PRZEWODNIK PO BIEGANIU || Monika Jackiewicz. Tak wygląda droga do mistrzostwa, to po niej biegną najlepsi

2021-07-19 08:00:00(ost. akt: 2021-07-19 21:55:55)

Autor zdjęcia: archiwum biegaczy

Publikujemy drugą część biegowej historii Moniki Jackiewicz, pochodzącej z Kazanic (pow. iławski, gm. Lubawa) brązowej medalistki mistrzostw Polski w biegu na 5 km. Wspomnienia biegaczki z elity spisał Paweł Hofman.

Poszukiwanie sportowego wyniku w pandemii zamieszało nami. Wszyscy, nie tylko sportowcy mieli podobny problem. Wirus rozdawał karty. Strona PZLA milczy – też nie wiedzą, co dalej. Zależało mi na starcie w półmaratonie.


Pod koniec lipca na Memoriale Żylewicza dowiedzieliśmy się, że za miesiąc będzie w Bydgoszczy. Ciasno w czasie. Chciałam jeszcze pobiec 5000 m na Mistrzostwach Polski we Włocławku. Teraz wiem - to był błąd. Buty startowe zamiast kolców. Deszcz, ślisko. Potworny ból w lewym biodrze. Złość, rozczarowanie i łzy zostały pamiątką po nim. Powinnam przerwać bieg, łamiąc zasadę, że z biegu się nie schodzi, którą wpoiłam sobie jeszcze w AZS-UWM Olsztyn u trenera Ludwichowskiego.

MP na 5 km były w niedzielę, w piątek 8.00 – półmaraton. Fizjoterapia, regeneracja na cito i czwartek do Bydgoszczy na połówkę.

Jasny, czytelny przekaz PZLA oficjalnie ogłoszony wieczorem na odprawie. Złamanie 1.16 godz. przez pierwsze dwie kobiety to warunek startu na Mistrzostwach Świata w Gdyni. Trochę późno. Gdybym wiedziała wcześniej, odpuściłabym Żylewicza i MP we Włocławku. Dwa miesiące pod eliminacje do MŚ wyglądałyby inaczej.

8.00 - ruszamy. Wiedziałam o co walczę. Zaczęłam bieg z Angeliką Mach. Po 10 wspólnych km braki w treningu i ból w biodrze zwolniły mnie. Biegłyśmy razem z mężczyznami. Pętle pięciokilometrowe. Mijałam się na nawrotkach z Arturem. Widział moje kłopoty. Był w czołówce facetów. U nich pierwsza trójka dostawała bilet na MŚ.

Wbiegam na 3 pętlę. Zakręt – jeden, drugi. Nie wierzę. Widzę żółtą koszulkę Artura. Wiedział o co walczę. Jak zobaczył, że odstaję - poświęcił swój bieg, żeby mi pomóc. Schowałam się za jego plecami. Nigdy nie zapomnę, co dla mnie zrobił. Wytrzymałam do końca podyktowane tempo.


Gdyby nie myśli o co walczymy, zeszłabym z trasy. Głowa wytrzymała zmęczenie, ale cierpiałam strasznie. 1:16;10. Życiówka, ale to za mało na MŚ. Zabrakło nam 50 metrów.

Na mecie podszedł do mnie jeden z trenerów PZLA i pyta, czy chcę wystartować w Gdyni i pojechać do Jakuszyc na zgrupowanie przygotowawcze. Pewnie, że chcę. Byłam szczęśliwa. Wszystko, co tworzyło w bólu wynik gdzieś uleciało. Start z orzełkiem na piersi – moje marzenie stało się realne.

W sobotę dostałam info. Zabolało bardzo: “nie biegasz w Gdyni”. Nadzieja w pewności startu utopiła się w łzach. Takich chwil nie życzę nikomu. Sportowcy nie powinni ich doświadczać. Nie jesteśmy pionkami. Słowa powinny coś znaczyć. Oglądałam MŚ w transmisji. Mogłam biec z dziewczynami. Ta świadomość boli do dziś.

MP w Poznaniu na 10 km 11 listopada przede mną. Po nich koniec sezonu 2020. A z treningu na trening coraz lepiej. Jeszcze tylko mocne tysiączki na oznaczonej co 100 m w parku asfaltowej pętli. Umówiłam się z Arturem – miał poprowadzić rowerem tempo. Wysłałam mu SMS-a – „mnóstwo liści na Arkonce, może być ślisko”. Bałam się, że mogą utrudnić trening. Spokojnie rozgrzewałam się dalej. Nagle widzę z daleka, jak Artur jedzie na rowerze i w ręku trzyma miotłę. Odgarnął cały odcinek z liści, abym miała czysty asfalt. Kocham go. Ten ostatni kluczowy, domykający przygotowanie trening utwierdził mnie w przekonaniu – będzie dobrze.

Czułam się mocna. Wiedziałam, że mogę złamać 34 min. Ola Brzezińska od samego startu ruszyła z rozmachem. Ja za nią. Nie mam nic do stracenia. Bieg musi ułożyć się sam. Pierwsze 3 km bardzo szybkie. Życiówka na 5 km po drodze. Ola Lisowska zaczęła dyktować swoje warunki. Medal jest mój. Czwarta zawodniczka już nas nie dojdzie. Będę trzecia. Ostatni kilometr, trochę odcina. Jeszcze tylko 600 m. Rozpędzam się. Kalkulacja tempa - wytrzymam. Doganiam Olę Brzezińską. Artur krzykiem dmuchał mi w plecy, dopingował. Ostatni km w 3.11. Meta. 33.11 min – rekord życiowy i srebrny medal. To były najszybsze uliczne MP kobiet w historii!

Byłam w euforii wyniku otwierającego inną przestrzeń. Jestem w czołówce polskich biegaczek długodystansowych. To efekt wielu lat treningu. Poszukiwania właściwych akcentów. Sinusoida rozczarowań i radości. To często brutalna sprawczość, z którą trzeba się zmierzyć i zaprzyjaźnić następnego dnia.

Im jestem starsza, tym bardziej chcę. Nikt tak we mnie nie wierzy jak Artur. Bez niego pogubiłabym wszystko w treningu. To on widzi bardziej niż ja Igrzyska Olimpijskie w Paryżu za trzy lata. Oby tylko zdrowie dopisało. Ja zrobię wszystko, aby tam być.

Motywacja. To słowo, które pcha mnie do przodu. Chcę udowodnić moją wartość tym, co mnie skreślili. Stwierdzenia: „nic nie będzie z twojego biegania”, nawet z eksperckiej półki nie dołują już mnie. Dają kopa jak widzę zdziwione miny wynikowych skreśleń. To największy afrodyzjak sportowca.


Uwielbiam podszept w motywacji pana Tadeusza. Starszy facet 60-70 lat. W jeden dzień biega, w drugi śmiga na rowerze. Gawędzimy czasami w lesie Arkońskim - oczywiście o bieganiu. Jak wróciłam z MP z Poznania z daleka wołał i machał do mnie. Zatrzymałam się, a on po porostu mnie przytulił, gratulując medalu. Ta szczera radość będzie mi towarzyszyć zawsze.

Ostatnie starty w wiosennym sezonie 2021 - życiówki na 3000 i 5000 m. Gdański Żylewicz w obsadzie kadrowych biegaczek. Teoretyczne lepsze wyniki szkolonych centralnie dziewczyn szufladkowały kolejność na mecie. Myślę, że poza nieliczną grupką nikt nie wierzył we mnie. Obecność rodziców, brata, trenerki Bronisławy Ludwichowskiej, trenera Pawła Hofmana dodawały kopa. Czując ich doping - potrafię więcej. Przyjechali specjalnie, aby mnie zobaczyć. No i Artur po swoim biegu skupiający się na mojej walce. Cieszę się z wyniku i zwycięstwa. Wiem, że mogłam urwać jeszcze parę sekund. Tę lekcję trzeba odrobić, bez emocji, w domu.

Kilka dni później w Oleśnicy pękła kolejna bariera - 16 min na 5000 m. Byłam spokojna. Jednak chwila zwątpienia, w której uciekła mi Izka (2.28 – maraton) potargały mną. Odjechała mi. Odzyskałam siebie goniąc ją do mety. Byłam blisko.

Bieganie na takim poziomie to szachy. Trzeba przewidywać ruchy innych. Oceniać swoje w trudnych momentach. Nie słuchać zmęczenia, które mówi – zwolnij. To podpowiedz przed MP w Poznaniu na 5000 m...


To tam nasze brązowe medale na 5000 m spotkały się kolorami. Widziałam jak Artur wbiega na metę zapewniającą podium. Chyba nigdy w życiu nie czułam takiej radości w sobie. Wcześniej, mój brązowy medal na stadionie na tym samym dystansie. Ten bieg mógł się skończyć wyżej. Przestraszyłam się sama siebie. Rok temu byłam w ogonie biegu, teraz jestem na podium ze szczęściem do kwadratu.

Chwila oddechu tylko z treningiem i 7 sierpnia bieg św. Dominika w Gdańsku. Moje 5 km i uliczna dycha MP Artura. We wrześniu w Bydgoszczy MP w półmaratonie kończące sezon. Po nim w roztrenowaniu, na spokojnie zdecydujemy o następnym.
Monika Jackiewicz

Tak wygląda droga do mistrzostwa. To po niej biegną najlepsi. To nie tylko radość – to mecz z sobą każdego dnia, aby być nr 1.
Paweł Hofman

Trening 19-25 lipca – planujmy swoje amatorskie ambicje.
poniedziałek – rozbieganie z 5-8x80 m łagodne podbiegi - 6-10 km
wtorek – wolne od biegania - rower 1 h+ sprawność + tr. gumy
środa – wolne
czwartek- stadion WT – rozgrzewka + 5-10 x 200 m (submax) p. 3 min i trucht na boso 10 min
piątek – bez biegania ew.rower i pływanie
sobota – długie wybiegnie wg potrzeb
niedziela – wolne lub tr z sb jak sb. wolna od biegania.

Za tydzień: Klasy sportowe - żeby była jakość, nie może być jakoś

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki