Cały nasz dorobek został pod gruzami [AKTUALIZACJA]

2021-08-05 15:20:00(ost. akt: 2021-08-04 20:28:33)
Do wybuchu gazu doszło w niedzielę, 1 sierpnia

Do wybuchu gazu doszło w niedzielę, 1 sierpnia

Autor zdjęcia: Zuzanna Leszczyńska

Tę datę mieszkańcy Safronki zapamiętają na długo. 1 sierpnia około godz. 9:30 doszło do wybuchu gazu w jednym z bloków. Trzy osoby zostały poszkodowane. Budynek nie nadaje się do zamieszkania.
W poniedziałek, już po akcji ratunkowej, pojechaliśmy na miejsce zdarzenia. Budynek otoczony jest taśmą. Za nią stoją mieszkańcy, który stracili cały swój dobytek. Na ich twarzach wymalowany jest smutek. Wciąż nie mogą uwierzyć w to, co się wydarzyło.

,,Huk i wielki gwizd" — tak pierwsze chwile po zdarzeniu opisują sąsiedzi. — Wielki hałas, nie wiadomo było czy coś leci. Naprawdę trudno to opisać słowami. W telewizji takie eksplozje wyglądają inaczej. To był taki huk, że nawet u mnie, w mieszkaniu za drogą, na kuchence podskoczył garnek. Aż się skuliłam między naczyniami, myślałam, że to do mnie coś wpada. Wyszłam na schody, słyszałam krzyki ludzi, płacz dziecka. Coś przerażającego — wspomina jedna z mieszkanek Safronki.

— Kiedy przybiegliśmy na miejsce, budynek nie miał połowy elewacji. Kobieta, która spała na pierwszym piętrze wisiała razem z łóżkiem. Ludzie wybiegali z budynku w piżamach — relacjonuje inna kobieta.

Z ustaleń policjantów wykonujących na miejscu zdarzenia czynności pod nadzorem prokuratora wynikało, że do zdarzenia doszło w lokalu na parterze, w którym mieszkała 82 – letnia kobieta. Jak poinformowała nas Alicja Pepłowska - rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Nidzicy, w czasie wybuchu w budynku przebywało 10 osób. — Siedem osób wyszło z budynku o własnych siłach, natomiast trzem osobom udzielono pomocy. Dwie z nich, ze względu na obrażenia, zostały odwiezione do szpitala. Trzeciej udzielono pomocy na miejscu — mówiła Alicja Pepłowska.

Budynek nie nadaje się do użytku. W środku mieszkańcy zostawili cały swój dobytek. Teraz siedzą w garażach przy bloku, i nie wiedzą co dalej. — Nie ma możliwości, żebyśmy weszli do środka. Nic nie mogliśmy wziąć. Strażacy wyrzucali nam z mieszkań to, co uważali za ważne. Ale tak naprawdę zostaliśmy bez niczego. Cały nasz dobytek jest pod gruzami — mówił mieszkaniec uszkodzonego budynku.

Część mieszkańców nocowała u rodziny, inni są w garażach albo u sąsiadów, część umieszczono w internacie Zespołu Szkół Zawodowych i Ogólnokształcących w Nidzicy. — Obecnie w internacie mieszka 11 osób z 5 rodzin. Zajmują pięć pokoi. Mają dostęp do kuchni z pełnym wyposażeniem. Każdy ma elektroniczną kartę wstępu do internatu. Rodziny te będą mieszkały w internacie do końca sierpnia — mówi Dariusz Wółkiewicz - dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych i Ogólnokształcących w Nidzicy.

Jak informują lokatorzy, były to mieszkania własnościowe. — Usłyszeliśmy, że budynek powinniśmy wyburzyć na swój koszt, żeby nikomu nie zagrażał. Z czego? Ludzie zostali bez pieniędzy, bez niczego. Wszystko zostało w domu lub pod gruzami. Nie mamy nawet na śniadanie, nie mówiąc już o ubraniach czy meblach. Sąsiedzi a to kawę przyniosą, a to kanapki zrobią, ale boimy się, że zaraz zostaniemy zapomniani. Że nikt się nami nie zainteresuje — mówił jeden z mieszkańców.

— To, że nikt nie zginął po takim wybuchu to prawdziwy cud — dodaje jedna z sąsiadek.

Do wybuchu doszło w mieszkaniu na parterze. Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego Tomasz Korzeniowski poinformował, że nie ma możliwości wejścia do budynku. Mieszkańcy nie będą mogli zabrać zatem swoich rzeczy. Jak mówił wójt Piotr Rakoczy, strażacy wyciągnęli z niektórych mieszkań najcenniejsze rzeczy.

Jednak większość mienia mieszkańców została pod gruzami, dlatego potrzebna będzie pomoc i materialna, i pieniężna. We wtorek, 3 sierpnia ruszyła oficjalna zbiórka pieniędzy dla poszkodowanych rodzin. Wójt, przy pomocy starosty nidzickiego Marcina Palińskiego, stara się o wsparcie finansowe z województwa i Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa.

Nie ma jeszcze decyzji dotyczącej zburzenia budynku.— Budynek nie został od razu zabezpieczony, ponieważ wiszące elementy żelbetowe stanowią bardzo duże zagrożenie także dla ludzi, którzy prowadziliby prace zabezpieczające. Został on tylko ogrodzony, żeby nikt nie mógł wejść na teren wokół budynku, ponieważ grozi zawaleniem — mówi Tomasz Korzeniowski. O tym, czy budynek będzie zburzony, zadecydują wyniki prowadzonego obecnie dochodzenia administracyjnego.

Obrazek w tresci

Budynek nie nadaje się do zamieszkania
fot. Zuzanna Leszczyńska