępił stan wojenny i wprowadził pewne sankcje ekonomiczne wobec Polski. Inna reakcja była zwykłych mieszkańców stolic europejskich, np. w Londynie mimo siarczystego zimna na ulice wyszło 6 tys. ludzi, protestując przeciwko stanowi wojennemu w Polsce.

Stan wojenny trwał 586 dni. Czy zawieszenie, a potem odwołanie stanu wojennego oznaczało, że władza osiągnęła to, co chciała, czy też została do tego zmuszona?

RG: — To był zbieg określonych okoliczności. Z jednej strony władza rzeczywiście uznała, że osiągnęła swój cel, zdławiła Solidarność, ale też wprowadziła przepisy, które mimo formalnego zniesienia stanu wojennego, dalej obowiązywały. Stąd, gdy mowa o ofiarach stanu wojennego, mówimy też o tych, którzy zginęli w tzw. niewyjaśnionych okolicznościach, a w które zamieszani byli funkcjonariusze SB i MO. W Olsztynie taką ofiarą był przecież Marcin Antonowicz, który został pobity i wyrzucony z radiowozu ZOMO w 1985 roku.

Stan wojenny, jak i późniejszy okres wpływał na życie całego społeczeństwa: wielu udawało się na tzw. emigracje wewnętrzną wycofując się z życia publicznego, ograniczając kontakty w obawie przed donosicielami. Wielu zwolnionych z więzień i ośrodków internowania nie mogąc znaleźć żadnej pracy, emigrowało z Polski. Nastąpił głęboki podział społeczeństwa. Powstały organizacje, takie jak np. Federacja Młodzieży Walczącej, bardzo aktywna w naszym regionie, które jednoznacznie domagały się pełnej suwerenności i niepodległości Polski. Ideały Solidarności przetrwały, nie dało się złamać wielu ludzi.

Architekci stanu wojennego nie ponieśli odpowiedzialności?

RG: — Żadnej, tak jak ci, którzy mieli bezpośrednio krew na rękach, doprowadzili do śmierci ponad stu osób. Stan wojenny był tragedią narodową, bo władza wystąpiła przeciwko swoim obywatelom, kazała do nich strzelać.

Andrzej Mielnicki



Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Stary dziad #3084422 13 gru 2021 14:51

    To były piękne dni. Zdjęcie jest źle wykadrowane, trochę w bok i byłoby widać jak macham pałą.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz