Muzyka pomaga wyrażać emocje

2021-11-06 18:00:00(ost. akt: 2021-11-06 19:22:28)

Autor zdjęcia: Halina Rozalska

— Najbardziej pamiętam koncert wraz z osadzonymi na placu w zakładzie karnym. Graliśmy w 15-20 osobowym składzie, dookoła były budynki z celami, a w nich patrzące i słuchające głowy innych skazanych — mówi nidziczanin Bartek Miecznikowski.
— Pochodzisz z Nidzicy. Jaką skończyłeś szkołę? Co było dalej?
— Chodziłem do nidzickiej Jedynki i do liceum „na górkę”. Potem w Warszawie skończyłem studia licencjackie z polityki społecznej i magisterskie z pedagogiki resocjalizacyjnej.

— Jak wspominasz szkołę?
— W podstawówce mieliśmy zespół razem z Michałem Kostrzewą, więc często graliśmy razem. Jedna ławka, jeden zespół, te same studia. Graliśmy też razem w orkiestrze dętej... to były czasy. Odnośnie samej szkoły, to humanistyczne przedmioty szły mi trochę lepiej niż matematyka itp. To zawsze była nierówna walka z tymi przedmiotami.

— Od kiedy pociąga Cię muzyka? Chciałeś iść w ślady Taty?
— Odkąd pamiętam zawsze muzyka była w moim domu. Mój tata gra od ponad 50 lat na perkusji, więc nie było jak jej nie zauważyć. Poza słuchaniem muzyki miałem możliwość zobaczenia tego, co najważniejsze, czyli mojego Taty, który gra, bo to kocha i sprawia mu to przyjemność. Jego pasja do muzyki była najlepszym wzorcem. Kiedy zabierał mnie do sali prób lub na występy, panowała tam jakaś mistyczna atmosfera. Pełno sprzętu muzycznego, statywy, kabelki, światła... Zawsze mogłem usiąść i pograć (a raczej powalić w bębny, bo miałem wtedy pewnie 3,4,5 lat). Było to tak proste, a zarazem pełne wartości doświadczenie... móc to widzieć i chłonąć.
Podobnie jak w przypadku perkusji było też z gitarą... po prostu była w domu, a Tata pokazał mi może ze dwa akordy. Dalej moja nauka polegała na szukaniu samemu fajnych dźwięków. I tak powstał pierwszy zespół w naszym domu czyli „Zimna Herbata”. Razem z siostrą Asią nagraliśmy pierwszy utwór jako podkład do filmu z mojej komunii. Ja grałem te 2 nauczone akordy, a siostra śpiewała jakiś tekst... bodajże Norwida. Nie miałem nigdy takiego nauczyciela jak teraz dzieci, które chodzą na prywatne zajęcia.




— Twoje pierwsze występy?

— Mój pierwszy koncert... Pamiętny 2000 rok... sala rycerska na Zamku w Nidzicy... Graliśmy koncert z zespołem Legenda. Ja z Michałem mieliśmy wtedy po 13-14 lat. Na basie grał Mariusz Świdowicz, a śpiewał i grał na gitarze Tomek Jankowski. Bez Tomka nigdy byśmy nie zagrali tego koncertu, bo on jako jedyny umiał grać. Dla niego powinien powstać pomnik, bo poświecił się i zagrał wtedy z nami. Historia z tym koncertem jest taka... wiadomo pierwszy koncert, więc stres na maxa, ja jeszcze wymyśliłem genialny plan, że będę grał nowymi pałkami (nie polecam, wiadomo, nowe pałki są bardzo śliskie) plus moja nieumiejętność panowania nad kończynami spowodowała, że już na samym wejściu do pierwszego utworu wypadła mi pałka... Dramat, żenada!!! Szliśmy z nastawieniem, że jak zagramy dobry koncert to rzucamy szkołę i ruszamy w trasę koncertową, a nie szukamy pałki na samym początku koncertu... Jakoś to dograliśmy do końca, a ja się rozchorowałem z tego przejęcia na 2 tygodnie. Także teraz, gdy rozmawiam z dziećmi i młodzieżą o pomyłkach i stresie związanym z graniem to wiem, że mam im coś do powiedzenia.

— Czym obecnie się zajmujesz?
— Przez 10 lat pracowałem w Warszawie jako terapeuta zajęciowy w Środowiskowym Domu Samopomocy „Na Targówku”. Prowadziłem tam zajęcia muzyczne dla osób z niepełnosprawnością intelektualną. Tam bardzo szybko, bo już po paru miesiącach pracy, powstał zespół... Celem było wyjście z naszą twórczością poza mury ośrodka oraz chęć robienia coraz to nowych rzeczy, które może i na początku wydają się dziwne, ale na pewno napędzają całą ekipę do pozytywnych zmian. I tak właśnie Tomek został wokalistą, ponieważ tylko on umiał czytać... W taki sposób, z biegiem czasu zespół rozrósł się do 17 osób, gdzie graliśmy razem z dwoma innymi Środowiskowymi Domami Samopomocy z Żoliborza i Śródmieścia. Nagraliśmy 4 studyjne płyty, zagraliśmy około 100 koncertów na terenie całego kraju. Gościliśmy na antenie radiowej TRÓJKI. W 2012 dostaliśmy nagrodę od wojewody mazowieckiego za innowacyjne podejście w zakresie pomocy społecznej.

— Kiedy wpadłeś na pomysł założenia Fundacji Muzyczni Czarodzieje?
— Fundacja powstała w 2015 jako potrzeba działania w jeszcze szerszym zakresie, sprawniej i systematyczniej. Naszym mottem od początku było zdanie z naszej piosenki „idziemy tam gdzie nieznane, chcemy żyć doskonalej”. Celem naszych działań przez te wszystkie lata, zarówno w pracy z osobami z niepełnosprawnościami jak i teraz, z różnymi grupami społecznie wykluczonymi, jest szeroko pojęta aktywizacja. Aktywizacja rozumiana w ten sposób, że muzyka nie jest celem samym w sobie, ale jest narzędziem do poprawy jakości naszego życia - wyrażania emocji, lęków, wzmacniania poczucia własnej wartości, budowy relacji w grupie. To wszystko dzieje się podczas pracy zespołowej, zarówno w przedszkolach, szkołach, więzieniach, otwartych festynach czy festiwalach. 2018 rok był dla nas wyjątkowy, ponieważ jako organizacja pozarządowa, otrzymaliśmy za nasze działania nagrodę Rady Miasta Warszawa.

— Muzyczni Czarodzieje. Czyli kto?
— Obecny skład Fundacji i zespołu liczy 5 osób. Michał Łochowski, który zarówno gra w zespole jak i ogarnia 99% rzeczywistości, której ja nie widzę. On również zajmuje się nagrywaniem naszych płyt. Bardzo dobry muzyk i człowiek. Jakub Zalewski i Jakub Szypiłło czyli sekcja rytmiczna perkusja i bas. Ci dwaj to załoga muzyczna stworzona do zadań specjalnych, a co najlepsze, znają się na tym jak mało kto. Jest z nami również Agata Kubrak czyli wonderwomen od projektów, koordynacji i groźnych telefonów. Właśnie podczas warsztatów z Ministerstwa, gdy graliśmy w bardzo różnych miejscach, widać było wyraźnie, jak ta ekipa jest bezcenna i jak dobrze sobie razem radzi. 5 bardzo różnych osób, ale gdy robią coś razem, dzieją się cuda.

— Ciągle jesteście w trasie? Czego oczekujecie na takich spotkaniach?
— Przez ostatnie lata przeprowadziłem bardzo dużą ilość warsztatów z dziećmi, młodzieżą czy dorosłymi. Zdarza się tak, że dana instytucja, dyrektor czy nawet ja sam, oczekuje rezultatów pracy od razu... czyli po 1 godzinie czy 2 godzinach zajęć, musi być już widoczny efekt. To nieprawda, liczy się proces, a nie sam wynik. Paradoks jest też taki, że im bardziej ja myślę, że jestem przygotowany i chcę coś narzucić grupie, tym jest gorzej... ponieważ w efekcie nie słucham grupy... i nieważne czy są to 3 osoby czy grupa 25 trzylatków w przedszkolu. Często się na tym łapię i próbuję to zmienić w sobie, dlatego staram się podczas każdej godziny warsztatów być z tą konkretną grupą i z każdą osobą z osobna. Poznać ją w miarę możliwości najlepiej jak się da i na podstawie tego, razem zbudować zespół- tak, aby każda osoba, miała w nim swoją niepowtarzalną rolę i zadanie.

— Spotykacie się i z przestępcami, i z seniorami? Bardzo różnorodne grupy. Jak udaje się Wam nawiązać z nimi kontakt podczas warsztatów ?

— Warsztaty z projektu „UFO czyli Kultura Ufa Miłości...” gdzie prowadziliśmy zajęcia w poprawczaku dla dziewczyn, w zakładzie karnym, z seniorami i w hospicjum, niosły ze sobą właśnie ten lęk... Jak się przygotować? Czy ktoś w ogóle będzie chciał brać w nich udział? Co my im zagramy? Teraz, po czasie wiem, że każde spotkanie było wyjątkowe. Brzmi może banalnie, ale tak właśnie było. Udało się nam wspólnie z każdą grupą stworzyć zespół, gdzie każdy grał na wybranym przez siebie instrumencie, napisaliśmy własne teksty i zakończyliśmy koncertem. Najbardziej pamiętam koncert wraz z osadzonymi na placu w zakładzie karnym. Graliśmy w 15-20 osobowym składzie, dookoła były budynki z celami, a w nich patrzące i słuchające głowy innych skazanych. Myślę, że wrócimy tam jeszcze, bo te 3 dni tam spędzone, były naprawdę bardzo budujące.

— Jak wam się pracowało z seniorami w Nidzicy?
— Mieliśmy okazję grać razem z seniorami z Nidzicy... Zwykle przed każdymi warsztatami ja coś tam gadam, robię wprowadzenie dla uczestników - co robimy, po co i dlaczego. A wtedy, przed spotkaniem z seniorami, miałem wrażenie, że nic się nie uda. Przecież my nie znamy żadnych utworów, które seniorzy mogą znać... Jak znaleźć nić porozumienia? Po 3 minutach mojego „mądrzenia” pada pytanie z sali „czy już możemy iść pograć?”... Od tego momentu wszystko się zmieniło. Maski lęku, niepewności, przemieniły się w 6 h warsztatów pełnych rozmów, grania i tworzenia. To była taka radosna i pełna życia grupa, że jeszcze przez parę dni po warsztatach wspominaliśmy nasze koleżanki i kolegów z zespołu w Nidzicy. Naprawdę szacun dla nich!

— Plany na przyszłość?
— Obecnie kończymy nagrania do naszej 5 płyty pt. „Kimkolwiek Jesteś życzę Ci dobrze”, gdzie zaprosiliśmy do współpracy m.in. dzieci z domu dziecka oraz dzieci i młodzież z VIII Ogrodu Jordanowskiego. Na płycie jest naprawdę parę środowisk, które nie miały prawa się spotkać w realu, a teraz bedą na jednej płycie śpiewać o tym, że każdemu chcemy życzyć jak najlepiej.