7 września doszło do wypadku przed Spytajnami w gminie Bartoszyce. Miesiąc później wybuchła burza

2021-10-12 08:30:00(ost. akt: 2022-06-09 21:37:44)
W miejscu, w którym doszło do wypadku 7. września nie było asfaltu

W miejscu, w którym doszło do wypadku 7. września nie było asfaltu

Autor zdjęcia: Dariusz Dopierała

TRAGEDIA || We wrześniu przed Spytajnami samochód uderzył w drzewo. Mateusza przewieziono do szpitala w Olsztynie, gdzie po kilku dniach zmarł. Policja wcześniej nie informowała o wypadku. Po miesiącu sprawa eksplodowała w portalu społecznościowym.
10. października (niedziela) wieczorem na ogólnodostępnym profilu jednego z przyjaciół Mateusza w portalu społecznościowym rozpętała się burza. Chodzi o wypadek, do którego doszło około godziny 2 w nocy 7 września.

Po godzinie 2 w nocy VW golf, jadący remontowaną drogą na trasie Bartoszyce-Spytajny uderza w drzewo. Jeszcze nie ma tu asfaltu, na szutrowej drodze prawdopodobnie auto wpada w poślizg lądując w rowie, a następnie uderza w drzewo. Golf składa się jak harmonijka. Komentujący twierdzą, że w pojeździe były 3 osoby, a Mateusz przez dwie godziny leżał koło samochodu, a następnie został wskazany jako sprawca wypadku. Zdaniem przyjaciół i rodziny to nie 20-latek jest sprawcą wypadku, a Piotr (imię fikcyjne) jego rzekomy sprawca, który jest chroniony przez policję.

W sprawie jest więcej pytań, niż odpowiedzi


O wypadku w Spytajnach policja wcześniej nie informowała. O zdarzenie zapytaliśmy asp. Martę Kabelis, Oficera Prasowego KPP w Bartoszycach. Oto nadesłana odpowiedź.

"W sprawie wypadku drogowego, do którego doszło w dniu 7 września br., toczy się śledztwo nadzorowane przez Prokuraturę Rejonową w Bartoszycach. W dniu wypadku policjanci wykonali oględziny miejsca zdarzenia, VW golf został zabezpieczony na parkingu strzeżonym i będzie poddany badaniu przez biegłego. W dnu zdarzenia policjanci zatrzymali 20 – latka biorącego w nim udział. Mężczyzna, po wykonaniu z nim niezbędnych czynności został zwolniony. Trwają czynności zmierzające do ustalenia przebiegu i sprawcy tego wypadku drogowego."

Jak informuje st. kpt. Piotr Kowalski, rzecznik Powiatowej Straży Pożarnej w Bartoszycach, zgłoszenie o wypadku wpłynęło 7 września o godzinie 2:35. W działaniach uczestniczył zastęp z JRG w Bartoszycach oraz zastęp WSP z 20. Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej. Na miejscu zdarzenia strażacy zastali uszkodzone auto w przydrożnym rowie oraz dwóch uczestników zdarzenia znajdujących się poza pojazdem.

Działania strażaków polegały na zabezpieczeniu miejsca zdarzenia, udzieleniu pomocy jednemu z uczestników zdarzenia, odłączeniu akumulatora oraz przeszukaniu pojazdu i pobliskiego terenu.

Ratownicy, którzy przyjechali na miejsce zastali Mateusza poza pojazdem. Poszkodowany nie odniósł widocznych obrażeń zewnętrznych poza urazem potylicy i owłosionej skóry głowy oraz wycieku krwi z nosa. Ratownicy, którzy zastali poszkodowanego poza pojazdem podejrzewali u niego uraz czaszkowo-mózgowy. Po zaopatrzeniu obrażeń i stabilizacji funkcji życiowych Mateusz został przetransportowany do Olsztyna, gdzie po kilku dniach zmarł.

Fot. Interauta

W sprawie jest więcej pytań niż odpowiedzi. Zdaniem przyjaciół Mateusz dwie godziny leżał poza pojazdem, zanim wezwano pomoc. Rzekomy sprawca wyszedł na wolność i jest chroniony przez policję. Wokół sprawy jest cisza. Być w może w pojeździe była trzecia osoba. Który z dwóch, a może trzech mężczyzn prowadził golfa? Wszystko wybucha dopiero 10 października na ogólnodostępnym profilu jednego z przyjaciół Mateusza.

Mamo, nie mogę powiedzieć


20-latek ma za sobą miesiąc służby przygotowawczej w wojsku, chce dostać się tam do pracy. 7 września wyszedł z domu po godz. 18 szczęśliwy i zadowolony. Nie wziął ze sobą portfela, żadnych pieniędzy i dokumentów.

Tak matka Mateusza wspomina ostatnią rozmowę z synem.

— Zapytałam go: „Gdzie się wybierasz?" Uśmiechnął się: „Mamo, nie mogę powiedzieć."

Mateusz do domu już nie wrócił, a rodzice przez miesiąc nie wiedzieli, jak toczy się postępowanie w sprawie wypadku.

W tym miejscu doszło do wypadku
Fot. Dariusz Dopierała
W tym miejscu doszło do wypadku

— Kilkukrotnie ktoś dzwonił do męża z nieznanego numeru, a mąż odrzucał połączenie — mówi mama Mateusza. — Kiedy w końcu odebrał, zgłosiła się dyżurna z policji. Coś mnie tknęło, wstałam i zobaczyłam, że nie ma butów Mateusza. Napisałem do niego SMS-a: „Gdzie jesteś?” W końcu zadzwoniłam, ale połączenie zostało odrzucone.

— Później przyjechała do nas policja. Piotr (imię fikcyjne), z którym jechał Mateusz, był na miejscu zdarzenia w radiowozie. Ktoś był w karetce, a Mateusz, jako trzeci pasażer auta, rzekomo wyszedł i poszedł do domu.

7. września w tym miejscu jeszcze nie było asfaltu
Fot. Dariusz Dopierała
7. września w tym miejscu jeszcze nie było asfaltu

— Policjanci sprawdzali, czy jest w domu. Poprosili, żebym zadzwoniła na numer syna. Odezwał się jego kolega. Spytałam „Mateusz, gdzie jesteś?” Usłyszałam, że Mateusz poszedł do domu. Spytałam: kto mówi? Dlaczego masz telefon Mateusza? Usłyszałam od Piotra, że poszedł do domu, a on ma jego telefon dlatego, że słuchał z niego muzyki. Policjant kazał mi zapytać się, kto kierował. Usłyszałam „ja kierowałem".

Rozmowę matki słyszeli policjanci, którzy przyszli do domu Mateusza i prawdopodobnie również policjanci w radiowozie.

Ile osób było w samochodzie?


Rodzice byli przekonani, że syn faktycznie w szoku odszedł od auta i pojechali go szukać. Jak się później okazało, w karetce był Mateusz, a z miejsca wypadku oddaliła się trzecia osoba.

— Policjanci wyraźnie powiedzieli, że były trzy osoby i szukają Mateusza. Potem się okazało, że Mateusz był w karetce. Nie zidentyfikowali go, ponieważ nie miał przy sobie dokumentów. Kim była trzecia osoba?

— W pewnym momencie policjant zapytał, czy na bluzie była krew. Nie wiedziałam.

Zdaniem rodziców, policja nieprawidłowo zabezpieczyła miejsce zdarzenia.

— Kiedy wracaliśmy z pogotowia, mąż zatrzymał się, żeby zabrać worek z rzeczami Mateusza. Wśród nich była czapka, but syna i bluza, która do niego nie należała. Później przyjaciele Mateusza zebrali rzeczy z okolic miejsca wypadku. Znaleźli okulary przeciwsłoneczne Mateusza i niedopitą butelkę alkoholu o zapachu truskawkowym.

Rodzice czekali na wiadomości. Otrzymali ciszę


Przez blisko miesiąc od wypadku była cisza i spokój. To znajomi naszego syna poruszyli temat wypadku twierdząc, że Piotr, rzekomy sprawca wyparł się i chodzi na wolności, a w sprawie nic się nie dzieje.
Rodzice uważają że być może policja działa w dobrym kierunku, ale tego nie wiedzą. Mają informację, że obecnie prowadzone jest postępowanie w sprawie, a nie przeciwko komuś. Jednak nie rozumieją różnicy pomiędzy tymi pojęciami. Dlatego zatrudnili adwokata. Jak mówią, da to im wgląd w sprawę i nie będą zbywani.

Mateusz - zdjęcie opublikowano za zgodą rodziców
Fot. profil Fb Mateusza
Mateusz - zdjęcie opublikowano za zgodą rodziców

Przyjaciele Mateusza twierdzą, że najbardziej zależy im na sprawiedliwości. Jak pisze jedna z osób, winni tego zdarzenia nie chcą się przyznać i ponieść kary. To, że Mateusz mógł prowadzić auto, do niego po prostu nie pasuje. Przyjaciele liczą, że po publikacji tekstu sprawa nabierze szybszego tempa, a winny poniesie karę.

Z kolei rodzice zgłaszają się z apelem:

— Przede wszystkim zależy nam na sprawiedliwości i wyjaśnieniu okoliczności wypadku. Chodzi o zachowanie dobrej pamięci o nim. Jeśli ktokolwiek wie o okolicznościach wypadku, niech się zgłosi. Naszym zdaniem kierujący chciał uciec z miejsca wypadku, a w samochodzie były trzy osoby.

AKTUALIZACJA 12.10.2021 godz. 11.40


Prokuratura apeluje do świadków zdarzenia.