Dobre buty i charakter to podstawa pielgrzymki [WYWIAD + ZDJĘCIA]

2021-07-29 14:36:16(ost. akt: 2021-07-30 11:54:24)
Ks. Kajetan Jakubowski to rezydent parafii pw. św. Brata Alberta w Iławie i przewodnik grupy Pomezania Iława

Ks. Kajetan Jakubowski to rezydent parafii pw. św. Brata Alberta w Iławie i przewodnik grupy Pomezania Iława

Autor zdjęcia: Edyta Kocyła-Pawłowska

Nikogo w rowie nie zostawimy – zapewnia z uśmiechem ksiądz Kajetan Jakubowski, przewodnik grupy Pomezania. Z Iławy wyruszyła właśnie pielgrzymka wiernych do Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej na Jasnej Górze. Przed nimi ok. 350 kilometrów. Najwytrwalsi pokonają je pieszo w niespełna dwa tygodnie.
Ks. Kajetan Jakubowski to rezydent parafii pw. św. Brata Alberta w Iławie. Obecnie jest w trakcie robienia doktoratu z historii kościoła na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W tym roku po raz trzeci zorganizował pielgrzymkę dla grupy Pomezania Iława. A wcześniej, również przez trzy lata, na Jasną Górę prowadził grupę Zantyr Sztum. Osobiście idzie w pielgrzymce już 15 raz. Rozmawiamy po południu w czwartek (29 lipca), na niespełna dobę przed wyruszeniem pielgrzymów.

Ile osób będzie z księdzem pieszo szło do Częstochowy?
– Trudno powiedzieć, bo jeszcze się zapisują (według naszych obliczeń połączona grupa liczyła około 50 osób - przypis redakcji). Niektórzy się wahają, czy iść. Niektórych zniechęca pandemia koronawirusa. Co roku, przed pandemią, ta grupa liczyła co najmniej 60 osób. A bywały i lata, że nawet 170 osób wędrowało na południe. W 2020 r. nie mogło być nas więcej niż 40 osób.

Czy te ograniczenia istnieją także i w tym roku?
– Nie. Każdy, kto chce, może iść. Można też dojechać do pielgrzymki. Dołączyć gdzieś na trasie. Tak też ludzie robią. Wiem, że są osoby, które dołączą do nas we Włocławku czy Zduńskiej Woli na przykład. Komuś trudno wziąć urlop na całą pielgrzymkę. Wówczas uczestniczy we fragmentach, tyle dni, na ile może sobie pozwolić.

To trudne zadanie, dotrzeć pieszo na Jasną Górę z północy Polski, prawda?
– I tak, i nie. Jeśli ma się dobre buty, chociaż odrobinkę kondycji fizycznej i zdrowie, to nie jest takie trudne - dojść. Radzą sobie świetnie już trzynastolatkowie. Z rodzicami, bo do 16 roku życia trzeba mieć pełnoletniego opiekuna. A ja... a już tyle lat chodzę na pielgrzymki... i widziałem nawet 10-latków, którzy sobie dawali radę. Tacy wysportowani, grający na co dzień w piłkę na przykład.
Ważniejszy jednak od kondycji fizycznej jest charakter. Jeśli człowiek ma intencję, to nawet jak jest cherlawy, zaweźmie się, zepnie i dotrze do celu.

Z jakimi intencjami najczęściej wyruszają pątnicy? "Żeby mi się trafił dobry mąż"?
– Potwierdzam! To prawda, najczęściej się modlą o dobrą żonę i dobrego męża. I bardzo często znajdują... nawet na pielgrzymce (śmieje się). Sam błogosławiłem w tym roku ślub mojej młodszej siostrze. Swojego już męża poznała na pielgrzymce przed paru laty. Moi rodzice zresztą też poznali się na pielgrzymce.


A jeśli ktoś nie daje rady? Czy może zawrócić?
– Mamy autokar, który nas asekuruje. Wozi za nami ciężki bagaż. Pielgrzym na szlaku ma przecież niewielki plecaczek z butelką wody, jakąś osłoną przeciwdeszczową, śpiewnik, krem z filtrem i generalnie najpotrzebniejsze rzeczy. Gdy docieramy do noclegu, z autokaru wyciągamy ciężki bagaż z karimatą, śpiworem, ubraniami na zmianę. Ten sam autokar pełni funkcję zabezpieczenia w razie, gdyby ktoś chciał trochę odpocząć. Często w grupie idą starsze osoby. Wtedy podjeżdżają tym autokarem, a przy okazji pomagają kwatermistrzom zorganizować posiłek, nocleg. I mają możliwość regeneracji. Nikogo w rowie nie zostawiamy. I to jest plus wędrowania w grupie. Grupa jest zorganizowana, mamy służby. Jesteśmy przygotowani na wszelkie okoliczności. Jest autokar z kierowcą, są wspomniani kwatermistrzowie w samochodzie osobowym. Idzie się dużo łatwiej, bezpieczniej. Pielgrzymi sobie nawzajem pomagają. Zdarzy się pan w grupie, który pomoże nieść plecak. Mamy w grupie pielęgniarkę, zawsze musi być ktoś od kwestii medycznych, zaopatrzony w apteczkę. Każdego wieczoru rozkładamy się z punktem medycznym. Jeśli ktoś potrzebuje opatrunku lub po prostu przebicia pęcherza na stopie, to go "naprawiamy". Sam miałem kiedyś taką pielgrzymkę, że codziennie byłem w punkcie medycznym z wciąż nowymi pęcherzami. Ale doszedłem do Jasnej Góry!

Dziś obawiamy się innych problemów zdrowotnych. Już w ubiegłym roku pielgrzymowaliście w czasie pandemii. Czy zaobserwował ksiądz większy dystans w stosunku do pielgrzymów?
– W zeszłym roku odniosłem wrażenie, że gorszy wpływ na społeczeństwo miały wybory prezydenckie, a nie pandemia. To bardziej ludzi skłóciło. Natomiast jeśli chodzi o pandemię, to niespecjalnie zauważyłem, żebyśmy się od siebie oddalili. Ludzie nam pomagali, jak co roku. W ubiegłym roku nie można było do nas dojeżdżać na pielgrzymkę; grupa była zamknięta i szły ciągle te same osoby od początku do końca. Nie chodziliśmy po sklepach, nie mieliśmy kontaktu z innymi, poza grupą, ludźmi. Myślę więc, że prawdopodobieństwo zarażenia się tym wirusem na samej pielgrzymce było dużo mniejsze, niż na zakupach w supermarkecie. Myśmy się bardziej bali służb sanitarnych (śmieje się) i kontroli... Co roku natomiast zawsze jesteśmy wdzięczni policji i straży. I państwowej, i OSP. Zawsze pielgrzymom pomagają. To jest ciekawe... Pielgrzymka w historii pełniła też rolę kulturotwórczą. W średniowieczu pielgrzymi szli nieraz grupą liczącą kilka tysięcy osób. To były grupy zorganizowane, dające początek zakonom rycerskim, które w średniowieczu pełniły taką rolę, jak dzisiaj pełni policja. Zresztą łacińska nazwa zakonu rycerskiego to "militia christiana" - "strażnicy Chrystusa". I podobnie, jak w średniowieczu na przedzie i końcu pielgrzymki szli rycerze zakonni osłaniający pielgrzymów przed różnymi niebezpieczeństwami, tak i my się dziś czujemy bezpieczniej, gdy jesteśmy osłaniani przez policję. Pielgrzymi często nocują w remizach OSP. Strażacy i koła gospodyń wiejskich często przygotowują posiłki, nocleg. Tak więc wielki ukłon i w ich stronę, zwłaszcza za to, że w okresie żniw są w stanie nam pomóc. To piękne doświadczenie dla pielgrzyma. Takiemu wędrowcy właściwie nic się nie należy, a doświadcza wiele dobra ze strony innych ludzi. I odwdzięcza się im modlitwą i swoją ofiarą.

Zdarza się, że zanosi intencje ludzi spotkanych po drodze.
– Ludzie, jeśli sami nie mogą wyruszyć, to często ze łzami w oczach proszą nas o modlitwę. Często - za uzależnionego członka rodziny. Choroba, trudności w małżeństwie lub wychowawcze - to też często zanosimy w modlitwie. Intencje są przeróżne. A kiedy słyszymy takie prośby o modlitwę, uświadamia nam to, jak bardzo Kościół i społeczeństwo potrzebuje takiej inicjatywy, jaką jest pielgrzymka. To doświadczenie żywej wiary i żywego Kościoła. Nie - zamkniętego w świątyni, ale kroczącego i żywego. W średniowieczu mawiano, że szlaki pielgrzymie na mapie Europy są jak żyły, które dostarczają życiodajnych substancji. Wydaje mi się, że tak samo jest i dzisiaj. Że to się nie zmienia. Idę już 15 raz, zaczynałem jako nastoletni chłopiec, potem chodziłem jako kleryk, teraz - jako ksiądz. Dla mnie jako chrześcijanina, nie tylko jako księdza, najcenniejsze jest doświadczenie Ewangelii na własnej skórze. Nie tylko poprzez słuchanie czy medytację. Tak jak Jezus chodził od wioski do wioski i głosił Dobrą Nowinę, tak samo robią pielgrzymi.
Od paru już lat wychodzimy z parafii pw. św. Andrzeja Boboli, położonej najbardziej na północ w Iławie. O ósmej mamy mszę św., ok. godzinę później wychodzimy. W ten sposób żegnamy się z całym miastem, bo przechodzimy przez centrum, przez teren czterech iławskich parafii. Wchodząc w las znajdujemy się już w innej diecezji (toruńskiej, bo mowa o Jamielniku w powiecie nowomiejskim - przypis redakcji). Żartujemy więc, że nasza Pomezania ma największe tempo, bo najszybciej przekracza granice diecezji. Pielgrzymują z nami dwie grupy, z Morąga i Pasłęka. Pomagamy sobie nawzajem. Organizacyjnie jest to łatwiejsze. W tym roku Malbork i Sztum także idą razem. Łączą się też grupy elbląskie.

Życzę w takim razie, by na stopach pojawiło się jak najmniej otarć, a i charakter pozostał mocny do samej Jasnej Góry.
– Plan jest taki, by 11 sierpnia, jak co roku, o godzinie 18:00 dotrzeć na miejsce. Na 19:00 zaplanowano w Kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej mszę świętą, która kończy pielgrzymkę. Warto, myślę, wspomnieć, że przez cały czas trwania pielgrzymki w parafii św. Brata Alberta, codziennie o godzinie 20:30 odbywają się Apele Jasnogórskie. To inicjatywa duchowej pielgrzymki. Wszystkie osoby, które z różnych powodów nie mogą uczestniczyć w drodze czynnie, modlą się w naszej intencji. Organizują autokar i odwiedzą nas 2 sierpnia w Oborach, w Sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej. Jeśli warunki pandemiczne pozwolą, to przyjadą też przywitać nas na Jasnej Górze.
To piękna inicjatywa, charakterystyczna od wielu lat dla Iławy. I od Iławy uczą się tego inne miasta.

Edyta Kocyła-Pawłowska
e.kocyla@gazetaolsztynska.pl