Były szef olsztyńskiego Monaru wspomina Marka Kotańskiego w 19 rocznicę jego śmierci

2021-08-19 20:14:56(ost. akt: 2021-08-19 19:08:42)
Janusz Strzelecki, szef olsztyńskiego MONAR-u

Janusz Strzelecki, szef olsztyńskiego MONAR-u

Autor zdjęcia: Grzegorz Czykwin

Były szef olsztyńskiego Monaru Janusz Strzelecki wspomina Marka Kotańskiego w rocznicę jego śmierci. — Zawsze imponował mi nieprzewidywalnym błyskiem szaleństwa — mówi o założycielu Monaru i Markotu.
19 sierpnia 2021 r. Rocznica śmierci Marka Kotańskiego. 19 lat temu "Kotan" w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym zmarł w jednym z warszawskich szpitali. Jego śmierć spadła na wszystkich jak grom z jasnego nieba. W żałobie pogrążyła się nie tylko jego rodzina, przyjaciele i współpracownicy, ale także wszyscy, którym niemal przez całe swoje życie pomagał. Wśród nich znajdowali się m.in. narkomani, bezdomni, samotne matki, osoby wykluczone społecznie z różnych względów, zakażeni wirusem HIV i AIDS.

Marek Kotański
Fot. monar.org
Marek Kotański

Dzień, w którym zginął Marek Kotański zapadł w pamięci także Janusza Strzeleckiego, który był szefem Monaru w Olsztynie w latach 1988-2013. — Do dziś pamiętam ten dzień, kiedy od jednego z moich przyjaciół z Monaru odebrałem telefon z informacją, że Marek zginął w wypadku samochodowym. To się stało bardzo niespodziewanie. Pamiętam tę lawinę myśli i wspomnień, która się w tamtym momencie pojawiła, a także pewnego rodzaju niezgodę na to wydarzenie. Uświadomiłem sobie bowiem, że odszedł człowiek, który przez dziesiątki lat spajał nasze stowarzyszenie — przyznaje.

Janusz Strzelecki podkreśla to, że w latach PRL-u, kiedy władza chciała wymazać osoby uzależnione od narkotyków ze społeczeństwa, a oficjalne mówienie o nich było objęte cenzurą, Kotańskiemu udało się stworzyć Monar, czyli zupełnie niezależną organizację. Uważa to za osiągnięcie, którego być może nikomu innemu nie udałoby się powtórzyć.

— Wielokrotnie widziałem się z Markiem, gdy przyjeżdżałem do głównej siedziby Monaru, no i to on w rzeczywistości mnie przecież zatrudniał. Znałem go stosunkowo dobrze. Przyznam, że zawsze mi imponował nieprzewidywalnym błyskiem szaleństwa. Nikt inny, jakiś — można powiedzieć — bardziej ułożony czy normalny, w warunkach siermiężnego PRL-u nie porwałby się na coś takiego jak stworzenie ogólnopolskiego stowarzyszenia znajdującego się poza obiegiem oficjalnych organizacji uznawanych przez władze. Chyba nikt inny nie wpadłby na coś takiego i nie doprowadził do końca. Muszę powiedzieć, że ta odrobina szaleństwa i nieprzewidywalności, jaką miał w sobie Marek, zawsze mnie fascynowała. Gdy dziś o nim myślę, to właśnie to przebija się w moich wspomnieniach na pierwszy plan.

Z drugiej strony Marek Kotański był na swój sposób postacią kontrowersyjną. Wielokrotnie wpadał na szalone pomysły, których często w żaden sposób nie dało się zrealizować. — Przyznam jednak, że Marek był człowiekiem niezwykle kontrowersyjnym, także dla swoich najbliższych współpracowników, do których mam szczęście i zaszczyt się zaliczać. Wiele z tego, co robił i mówił wywoływało mój i nie tylko mój opór. Pamiętam wiele rozmów, w których mówiliśmy: Co ten Kotański znowu wymyślił? Co on tam znowu wykrzyczał? Przyznawaliśmy mu jednak rację, że wielokrotnie dostrzegał coś, czego my nie byliśmy w stanie zobaczyć. Duża część jego pomysłów była kompletnie nie do zrealizowania, ale prawdą jest, że był to człowiek, który mógł porwać bardzo wiele ludzi.

Przypomnijmy, że w 2013 r. decyzją Rady Miasta jednej z olsztyńskich ulic nadano imię Marka Kotańskiego. Jest ona prostopadła do ulicy im. Bohaterów Monte Cassino, w sąsiedztwie starych koszar.

Marek Kotański urodził się 11 marca 1942 r. w Warszawie, zmarł 19 sierpnia 2002 r. także w Warszawie z powodu obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym. Ukończył psychologię na Uniwersytecie Warszawskim. Jeszcze podczas studiów zajmował się sierotami i młodzieżą dotkniętą przez patologie społeczne. Gdy w latach 70. pracował w garwolińskim Szpitalu Psychiatrycznym, zauważył, że tradycyjne wówczas metody leczenia uzależnień nie przynoszą pozytywnych rezultatów. Rozpoczął więc pracę w ramach metod społeczności terapeutycznej.

Monar został założony w 1981 r., ale pierwszy ośrodek tej organizacji założono już 15 października 1978 r. W 1993 r. założył Markot, Ruch Wychodzenia z Bezdomności. Obejmował 100 ośrodków dla bezdomnych, samotnych matek z dziećmi, osób niepełnosprawnych oraz terminalnie chorych. W latach 1985-1994 organizował akcję Łańcuch Czystych Serc, w której setki tysięcy młodych ludzi łączyło dłonie w łańcuchu, symbolicznie łączącym Bałtyk z Tatrami, jednocząc się w ramach idei humanitaryzmu
.

Marta Wiśniewska

Źródło: Gazeta Olsztyńska