Beata i Witold Stryjewscy od 27 lat prowadzą gospodarstwo rolne w Zaborowie w gminie Janowiec Kościelny

2021-10-10 16:00:00(ost. akt: 2021-10-08 11:59:53)
Witold i Beata Stryjewscy byli starostami dożynek

Witold i Beata Stryjewscy byli starostami dożynek

Autor zdjęcia: Zuzanna Leszczyńska

Beata i Witold Stryjewscy od 27 lat prowadzą gospodarstwo rolne w Zaborowie w gminie Janowiec Kościelny. Pan Witold podkreśla, że mieszka w gminie, która bardzo dobrze się rozwija. Jest przyjazna rolnikowi, spokojna, czysta, wolna od wielkich ferm.
Państwo Witold i Beata Stryjewscy byli starostami tegorocznego Święta Pieczonego Ziemniaka. Był to dla nich zaszczyt i uznanie dla ich ciężkiej pracy. Są bardzo skromnymi ludźmi i nie lubią publicznych wystąpień, ale poprosił ich o to wójt gminy Janowiec Kościelny Piotr Rakoczy i zgodzili się, bo jak mówi pan Witold, nie potrafią odmawiać. Zawsze uczestniczyli w dożynkach jako mieszkańcy gminy.

Mieszkają w niewielkiej miejscowości Zaborowo. Wsi cichej i spokojnej, w której zostało już niewielu prawdziwych gospodarzy. Średnia wieku rolników to 50 lat. Jest świetlica, plac zabaw, ale mało jest dzieci. — Żyje się tu spokojnie, sąsiedzi są życzliwi. Jak trzeba, to pomogą. Wieś zmienia się, staje się bardziej nowoczesna i nie odbiega standardem życia od miasta — zapewnia pan Witold.

Wraz z żoną prowadzą 20 hektarowe gospodarstwo specjalistyczne. Zajmują się hodowlą bydła mięsnego oraz uprawą roślin. Hodują 50 sztuk byków i uprawiają kukurydzę na paszę. Ich dzień rozpoczyna się o godzinie 6 rano, jedzą śniadanie i obydwoje wychodzą do obory, do byczków. Jak mówi, jego byki są nadzwyczaj łagodne. Nigdy nie zaatakowały swoich gospodarzy.

Dlaczego? — Ja odnoszę się do nich bardzo spokojnie. Puszczam im muzykę z radia. Są to utwory z różnych lat 70-tych, 80-tych i nowsze. Ja słucham tej muzyki razem z nimi. Byki naprawdę są spokojniejsze. Dla większego bezpieczeństwa, bo ważą po 650 - 700 kilogramów są trzymane na uwięzi — mówi pan Witold.

— Żona mi pomaga w obrządku, ale głównie zajmuje się prowadzeniem gospodarstwa domowego. Rolnik nie ma zbyt dużo czasu wolnego. Od rana do wieczora ma obowiązki, jak nie w oborze to w polu. To ciężka fizyczna praca — mówi pan Witold. Poza tym praca rolnika w dużej mierze zależy od pogody, na którą nie mamy wpływu. Bywają lata zbyt mokre lub zbyt suche. — W tym roku nie było tak źle. Pogoda sprzyjała rolnikom. Ja już zebrałem kukurydzę na paszę dla byków — dodaje. W gospodarstwie jest kombajn i inne potrzebne maszyny rolnicze, które znacznie ułatwiają pracę. Pan Witold, oprócz tego, że jest rolnikiem to w swoim gospodarstwie jest także mechanikiem. Sam naprawia swoje maszyny. Jak trzeba bywa też hydraulikiem. Praca w gospodarstwie wymaga dużej wiedzy technicznej i umiejętności, by nadążyć za nowoczesnymi maszynami, które często są skomputeryzowane.

Pracy na roli uczył się od dzieciństwa. Rodzice prowadzili 10-hektarowe gospodarstwo tradycyjne. Wszystkiego było po trochu: kury, gęsi, prosiaki, trochę pszenicy, trochę żyta i owsa, ziemniaków.

Wszyscy wówczas mieli takie gospodarstwa. — Gdy miałem 6 lat już jeździłem ciągnikiem. Musiałem stać, bo nie sięgałem do pedałów. Pokochałem tę pracę i już wówczas wiedziałem, że zostanę rolnikiem. Ziemię trzeba pokochać, żeby na niej pracować — mówi.

Skończył szkołę w zawodzie mechanik, a żona ukończyła technikum rolnicze. Dopóki rodzice prowadzili gospodarstwo, on pracował zawodowo, ale pomagał rodzicom w pracach na roli. Gospodarstwo przejął w 1994 roku. Miał wówczas zaledwie 22 lata. Nigdy nie bał się pracy. Jak mówi, nie żałuje swojej decyzji, bo mimo że jest ciężko, to praca ta daje mu bardzo dużo zadowolenia i satysfakcji. — Mam ją w sercu — dodaje. Żałuje, że żaden z jego synów nie chce pracować na roli. Synowie pracują zawodowo. — Obawiam się, że nie będę miał następców — mówi.

Pan Witold ożenił się z dziewczyną z sąsiedniej wioski. — Poznaliśmy się, gdy mieliśmy po 6 lat. Nie przypuszczaliśmy wówczas, że zostaniemy małżonkami — mówi. Gdy byli starsi zaczęli ze sobą chodzić. Po 2 latach wzięli ślub i już 23 lata są ze sobą bardzo szczęśliwi. Rzadko wyjeżdżają na dłuższe urlopy.

— 2 lata temu udało się nam z żoną wyjechać na 1 tydzień i wspólnie go spędzić. Wtedy naszym gospodarstwem zajęli się sąsiedzi. Czasami robimy jednodniowe wypady nad morze, nad jezioro, do kina — mówi pan Witold. Obydwoje lubią wieś, spokojne, ustabilizowane życie. — Tęsknię za prawdziwą tradycyjna wsią - wsią mojego dzieciństwa — dodaje.

— Szkoda, że czasy teraz takie trudne. Wszystko drożeje, prąd, paliwo, nie ma stabilnych cen. Coraz trudniej być rolnikiem — dodaje. Pamiętać jednak należy, że jak mówi stare przysłowie: ,,Od myszy do cesarza wszyscy żyją z gospodarza".

Obrazek w tresci

Pan Witold hoduje byki

Obrazek w tresci

Po ciężkiej pracy można odpocząć w ogrodzie