Dlaczego ratownicy medyczni protestują? Szukamy odpowiedzi

2021-09-14 15:40:00(ost. akt: 2021-09-15 17:25:25)
Trwa protest ratowników medycznych

Trwa protest ratowników medycznych

Autor zdjęcia: Dariusz Dopierała

ZDROWIE || Nadal trwa strajk ratowników medycznych w kraju. W Bartoszycach zagrożenie pustymi karetkami nie istnieje, jednak w innych miejscowościach jest to realne. Czy ratownikom chodzi tylko o pieniądze? Odpowiedź może zaskakiwać.
Pisaliśmy już o stanowisku ratowników medycznych , którzy rozpoczęli protest. Przedstawiamy rozmowę z kolejnym ratownikiem medycznym, który pracuje poza powiatem bartoszyckim. Prosił o zachowanie anonimowości.

— Dlaczego protestujecie?
— Większość z ratowników chciałaby pracować na etacie. Protestującym zależy również na tym, aby ratownictwo medyczne było uznane jako służba państwowa. Zresztą sama nazwa państwowe ratownictwo medyczne na to wskazuje. Niestety, "państwowe" ratownictwo medyczne jest takie tylko z nazwy, ponieważ pracujemy na umowach cywilnoprawnych.

Fot. dh. M. Waszkiewicz/Ratownictwo Powiatu Ełckiego

— To jest rzeczywiście problem?
— Tak. Pracownik kontraktowy ponosi koszty szkoleń, zakupu ubrań, samodzielnie opłaca składki ZUS. Oczywiście potem to przekłada się na wysokość emerytur. Stawki, pamiętając o tym, że pracujemy na kontraktach wynoszą średnio od 23 do 27 zł brutto za godzinę. Do tego dodatek za kierownictwo zespołu od 3 do 6 zł za godzinę. Czy to są naprawdę ogromne pieniądze? Dodatkowo, żeby mieć ważne prawo wykonywania zawodu, mamy obowiązek się doszkalać, przez 5 lat zdobywając 200 punktów medycznych. Po 5 latach punkty są liczone od początku. Średnio robimy więc 2-3 kursy rocznie, które opłacamy z własnej kieszeni, a do tego trzeba doliczyć również koszt noclegu i dojazdu, czasem na drugi koniec Polski.

— To co słyszę tak naprawdę przypomina samozatrudnienie, z którym rząd próbuje walczyć.
— Rzeczywiście. Choć część z nas, jeśli ma czas, dyżuruje w kilku miejscach. Proszę zauważyć, że ratownik ma nienormowany czas pracy. Zdarza się, że po dyżurze trzeba zaraz wracać, by kogoś zastąpić. Zdarza się również, że ciągniemy trzy doby z rzędu. Nie mamy więc czasu na regenerację.

Kontrakty w służbie zdrowia są niezbędne, nikt jednak o tym, dlaczego tak jest, głośno nie mówi. Na etacie pracownik pracuje średnio 160 godzin miesięcznie. A ratownik?

— W poszczególnych miesiącach pracowałem od 240 godzin w górę. Średnia liczba godzin przepracowanych przez ratownika wynosi od 240 - 280 godzin miesięcznie. Jednak trzeba pamiętać o zdrowiu. Każdy z nas powinien mieć szansę je podreperować. Zachorowanie pracownika pracującego na kontrakcie, który nie ma dodatkowego ubezpieczenia oznacza brak dochodu. W czasie zwolnienia otrzymujemy tylko chorobowe z ZUS-u, czyli około 800 złotych. Znam osoby, które chcąc przejść planowany zabieg w szpitalu, biorą nawet do 450 godzin miesięcznie. Dzięki temu są w stanie przeżyć i zabezpieczyć finansowo swoją rodzinę w czasie operacji i rekonwalescencji po niej. W czasie pandemii zdarzało się, że nie wychodziliśmy z karetek i żadne pieniądze nie zwrócą nam zdrowia.

Patrząc na ilość godzin, które ratownik medyczny spędza w prawy można dojść do wniosku, że taka sytuacja jest rządowi na rękę. Przy pracy 160 godz. miesięcznie ratowników by zabrakło.

— Czy to już wszystkie powody waszych protestów?
— Nie. W nowych tabela płac zostaliśmy określeni jako „inny zawód medyczny”. W tej samej grupie są na przykład sanitariusze. Tego nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Jesteśmy pierwsi na miejscu zdarzenia, wykonujemy specjalistyczne procedury. Musimy pacjenta doprowadzić do tego, by w stanie niepogorszonym trafił do szpitala. Musimy podejmować bardzo szybkie decyzje, jesteśmy w związku z tym narażeni na pracę w warunkach stresu.

Fot. Wojciech Caruk

— W tabeli Ministerstwa Zdrowia ratownicy są traktowani tak samo, jak pielęgniarka nie posiadająca studiów oraz bez specjalizacji. Czy to ma znaczenie?
— Ogromne. Obecnie ratownik medyczny musi skończyć przynajmniej licencjat, czyli studia wyższe. Pomimo studiów mamy tytuł technika. Część osób jest po szkołach policealnych, ale wciąż musimy się doszkalać, zdobywać punkty edukacyjne na własny koszt, o czym już mówiłem. Dodatkowo mimo obowiązku szkolenia nie mamy urlopu szkoleniowego.

— W tym zawodzie są awanse?
— Można tak powiedzieć. Po przepracowaniu 5 tys. godzin w systemie państwowego ratownictwa medycznego możemy zostać kierownikiem zespołu, co wiąże się z podwyżką 5-6 złotych na godzinę. Nie mamy innej ścieżki rozwoju, która wpłynęłaby na nasze zaszeregowanie. Nowe tabele płac traktują nas jednak tak samo, niezależnie od tego czy jesteś kierowcą, kierowcą, ratownikiem, czy kierownikiem zespołu.

Fot. Zbigniew Woźniak

— To już wszystkie powody protestu?
— Oczywiście nie. Czasami zastanawiam się, dlaczego niektóre inne zawody mają przywileje, tak jak policja, wojsko i straż pożarna, Służba Ochrony Kolei, albo celnicy. Jak czytam, uzasadnieniem ich przywilejów jest to, że pracują w sytuacjach stresowych. A u nas tego stresu nie ma? Praca ratownika medycznego jest pracą psychicznie wycieńczającą, to my jesteśmy na pierwszej linii ognia, mając kontakt z pacjentem, który jest w stanie bezpośredniego zagrożenia życia. Nasze środowisko chce być traktowane tak samo, jak służby mundurowe. Tak, żebyśmy mogli godnie, po przepracowaniu określonej liczby lat przejść na zasłużoną emeryturę. Proszę sobie wyobrazić ratownika medycznego w wieku 60 lat wchodzącego po schodach, a później transportującego pacjenta. Szczególnie, że mamy coraz bardziej otyłe społeczeństwo i pojawia się problem z transportem pacjenta np. z 4 piętra. Można sobie wyobrazić 70 kg pacjenta i dwóch ratowników medycznych z oprzyrządowaniem którzy znoszą go po schodach. W ten sposób zaczynają się problemy zdrowotne, zwyrodnienia kręgosłupa, ponaciągane mięśnie... Ale o zdrowiu i zwolnieniu lekarskim na kontrakcie już mówiłem.

W grę wchodzi też przeciążenie pracą, nie tylko liczbą godzin w miesiącu.

— Pracujemy w zespołach dwuosobowych, podczas gdy choćby w czasie zawodów mistrzostw Polski w ratownictwie medycznym wszystkie procedury są wykonywane w zespołach trzyosobowych. Organizatorzy uzasadniają to tym, że liczy się czas. A gdzie liczy się bardziej, na miejscu interwencji, czy na zawodach? Nie jest też prawdą, że włożenie do karetki specjalistyczne urządzenie do uciskania klatki piersiowej "Lucas" zastąpi trzeciego ratownika. Nawet to urządzenie do położenia wymaga dużo siły i czasu.

— Słuchając mam pytanie. Co pana trzyma w tym zawodzie?
— Wybrałem ten zawód, bo chciałem to robić. Nie wiedziałem jednak, że system będzie traktował mnie w ten sposób, w jaki to jest teraz. Pamiętam, że w czasie pandemii ludzie wychodzili na ulicę na balkony i bili brawo, bo wtedy byliśmy potrzebni. Teraz już nie jesteśmy potrzebni. Dlatego powiedzieliśmy dość. Kiedy zdobywałem kwalifikacje, wszędzie była pełna obsada i dużo ratowników. Na jedno miejsce było kilkanaście osób. Niestety ratownicy powiedzieli dość i zaczęli zmieniać zawód. Zauważali problem i zdecydowali że nie będą narażać swojego zdrowia i życia. W imię czego? Coraz więcej jest wyzywania, bicia i opluwania ratowników medycznych. Kary za takie naruszenia są drastycznie niskie.

Sprawdziliśmy informację. Sądy nie respektują zapisu, który ratowników podczas wykonywania czynności ratunkowych czyni funkcjonariuszami publicznymi.

Fot. Dariusz Dopierała

W styczniu 2020 roku 32-letni mężczyzna rzucił się na ratowników medycznych z siekierą. Przyznał się do winy twierdząc, że chciał ich jedynie przestraszyć. Prokuratora postawiła mu zarzuty czynnej napaści na funkcjonariusza publicznego i naruszenia nietykalności cielesnej. Zgodnie z kodeksem karnym groziła mu kara do 10 lat pozbawienia wolności. Nieoficjalnie wiemy, że wyrok jest bardzo łagodny.

W Szczecinie doszło 7 stycznia do innej napaści. Mężczyzna wszedł do karetki od strony szoferki i zaatakował ratowników gazem pieprzowym. Sąd ogłosił wyrok rok i cztery miesiące pozbawienia wolności.

Zdaniem mojego rozmówcy problemem jest również roszczeniowość pacjentów.
— Ludzie w małych miejscowościach, w małych aglomeracjach są bardziej „ogarnięci” od innych. Uważają, że im się należy, że do wszystkiego można wezwać zespół ratownictwa medycznego. Zespół powinien być wzywany wyłącznie wtedy, kiedy jest bezpośrednie zagrożenie życia. Czyli kiedy coś się wydarzyło nagle i w tej chwili. Wypadek, nagły silny ból w klatce piersiowej, podejrzenie udaru, skomplikowany uraz. Pogotowie ratunkowe jest od tego, a nie od leczenia chorób przewlekłych typu ból nogi. Następny problem to mała dostępność do lekarzy rodzinnych. Ludzie zaczęli szukać pomocy w pogotowiu ratunkowym wiedząc, że ono przyjedzie. W internecie są instrukcje, jak wezwać pogotowie ratunkowe, żeby przyjechało. Co trzeba powiedzieć dyspozytorowi, żeby wezwał zespół ratownictwa medycznego. Ludzie korzystają z tego nadużywając nas. Zapominając o tym, że taka osoba może zostać ukarana mandatem za bezpodstawne wezwanie pogotowia ratunkowego, w kwocie od 500 do 1500 złotych. Zgłaszamy to mniej więcej dwa razy w miesiącu.

protest ratowników medycznych
Fot. Zbigniew Woźniak
protest ratowników medycznych

— Pamięta pan taki przypadek?
— Oczywiście. Pojechałem do osób pod wpływem alkoholu do krwiomoczu. Jak się okazało, pacjent oddawał mocz z krwią od kilku dni, ale nadal nadużywał alkoholu. W pewnym momencie żądał, żebym zawiózł go do szpitala. Zrobiłem to, żeby nie wywoływać awantury, chociaż mógł spokojnie wziąć taksówkę i pojechać do szpitala. Jednak to taksówka trzeba zapłacić, a pogotowie jest darmowe. Po drodze słyszałem komunikat w radiu, pytanie, czy jest jakiś wolny zespół, bo jest poparzone dziecko. Popatrzyłem na niego pytając, „Czy jest pan zadowolony z siebie? Mogłem pojechać tam, a pan mógł pojechać taksówką."

— Rząd deklaruje, że będzie uzupełniał skład karetek np. strażakami.
— Życzę powodzenia. Oczywiście, w Straży Pożarnej są strażacy, którzy są również ratownikami medycznymi, jednak ich zadania są inne. Zastępowanie ratowników medycznych którzy strajkują strażakami nie jest rozwiązaniem. Oczywiście uzupełniamy się wzajemnie, zależnie od dostępności zespołu i pierwszeństwa przybycia na miejsce, jednak nie są w stanie nas zastąpić. Również wyposażenie wozów strażackich jest zdecydowanie uboższe, jeśli chodzi o ratowanie życia ludzkiego. Dodam, że część strażaków jest ratownikami po ukończeniu trwającego 60 godzin kursu KPP (kwalifikowana pierwsza pomoc przedmedyczna). Zastąpienie nimi ratowników medycznych jest bezsensowne.

— Dziękuję za rozmowę.