Sztuka może naprawdę głęboko dotrzeć w człowieka [ROZMOWA]

2021-10-16 12:00:00(ost. akt: 2021-10-13 18:18:30)

Autor zdjęcia: Dorota Gawerska

Łukasz Samotyha to artysta multidyscyplinarny. Zajmuje się rzeźbą, rysunkiem, grafiką komputerową, działaniami przestrzennymi, komponuje muzykę elektroniczną. Jest studentem wrocławskiej ASP, ukończył 3. rok rzeźby. Działa pod pseudonimem ELOHI 33.
Dorobek twórczy młodego artysty pochodzącego z Kętrzyna, możemy podziwiać do końca października w Kętrzyńskim Centrum Kultury w godz. 10.00-20.00. Niedawno był nominowany podczas Gali Osobowości Kętrzyna w kategorii "Artysta Roku".

— Co spowodowało, że postanowiłeś poświęcić swoje życie sztuce?
— Na jakimś etapie życia zastanawiałem się skąd to się wzięło u mnie i w jaki sposób przebiegało. Zauważyłem, że od dziecka reprezentowałem taką postawę patrzenia na świat pod kątem estetyki i poszukiwania piękna. Równocześnie zawsze fascynowała mnie tajemnica życia, głębsze spojrzenie na rzeczywistość lub tematy filozoficzne zahaczające o mistykę. To się zawsze przeplatało. Jako dziecko zawsze byłem pomysłową osobą. Ten aspekt tworzenia, kreacji i wytwarzania był mi bliski. Jeżeli chodzi o mocniej określoną ścieżkę, to pamiętam, że w gimnazjum zafascynowałem się grafiką komputerową. Zainstalowałem Photoshopa i zacząłem tworzyć takie fotomanipulacje.

— Kiedyś chyba była moda na takie kompozycje złożone z wielu elementów…
— Może i tak. To znaczy u mnie wynikało to z tego, że w szóstej klasie podstawówki jak założono mi Internet to zacząłem zwiedzać ten cały świat. W łatwy sposób bez większych umiejętności jakiegoś rysowania lub malowania można było jakieś swoje wizje przedstawić. Dlatego zacząłem rozwijać się pod kątem grafiki komputerowej. Pod koniec drugiej klasy gimnazjum byłem już tak pewny i tak mocno ugruntowany w tym swoim poczuciu czy satysfakcji płynącej z tego, że faktycznie poczułem „idę w to”! Byłem mocno zafascynowany kinem, animacją komputerową, czyli ciągłe powiązanie tej sztuki w aspekcie mediów cyfrowych. Wtedy pojawiła się myśl, że idę do liceum plastycznego do Olsztyna. Cała ostatnia klasa gimnazjum to był okres uczenia się tych wszystkich klasycznych dyscyplin, aby podejść do głównego egzaminu tam. Jak się już dostałem, to dalej już to niesamowicie popłynęło. Wszystko stanęło otworem przede mną. Miałem zajęcia z rysunku, malarstwa, rzeźby i z podstaw kompozycji. Dotykałem całego tego świata. Czułem, że rzeźba jest czymś co ma w sobie taką tajemnicę, która mnie interesuje. Prowadziłem też namiętnie szkicowniki różne, pod kątem poznawania anatomii człowieka.

— Jednak nie wybrałeś konkretnego nurtu, którym podążasz. Wybrałeś różne dziedziny sztuki, tworząc sztukę multimedialną.
— To też wynika z tego, że edukacja artystyczna przebiega przez wiele wątków. U mnie jeszcze takim ważnym motywem było to, że zawsze bliski był mi dźwięk i muzyka. Jakoś tak się złożyło, że zacząłem komponować muzykę też na komputerze. Sztuka jest ze sobą niezwykle połączona. Mamy kompozycje rzeźbiarskie, malarskie, kompozycję muzyczną czy filmową. To wszystko jest jakimś układem i jak człowiek ma w sobie wrażliwość artystyczną to pojawia się dowolność. Zasadniczo ten akt twórczy, przedstawianie swojej wizji wewnętrznej jest tym samym i zmienia się tylko medium.

— Trochę wyprzedzasz moje pytania... Na czym powstają twoje ilustracje? Wolisz papier czy jednak wybierasz częściej komputer?
— Staram się to wszystko równoważyć. Gdy siebie opisuję pod kątem działań to jest to na pewno rzeźba w glinie, odlewnictwo, ceramika. Uwielbiam czuć glinę w palcach, to, jak mogę ją ukształtować. Jednocześnie glina ma to do siebie, że niezwykle uspokaja. Następną ważną dyscypliną jest rysunek, czyli tutaj ołówek i węgiel. Tu głównie działanie z modelem, czyli figuratywne przedstawienie. Choć jednocześnie idę ścieżką budowania abstrakcyjnego. Później to muzyka, szczególnie elektroniczna. Tworzę ją w komputerze. Wcześniej uczyłem się grać na gitarze, więc jestem też muzykalny. Festiwale są takim miejscem, że każdy dzień kończy się przy ognisku i jest muzyka na żywo, więc często w tym uczestniczę. To jest tak samo satysfakcjonujące, jak budowanie muzyki elektronicznej. Kolejny etap to grafika komputerowa i to jest jakby kontynuacja ścieżki, którą idę od początku. To były pierwsze drzwi, które otworzyły mi dostęp do całego świata sztuki. Podsumowując, staram się to wszystko równoważyć.

— Czy myślisz, że w obecnych czasach sztuce łatwiej znaleźć odbiorców, szczególnie, teraz gdy dostęp do świata cyfrowego jest praktycznie nieograniczony?
— Myślę, że w tym momencie zwiększa się dostęp i do tych klasycznych dzieł i nowych tworów. Choćby pod kątem tego, że każdy z nas ma Instagrama i telefon. W wolnym czasie mamy zwyczaj przeglądania i obcowania z tym wizualnym przekazem. Często to się potem przekształca w nawyk.

— Warto prezentować się w Internecie?
— To podstawa w dzisiejszym świecie i niezwykle istotna. Każdą formę sztuki można pokazać w prosty sposób. To jest ważne pod kątem młodych ludzi albo nawet tych w dojrzalszym wieku. Oni „czują”  Internet, to ich taki kolejny „plac zabaw”. Postrzegam Internet i przeżywanie tam też jako możliwość rozwoju wewnętrznego. Ludzie mają faktycznie żywe kontakty i relacje z ludźmi, pomimo tego, że są to często tylko dialogi pisane. Idą za tym jednak żywe uczucia, które faktycznie tych ludzi kształtują. Warto umożliwiać ludziom zetknięcie się z jakąkolwiek sztuką w sieci. Może jednak jest różnica, gdy mamy obraz np. trzy metry na trzy, a oglądamy na ekranie telefonu. Spłyca się to mocno.

— Wówczas mamy zaledwie kilka pikseli…

— Jednak ważnym czynnikiem jest to, że młodzi ludzie mają ten potencjał i nawyk obcowania z przekazem wizualnym. To może skutkować tym, że wzrośnie też estetyka przestrzeni.

— Wspominałeś, że tworzenie z gliny bardzo uspokaja. Co jeszcze powoduje proces twórczy? Gdzie szukasz inspiracji?
— U mnie to się bierze z silnego, wewnętrznego poczucia wykonania czegoś. Pojawiają się we mnie często uczucia, które nie są w stanie być opisane w inny sposób, jak właśnie przez przedstawienie tego. Może nieprzedstawienie takie dosłowne, ale aktywacja do procesu twórczego, by coś mogło się uzewnętrznić i być później obiektem, z którym zetkną się inni ludzie. Chyba więc silnikiem napędowym jest hmmm… moje wnętrze, które mówi „Łukasz to jest ten czas, działamy!”.

— Czyli musisz po prostu chcieć?
— Tak! Tylko, że mi się ciągle chce.

— To tylko ci pozazdrościć, bo z tym zawsze jest ciężko. W cyklu „Obecności” i głównie w swoich portretach przyjmujesz czarno-białe barwy. Dlaczego?

— Rysunek jest dla mnie napięciem pomiędzy bielą a czernią. Każda kompozycja rysunkowa jest ukształtowana przez taniec tych dwóch kolorów. Dlatego całość cyklu „Obecności” polega na szukaniu tego napięcia i powstającej formy. Dotyka ona przede wszystkim człowieka, bo mamy tu konfigurację, ale i abstrakcyjne podejście do samej figury człowieka. Tu mi zależało, aby połączyć te dwa kierunki w jeden kształt. Jakby nie patrzeć na twarze to mamy tam po prostu kształt geometryczny, czarny i biały. Jednocześnie zwieńczenie tą twarzą nadaje jednoznaczne skojarzenie z figurą ludzką i to przedstawia taką całą opowieść.

— Patrząc na twoje bio, można zauważyć kilka wystaw międzynarodowych.
— Od razu po Liceum Plastycznym zacząłem składać oferty do różnych organizatorów festiwali. Nawiązałem jakieś pierwsze kontakty, pojechałem raz, drugi na kolejne festiwale i zacząłem poznawać ludzi z tego otoczenia…

— …A oni zaczęli poznawać ciebie oraz twoją sztukę.
— Tak, dokładnie. Kolejne punkty zaczęły nawet jakby same się poznawać. Objechałem większość dużych wydarzeń w Polsce i już po tym wiedziałem, co jest mi bliskie klimatem. Każdy taki festiwal ma swoją misję. W tym momencie mam kilka zaprzyjaźnionych punktów, które pokrywają się z moim przekazem. Z uwagi na to, że tworzę sztuki wizualne i muzykę to często jeżdżę na te wydarzenia prezentując autorską wystawę i dźwięki.

— Czy jakiś festiwal szczególnie na ciebie wpłynął?
— Jest taki Międzynarodowy Festiwal „Konferencja Kosmos” i bardzo podoba mi się. Na tegoroczną edycję przyjechało blisko 5 tys. osób i są to ludzie o naprawdę różnych światopoglądach. Niezwykle cennym dla mnie jest to, że wszyscy tworzą taką jedną dużą wspólnotę. Zauważyłem też, że ludzie na takich festiwalach mają otwartą postawę. Mało jest natomiast osób, które kierują się wyłącznie swoim światopoglądem. Dlatego to jest dla mnie bardzo cenne, by w takich miejscach się pokazywać. Przez to że oni są tacy otwarci i zarazem gotowi na przyjmowanie to chcę, aby mogli się zetknąć z tym co ja chcę im powiedzieć, dać może jakieś klucze, wskazówki na temat dalszych kroków życiowych. Tworzenie tych moich wystaw ma być przestrzenią, by człowiek mógł w to wsiąknąć i żeby coś dostał z tego. Sztuka naprawdę głęboko może dotrzeć w człowieka, jeżeli szczerze przed nią stanie. To jest niesamowite, że w tych wszystkich obiektach widzimy siebie.

— Teraz jest okazja do zaprezentowania się w rodzinnym mieście. To chyba równie ważne wydarzenie, prawda?
— Bardzo się cieszę z tego. Zależy mi na tej przestrzeni i czuje, że jest mi bliska. Zawsze przyjeżdżam tutaj z uśmiechem i radością. Mam nadzieję, że będę mógł tutaj też na jakimś etapie śmiało działać, coś dać od siebie. Taka na przykład rzeźba czy to ceramika ma to do siebie, że ona jest wiekowa. Dlatego takie działanie wpisane w tkankę w przestrzeni miasta staje się czymś mocnym. Często na wieki. W tym momencie mogę szczerze powiedzieć, że czuję się zbudowanym i dojrzałym człowiekiem pod kątem działań artystycznych, mam spore doświadczenie. Na pewno jest to cenne i doceniam że zostały mi otworzone tutaj takie drzwi.

— Wyjaśnijmy coś. Urodziłeś się w Mrągowie, ale chyba właśnie z Kętrzynem jesteś najdłużej związany.
— Ja całe życie spędziłem w Kętrzynie. W Mrągowie urodziłem się tylko dlatego, że oddział położniczy był zamknięty no i trzeba było jechać do najbliższego.

— Czyli Kętrzyn na 100% jest twój (śmiech)
— Tak, tak! Ja tutaj od dziecka jestem w jednym domu.

— Powiedz, jak zapamiętałeś z tych młodzieńczych lat to miasto, a jak się teraz zmieniło?
— Dla mnie Kętrzyn ma taki swój bardzo unikatowy i specyficzny klimat. To poczucie na pewno powiązane jest przestrzeniami, w jakich się dorasta. Uczyłem się w Zespole Szkół nr 1 z Oddziałami Integracyjnymi właśnie na „Falklandach” i te miejsca najbardziej pamiętam. Centrum zawsze mi się kojarzyło pozytywnie, ale rzadziej tam bywałem. Centrum i amfiteatr kojarzą mi się z niedzielnym jakimś przeżywaniem. Jest słoneczko, cała rodzina w komplecie i sobie spacerujemy. Jednak to miejsce, gdzie mieszkam…to dla mnie jest całkowita magia! Te bloki, place zabaw pomiędzy lub to że każdy blok ma jakiś inny pastelowy kolor. Szkoła wygląda jak nie wiadomo jak wielki obiekt futurystyczny. To wywołało we mnie silne uczucia. Tamte rejony bardzo magicznie mi się kojarzą z czymś takim wręcz baśniowym. To jest we mnie do dzisiaj. Jak tam idę, to dalej jestem zafascynowany. Czy się coś zmieniło? Na pewno miasto się rozwija i to czuć też pod kątem rozpowszechniania kultury. Sam fakt, że mamy kino sprawnie działające. Co też jest ważne. Pamiętam, że jako dziecko byłem kiedyś na filmie „Bambie” tutaj w kinie jeszcze przed odnowieniem i cztery razy chyba jeździłem na seans, który się nie odbywał z powodu tego, że było za mało chętnych (śmiech). Musiała się dopiero grupka osób zebrać, żeby został on włączony. Mam dużo pozytywnych skojarzeń z Kętrzynem i cenię to miasto. Bardzo je kocham. Naprawdę ja je szczerze kocham i przestrzeń.

— Jakie są twoje plany artystyczne na przyszłość?
— Jeszcze dwa lata studiów przede mną, czyli całe dnie będę siedział na uczelni.

— Mówisz to z takim uśmiechem… A rzadko się to słyszy u studentów (śmiech).
— Będę siedział w pracowni i zajmował się rzeźbą i jej kolejnymi cyklami. Mam też do dopracowania swoje obecne, więc ten październik, listopad będzie takim podsumowaniem poprzednich działań. Dużo rzeczy jeszcze wymaga końcowego etapu. Z rzeźbą jest tak: na początku rzeźbi się w glinie, później wykonuje się negatyw np. z gipsu czy z silikonu, wtedy masz formę wielorazowego użytku. Musi powstać negatyw i pozytyw. Zasadniczo to finalizowanie obiektu pod kątem ekspozycyjnym jest bardzo czasochłonne. Często wyrzeźbienie obiektu może zająć trzy dni, a finalizacja do tego żeby był z ostatecznego materiału, by potem mógł przeżyć „swoje lata” to może być kolejny tydzień, a nawet więcej. Na pewno będę rozwijał się w technologii ceramiki. Mój cykl „Obecności” jest przygotowany właśnie pod kątem negatywów wielokrotnego użytku i planuje robić multiplikacje. Kończę dwa albumy muzyczne. Zejdzie mi to wszystko zapewne do końca obecnego roku. Zacznę też nowy cykl rysunkowy.

— To dużo pracy przed tobą.
— No tak, ale ja jestem do tego przyzwyczajony i nie narzekam. Mam w sobie dużo motywacji, a to się napędza. Jak widzę, że to działa, jest jakiś odzew i wszystko zaczyna się nawet spieniężać, to jest dla mnie znak, że to jest to.

rozmawiała Justyna Drozd