To była walka na śmierć i życie - Powstanie Warszawskie

2021-08-01 15:35:01(ost. akt: 2021-07-30 15:54:14)

Autor zdjęcia: atchiwum GO/BSz

Jak się chce być wolnym, żyć godnie, to trzeba chwycić za broń i stanąć do walki. — I tak zrobiliśmy — mówi Danuta Filipek, ps. Lala, która walczyła w Powstaniu Warszawskim. W niedzielę przypada 77. rocznica wybuchu powstania w Warszawie.
W niedzielę w 77. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, tradycyjnie już o godz. 17, a więc w godzinę „W”, kiedy rozpoczęła się walka, znowu zawyją syreny. Polacy pokłonią się swoim bohaterom. Niewielu już ich zostało, ale pamięć o nich trwa.

Powstanie Warszawskie wybuchło 1 sierpnia 1944 roku. Do walki z Niemcami stanęło ok. 50 tys. powstańców. Planowane na kilka dni powstanie trwało 63 dni. W walkach w Warszawie zginęło od 16 tys. do 18 tys. żołnierzy AK i od 150 tys. do 180 tys. cywilów (niektóre źródła podają, że zostało zabitych 200 tys. cywilów). Pozostałych przy życiu mieszkańców, Niemcy wypędzili z miasta, a potem niemal doszczętnie zniszczyli stolicę. Ze względu na ogromne straty ludzkie i materialne do dziś trwają spory, czy cena za ten zryw zbrojny nie była zbyt wielka?

Jednak Powstanie Warszawskie, które mimo że z punktu militarnego było klęską, uznawane jest za jedno z najważniejszych wydarzeń w najnowszej historii Polski. Warto tu przytoczyć sondaż, który CBOS przeprowadził w 75. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Polacy odpowiedzieli, że najbardziej są dumni z organizacji polskiego państwa podziemnego i działań Armii Krajowej (45 proc.), a także z Powstania Warszawskiego (37 proc.) oraz obrony kraju we wrześniu 1939 roku (36 proc.).

Czy powstanie było potrzebne, czy tak wielka ofiara była konieczna? Tu głos trzeba oddać tym, którzy bili się w powstaniu, niestety wielu z nich nie ma już wśród nas. Zostały ich wspomnienia.

— Łatwo dziś wydawać sądy, ale trzeba było wtedy być w Warszawie. Widzieć, co się działo, tę atmosferę, te nastroje, Niemców w odwrocie — mówił nam w jednym z ostatnich swoich wywiadów kpt. Waldemar Miarczyński, który zmarł dwa lata temu w Olsztynie w wieku 92 lat. W powstaniu walczył od samego początku. Za szczególne męstwo i odwagę został odznaczony krzyżem Virtuti Militari V klasy. Nie ma większego honoru dla żołnierza na polu bitwy.

— My też chcieliśmy bić wroga. A mało kto wie, że wtedy Niemcy wezwali 100 tys. mężczyzn od 14. roku życia do kopania okopów. Pewnie, jak wykopalibyśmy im te rowy, daliby nam po kulce w głowę i tyle — mówił powstaniec.
Nieżyjący już ks. Mieczysław Józefczyk, który mieszkał w Elblągu, miał 16 lat jak wybuchło powstanie.

— Nosiłem broń, amunicję do Warszawy, którą dostawaliśmy z alianckich rzutów. Trzeba było się przebić przez niemieckie kordony. Wielu kolegów zginęło w tych walkach — wspominał w swoim ostatnim wywiadzie dla naszej Gazety duchowny, podkreślając, że na powstanie trzeba patrzeć z perspektywy tamtych czasów.
— Widziałem, co robili Rosjanie, jak w 1939 roku weszli do Polski, potem dowiedzieliśmy się o Katyniu. Wiedzieliśmy, że Polska nie będzie niepodległa, jak wejdą Rosjanie, że będziemy w niewoli. I tak się stało. To była walka na śmierć i życie. Kiedyś przeczytałem takie zdanie, że powstanie było militarnie przeciw Niemcom, a politycznie przeciw Sowietom. I zgadzam się z tą opinią — powiedział nam.

Danuta Filipek, która urodziła się na Wołyniu, a dzisiaj mieszka w Waplewie, była sanitariuszką w powstaniu. Miała wtedy 15 lat. Dwa dni temu skończyła 92 lat. I cały czas myśli o powstaniu. — To jest ze mną w dzień i w nocy śpi. Żeby mówić o powstaniu, trzeba było tam być — powtarza.

— Polska była zniewolona. Ludzie mieli już dość tej udręki, Niemców, okupacji i chcieli się wyzwolić, a tym bardziej że liczyli na pomoc, przecież za Wisłą stali Sowieci, ale nam nie pomogli. To był bohaterski zryw — mówi Danuta Filipek, ps. Lala, która w niedzielę odbierze awans na porucznika rezerwy. — Jak się chce być wolnym, żyć godnie, to trzeba było chwycić za broń i stanąć do walki. I tak zrobiliśmy. Trzeba nam było wolności.

Była sanitariuszką, opatrywała rannych. Broń, amunicję, żywność, leki to wszystko musieliśmy zdobyć — wspomina.

Do Puszczy Kampinoskiej trafili dwa dni przed wybuchem powstania. Ich oddział Stołpecko-Nalibockie zgrupowanie AK por. "Góry", jak wiele innych w obawie przed aresztowaniami przez Sowietów, wycofało się na zachód. Do Kampinosu dotarli 29 lipca 1944 roku, a już 2 sierpnia bili się o lotnisko na Bielanach. Później o Dworzec Gdański. To były ciężkie walki, wielu z nich poległo.

Jak więc patrzeć na powstanie, jak opowiadać młodym ludziom o tamtych jakże heroicznych, a zrazem tak tragicznych wydarzeniach?

— Na pewno na Powstanie Warszawskie trzeba patrzeć jako na kolejny narodowy zryw, kolejne powstanie narodowe Polaków w dążeniu do odzyskania wolności, niepodległości po tej czteroletniej nocy okupacji, łapankach, prześladowań i zabijaniu ludzi — mówi prof. Witold Gieszczyński, historyk z UWM. —
I to rozumiemy, bo w każdym z nas jest ta naturalna chęć wolności, każdy człowiek ma to w swoim DNA. Z drugiej strony ten ogrom nieszczęścia, jaki w konsekwencji wywołało powstanie, każe nam się zastanowić, czy było warto? Jednak nikt nie mógł przypuszczać, że tak się wszystko zakończy. Łatwo coś skrytykować z perspektywy czasu. Kiedy wiemy, jak to się potoczyło. Tu przypomnę, że w sierpniu wybuchło też powstanie w Paryżu i armie sojusznicze skorygowały swoje plany i udzieliły pomocy powstańcom Paryża. Bez tej pomocy powstanie też by upadło. W przypadku powstania w Warszawie Stalin nie pospieszył z pomocą, ba, nie godził się nawet, by alianckie samoloty lecące z pomocą powstańcom korzystały z sowieckich lotnisk.

— Jestem pełen szacunku i uznania dla powstańców, jesteśmy winni im szacunek i hołd — dodaje prof. Gieszczyński. — Bo ten ogrom poświęcenia, cierpienia i ofiar był bardzo duży.

Pamięć o bohaterach trwa, także za sprawą Fundacji Pamięci o Bohaterach Powstania Warszawskiego, która stawia sobie za cel m.in. pomoc powstańcom warszawskim, ale też ocalenie pamięci o nich, o ich bohaterstwie.

— Naszej fundacji przyświeca motto: pamiętam, pomagam — mówi Rafał Szczepański, prezes Fundacji Pamięci o Bohaterach Powstania Warszawskiego.
2 października, a więc w dniu zakończenia powstania, kiedy Armia Krajowa zaprzestała dalszej walki, zostanie odsłonięty w stolicy pomnik Kobietom Powstania Warszawskiego. Stanie przy placu Krasińskich w Warszawie i będzie swoistym dopełnieniem znajdującego się już na placu pomnika Powstania Warszawskiego.

— Ma upamiętnić kobiety, warszawianki czasu Powstania Warszawskiego — podkreśla prezes Szczepański. — Heroizm tych kobiet, a też ich ogrom cierpień zasługuje na szczególną pamięć, bo żaden naród nie może zapomnieć o swoich bohaterach.

Pomnik będzie przedstawiał trzy kobiety trzymające się za ręce w geście solidarności i godności. Na pomniku znajdzie się inskrypcja – Kobietom Powstania Warszawskiego.

To będzie już trzeci pomnik, który stanie w Warszawie z inicjatywy Fundacji Pamięci o Bohaterach Powstania Warszawskiego i Związku Powstańców Warszawskich. W 2019 roku został odsłonięty pomnik żołnierza AK i powstańca warszawskiego, prezesa Związku Powstańców Warszawskich gen. Zbigniewa Ścibor-Rylskiego, ps.„ Motyl”. W ubiegłym roku w trakcie obchodów 76. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego został odsłonięty pomnik kpt. Stanisława Jankowskiego „Agatona” . To był żołnierz kampanii wrześniowej, „cichociemny” a po wojnie wybitny architekt i urbanista. Dzięki niemu powstała nowoczesna, jak na ówczesne czasy, trasa W-Z , do dziś będąca jedną z wizytówek Warszawy.

Tu warto dodać, że oba pomniki są do tej pory jedynymi w stolicy, które upamiętniają konkretnych bohaterów tamtego zrywu niepodległościowego w 1944 roku.

Andrzej Mielnicki