Kiedy piszę, nie ogarniam rzeczywistości - rozmowa z Joanną Jax

2021-07-31 08:08:08(ost. akt: 2021-07-30 14:31:18)
Joanna Jax, olsztyńska pisarka

Joanna Jax, olsztyńska pisarka

Autor zdjęcia: Autor zdjęć : Autorzy książek w obiektywie.

Lubię podróżować, a dzięki pisaniu mogę być, gdzie chcę. Poruszam się nie tylko w przestrzeni, ale także w czasie, to niesamowita przygoda — mówi olsztyńska pisarka Joanna Jax, autorka bestsellerowych powieści historycznych.
— Pani czytelnicy są niesamowici. Zadziwia mnie, z jaką drobiazgowością recenzują pani powieści.
— Wielu z nich czyta moje powieści kilkukrotnie. Pierwszy raz chcą jak najszybciej przeczytać najnowszą książkę, często zarywając noc albo odkładając na bok obowiązki. Kolejny, aby dostrzec szczegóły, które im umknęły, i zapewne stąd wynika ich doskonała znajomość moich powieści. Nie ukrywam, że to dla mnie podwójna radość. Nie chcę pisać książek z cyklu: „przeczytać i zapomnieć”.

— Przywiązuje pani wagę do szczegółów, co widać po tle historycznym powieści. Korzysta pani z pomocy ekspertów?
— Przygotowując się do napisania powieści, korzystam z różnych źródeł. Najczęściej z publikacji naukowych, książek dokumentalnych, artykułów prasowych itp. Jedna napisana książka to kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt przeczytanych. Może dlatego rzadko sięgam po beletrystykę, bo po prostu nie wystarcza mi na to czasu. Problemem nie jest dotarcie do wiedzy, ale wybranie z tych wszystkich materiałów tego, co najważniejsze i najciekawsze oraz wplecenie tego dyskretnie w fabułę. Piszę książki z myślą o ludziach, którzy nie przepadają za historią. Nie korzystam z usług ekspertów, ale zdarza mi się rozmawiać z ludźmi, którzy byli świadkami interesujących mnie wydarzeń. Na przykład podczas pisania trylogii „Zanim nadejdzie jutro” nieocenionym źródłem wiedzy była dla mnie pani Halina Kardynał. Osoba, która spędziła siedem lat na zsyłce w Kazachstanie. Wtedy także dotarłam do osób, które są potomkami zesłańców, ale nadal mieszkają w Kazachstanie. Z ich opowieści utkałam historię moich bohaterów.

— Mówi się, że w ten sposób niektórzy odkrywają w sobie pasję historyczną. Ciekawi mnie, który okres historyczny najbardziej nas fascynuje? Mówi się, że to dwudziestolecie międzywojenne. O nich również pani pisze w swoich powieściach.
— Mam nadzieję, że wielu czytelników pod wpływem moich powieści sięga głębiej, by lepiej zapoznać się z pewnymi wydarzeniami. To na pewno wartość dodana, chociaż moją misją nie jest edukacja. W końcu nie piszę podręczników, ale powieści. Rzeczywiście napisałam książki, których tłem są lata międzywojnia. Akcja powieści „Drugi brzeg” i „Smaku wolności” dotyczy okresu od 1919 do 1933 roku. Natomiast „Bliski koniec”, który ukaże się 11 listopada, to z kolei czas od 1933 do wybuchu II wojny światowej. Trudno mi jednak ocenić, który okres historyczny najbardziej ciekawi moich czytelników.

— Data premiery „Bliskiego końca”, czyli 11 listopada, nie jest więc przypadkiem?
— O to trzeba zapytać mojego wydawcę, ale myślę, że rzeczywiście data nie jest przypadkowa. W cyklu rozpoczynającym się powieścią „Drugi brzeg” opisuję wojnę polsko-bolszewicką, a w kolejnych częściach między innymi historię budowy portu w Gdyni, sytuację polityczną w Polsce czy przewrót majowy. Losy jednego z bohaterów, Fryderyka Niemojskiego, osnute są na motywach życiorysu majora Jerzego Sosnowskiego, przedwojennego asa wywiadu. Nie tworzę jednak laurek, pokazuję historię oczami moich bohaterów, a niekiedy każdy z nich patrzy zupełnie inaczej na to samo wydarzenie.
W „Jesiennym pożegnaniu” (kolejna odsłona sagi „Duchy minionych lat” – red. ), które ukaże się we wrześniu i w ostatniej części - „Zimowym śnie” - pojawi się postać Lecha Wałęsy. Tutaj więc trochę wkraczam w politykę, a nie tylko w historię. Jednak staram się przedstawić jego sylwetkę jak najbardziej obiektywnie. Przyglądam się mu z perspektywy jego przyjaciół, ale także oponentów. Myślę, że z moich książek nikt nie jest w stanie wywnioskować, jakie mam poglądy polityczne. Czytając powieści niektórych autorów, od razu można domyślić się, jaki mają światopogląd, ja nie chcę nikomu narzucać swojego zdania. Szanuję wszystkie poglądy, nawet jeśli się z nimi nie zgadzam.

— Chodzi bardziej o pokazanie znaczących postaci z naszej historii? W pani najnowszej książce – „Letnim przesileniu”, pojawia się postać Jacka Kuronia. Jego osoba też budzi skrajne emocje.
— Nie nazwałabym ich skrajnymi, są postaci bardziej kontrowersyjne od niego. Jednak bez względu na to, jak odbierany jest ten człowiek, jest on założycielem Komitetu Obrony Robotników, pierwszej, oficjalnej organizacji opozycyjnej i wielkim społecznikiem. Tych zasług nie można mu odebrać, nawet jeśli ktoś bardzo by tego chciał. Wiem, że niektórzy mogą się zdziwić, jeśli dowiedzą się, że w Komitecie Obrony Robotników ramię w ramię działali również Adam Michnik i Antoni Macierewicz. Duet w tej chwili bardzo egzotyczny, ale tak było. Piszę również o śmierci Stanisława Pyjasa. Pojawia się tam postać przyjaciela Staszka, Bronek. Chodzi, oczywiście, o Bronisława Wildsteina.

Joanna Jax, olsztyńska pisarka
Fot. Autor zdjęć : Autorzy książek w obiektywie.
Joanna Jax, olsztyńska pisarka

— Dlaczego jedne postaci wymienia pani z nazwiska, a inne już nie?
— Dlatego, że między Bronkiem a znajomymi toczą się dialogi, które są fikcyjne. To nie są sceny biograficzne. Oczywiście mogłyby się wydarzyć, ale nie o to mi chodziło. Te dialogi mają nadawać powieści tempo, budować napięcie. Nie chciałam, by były oddane w stu procentach, bo wtedy byłyby cytatami. Nie tworzę biografii, a powieści historyczne, stąd nie pada nazwisko. Jednak historia oparta jest na opowieści samego Bronisława Wildsteina i jego żony (wówczas narzeczonej). Jeśli przytaczam czyjeś słowa na prawach cytatu, mogę wówczas używać nazwisk.

— Kolejne powieści powstają zatem, bo napędza panią miłość do literatury i historii?
— Oczywiście, że pisanie jest moją pasją. W trakcie tworzenia towarzyszą mi zawsze ogromne emocje i mam nadzieję, że moi czytelnicy widzą to w moich książkach. Lubię adrenalinę towarzyszącą pisaniu. Zawsze też powtarzam, że dzień, w którym zostanę tylko rzemieślnikiem, może być końcem mojego pisarstwa. Umieszczam akcję moich powieści w czasach, które także mnie interesują. Poszukiwanie informacji staje się więc częścią przygody.

— Jest pani perfekcjonistką? Sama tworzy pani notki biograficzne, informacje o powieściach, projektuje ilustracje.
— Nie jestem perfekcjonistką, ale to ja tworzę powieść i wiem, co w niej jest oraz jak powinna wyglądać okładka. Doszłam więc do wniosku, że szybciej będzie, jeśli sama ją zaprojektuję zamiast tłumaczyć to grafikowi. Bywam także uparta.
W trakcie pracy nad „Długą drogą do domu” przez dwa dni szukałam rozkładu jazdy z lat 30. XX wieku. Chodziło mi o pociągi kursujące z Nowego Jorku do San Antonio w Teksasie. Ciekawiło mnie, jak długo trwa ta podróż. Nie znalazłam tych danych, więc czas obliczyłam w końcu sama, posiłkując się matematyką i fizyką. Przywiązuję ogromną wagę do szczegółów, co nie oznacza, że nie popełniam błędów, w końcu nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Nie ukrywam jednak, że bardzo przeżywam swoje gafy, jednak tu chodzi o odpowiedzialność za słowo, a nie o perfekcjonizm, bo ten „zabił” już niejedną powieść. A ja słucham często intuicji i niekiedy daję się jej ponieść.

— Nie bez powodu zatem pani bohaterowie dużo podróżują. Pani słynie z zamiłowania do wypraw, ale też pokonywania kolejnych ograniczeń. Często odwiedza pani platformy widokowe, ale jednocześnie boi się pani tych otwartych przestrzeni.
— To walka z własnym strachem. Kiedy uda mi się wjechać jakąś krętą drogą na szczyt, stanąć tuż nad przepaścią, jestem dumna, że udało mi się ten lęk pokonać. Widoki są, oczywiście, zachwycające i warto się przełamać, chociażby dla nich. Podróże dla przyjemności oczyszczają mój umysł. Wyrzucają z mojej głowy fabuły, bohaterów, wątki, by nie oderwać się całkowicie od rzeczywistości. Jednak podczas podróży służbowych zdarza mi się pracować. Czasami odsłuchuję to, co już napisałam, żeby wyłapać błędy fabularne, albo wymyślam kolejne wątki historii.

— W tym roku jedna taka duża podróż już się odbyła. To był prezent z okazji siódmej rocznicy wydania pierwszej książki? Siedem lat temu ukazała się pani pierwsza powieść.
— Nawet nie pomyślałam, żeby uczcić w ten sposób siódmą rocznicę. To była raczej rekompensata za poprzedni rok. Miałam odbyć podróż po Stanach Zjednoczonych i nawet zakupiłam bilety lotnicze, ale nadeszła pandemia i lockdown. Do USA nie poleciałam, nie odbyło się ponad pięćdziesiąt spotkań autorskich, więc cóż było robić. Postanowiłam więc napisać powieść, która powinna ukazać się dopiero rok później. Chodzi o trylogię „Córka fałszerza”, jedną z najtrudniejszych do napisania w moim dotychczasowym dorobku. Oprócz historii musiałam zdobyć także informacje z zakresu malarstwa siedemnastowiecznego, a potem jeszcze przekazać tę wiedzę w sposób przystępny i zrozumiały, co wcale takie proste nie było. Poruszam też wątek instytutu Ahnenerbe, w którym naziści prowadzili badania nad rasą aryjską i… poszukiwali świętego Graala. Dokopanie się do wiarygodnych źródeł było niezwykle trudno, ale udało się i jestem bardzo dumna z tej książki.

— Teraz nie pracuje pani też już na etacie, więc pisać może pani 24 godziny na dobę. Czasem rodzina musi panią dyscyplinować i przywracać do rzeczywistości?
— Kiedy zaczynam pisać, kompletnie odrywam się od tego, co dzieje się dokoła. Zdarza mi się przypalić garnek czy zostawić pranie w suszarce, po prostu zapominam o prozaicznych obowiązkach. Na szczęście moja rodzina już do tego przywykła i wie, że nie bardzo może liczyć na moją inicjatywę w pewnych kwestiach. Kiedy kończę książkę, patrzę w lustro i mówię do siebie: „Jezu, gdzie mój fryzjer” albo z przerażeniem zerkam na lakier na paznokciach. Na szczęście moja kochana pani Klaudia sama przypomina mi o w wizycie w zakładzie fryzjerskim, gdy długo nie dzwonię. Uwielbiam pisać i zatracać się w tej czynności.
Joanna Chmielewska w jednym z wywiadów stwierdziła: „wie pan, ja już bym chciała tak odpocząć i w spokoju sobie popisać”. W pełni się z nią zgadzam. Kiedy piszę wszystkie, problemy świata zewnętrznego schodzą na drugi plan. Emocje, które mi towarzyszą podczas pisania, bo umówmy się, nie piszę powieści komediowych, są silne, ale bezpieczne, bo nie są moje, ale moich bohaterów. Nigdy też nie znam zakończenia swoich powieści, bo co by to była za frajda znać zakończenie i dlatego, gdy ktoś mówi, że od początku wiedział, jakie będzie zakończenie mojej powieści, myślę sobie, że to świetnie, bo ja sama go nie znałam. Zdarza mi się niekiedy wywrócić całą fabułę do góry nogami i dlatego nie robię żadnych konspektów, nie rozpisuję fabuły na sceny, bo szkoda czasu, jeśli nie mam pojęcia, co mi strzeli do głowy w trakcie pisania. Na przykład, nie planowałam zabić głównych bohaterów w „Zemście i przebaczeniu”, ale zaczynali mnie irytować, więc się ich pozbyłam, żeby się z nimi nie męczyć.

— Już niedługo ukażą się dwie ostatnie części sagi „Duchy minionych lat”. Podobno nagrodą za każdą napisaną powieść są buty. Teraz już pani je zakupiła?
— Oczywiście, że kupiłam (śmiech). Za „Jesienne pożegnanie” już zrobiłam sobie prezent. Teraz piszę „Zimowy sen”, ale wiem, jaka będzie nagroda i mam nadzieję, że nikt nie sprzątnie mi jej sprzed nosa. Za opowiadania też się nagradzam, ale muszą być co najmniej dwa.

— Pisarz to artysta czy osoba twardo stąpająca po ziemi?
— Trudno mi wypowiadać się za innych. Czasami ktoś jest artystą przez całe życie. Ja pracowałam dwadzieścia sześć lat w korporacji. Kiedy kończę powieść i schodzę z nieba na ziemię, twardo po niej stąpam. Jestem wtedy konkret baba, co dla niektórych jest sporym szokiem, bo spodziewali się osoby oderwanej od rzeczywistości także w normalnym życiu. Myślę jednak, że moi wydawcy cenią to we mnie, bo dotrzymuję terminów i danego słowa. Nie ma roztkliwiania się, gwiazdorzenia czy fochów. Po prostu pracujemy. Wyżywam się artystycznie, pisząc książki, potem nadchodzi czas racjonalnego myślenia.

Najnowsza powieść Joanny Jax
Fot. mat. prasowe
Najnowsza powieść Joanny Jax

Joanna Jax specjalizuje się w powieściach historycznych. Mieszka w Olsztynie. Jest absolwentką Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. W 2018 r. zrezygnowała z pracy etatowej na rzecz pisarstwa. W poprzednim roku sprzedało się ponad sto tysięcy egzemplarzy jej powieści, a każda z nich osiąga status bestselleru. Zajmuje się również grafiką komputerową i copywritingiem. Wolontariuszka Fundacji dla Rodaka, wspierającej Polaków w Kazachstanie. Nakładem Wydawnictw Videograf właśnie ukazał się drugi tom sagi „Duchy minionych lat” – „Letnie przesilenie”. W tym roku na półkach księgarskich pojawi się także powieść „Bliski koniec” (wydawnictwo Skarpa Warszawska) Autorka podpisała już umowy na kolejnych pięć książek, które powinny trafić do Czytelników w ciągu dwóch, następnych lat.

Katarzyna Janków-Mazurkiewicz
k.jankow@naszolsztyniak.pl