Ukraina na celowniku Rosji

2021-11-23 15:07:44(ost. akt: 2021-12-21 14:18:22)
Ukraińska żołnierka służąca na wschodzie Ukrainy, przy  granicy z terenami opanowanymi przez rosyjskich separatystów

Ukraińska żołnierka służąca na wschodzie Ukrainy, przy granicy z terenami opanowanymi przez rosyjskich separatystów

Autor zdjęcia: https://www.facebook.com/pressjfo.news/

Jak dzisiaj zachowałaby się armia ukraińska w sytuacji podobnej do tej z 2014 roku, kiedy Rosja bez jednego wystrzału zajęła Krym? – Ukraina nie dopuści do powtórki sytuacji... i udzieli adekwatnej odpowiedzi agresorowi – powiedział Ołeksij Daniłow, szef ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony w czasie spotkania z przedstawicielami amerykańskiego senatu.
Jaki cel postawił sobie Kreml wspierając i zapewne inspirując Łukaszenkę do ataku hybrydowego na Polskę? Co chce osiągnąć ściągając swoje wojska nad granicę z Ukrainą? Najoględniej można powiedzieć, że Rosjanie testują, jak zachowuje się UE i NATO w sytuacji zagrożenia takich krajów jak Polska czy Łotwa z jednej a Ukrainy z drugiej strony.
Chodziło też po prostu o zaszkodzenie Polsce i pogorszenie naszych relacji z Niemcami i Paryżem, ale ten plan dzięki stanowczej polityce rządu spalił na panewce. Inaczej wygląda sytuacja jeżeli chodzi o Ukrainę, która w odróżnieniu od Polski Łotwy nie może się spodziewać militarnego wsparcia NATO w razie konfliktu z Rosją.

Frustracja Putina

Na Kremlu od pewnego czasu narasta silna frustracja dotycząca Ukrainy. Po zwycięstwie Wołodymyra Zełenskiego w wyborach prezydenckich w 2019 roku w Moskwie zapanowała radość. W odróżnieniu od swojego poprzednika Petra Poroszenki, Zełenski był postrzegany jako człowiek zorientowany na wschód. Wielu ekspertów spodziewało się, że dokona ostrego zwrotu w tym kierunku, ale tego nie zrobił, choć też i nie obrał (przynajmniej na początku kadencji) stanowczego kursu na zachód. Ostatnio to się jednak nieco zmieniło, choć niekoniecznie jest to wyraz poglądów samego prezydenta Ukrainy. Ukraińcy stają się bowiem coraz bardziej prozachodni. A obecność Amerykanów w ukraińskiej gospodarce i pomoc w modernizacji ukraińskiej armii jest coraz bardziej widoczna. Warto tutaj wspomnieć, że od 2015 roku Ukraina dostosowuje swoją armię do standardów NATO.
Ukraina dla Putina jest ważna nie tyle militarnie czy gospodarczo, ale przede wszystkim mentalnie. Właściwie nie tyle Ukraina, co Małorosja, jak nazywa się czasami ją w Rosji nawiązując do czasów carskich. Istnienie Ukraińców jako oddzielnego narodu jest często negowane. Jak to ujął latem tego roku Putin w swoim tekście „O historycznej jedności Rosjan i Ukraińców” Ukraińcy to nieodłączna część „trójjedynego narodu ruskiego” a próby zerwanie czy nawet osłabienia więzi z Rosją to wyłącznie efekt zewnętrznych inspiracji.


Amerykanie ostrzegają

Od kilkunastu dni coraz częściej i głośniej mówi się, że Rosja może zaatakować Ukrainę. Kreml oczywiście zaprzecza. Przypomnijmy, że prezydent Władymir Putin całkiem niedawno powiedział, że o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej dowiedział się z mediów. Toteż i z mediów może się dowiedzieć, że, dajmy na to, w Odessie pojawili się ludzie z bronią, z którymi Rosja oczywiście nie będzie miała nic wspólnego.
O tym, że sytuacja jest poważna są przekonani Amerykanie, którzy ostrzegli sojuszników, że Rosja może uderzyć na Ukrainę na początku roku. Zdaniem amerykańskiego wywiadu ostatecznej decyzji Kreml jeszcze nie podjął.
Fakty są na razie takie, że Rosja skoncentrowała przy granicy z Ukraina około 100 tysięcy żołnierzy. Ukraińcy wskazują także na wzmożoną w ostatnim czasie wojnę psychologiczną prowadzoną przeciwko Ukrainie przez rosyjskich trolli.
Z oczywistych powodów agresywne zachowania Kremla są szybciej dostrzegane w Warszawie czy Wilnie niż w Paryżu czy Berlinie. W tym ostatnim zresztą nie tyle nie są dostrzegane, co kanclerz Merkel nie chce ich po prostu widzieć.
— To zagrożenie jest jednak dobrze widziane w Polsce. Za wzrostem niebezpieczeństwa ze strony Kremla przemawiają konkretne działania – zgrupowanie przy granicy z Ukrainą potężnych sił militarnych Rosji. Po drugie, używanie gazu jako elementu szantażu. Po trzecie, niebywałe nasilenie ataków cybernetycznych, hakerskich — powiedział premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla "Wprost".
Z kolei szef MSZ Zbigniew Rau w Polskim Radiu 24 przypomniał słowa śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego z 2008 roku. Wtedy prezydent z przywódcami Estonii, Łotwy, Ukrainy i Litwy udał się do Tbilisi, aby zaprotestować przeciwko rosyjskiej agresji na Gruzję. — My też świetnie wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę — mówił wtedy Lech Kaczyński.
Kyryło Budanow, szef ukraińskiego wywiadu powiedział, że jednym z rosyjskich celów będzie Odessa. To jedno z pierwszych miast na świecie, gdzie ulicy nadano imię Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i odsłonięto tablicę pamiątkową. Stało się to 27 maja 2010, a w uroczystości wziął udział ówczesny podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Andrzej Duda.


Nic nie warte gwarancje

Czy Rosja bezpośrednio militarnie zaatakuje Ukrainę? Raczej nie. Jeżeli już, to raczej wykorzysta zmodyfikowany model ataku, jaki wykonała w 2014 roku w Donbasie. Nie zrobi tego jednak, jeżeli wcześniej nie doprowadzi do destabilizacji sytuacji na Ukrainie za pomocą wojny hybrydowej. Dzisiaj bowiem ukraińska armia jest w stanie stawić Rosjanom opór, choć oczywiście dysproporcja sił jest olbrzymia. Warto jednak pamiętać, że dzięki amerykańskiej pomocy jej potencjał wojskowy wyraźnie wzrósł.
Swoją drogą warto w tym miejscu przypomnieć, że w 1991 roku na terytorium Ukrainy znajdował się trzeci co do wielkości arsenał nuklearny na świecie. Kijów pozbył się go za gwarancje bezpieczeństwa, w tym gwarancje integralności terytorialnej, od USA, Wielkiej Brytanii i Rosji. Te trzy kraje zobowiązały się między innymi do tego, że będą szanować "niezależność i suwerenność istniejących granic Ukrainy" i nie zastosują "groźby lub użycia siły przeciw integralności terytorialnej bądź politycznej niezależności Ukrainy". Rok 2014 udowodnił, że były to puste obietnice.


Hejterskie ataki

O Ukrainie wiele mówiono w czasie dwudniowego spotkania ministrów państw NATO, które odbyło się we wtorek i w środę w Rydze. — Mamy dowody na to, że Rosja planuje znaczne agresywne działania militarne przeciwko Ukrainie, a także działania mające zdestabilizować ją od wewnątrz — mówił tam sekretarz stanu USA Antony Blinken, który zwrócił uwagę nie tylko na koncentrację rosyjskiego wojska przy granicy z Ukrainą. Podkreślił też, że w ostatnim czasie odnotowano m.in. ponad 10-krotny wzrost wymierzonych w Ukrainę materiałów hejterskich, pojawiających się w sieciach społecznościowych. Dodał, że taki poziom szerzenia tych treści ostatni raz był obserwowany w 2014 roku, przed zajęciem Krymu przez Rosję i wybuchem wojny z prorosyjskimi separatystami w Donbasie.

NATO i Nord Stream II

Co zrobi Rosja tego nie wie nikt. Być może, że nie wie też tego prezydent Putin. Na pewno jednak już wiemy, co będzie jedną z pozycji na rachunku, jakie prezydent Putin wystawi NATO w zamian za "pokój i spokój". To zagwarantowanie, że Ukraina nigdy nie stanie się członkiem Paktu. Na co NATO czyli w tym przypadku Amerykanie jak się wydaje nie pójdą. Będzie też chciał gwarancji dla Nord Steram II. Tutaj może liczyć na Niemcy.
Jak w sytuacji agresji zachowa się UE i NATO? Nie ma mowy o bezpośrednim zaangażowaniu militarnym, o czym zresztą w Rydze powiedział otwarcie Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO. Co do innych kroków i pomocy dla Ukrainy na razie i UE i NATO ograniczyły się do ogólników. Nie sformułowano też jakie sankcje groziłyby Moskwie w razie agresji.

Igor Hrywna

W referendum, jakie odbyło się 1 grudnia 1991 roku ponad 90% mieszkańców Ukrainy opowiedziało się
za jej niepodległością. Pierwszymi krajami na świecie, jakie uznały niepodległość Ukrainy już 2 grudnia tego roku były Polska i Kanada.

Autor cytatu: