Magdalena Paradowska: Mamy i taty nie da się zastąpić [ROZMOWA]

2022-01-09 16:00:00(ost. akt: 2022-01-05 11:13:29)
Nawet najlepsza placówka nie zastąpi mamy i taty, dlatego tak zależy nam na tym, by dzieci mogły wychowywać się w rodzinach — własnych, zastępczych lub adopcyjnych

Nawet najlepsza placówka nie zastąpi mamy i taty, dlatego tak zależy nam na tym, by dzieci mogły wychowywać się w rodzinach — własnych, zastępczych lub adopcyjnych

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Nawet najlepsza placówka nie zastąpi mamy i taty, dlatego tak zależy nam na tym, by dzieci mogły wychowywać się w rodzinach — własnych, zastępczych lub adopcyjnych — mówi Magdalena Paradowska, nadzorująca dwie placówki opiekuńczo-wychowawcze.
Najtrudniejsze jest pokonywanie dziecięcych demonów, które siedzą gdzieś tam w środku i z którymi dzieciaki same sobie nie poradzą. Co jeszcze? Próby wytłumaczenia naszym podopiecznym, dlaczego mama się z nimi umówiła, a nie przyszła, albo dlaczego obiecała, że pójdzie na terapię, a nadal pije. My — dorośli — mamy problemy z nazywaniem i rozpoznawaniem emocji, a co dopiero dzieci — zauważa nasza rozmówczyni i przyznaje, że mimo wszystko podopieczni placówek, które nadzoruje, zdążyli ją już też wiele nauczyć. — Przede wszystkim radości, pomysłowości i otwartości na drugiego człowieka — przekazuje Magdalena Paradowska.

Przez ponad piętnaście lat pracowała w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Elblągu, ale od kwietnia tego roku pełni funkcję dyrektorki Centrum Administracyjnego do Obsługi Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych i nadzoruje dwie placówki — „Zakątek” w Zielonce Pasłęckiej i „Samodzielne Mieszkanie” w Pasłęku.

Oba miejsca zatrudniają po siedmiu wychowawców, w „Zakątku” znajduje się obecnie piętnaścioro, a w „Samodzielnym Mieszkaniu” czternaścioro podopiecznych — to dzieci pochodzące z dziewięciu gmin powiatu elbląskiego.

Fot. archiwum prywatne
"Zakątek" w Zielonce Pasłęckiej


— Z założenia, zarówno w jednej, jak i drugiej z naszych placówek, nie powinno znajdować się więcej niż po czternaścioro dzieci powyżej dziesiątego roku życia. W praktyce wygląda to jednak inaczej — naszą zasadą jest nierozdzielanie rodzeństwa, więc w niektórych sytuacjach trafiają do nas całe grupy dzieci, nawet tych poniżej wymaganego wieku — wyjaśnia Magdalena Paradowska.

W jakich okolicznościach dzieci trafiają do tego typu placówek?


— W wyniku przeróżnych sytuacji — zazwyczaj w związku z problemami opiekuńczo-wychowawczymi i różnego rodzaju uzależnieniami rodziców. Jeżeli praca kuratora czy asystenta rodziny przez długi czas nie przynosi efektów z uwagi na fakt, iż rodzice nie podejmują żadnych działań w celu poprawy swojej sytuacji, sąd wydaje postanowienie zabezpieczające pobyt dziecka w placówce. Na początku sąd ogranicza władzę rodzicielską, dzieci przebywają w placówce, ale rodzice nadal mogą decydować o szkole, czy o leczeniu. Natomiast w praktyce, w momencie, kiedy dzieci umieszczone są w placówce, rodzice niestety bardzo rzadko podejmują działania, pozwalające im jak najszybciej je odzyskać. Cała opieka nad dziećmi jest wówczas sprawowana przez naszych wychowawców — odpowiada nasza rozmówczyni.

Zgodnie z przepisami, rodzice mają dokładnie osiemnaście miesięcy na to, by się wykazać i udowodnić, że dzieci mogą bezpiecznie wrócić pod ich opiekę.

— Po tym czasie organizator rodzinnej pieczy zastępczej występuje do sądu o uregulowanie sytuacji prawnej dziecka i wtedy sąd podejmuje decyzję, czy przez te osiemnaście miesięcy rodzice zaczęli działać — np. podjęli współpracę z asystentem rodziny, ukończyli szkołę dla rodziców, zapisali się na terapię, czy znaleźli pracę, poprawili warunki mieszkaniowe — jeśli tak, to mają szansę odzyskać dzieci. Ważne jest też utrzymywanie kontaktów z dziećmi — to, że są w placówce, nie oznacza, że rodzice nie mogą się z nimi kontaktować i ich odwiedzać. Wszystkie instytucje w obszarze dziecka i rodziny działają na rzecz powrotu tego dziecka do rodziny — takie są założenia, ale to rodzice muszą dostrzec swój problem i wykonać pierwszy krok. Jeśli nie podejmą się żadnych działań, sąd może podjąć decyzję o pozbawieniu ich władzy rodzicielskiej. Wtedy dziecko wolne prawnie może zostać zgłoszone do adopcji — tłumaczy dyrektorka CAOPOW.

W międzyczasie dzieci mogą również trafić do rodzin zastępczych, ale tych, jak przyznaje nasza rozmówczyni, jest wciąż za mało.

Placówka Opiekuńczo-Wychowawcza
Fot. archiwum prywatne
Placówka Opiekuńczo-Wychowawcza "Samodzielne Mieszkanie" w Pasłęku


Niestety — nadal brakuje kandydatów, którzy przyjęliby dzieci pod swój dach. Na rodziców zastępczych jest deficyt — mówię o powiecie elbląskim, ale informacje z innych powiatów potwierdzają, że z podobnym problemem spotykają się zarówno duże, jak i małe miasta. Może to wynika z tego, że i w telewizji, i w prasie mówi się często w tym złym świetle na temat rodzicielstwa zastępczego — czyli kiedy zadzieje się jakaś sytuacja negatywna — wtedy jest o tym głośno. Mało natomiast mówi się o tych pozytywnych aspektach rodzicielstwa zastępczego i o tym, jak wiele pracy trzeba włożyć w wychowanie dzieciaków. Rodzice zastępczy całym sercem żyją historiami swoich podopiecznych, wciąż starając się im pomóc. Trzeba pamiętać, że dzieci, które trafiają do placówki lub rodzin zastępczych doświadczyły zbyt wielu negatywnych skutków mających wpływ na ich rozwój, aby mogły uporać się z tymi doświadczeniami potrzeba czasu, ogromu wparcia ze strony opiekuna, a nie rzadko również wsparcia psychologicznego — stwierdza Magdalena Paradowska.

A jakie kroki powinniśmy podjąć, by stworzyć rodzinę zastępczą?


— Na początek? Przegadać ten temat z własną rodziną! Warto poczytać o tym, czym jest rodzicielstwo zastępcze, lub porozmawiać z jakąś rodziną zastępczą. Następnie udać się do PCPR-u w danej miejscowości i dowiedzieć się, jakie warunki należy spełnić. Pierwszym etapem jest dostarczenie wszelkich niezbędnych dokumentów — m.in. zaświadczenia o niekaralności i stanie zdrowia, swojego życiorysu, informacji o miejscu zatrudnienia oraz zaświadczenia od psychologa o predyspozycjach i motywacji do pełnienia funkcji rodziny zastępczej. Po wstępnej kwalifikacji kandydat otrzymuje skierowanie na szkolenie — trwa ono 60 godzin, w których ujęto już odbycie praktyk w zawodowej rodzinie zastępczej lub placówce opiekuńczo-wychowawczej. Po szkoleniu następuje ponowny proces kwalifikacji, czyli wydana musi zostać opinia pedagogiczna i psychologiczna — jeśli te są pozytywne — kandydat otrzymuje zaświadczenie kwalifikacyjne i zostaje zakwalifikowany do pełnienia funkcji rodziny zastępczej i oczekuje na dziecko — odpowiada nasza rozmówczyni.

I dodaje: — Może się wydawać, że jest to długi proces, ale musimy przecież jak najlepiej poznać kandydatów, by wiedzieć, komu powierzamy opiekę nad dzieckiem.

Dzieci, które nie znajdą rodzin zastępczych i z różnych powodów nie mogą wrócić do biologicznych, mogą pozostać w placówce opiekuńczo-wychowawczej do 25 roku życiu, o ile kontynuują naukę. Jeżeli nie, po skończeniu 18 lat mogą podjąć decyzję o usamodzielnieniu się.


— Wtedy też nie są pozostawione same sobie — otrzymują pomoce finansowe, które pomagają w lepszym starcie. Naszym celem nie jest to, by dziecko wychodzące z placówki, znów trafiało do systemu pomocy społecznej, ale by było samodzielne. Mamy w Pasłęku dwa mieszkania wspierane dla wychowanków, którzy po opuszczeniu placówki nie mają możliwości wynajęcia mieszkania lub powrotu do domu rodzinnego. Ta opcja ułatwia im znalezienie pracy i pewniejsze wkroczenie w dorosłość — przekazuje Magdalena Paradowska.

A sama codzienność w „Zakątku” i „Samodzielnym Mieszkaniu” jest zwyczajna — jak w domu. Podopieczni wstają rano i wspólnie przygotowują śniadanie — od lat placówki nie korzystają bowiem z usług kucharzy czy kucharek — dzieci same przygotowują posiłki i listę potrzebnych im na dany tydzień produktów.

Oczywiście przy pomocy naszych wychowawczyń i wychowawców, którzy są do ich dyspozycji 24 godziny na dobę — to oni pomagają im w lekcjach po powrocie ze szkoły, czy towarzyszą w wakacyjnych wyjazdach — zaznacza nasza rozmówczyni.

Magdalena Paradowska podsumowuje: — Mam w swoim zespole wspaniałych wychowawców i wychowawczynie — to niezwykle wartościowi ludzie o ogromnych sercach. Ale niestety — nawet najlepsza placówka nie zastąpi mamy i taty, a ja wierzę, że każde dziecko zasługuje na to, by wychowywać się w szczęśliwej rodzinie.

Kamila Kornacka
k.kornacka@dziennikelblaski.pl