Czy czeka nas katastrofa demograficzna?

2021-11-07 14:05:02(ost. akt: 2021-11-08 07:36:50)

Autor zdjęcia: Pixabay

Załamanie gospodarki, paraliż wielu instytucji, brak rąk do pracy: to kilka z wielu negatywnych skutków niskiej dzietności, która czeka Polskę. Ekonomista: Młodzi musieliby zmienić swoją filozofię życia. Dawanie pieniędzy nie pomoże.
Stało się. W ciągu 12 miesięcy poprzedzających październik w Polsce przyszło na świat niespełna 335 tys. dzieci. To najmniej od — co najmniej — 70 lat. Tymczasem w podczas tych 12 miesięcy zmarło przeszło 538 tys. osób, więc przyrost naturalny był głęboko ujemny i najniższy, odkąd gromadzone są dane Urzędu Statystycznego. A to znaczy, że w Polsce mamy więcej zgonów, niż urodzeń.

Różnica między liczbą zgonów a liczbą urodzeń wyniosła w ciągu roku aż 204 tysięcy. Liczba ludności Polski spadła do 38,151 mln na koniec III kwartału.
Takie dane znajdziemy w najnowszym raporcie Głównego Urzędu Statystycznego.
Nawet wakacje w tym roku nie przyniosły poprawy. A to właśnie w lipcu i sierpniu w Polsce statystycznie rodzi się najwięcej dzieci. W tym roku w obu miesiącach liczba urodzin wyniosła zaledwie 28 tysięcy. W przypadku lipca oznaczało to tąpnięcie o ponad 15 proc. w porównaniu do roku wcześniej, w przypadku sierpnia - o przeszło 8 procent.

Nieco lepiej było we wrześniu, gdy spadek wyniósł 5,2 proc. Ale wynik na poziomie 31,1 tys. i tak był najwyższy od roku.

Dlaczego jest tak źle? Być może to efekt pandemii COVID-19. W sierpniu na świat przychodziły dzieci poczęte w listopadzie 2020 r., gdy gwałtownie rosła liczba zakażeń koronawirusem, a wraz z nimi pogłębiał się kryzys w systemie ochrony zdrowia oraz niepewna przyszłość.

Z demografią od lat nasz kraj ma kłopot. Współczynnik dzietności w Polsce wynosi tylko nieco ponad 1,4 i należy do najniższych w Europie. W 2020 r. urodziło się w Polsce tylko ok. 355 tys. dzieci — to najmniej od 2003 r. W 2019 r. współczynnik dzietności w Polsce wynosił 1,42, a w 2020 r. — 1,41. Po wzroście współczynnika z 1,29 w 2015 r. do 1,45 w 2017 r. liczono, że to początek zwyżkowego trendu. Ale wtedy nastąpiła stagnacja.

W 2016 roku rządu uruchomił program 500 plus. Rząd upatrywał w nim szansy na poprawę dzietności. Prognozowano, że w 2026 roku współczynnik dzietności dojdzie do poziomu 1,6. Niestety, program 500 nie poprawił sytuacji demograficznej w Polsce. W tym roku rząd zaproponował kolejne rozwiązanie: ma nim być Polski Ład, który zakłada dodatkowe 12 tys. zł na dziecko w wieku 1-3 lata. Ale na jego efekty musimy trochę poczekać.

Można odwrócić trend?


Co sprawia, że dzieci rodzi się ich tak mało? O zdanie zapytaliśmy dr Waldemara Kozłowskiego, ekonomistę z UWM. — Wynika to z rozwoju cywilizacji. Młodzi ludzie przeszli na konsumpcjonizm. W czasach tzw. socjalizmu małżeństwo było jedyną atrakcją, w której można było się realizować i zmienić coś w swoim szarym życiu. Dziś młodzi stawiają na karierę, podróże i dorabianie się. Stawiają na swobodne życie i samorealizację. A później często jest już za późno.
Czy jesteśmy w stanie to zmienić? Odwrócić trend? — Były różne próby, między innymi 500 plus. Ale żadne pieniądze tego nie zmienią.

Młodzi musieliby zmienić swoją filozofię życiową. Pieniądze są pomocne, ale nie są decydującym narzędziem. Teraz proponowane 12 tys. złotych na drugie dziecko pomoże rodzinom, ale czy będzie zachętą, żeby mieć dzieci? Zakładanie rodziny dla pieniędzy jest nietrwałe albo rodzi skutki ujemne.

W Polsce mamy 6 mln singli. Mniej wydają, niż gospodarstwa domowe z dziećmi. Singiel ma mniejsze potrzeby. Będzie szukał kawalerki, a małżeństwo z dziećmi mieszkania trzypokojowego. Chiny są przykładem jak demografia wywołuje potężny rozwój gospodarczy. Oni szukają przestrzeni, rozwijają biznesy itd. A w Polsce nawet jak sprowadzimy siłę najemną ze Wschodu, to oni popracują i wrócą do siebie. Z punktu widzenia gospodarki najważniejsza jest przewidywalność, stałość i stały popyt na produkty i usługi — mówi ekonomista.

Będzie trudno


Waldemar Kozłowski ostrzega, że dekada 2030- 2040 będzie bardzo trudna.— Przybędzie ludzi w wieku emerytalnym, których trzeba będzie utrzymywać, a nie będzie takich w wieku produkcyjnym, które zasilają ZUS. To wyzwanie dla ZUS-u.
Czym grozi utrzymujący się tak długo niż demograficzny? — Jeśli będzie nas 5-6 milionów mniej, będziemy też mniej kupować bochenków chleba, mleka, samochodów czy wózków itd. Ekonomia bez konsumenta, który kupuje to, co się produkuje, nie wytrzyma. Oczywiście tę lukę wypełnią nam konsumenci azjatyccy: Chińczycy czy Hindusi oraz Afrykańczycy. Spadek popytu spowoduje, że firmy będą musiały szukać rynków poza naszym krajem. Będzie spadek popytu na mieszkania, samochody i inne produkty. A to spowoduje kurczenie się gospodarki. Brytyjczycy otworzyli przed laty rynek dla Polaków, bo brakowało im rąk do pracy. My dziś zatrudniamy Ukraińców i to oni ratują polski ZUS. Niestety struktura demograficzna wygląda tak, że mamy dynamikę przyrostu ludzi w starszym wieku, a ubywa ludzi w wieku produkcyjnym. Żeby tę lukę wypełnić, trzeba wziąć pracowników z zewnątrz. Ale musi też być konsument, który to kupi. Bo jeśli nie, firmy będą zwalniać pracowników. I koło się zamyka. Liczba ludności jest bardzo istotną zmienną, która wpływa na rozwój gospodarczy danego kraju. — podsumowuje dr Kozłowski.


Nieubłagana statystyka


Prognoza demograficzna GUS zakłada, że w 2050 roku liczba ludności Polski spadnie do 33 mln 951 tys. (dla porównania w 2020 roku Polaków było nieco ponad 37 mln 958 tys.). W stosunku do bazy, za którą przyjęto 2013 rok, będzie to oznaczać spadek liczby ludności o 12 proc., czyli 4,55 mln osób. Oprócz ujemnego przyrostu naturalnego GUS prognozuje też spadek liczebności kobiet w wieku rozrodczym (15–49 lat) oraz szybkie starzenie się społeczeństwa.
W 2050 roku seniorzy w wieku 65+ będą już stanowić 32,7 proc. populacji (wobec 14,7 proc. w stosunku do bazy z 2013 roku, co oznacza wzrost o 5,4 mln osób).
Statystycy biją na alarm, że to zaś wywoła perturbacje na rynku pracy, wpływając na PKB i konkurencyjność gospodarki, zaburzy działanie modelu ubezpieczeń społecznych, w skrajnym scenariuszu prowadząc nawet do załamania systemu emerytalnego, i będzie stanowić wyzwanie dla całego systemu usług publicznych, zwłaszcza opieki zdrowotnej. Rządowa Strategia Demograficzna ma wskazać działania, które są konieczne, żeby takiemu scenariuszowi w porę zapobiec i skłonić Polaków do większej dzietności.

Aleksandra Tchórzewska
a.tchorzewska@gazetaolsztynska.pl

Komentarze (6) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Janósz #3080309 8 lis 2021 07:45

    Aż się zarejestrowałem aby skomentować ten artykuł. Z perspektywy osoby młodej jasno stwierdzam, że ani chęć kariery, ani dorobienia się ani wyjazdów nie jest przyczyną obecnej demografii. Przyczyną są marne zarobki niepozwalające na utrzymanie samego siebie, a co dopiero utrzymać dziecko i najlepiej żonę? Dodatkowo dochodzą bardzo wysokie ceny mieszkań. Gdzieś te dziecko trzeba wychować, wynajem zajmuje prawie całą wypłatę. Kredyt jest po prostu nierealny. Młodzi ludzie, szczególnie wychowani w biedzie mają większą świadomość niż poprzednie pokolenia. Obecnie nie decydują się na dziecko ze względu na to co "sąsiedzi powiedzą", co "rodzina powie" itd... Chcą zapewnić jak najlepszą przyszłość, a jeżeli nie ma perspektyw, to po prostu nie chcą sprowadzać na świat potomka, który podzieli ich los.

    Ocena komentarza: warty uwagi (12) odpowiedz na ten komentarz

  2. Dorota #3080296 7 lis 2021 21:11

    "Gdyby nie państwo, które pozbawia mężczyznę pieniędzy i możliwości opiekowania się rodziną (bo tak należy widzieć „ochronę” kobiet, jaką zapewnia państwo), problem by nie istniał. Należy zlikwidować zastępczego męża w postaci „Pana Państwo”, z którym mężczyźni muszą konkurować i z którym nie mają szansy na dłuższą metę wygrać."

    Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz

  3. Dorota #3080295 7 lis 2021 21:02

    Prawo i cały system w polszy jest antymęski i antyojcowski, np sądy dyskryminują mężczyzn i ojców. Jak tak dalej pójdzie to cały PET pójdzie na wibratory. Panowie Polacy, nie żeńcie się i nie płódźcie dzieci - wyzwolone kobiety i tak was zostawią bez dzieci, dachu nad głową i pieniądzy.

    Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

  4. Stary dziad #3080290 7 lis 2021 19:31

    Niestety ale obecny rząd nie robi nic sensownego aby przybywało mieszkańców Polski. Te niby prospołeczne programy z "+" na końcu to mydlenie oczu i kupowanie głosów a nie rozwiązywanie problemów. Łatwiej jest zwalać winę na wszystkich dookoła Unię, opozycję, emigrantów, protestujące kobiety - każdy jest winny tylko nie rząd PiS. Dokładnie to samo robiła PZPR.

    Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz

  5. jaro. #3080275 7 lis 2021 16:36

    Skoro rocznie z kraju ubywa 100 - 200 tys ludzi, to dlaczego ceny mieszkań szaleją, skoro zaraz nie będzie komu w nich mieszkać?

    Ocena komentarza: warty uwagi (20) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (6)