Czym skończy się wojna nerwów na granicy polsko-białoruskiej? Pytamy naszych europosłów
2021-08-27 08:35:38(ost. akt: 2021-08-26 15:44:34)
Trwa humanitarny kryzys na granicy Polski z Białorusią. W okolicach Usnarzu Górnego od ponad dwóch tygodni koczuje grupa cudzoziemców z Iraku oraz Afganistanu. Migranci próbowali dostać się do Polski. Drogę zagrodzili im funkcjonariusze Straży Granicznej, policji oraz wojska. Z kolei białoruskie służby nie wpuszczają ich z powrotem.
Od początku sierpnia zieloną granicę z Białorusią próbowało przekroczyć 2800 nielegalnych imigrantów. Udało się to niemal 900 osobom — skierowano je do ośrodków Straży Granicznej. W najtrudniejszej sytuacji znalazła się grupa uchodźców, która utknęła na granicy polsko-białoruskiej w okolicach Usnarza Górnego.
Obcokrajowcy zostali otoczeni kordonem policji i straży granicznej. W ten sposób odcięto ich od pomocy lekarskiej i humanitarnej. Liczba cudzoziemców zgłaszających poważne dolegliwości zdrowotne rośnie.
Rządy krajów nadbałtyckich oraz Polski oskarżają o kryzys migracyjny reżim Aleksandra Łukaszenki. Ich zdaniem białoruski dyktator skierował falę uchodźców na Zachód, żeby destabilizować sytuację krajów Unii Europejskiej. Rząd Polski już znalazł się w ogniu krytyki za to, że wciąż nie pomógł uchodźcom.
Jak rozwiązać kryzys na granicy z Białorusią? Czy bezpieczeństwu naszego kraju jest zagrożone? O komentarz poprosiliśmy naszych europosłów.
— Bardzo mnie martwi ta sytuacja — przyznał Tomasz Frankowski z Platformy Obywatelskiej, poseł do Parlamentu Europejskiego. — Problem z migrantami na polsko-białoruskiej granicy polega na tym, że zderzają się w nim dwa porządki: humanitarno-prawny i obronno-polityczny. Pat w Usnarzu Górnym wygląda na wojnę nerwów typu „kto kogo”. Albo ulegną Białorusini i zabiorą migrantów z powrotem, albo ulegną Polacy. Gdzieś umyka fakt, że przedmiotem tej swoistej gry w cykora są żywi ludzie. Oszukani przez bliskowschodnie mafie Irakijczycy, którym obiecywano łatwą wycieczkę na Zachód, uciekający przed talibami Afgańczycy. Każdy z nich ma swoją, najczęściej dramatyczną historię. Nikt, komu żyje się dobrze, nie wyjeżdża w ten sposób z kraju ojczystego — zauważa.
Wydarzenia przy naszej wschodniej granicy martwią również Karola Karskiego z PiS, prawnika, wykładowcę oraz posła do Parlamentu Europejskiego VIII i IX kadencji.
— Sytuacja na granicy Polski z Białorusią jest dosyć niebezpieczna — powiedział. — Mamy do czynienia z forpocztą fali, którą władze białoruskie chcą skierować do Unii Europejskiej. Władze białoruskie uczyniły sobie z tego dochód. Te osoby, które są sprowadzane mostami powietrznymi z Iraku na Białoruś, płacą formalnie za wycieczkę, organizowaną przez cieszące się poparciem władz biuro podróży. Cena takiej wycieczki oscyluje w granicach 10-15 tys. dolarów. Przypomina to działania podejmowane także w innych miejscach. Tam migranci są nielegalnie wprowadzani do Unii Europejskiej przez różnego rodzaju organizacje i grupy przestępcze, które tego charytatywnie nie robią. To ogromny czarny rynek, którego skalę instytucje unijne szacują na kilkanaście miliardów euro. Tutaj z kolei mamy do czynienia z nieco inną formułą, z upaństwowieniem tego procederu przez władze białoruskie, co jest zjawiskiem nowym. Z jednej strony władze białoruskie uznały to za dobre źródło dochodu, z drugiej jest to jakaś próba zdestabilizowania sytuacji w Unii Europejskiej, jako całości. Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. 26 września w Niemczech odbędą się wybory parlamentarne. Z tego punktu widzenia jest to nieprzypadkowo wybrany moment przez Łukaszenkę oraz jego promotora. Gdyż tam raczej nic nie dzieje się bez aprobaty władz rosyjskich — nie ma wątpliwości Karol Karski.
W jaki sposób władze Polski mogą rozwiązać ten kryzys? — Należy postępować asertywnie i zgodnie z prawem międzynarodowym — odpowiada Karol Karski. — A także nie pozwolić na kształtowanie się nowego nielegalnego kanału przerzutowego migrantów ekonomicznych do Unii Europejskiej. Trzeba również być konsekwentnym. Nie ma tak, że jednych nielegalnych migrantów wpuścimy, a innych nie. Jak ktoś przychodzi na przejście graniczne, to podlega procedurom. Gdy natomiast chce przekroczyć zieloną granicę, to go nie wpuszczamy. Jednocześnie trzeba brać przykład z państw, gdzie te problemy były o wiele większe. Na przykład Grecję, która stawia mur na granicy z Turcją, Litwę, która stawia płot na granicy z Białorusią. To też są zewnętrzne granice UE. Z punktu widzenia możliwości ochrony nasza granica wygląda trochę lepiej. W dużej mierze jest to granica na rzece Bug. To granica naturalna, trudniejsza do przejścia. Poza tym w wielu miejscach pozostał pozbawiony drzew zaorany pas ziemi, który jest pozostałością dawnej granicy ze Związkiem Radzieckim. W tych sektorach granice są łatwiejsze do pilnowania.
Paweł Snopkow
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Marta #3073749 27 sie 2021 09:22
Pisuar to dno i metr mułu jako partia, ale za to podejście do hebanowego koloru to należy się im pochwała, chyba jedyna rzecz, która ma sens. Tak trzymać i nie dać się, trzymać króko tych "biegaczy" z workami.
odpowiedz na ten komentarz