Łukasz Staniszewski z nagrodą festiwalu Dwa Teatry za słuchowisko "Ślady na śniegu"

2021-09-23 09:17:27(ost. akt: 2021-09-23 09:20:32)
 Łukasz Staniszewski: Nagroda na festiwalu „Dwa Teatry” spadła mi z nieba!

Łukasz Staniszewski: Nagroda na festiwalu „Dwa Teatry” spadła mi z nieba!

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

— Regionalne opowieści to są moje złote monety. Ja to po prostu czuję, bo jestem stąd — mówi Łukasz Staniszewski, który jest autorem słuchowiska „Ślady na śniegu”. Nagranie zostało jednym z laureatów 20. Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Dwa Teatry w Zamościu.
— Zdobyłeś nagrodę za słuchowisko, które podejmuje bardzo nudny temat...
— A ja w tej historii zobaczyłem coś hollywoodzkiego! Mężczyźni jadą samochodem ze Szczytna do Olsztyna i strzelają do nich Niemcy. Gonią ich po tych krętych dróżkach. Przecież to czysta historia drogi! Poszedłem tym tropem. Bo jak inaczej opowiadać o plebiscycie na w Prusach Wschodnich, który odbył się 100 lat temu? Kogo nie spytasz, żeby o tym opowiedział, twierdzi, że to bardzo skomplikowane. A przecież o tym da się opowiadać.

— Znalazłeś klucz?
— Historia nie za bardzo interesuje człowieka dzisiejszych czasów. To po części wina historyków i nauczycieli. W dodatku ten plebiscyt z 1920 roku ma fatalną opinię. Był przegrany… Ale pomyśl: ludzie oddają życie za przegraną sprawę, choć mają świadomość, jaki będzie finał. Mimo wszystko nie rezygnują. I dlatego warto o tym opowiadać.

— Kojarzy mi się to z Powstaniem Warszawskim.
— Tylko czy musimy sięgać do takich przykładów? Ja opowiadam o naszej historii. I jestem szalenie dumny, że zajechaliśmy aż na festiwal do Zamościa, prezentując historię Bogumiła Linki, przedwojennego polskiego działacza ze Szczytna. To nie Piłsudski, ale nasz człowiek! To mazurski chłop, który oddał życie za Polskę. Opowiadam w słuchowisku „Ślady na śniegu” o ostatnich dniach jego życia. Wraca ciężko pobity ze spotkania z Mazurami, którzy chcą rozwijać polskie siły plebiscytowe. Mają świadomość, że przegrywają swoją Polskę na Warmii i Mazurach. Wpadają tam Niemcy, używają siły, więc trzeba wsiąść do samochodu i uciekać. I rozmyślają, jak to ludzie w drodze. Są wątpliwości, jest strach… Zajeżdżają do różnych domów. Ktoś im udziela pomocy, ktoś inny im jej odmawia, ktoś szczuje psami. Dzięki temu udało się pokazać różnorodność tych ziem. Prosty pomysł, ale skuteczny w narracji. Zresztą każdą historię trzeba odpowiadać z perspektywy człowieka i jego emocji. One są uniwersalne.

— Chociaż Bogumił Linka niewiele mówi…
— W słuchowisku wciela się w niego mój przyjaciel aktor Dariusz Siastacz. Praktycznie się nie odzywa, bo jest nieprzytomny. Leży na tylnej kanapie samochodu. Jęczy, ale tej w malignie czasami majaczy na głos. Wygłasza też swoje exposé. A droga wszystko spina. I dzięki temu słuchacz może współczuć Lince. Może też zrozumieć, jaką złożył ofiarę.

— Cudze chwalicie, swego nie znacie…
— Bardzo cenię nasze lokalne historie. O nich opowiadają też moje „Małe grozy”. Regionalne opowieści to są moje złote monety. Ja to po prostu czuję, bo jestem stąd. Bo co mogę powiedzieć na temat Śląska? Niewiele. Tyle, co przeczytam. Ale gdy szukam informacji o naszych ziemiach, też oczywiście czytam. Dlatego, gdy poszukiwałem informacji o plebiscycie i znalazłem wzmiankę o pobiciu, od razu wiedziałem, że to jest mój klucz.

— Tylko jeszcze jak przekonać słuchacza?
— On nie musi znać kontekstu. Opowieść ma się bronić sama. Ona ma być czytelna, a jednocześnie przemycić wiedzę na dany temat. Zresztą ostatnio panuje taka moda, żeby opowiadać historię za pomocą faktów. To niby logiczne, bo niby jak inaczej można o niej mówić? Uważam, że to bardzo duża pułapka. Z jednego powodu: to nudne. Liczby, daty, nazwiska… To wszystko prawda, ale brakuje emocji. One są istotne. Wtedy można zadać pytanie słuchaczowi czy czytelnikowi: a gdybyś ty był na miejscu bohatera? Gdybyś miał dokonać wyboru… Albo ciesz się, że nie jesteś na jego miejscu. To działa. Oczywiście historia Bogumiła Linki to fakty. Ale gdybym miał tkać tę historię tylko z nich, trudno byłoby coś przekazać.

— Trudno byłoby też o kontekst aż 100 lat później…
— Dziś, gdy człowiek budzi się rano, nie myśli o historii. Jest głodny albo biegnie do toalety. Albo martwi się, czy dostanie kredyt. Nie ma kontekstów historycznych czy etnicznych. Liczy się spojrzenie.

— Dlatego wróciłeś z Zamościa z nagrodą?
— Ona z nieba mi spadła! Przekreśliłem już to słuchowisko, bo zrobiliśmy je w czasie pandemii, kiedy nie odbywał się festiwal „Dwa Teatry”. Myślałem, że „koniec kropka”, a tu taka dobra wiadomość. Tym bardziej, że miałem poczucie, że zrobiliśmy dobrą robotę. Reżyserem "Śladów na śniegu” jest Cezary Ilczyna, a za realizację akustyczną odpowiada Ryszard Szmit. W słuchowisku wystąpili aktorzy z Teatru Sewruka w Elblągu oraz olsztyńskich teatrów: Jaracza i lalek. Bardzo im dziękuję.


ADA ROMANOWSKA
a.romanowska@gazetaolsztynska.pl