Tragedia w Suśniku. Potrzebna pomoc!

2021-08-08 16:00:00(ost. akt: 2021-08-08 11:52:02)
Zniszczeniu uległ m.in. dach budynku

Zniszczeniu uległ m.in. dach budynku

Autor zdjęcia: OSP Korsze

Pięcioosobowa rodzina ucierpiała w wyniku pożaru budynku mieszkalnego w Suśniku. Niestety w wyniku odniesionych obrażeń zmarła 75-letnia kobieta. Reszta rodziny przechodzi nie tylko żałobę, ale walczy też o przetrwanie. Fala pomocy już ruszyła.
To miało być spokojne czwartkowe popołudnie, 29 lipca. Mieszkańcy Suśnika żyli swoim normalnym, codziennym życiem. Podobnie jak Elżbieta i Daniel Boguszowie. Niestety ten dzień zapamiętają na długo. W ich domu wybuchł pożar. Na miejsce natychmiast zadysponowano pięć strażackich zastępów z JRG Kętrzyn, OSP Korsze i OSP Reszel. 22 strażaków przez kilka godzin walczyło z żywiołem. — Po przyjeździe na miejsce pierwszego zastępu okazało się, że ogień wydostawał się przez okna z dwóch stron budynku. Płomienie wydostawały się już na dach — relacjonuje kpt. Kamil Golon, oficer prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Kętrzynie. Strażakom udało się uratować część budynku.

Domek był zamieszkiwany przez pięcioosobową rodzinę. Pani Elżbieta mieszkała tam z mężem Danielem, dwójką dzieci i swoją mamą. W momencie wybuchu pożaru wszyscy z wyjątkiem starszego syna, który był w pracy, byli w domu. Pożar wybuchł w pokoju mamy pani Elżbiety. — Żona poszła akurat nakarmić ją, bo kobieta jest niepełnosprawna i wtedy się zaczęło — mówi pan Daniel. Starsza kobieta miała do domu osobne wejście niż reszta rodziny. — Weszłam prosto w dym. Kiedy otworzyłam drzwi od pokoju mamy pod wpływem tlenu buchnął większy ogień. Podeszłam do mamy i kiedy wzięła mnie za rękę to wiedziałam, że żyje. Najpierw odciągnęłam ją na starym fotelu na bezpieczną odległość od płomieni. Fotel był stary i ciężki, ale dałam radę. Potem pobiegłam szybko po męża, który natychmiast rzucił wszystko i wrócił ze mną po mamę. Wyciągnęliśmy ją na zewnątrz budynku — opowiada kobieta. Niestety mama doznała ciężkich poparzeń. Na miejscu lądował helikopter Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który przetransportował poszkodowaną do specjalistycznego szpitala w Warszawie.

Kiedy poszkodowana rodzina spotkała się 4 sierpnia rano z naszym dziennikarzem, pani Elżbieta informowała, że jej mama mimo krytycznego stanu wciąż żyje. — Lekarze mówią, że walczy. Jest silną kobietą i wiem, że wyjdzie z tego — mówiła nam pełna nadziei. Niestety. Kilka minut później odebrała telefon ze szpitala. Usłyszała najgorszą z możliwych wiadomości...

Tragedia rodziny jest tym większa, że oprócz bliskiej osoby stracili również dach nad głową i cześć swojego dobytku. Obecnie pomieszkują u mamy pana Daniela.w sąsiednich Wandajnach. W budynku największemu zniszczeniu uległa część zamieszkana przez mamę pani Elżbiety. Stamtąd ogień przeniósł się na strych i na dach. — Zniszczenia w naszej części powstały już w trakcie akcji gaśniczej. Dach został cały zniszczony. Siadł też strop, który nasiąknął wodą w czasie gaszenia — opowiada pan Daniel. — Inspektor budowlany powiedział, że możemy naszą część odbudować i mieszkać. Niestety tę część, gdzie mieszkała teściowa trzeba rozebrać — dodaje. Sam na co dzień jest pracownikiem budowlanym i przyznaje, że odbudowa będzie ich wiele kosztowała. — Potrzebujemy jeszcze konsultacji ze specjalistą, który przyjedzie i wskaże co można zostawić, a co można zburzyć. Myślę, że łącznie czeka nas wydatek rzędu ponad 100 tysięcy — twierdzi mężczyzna. I to właśnie odbudowa siedliska jest w tej chwili najpilniejszą potrzebą. Zniszczeniu uległa też kuchenka gazowa oraz część mebli. W ubiegłym roku zrobili remont i większość wyposażenia mieszkania była zupełnie nowa. Długo się tym niestety nie nacieszyli... — Miesiąc temu skończyliśmy łazienkę — dodaje ze smutkiem pan Daniel.

Rodzina pani Elżbiety trafiła do tego domu tuż po II wojnie światowej. Tutaj gospodarzyli jej dziadkowie i rodzice. Od 20 lat mieszka tu wspólnie z mężem. Teraz ze smutkiem patrzy na pogorzelisko i miejsce rodzinnej tragedii.

Boguszowie przyznają jednak, że otrzymali już do tej pory dużą pomoc od obcych ludzi. — Pomaga też moja rodzina — mówi pan Daniel. W akcję zaangażowała się m.in. korszeńska radna Ilona Czekaj, Koło Gospodyń Wiejskich z Wandajn oraz mieszkańcy tej wsi, Czesława Orłowska-Staniszewska z KGW "Baby z Babieńca" oraz sołectwo Kraskowo na czele z sołtys Małgorzatą Zubek. Podczas niedzielnego (1 sierpnia) kiermaszu ciast zebrano ponad 2 tysiące złotych. Uczestnicy wycieczki zorganizowanej przez Centrum Wolontariatu w Kętrzynie dorzucili od siebie ponad 400 złotych. — Dużo pomogli nam też inni ludzie. Nie tylko finansowo, ale wsparli też nas w sprzątaniu pogorzeliska. Jesteśmy tym bardzo miło zaskoczeni i z całego serca dziękujemy — dodaje mężczyzna

Przyczyny pożaru ustali policyjne śledztwo. W tym celu został powołany biegły z zakresu pożarnictwa. Jednak pocztą pantoflową i przez internet rozniosła się informacja, że to starsza kobieta sama podpaliła swój pokój. — To nie jest prawda. Strażacy, którzy byli na miejscu podejrzewali, że to wina instalacji elektrycznej — wyjaśnia pan Daniel. — Wchodząc do pokoju mamy czułam zapach palonego kabla i słyszałam jakieś trzaski. Powiedziałam o tym później dla strażaka i usłyszałam, że to rzeczywiście mogło coś w gniazdku się zrobić. Moja mama już od dawna nie paliła. Cierpiała na demencję starczą i nawet nie pamiętała, że kiedyś paliła — dodaje żona. Jak zapewnia pan Damian, kobieta nie miała u siebie nic, czym mogłaby zaprószyć ogień.

Obecny czas to trudne chwile dla rodziny Boguszów. Tragiczna śmierć bliskiej osoby dla wszystkich jest zawsze wielką stratą. Dlatego otuchy próbują dodać lokalni społecznicy, angażując się w pomoc. Jednym z nich jest Jacek Szwark, który odwiedził rodzinę. — Zawsze przechodzą mnie ciarki i zastanawiam się co bym zrobił gdyby spotkała mnie taka tragedia — zastanawia się lokalny filantrop. Zachęca przy tym do wpłacania datków za pośrednictwem portalu zrzutka.pl. Internetowa kwesta ma swój identyfikator: yr5gbp — Pomoc pogorzelcom z Suśnika. Już niedługo w wielu punktach na terenie powiatu kętrzyńskiego staną stacjonarne puszki. To inicjatywa Centrum Wolontariatu w Kętrzynie. — Wobec ludzkiej krzywdy nigdy nie możemy przejść obojętnie. Tylko wrażliwość na krzywdę drugiego człowieka czyni nas prawdziwymi ludźmi — mówi Janusz Mazurkiewicz, koordynator kętrzyńskich wolontariuszy.

Wojciech Caruk