Walczyłam, żeby syn robił to, co kocha. Rozmawiamy z mamą Krystiana, czterokrotnego mistrza świata w parkourze, Hanią Kowalewską

2021-08-08 16:00:00(ost. akt: 2021-08-05 18:18:32)
Hania Kowalewska z Krystianem i Natalią

Hania Kowalewska z Krystianem i Natalią

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Hania Kowalewska jest mamą Krystiana, czterokrotnego mistrza świata w parkourze. Gdy zaczynał skakać po murkach, płotach, drzewach była przerażona. Z biegiem czasu zaczęła kibicować i wspierać go w różnych występach i zawodach. Zawsze jednak jest strach i obawa, bo to jednak niebezpieczny sport.
Hania Kowalewska mieszka w Holandii, ma dwoje dzieci Krystiana i Natalię. Jak mówi, jest z nich bardzo dumna. Krystian jest uzdolnionym sportowcem, a Natalia bardzo pięknie śpiewa jak również robi piękne fotografie.

— Moje dzieci są podobne do mnie. Mają swoje zdanie, są zawzięci i uparci. Chcą być dobrzy w tym, co robią i to realizują. Zależało mi przede wszystkim, aby były sobą. Ja ich w tym wspieram i będę wspierała — mówi pani Hania.

Krystian zaczął w wieku 13 lat fascynować się skakaniem i akrobacjami.
Czy mama próbowała go namawiać, aby to rzucił? — Byłam przerażona, ale nie. Nigdy. Widziałam, że jest uparty i kocha się ruszać. Więc niech robi to, co lubi. Pamiętam jak dziś, gdy miał 13 lat zafascynował go chłopak o ksywce... Lubię Placki. Zaczął podpatrywać w internecie i sam zaczął skakać. Także z kolegą ze szkoły. Byłam przerażona tym, co robił. Mieszkaliśmy w małej miejscowości, więc wiadomo sąsiedzi oraz sołtys nie patrzyli na to tak jak ja. Dużo było rozmów, tłumaczenia, bo coś zniszczy. Lecz ja zawsze stawałam w jego obronie. Nie robi szkód, więc niech gadają — wspomina pani Hania.
Później zaczęły się problemy w szkole, bo tam również skakał, robił salta w budynku i przed.

— Byłam wzywana do szkoły, jak również dostawałam telefony. No cóż, trochę się najeździłam do szkoły, bo pedagog jak i nauczyciele bali się o niego. Musiałam oświadczenia pisać, że biorę za niego odpowiedzialność. Pisałam je, bo wiedziałam, że i tak z tego nie zrezygnuje. Zawsze walczyłam o to, żeby robił to, co kocha — mówi pani Hania.

Po skończeniu SP 2 w Nidzicy Krystian poszedł do liceum w Olsztynie. — Tam też skakał, ale tam już miał trochę osiągnięć, więc ludzie inaczej go spostrzegali — dodaje mama.

Krystian, będąc gimnazjalistą, dostał pierwszy medal jako junior. — Widziałam że jest u niego fascynacja. Zawiozłam go na kolejne zawody. Tam, gdy zobaczyłam jak cała społeczność parkourowa się bawi na sportowo, wiedziałam już, że nic i nikt syna nie powstrzyma, a ja zawsze będę za nim. Chłopaki, mimo że są z innych stron, to zachowują się jak jedna wielka rodzina. Ja jednak za każdym razem bałam się i boję się nadal, gdy Krystian uczęszcza w zawodach. Ale wierzę w niego za każdym razem, gdy startuje. Bardzo dużo ze sobą rozmawiamy. Jestem na bieżąco, gdy ma jakieś kontuzje. Nawet pamiętam, gdy przyszedł i stanął w drzwiach z zakrwawioną twarzą i pozdzieranym barkiem. Byłam przerażona — mówi pani Hania.

— Zawsze powtarzałam i do dziś mówię: nic nie rób ponad swoje siły. Najważniejsze jest zdrowie — dodaje.
Jak mówi, sama jako dziecko też bardzo dużo się ruszała, była jak szatan.
— Zresztą jest tak do dziś. Wszędzie mnie pełno. Dlatego rozumiem pasję syna. Bardzo mi się podoba parkourowa społeczność. Ludzie na zawodach bawią się, cieszą, wspierają — podkreśla mama.

Pamięta też bardzo dobrze jego pierwszy tytuł Mistrza Świata w Air Wipp Challenge. — Pamiętam do dziś. Zawody trwały prawie 4 godziny. Oglądałam je w internecie na żywo. Bardzo się bałam, bo osoba występująca przed nim, w pewnym momencie upadła niefortunnie i na chwilę zajęli się nim ratownicy medyczni. To było straszne. Krystian występował później. Jego bieg przebiegł bez zarzutu i przeszedł eliminacje. Piękny bieg, superpłynnie wykonany. Cieszyłam się jak dziecko — mówi. Potem już były końcowe zawody, więc ogłoszenie wyników.
— Więc mówię: nagram to telefonem. Ręce mi się trzęsły. Padł wynik. Krystian zajął pierwsze miejsce w mistrzostwach. Płakałam, serce mi waliło ze szczęścia oraz dumy, chciałam krzyczeć, ale mieszkałam w bloku, a sąsiadami byli starsi ludzie. Było dość późno. W dodatku nagrywam na żywp, więc pomyślałam, że nie będę się drzeć, bo nie wypada. Ale płacz i radość była przeogromna. Gdy skończyłam nagrywać, wtedy emocje wzięły górę, no i okrzyk musiał być — wspomina.

Pani Hania wszystkie zawody ogląda w internecie, bo dostaje od syna linki na żywo. Każdy jego występ budzi emocje.
— Cały czas, gdy syn startuje w zawodach trzymam kciuki przed sobą i na koniec mam łzy w oczach. Nieważne jaki jest wynik i tak jestem dumna z tego jak pięknie przebiegł — zapewnia.

Zawsze jednak z tyłu głowy jest strach? — To normalne. Jako matka boję się o niego i martwię. Jednak ten sport, jak każdy inny, jest na swój sposób niebezpieczny. Zawsze liczę się z tym, że może dojść do jakiejś kontuzji mimo wszystko. Ale wierzę w syna i wierzę w to, co robi — zapewnia.
Ostatnie zawody w Grecji pani Hania oglądała poprzez link na żywo z aplikacji Red Bull. — Jestem bardzo dumna z syna. Chociaż ta duma podszyta jest strachem. Teraz myślę, że największy strach miałam, gdy zaczął trenować na samym początku. Wtedy były większe kontuzje, jak również jeżdżenie po lekarzach i szpitalach. Ale teraz też się o niego boję, mimo wszystko. I tak chyba będzie do końca — mówi pani Hania.

Halina Rozalska