Nauka w czasach pandemii. Absurdy w szkołach nie zmniejszają liczby zakażeń. Wróci zdalne nauczanie?

2021-12-01 19:44:54(ost. akt: 2021-12-01 16:29:43)
Jak uczyć w czasach koronawirusa?

Jak uczyć w czasach koronawirusa?

Autor zdjęcia: pixabay.com

Mamy drugi rok pandemii, a przepisy w szkołach wciąż są nielogiczne. Przykład? Jeśli uczeń jest na kwarantannie, jego rodzina funkcjonuje normalnie. A zaszczepiony nauczyciel pracuje za niezaszczepionego... Gdzie tu sens, gdzie logika?
Jesteśmy w apogeum czwartej fali — to zdanie słyszymy ostatnio najczęściej. W środę mieliśmy rekord zakażeń, więc zamiast być lepiej, jest coraz trudniej. Pandemia odbija się również na uczniach. A im więcej zakażeń w szkołach, tym więcej absurdów wychodzi na jaw.

— Już dwa lata walczymy z pandemią, a w szkołach jest coraz większy chaos. Przepisy w szkołach są dalekie od logiki. Nie znam dnia ani godziny, bo córka w każdej chwili może pójść na kwarantannę. Mamy już pięć za sobą — opowiada pani Agata, której córka jest drugoklasistką w podstawówce. — W czasie, gdy nie ma lekcji w szkole, powinny odbywać się w domu. Tylko że ta nauka zdalna nie jest wcale taka oczywista. Dwa razy miałam przypadek, że nauczyciel wysyłał lekcje mailem. Córka musiała więc uczyć się sama. A że jest za mała, żeby poradzić sobie sama, obowiązek nauki spadł na mnie. Nie było żadnego zastępstwa… Chyba że moje zaangażowanie można tak nazwać. Ale ja jestem z zawodu księgową, a nie nauczycielem! Czy to w porządku? Po powrocie nauczyciel sprawdzał, czy materiał został zrealizowany. Został, bo nie chcę, żeby córka miała zaległości. Ale czy nauką należy obarczać rodziców?

Najmłodsi uczniowie mają najtrudniej, bo jeszcze nie mogą się zaszczepić. Taką możliwość mają jak na razie dzieci do 12 roku życia. Dzieci od 5 do 11 lat mogą liczyć na szczepionki przeciw covid-19 dopiero od 13 grudnia. Być może już po feriach, które na Warmii i Mazurach zaczynają się 24 stycznia, szczepienia najmłodszych uczniów będzie już normą. Tylko czy pomogą? W starszych klasach wcale nie jest łatwiej, choć — przypomnijmy — szczepienie zwalnia z konieczności odbywania kwarantanny. Ale nie z nauki zdalnej.

— Niestety system jest nieszczelny. W mojej szkole zaszczepionych jest 85 proc. uczniów. Ale to niezaszczepione 15 proc. stawia warunki, gdy dochodzi do kontaktu z osobą zakażoną. Wystarczy, że jedna osoba w klasie nie przyjęła szczepionki, a już wszyscy muszą uczyć się zdalnie. Gdyby wszyscy byli zaszczepieni, uczylibyśmy się stacjonarnie. Gdy mamy zakażonego ucznia, klasa uczy się w domu. Ale nauczyciel, który miał również kontakt z tym uczniem, pracuje w szkole z innymi klasami, bo jest zaszczepiony — mówi dyrektor jednego z olsztyńskich liceów i prosi o anonimowość. — Zaszczepieni nauczyciele mają więcej pracy. Bo ci, którzy nie są, idą na kwarantannę, co łączy się ze zwolnieniem lekarskim. Mam takie przypadki w swojej szkole. Za każdym razem, gdy mają kontakt z osobą zakażoną, nie pracują. Inny nauczyciel bierze ich godziny. Oczywiście zastępstwa są płatne. Ale ostatnio rozmawiałem z nauczycielem, który jest przeciążony pracą. Nie daje już rady psychicznie. Pracowanie 9 godzin przed tablicą na dłuższą metę jest wyczerpujące. A dochodzi do tego jeszcze praca w domu… Trzeba sprawdzić sprawdziany, przygotować się do lekcji… Potem to zmęczenie odbija się na jakości pracy i na relacjach z uczniami. A rodzice oczekują nauczania wysokiej jakości.

I dodaje: — Im bardziej wejdziemy w szczegóły sytuacji, w której się znajdujemy, tym bardziej zauważamy, że pewne mechanizmy wzajemnie się wykluczają. Życie to weryfikuje. Ale mimo wszystkich mankamentów nie wprowadzałbym nauki zdalnej dla wszystkich. Byłbym za nauką zdalną tylko dla tych, którzy są na kwarantannie, czyli najczęściej to niezaszczepieni uczniowie. Technologia umożliwia nam naukę hybrydową. Przećwiczyłem to i wiem, że zdaje egzamin. Mam uczniów, którzy mieli kontakt z osobą zakażoną na zajęciach dodatkowych, na przykład w szkole muzycznej. To najczęściej pojedyncze przypadki. Wtedy uczeń może łączyć się z klasą za pomocą platformy komunikacyjnej z kamerą.

Tylko że nie tak łatwo z godziny na godzinę wszystko zorganizować. Kiedy w szkołach występują przypadki zakażeń, dyrektor sporządza listę nauczycieli i uczniów bliskiego kontaktu i umieszcza ją na stronie rządowej. Kwarantanna jest nakładana automatycznie na wszystkie wskazane osoby. Dopiero sanepid ściąga ją dla zaszczepionych. 

— Miałam przypadek zakażonego ucznia. Cała klasa trafiła na kwarantannę. Ale brat chłopca, który był starszy i zaszczepiony, chodził na swoje stacjonarne lekcje. Sanepid nie widział przeciwwskazań — zauważa jedna z nauczycielek olsztyńskiej podstawówki, też prosi o anonimowość. — W innym przypadku, gdy zachorował uczeń, jego rodzice nie mieli kwarantanny, bo byli zaszczepieni. Mogli pracować. Paradoks sytuacji polega na tym, że jego ojciec jest nauczycielem w innej szkole. Chodził legalnie do swoich uczniów. A przecież szczepienie nie chroni przed zakażeniem, ale przed ciężkim przebiegiem. Nawet zaszczepieni mogą zakażać. Mało tego, jeśli uczeń bliskiego kontaktu jest na kwarantannie, jego rodzina funkcjonuje normalnie. A przecież uczeń może okazać się dodatni. Gdzie tu sens, gdzie logika? Zresztą rodzice genialnie potrafią tuszować objawy choroby u dzieci. Wiem, że boją się kwarantanny i nawet siebie oszukują, że dziecko jest zdrowe. Raz miałam przypadek, że uczeń obudził się z temperaturą. Dostał lek przeciwgorączkowy i przyszedł do szkoły. Po kilku godzinach objawy wróciły. Przyznał, że rodzice prosili, żeby nie mówił, że coś z nim jest nie tak. W końcu trafił do lekarza, a potem miał test. Był pozytywny, miał koronawirusa. Cała klasa trafiła na kwarantannę. Nawet, gdyby nie przyszedł wtedy do szkoły, i tak mielibyśmy zdalne. Ale przynajmniej chłopiec nie miałby kontaktu z innymi dziećmi.

— Często covid przebiega jako zwykłe przeziębienie. Dla osoby chorej może to być łagodna infekcja, ale zakażenie po kontakcie dla kogoś innego może być dramatyczne — podkreśla Janusz Dzisko, szef olsztyńskiego sanepidu. — Mamy wiele absurdów, ale niewiele mogę zrobić. W wielu sytuacjach mam po prostu związane ręce. Muszę działać zgodnie z rozporządzeniami, więcej nie mogę zrobić. To dla mnie czasem nielogiczne, ale nie mamy jak tego zmienić. Nam, sanepidzie, też jest trudno pracować w momencie, kiedy dyrektor szkoły przekazuje wykaz uczniów z kontaktu. Nie możemy wszystkich dzieci z automatu „włożyć” na kwarantannę. Musimy analizować, czy uczeń był szczepiony albo czy jest ozdrowieńcem. Mamy z tym mnóstwo dodatkowej pracy, a wydawać by się mogło, że przy bardziej jednolitym systemie jest to łatwiejsze. Ale taka jest rzeczywistość… Zakażenia rosną, więc trudno nawet powiedzieć, czy wyciągamy z tych absurdów wnioski. Wiele osób cały czas ma w nosie obostrzenia. W szkołach dzieci chodzą bez maseczek i bardzo nad tym boleję. Ale sanepid nie może dotrzeć wszędzie. To dyrektor szkoły powinien to egzekwować. System nie jest doskonały. Wiele sytuacji jest niezależnych od nas. Mam wrażenie, że nie jest to zdrowa polityka.

Czy nauka zdalna wróci do szkół?


Rząd informuje, że na razie nie zamierza zamykać placówek.

— Raczej myślimy o takich drobnych ruchach, które będą wyraźnym sygnałem, wyraźnym alertem, że rośnie ryzyko, bo pojawiło się w otoczeniu nowe zagrożenie w postaci omikrona. Na przykład można wprowadzić limity, ale to sobie musimy dokładnie przemyśleć — twierdzi Adam Niedzielski, minister zdrowia.

ADA ROMANOWSKA