Wie, że musi walczyć z Parkinsonem

2021-09-25 15:13:27(ost. akt: 2021-09-24 14:42:07)
Krzysztof z córkami na Mistrzostwach Świata w Berlinie

Krzysztof z córkami na Mistrzostwach Świata w Berlinie

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Krzysztof od lat zmaga się z chorobą Parkinsona. Nigdy się nie poddał i wciąż szuka sposobu na walkę z chorobą. Na początku września grał na Mistrzostwach Świata w Tenisie Stołowym "2021 ITTF Parkinson’s World Table Tennis Championship" w Berlinie.
Krzysztof Bartkowiak z Dobrego Miasta. Ma 49 lat, a od 12 zmaga się z chorobą Parkinsona. Jest mężem Aleksandry i tatą trójki dzieci: 23-letniego Emila, 20-letniej Pauliny i 11-letniej Julii. Przez wiele lat pracował przy renowacji mebli, niestety choroba zmusiła go do rezygnacji z pracy, która była jego pasją. Obecnie przebywa na zasiłku rehabilitacyjnym.

— Miałem 37 lat, kiedy okazało się, że choruję na Parkinsona — opowiada. — Ręka zaczęła mi się trząść, zauważył to lekarz, gdy byłem u niego z córką. Dał mi skierowanie do neurologa. Badania i druzgocąca diagnoza... Parkinson. Byłem w szoku. Nie dowierzałem. Postanowiłem, że się nie poddam. Kiedy chorowałem już jakieś 4 lata, w Giżycku zdiagnozowano u mnie jeszcze boreliozę. Początkowo się ucieszyłem, bo myślałem, że lekarze się pomylili. Niestety, teraz te dwie choroby niszczą mój organizm...

Pan Krzysztof wcześniej nie przepadał za aktywnością fizyczną, ale chcąc zachować sprawność jak najdłużej zaczął chodzić z kijkami, biegać, pływać i grać w tenisa.

— Postanowiłem, że nie poddam się Parkinsonowi, będę walczył o siebie, o moją kondycję, dla mojej rodziny. Żeby się więcej dowiedzieć o chorobie dużo czytałem, organizowałem spotkania dla ludzi chorych na Parkinsona, jeździłem na różne spotkania. Dowiadywałem się coraz więcej o sposobach leczenia. Opiekowałem się też chorym na Parkinsona starszym człowiekiem. Czułem się spełniony i potrzebny. Niestety, mój podopieczny już nie żyje. Dlatego zacząłem ćwiczyć. Aktywność fizyczna pozwala mi poznawać swoje ciało i charakter — mówi pan Krzysztof. — Treningi sprawiają mi ogromną radość, dają siłę do działania i do pracy nad sobą. Jak każdy mam czasem gorsze dni, ale nie poddaję się. Nawet po krótkim treningu czuję się o wiele lepiej, bo zaczynają wydzielać się endorfiny i od razu mam więcej energii. Chętnie biorę też udział w różnych akcjach charytatywnych. Wtedy też zapominam o chorobie i robię całą trasę, bo wiem, że mogę komuś pomóc. Do zainteresowania się sportem zainspirował mnie kolega, który zmaga się z chorobą taką jak moja. Wtedy przypomniałem sobie, że jako chłopak lubiłem grać w tenisa stołowego — dodaje.

Początkowo grywał na kuchennym stole, potem w garażu zrobił sobie salę treningową. Zaczął jeździć na zawody, pojawiły się też sukcesy.

— Kiedy zacząłem treningi, bywały dni, że nie mogłem podnieść się z łóżka. Dzieci mi pomagały w codziennych czynnościach, czekał na mnie wózek inwalidzki — opowiada. — Ja jednak łatwo się nie poddaję. Dzięki lekom i treningom funkcjonuję w miarę normalnie. Podczas gry mój mózg zapomina o chorobie. Moje ręce przestają drżeć, a po 30-minutowej rozgrzewce moja prawa ręka też się uruchamia i mogę grać obiema. Choć raz Parkinson coś mi dał. Mam pasję. Zanim to się stało, pokonałem długą drogę.

Nasz bohater na początku września tego roku wystartował na Mistrzostwach Świata w Tenisie Stołowym "2021 ITTF Parkinson’s World Table Tennis Championship" w Berlinie. Był jedną z pięciu osób z Polski, która zakwalifikowała się do startu w tych zawodach. Polska reprezentacja w składzie: Ewa Kerntopf, Barbara Milaczrek, Iwona Salak, Krzysztof Bartkowiak, Adam Jacek Pietrzyk i Józef Ścibor świetnie radziła sobie z rywalami i presją debiutu na Mistrzostwach Świata, a Ewa Kerntopf zakończyła rozgrywki z brązowym medalem. Wydarzenie zgromadziło zawodników z 21 krajów. Polskiej drużynie towarzyszył przedstawiciel Ambasady RP w Berlinie Mateusz Łabuz.

Krzysztof Bartkowiak na Mistrzostwach Świata w Berlinie
Fot. Arch. prywatne
Krzysztof Bartkowiak na Mistrzostwach Świata w Berlinie

— To było moje wielkie marzenie — tłumaczy. — I choć byłem dobrze przygotowany, to stres zrobił swoje i nie udało mi się zdobyć medalu. Jednak spotkałem tam fantastycznych ludzi. Były ze mną moje córki i było to dla nas niesamowite przeżycie. Dostałem już zaproszenie na przyszły rok na Mistrzostwa, które odbędą się w Chorwacji.

Od 4 lat pan Krzysztof prowadzi na Facebooku prowadzi profil "Parkinson i ja". Dzieli się na nim informacjami, wspiera innych chorych, doradza. Swoją osobą pokazuje, że choroba to nie wyrok, że trzeba walczyć a nie się poddawać.
W styczniu 2022 roku mężczyzna ma przejść zabieg wszczepienia stymulatora mózgu DBS, co ma przyczynić się do zmniejszenia ilości przyjmowanych leków.
Największą motywacją w życiu pana Krzysztofa jest jego rodzina. To żona i dzieci są jego siłą napędową. Bardzo pomaga mu też wiara.

— Moje życie jest największym darem — mówi. — Jest to największy dar od Stwórcy, dlatego ważne jest, aby dobrze je wykorzystać. Każdy dzień, każdą chwilę, każdy moment..

Joanna Karzyńska