ROZMOWA: Dzisiaj przyzwalasz na zło, jutro możesz paść jego ofiarą

2021-07-10 20:27:37(ost. akt: 2021-07-09 19:37:57)
Praktyka życiowa pokazuje, że mieszkanki naszego kraju wciąż mierzą się z wieloma barierami

Praktyka życiowa pokazuje, że mieszkanki naszego kraju wciąż mierzą się z wieloma barierami

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Polska uchodzi za jeden z najbardziej konserwatywnych krajów Unii Europejskiej. Wkrótce może się to zmienić. Przemiany obyczajowe w naszym społeczeństwie nabierają tempa. Mniejszości seksualne, które wcześniej marginalizowano, coraz głośniej dopominają się o własne prawa. I zyskują poparcie. Jak osoby wierzące postrzegają te zjawiska? Czy zawsze jest to ocena negatywna? Rozmawiamy z Erykiem Kowalczykiem, olsztyńskim filozofem, teologiem i publicystą.
— W ostatnich latach społeczność LGBT+ w Polsce intensywnie walczy o swoje prawa. Jakie szanse ma w tej walce? Czy małżeństwa homoseksualnych par staną się faktem?
— Taki scenariusz wydaje mi się całkiem realny. Normy obyczajowo-prawne, obowiązujące w krajach zachodnich, prędzej czy później przenikają na nasze podwórko. Starsze pokolenie Polaków, to bardziej konserwatywne, które zdominowało sferę społeczno-polityczną, już teraz zaczyna tracić wpływy. Na ich miejsce wkraczają młodzi ludzie, wyznający zupełnie inne wartości. Za 15-20 lat jednopłciowe rodziny mogą stać się codziennością.

Oczywiście należy brać pod uwagę także inne zmienne, kształtujące naszą społeczną rzeczywistość. Ekonomiczne i polityczne bezpieczeństwo Unii Europejskiej, a szczególnie naszego regionu, stoi pod dużym znakiem zapytania. Stabilność, wypracowana przez ostatnie pół wieku, znalazła się w obliczu poważnych zagrożeń klimatycznych i epidemiologicznych. Sytuacja z koronawirusem wciąż nie została rozwiązana. Nie wiemy, jakie skutki przyniosą kolejne mutacje patogenu, nie wiemy, czy europejska gospodarka wytrzyma kolejne fale zakażeń. W przypadku głębokiego kryzysu epidemiologiczno-ekonomicznego problem osób LGBT zostanie odsunięty na drugi plan.

Ale spore zmiany zachodzą już teraz. Obserwujemy to choćby na przykładzie szkół. Niektóre placówki respektują potrzebę transseksualnych uczniów do identyfikowania się z wybraną przez siebie płcią. Kilka lat temu I Społeczne Liceum Ogólnokształcące w Warszawie zorganizowało poloneza równości, na którym tańczyły jednopłciowe pary. Niedawno I LO w Olsztynie zajęło drugie miejsce w ogólnopolskim rankingu placówek przyjaznych uczniom LGBT+. Jeszcze kilkanaście lat temu podobne inicjatywy były nie do pomyślenia.

— Jesteś zdeklarowanym patriotą i katolikiem. Czy przywołane zjawiska budzą twój sprzeciw?
— Należałoby rozgraniczyć tutaj kilka kwestii. Samo bycie osobą homoseksualną nie jest grzechem. Za grzech uznaje się raczej pewne formy realizowania własnych seksualnych potrzeb. Jeśli chodzi o mnie, to każdy projekt ustawodawczy, sprzyjający związkom homoseksualnym budzi moje wątpliwości. Mój sceptycyzm nie oznacza jednak braku szacunku lub, co gorsza, nienawiści wobec ludzi o określonych skłonnościach. Można krytykować konkretny czyn, konkretną decyzję. Nigdy jednak nie wolno potępiać człowieka.

Jestem zdecydowanie przeciwny propagowaniu nienawiści wobec środowiska LGBT. Nie popieram atakowania, prześladowania, poniżania. Nie popieram mowy, w której odczłowiecza się takie osoby. Przypomina to zabieg dehumanizacji przeciwnika, z jakim mamy do czynienia w ideologiach totalitarnych. Bardzo boli mnie, że taką kampanię hejtu prowadzą ludzie związani z Kościołem.

Po pierwsze, jest to niezgodne z nauczaniem Kościoła, które wyraźnie wskazuje, że takie osoby należy traktować z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Po drugie pogłębia podziały w naszym społeczeństwie. Krzywdząc drugą osobę w imię Boga, oddalamy ją od Boga, popełniając w ten sposób bardzo ciężki grzech.

— Jak daleko mogą posunąć się ugrupowania ultraprawicowe w walce ze środowiskiem LGBT+?
— Zapewne nie tak daleko jak w Czeczenii, gdzie takie osoby zamyka się w więzieniach, torturuje i zabija. Żyjemy jednak w bardziej cywilizowanym państwie. Niestety w naszym kraju również dochodzi do przestępstw o podłożu homofobicznym, dokonywanych przez pojedyncze agresywne jednostki. Takie przestępstwa stanowią wyraz pewnej patologii.

Podstawową areną walki między mniejszościami seksualnymi a ich przeciwnikami będzie przestrzeń medialna, publiczne debaty oraz sale sądowe. Ostatnio szerokim echem odbiła się sprawa samorządowców, którzy przy wsparciu Ordo Iuris pozwali twórców „Atlasu nienawiści”, czyli mapy gmin i powiatów, które podjęły tzw. uchwały o strefach wolnych od LGBT. Samorządy domagają się od aktywistów odszkodowań sięgających kilkuset tysięcy złotych. Jeśli twórcy Atlasu przegrają proces, czekają ich poważne problemy finansowe.

— Czym jest dla ciebie nieheteronormatywność? Nieposłuszeństwem wobec boskich nakazów? A może chorobą?
— Do lat 70 XX w. homoseksualizm uznawano za chorobę, którą należy leczyć. W psychiatrii stosowano procedury, niekiedy dość drastyczne, by modyfikować orientację seksualną pacjenta. Jak wiemy, niewiele to dało. Obecnie sytuacja zmieniła się diametralnie. Wiele seksualnych skłonności, o ile nie naruszają prawa stanowionego i nie krzywdzą innych, uznaje się za normalne. Zaś za nienormalną uznaje się sytuację, gdy ktoś nie chce zaakceptować własnej seksualności. Moim zdaniem, zarówno pierwsze, jak i drugie stanowisko, to pewne skrajności, które wielu ludziom utrudniają życie. Pierwsze stanowisko przesadnie demonizuje orientację homoseksualną. Drugie stanowisko przesadnie idealizuje. W obu przypadkach mamy do czynienia z dość uproszczonym, zero-jedynkowym modelowaniem rzeczywistości.

Postrzeganie własnej orientacji seksualnej przez pryzmat piętna, choroby, nieszczęścia, może wyrządzić bardzo poważne szkody psychologiczne. Jednocześnie człowiek ma prawo mieć dystans do własnej seksualności, nie akceptować niektórych jej przejawów. Seksualność to jedna z wielu składowych naszej osobowości. Posiadamy różne potrzeby. Jeśli moje skłonności seksualne przeszkadzają mi w realizacji potrzeb, które są dla mnie cenniejsze, mam prawo nie godzić się na nie. Miałem okazję poznać kilku heteroseksualnych mężczyzn, którzy woleli być aseksualni. Ich seksualność przeszkadzała im w rozwoju duchowym, przez co czuli się nieszczęśliwi. Konflikt wartości jest sytuacją niekomfortową, jednak moim zdaniem nie należy jej unikać za wszelką cenę.

— A jeśli ktoś czuje się komfortowo w ciele geja, lesbijki, transseksualisty?
— Na drodze życiowej dokonujemy wielu wyborów, jednak ich aksjologiczna wartość odsłania się się dopiero po pewnym czasie. Mówiąc inaczej, wartość każdego czynu poznajemy po owocach, a więc po konsekwencjach, jakie ten czyn za sobą pociąga. Określony wybór może przynosić nam wymierne korzyści teraz. Ale czy będzie tak za pięć-dziesięć lat? Niestety nie zawsze jesteśmy w stanie to określić. Jako osoba wierząca wyrażam nadzieję, że osoby należące do społeczności LGBT prędzej czy później odnajdą właściwą drogę i będą autentycznie szczęśliwe.

— Wyobraźmy sobie taki scenariusz. Rodzi ci się syn. Po kilkunastu latach okazuje się, że jest gejem. Jak się zachowasz?
— Z pewnością miałbym przed sobą niełatwe wyzwanie. Wymagałoby ono wielkiej cierpliwości i pokory. Nie ukrywam, że starałbym się wychować go w duchu tradycji, w jakiej sam się wychowałem. A jednocześnie nauczyć go, jak żyć w zgodzie z własną naturą. Jak już wcześnie powiedziałem, sama skłonność nie jest grzechem. Istnieją różne formy przeżywania własnej seksualności. Libido można w sposób twórczy i pożyteczny transformować poprzez działalność artystyczną, społeczną, a także bogaty wachlarz praktyk duchowych. Z autopsji znam historie osób, które sublimowały własną energię seksualną właśnie w taki sposób. Są szczęśliwe, choć na początku nie było łatwo.

Oczywiście ostateczną decyzję moje dziecko musiałoby podjąć samo. Nawracania na siłę nie ma żadnego sensu. W szerszym nauczaniu chrześcijańskim mówimy o tym, żeby nie stawiać się w miejsce sumienia innych osób. To znaczy, że moim chrześcijańskim obowiązkiem jest wskazać ścieżkę. To, czy dana osoba nią pójdzie, pozostaje sprawą jej sumienia.

— Obyczajowe przemiany, zachodzące w naszym społeczeństwie, napędza rosnąca aktywność kobiet. Panie chodzą na manifestacje, domagają się równych praw oraz większej obecności w życiu publicznym. Chcą na przykład, aby więcej ulic, placów i skwerów miało patronki. Kilka takich akcji mogliśmy zaobserwować w Olsztynie. Jak oceniasz tego typu postulaty?
— Z punktu widzenia legislacji kobiety mają te same prawa, co mężczyźni. Mogą zdobywać wyższe wykształcenie, pracować, głosować w wyborach, zakładać firmy. Niestety praktyka życiowa pokazuje, że mieszkanki naszego kraju wciąż mierzą się z wieloma barierami. Nierzadko dostają niższe wynagrodzenie od mężczyzn, pracujących na tym samym stanowisku. Trudniej im awansować, trudniej znaleźć dobrze płatną pracę. Częściej również padają ofiarami przemocy domowej.

Świadomość społeczna na temat problemu związków przemocowych wciąż jest niska, stąd takie przypadki często są bagatelizowane. Co gorsza, ofiary przemocy psychicznej nie zawsze zdają sobie sprawę, że w ich życiu dzieje się coś złego.
Stąd popieram inicjatywy, które mają na celu ochronę podstawowych praw jednostki. Nie powinno być zgody na niesprawiedliwość, wykorzystywanie, dyskryminację ze względu na płeć czy inne uwarunkowania. Jeśli dzisiaj przyzwalasz na zło, jutro możesz paść jego ofiarą.

— Kobiety walczą również o złagodzenie prawa aborcyjnego. Dla wielu osób wierzących jest to nie do przyjęcia. A dla ciebie?
— Zabieg przerwania ciąży jest bardzo trudną procedurą, zarówno pod względem społeczno-mentalnym, jak i pod względem technicznym. Jak każdy poważny zabieg, wiąże się z pewnym ryzykiem. Ciężkie skutki uboczne takiego zabiegu mogą wystąpić nawet u pacjentek pozostających pod opieką wysokiej klasy specjalistów. Przerywania ciąży nie można wykonywać z byle powodu. I o tym mówią lekarze. Także ci, którzy opowiadają się za złagodzeniem obecnych przepisów aborcyjnych.

Zdarzają się oczywiście bardzo skomplikowane przypadki, gdy rodzice są postawieni praktycznie w sytuacji bez wyjścia. Trudno w takim osobom cokolwiek doradzać. Nadzieją jest postęp medycyny. Być może kiedyś wiedza medyczna będzie tak zaawansowana, że potrzeba zabiegów aborcji zniknie. Lub zostanie zredukowana do minimum. Niestety nie stanie się to prędko.

— Obecnie naszym krajem rządzą osoby o poglądach prawicowych. A jeśli pałeczkę przejmą osoby popierające środowisko LGBT oraz postulaty feminizmu? Jak czułbyś się, żyjąc w takiej rzeczywistości?
— Z pewnością ruchy związane z Kościołem musiałyby zająć stanowisko wobec tych przemian. Nie może to być stanowisko agresywne, piętnujące, pogardzające. Nie może być również zbyt ustępliwe, ulegające modnym tendencjom społecznym. Jedną z misji Kościoła jest zabieranie głosu w ważnych kwestiach kulturowych. Kapłani, a także ludzie biorący aktywny udział w życiu religijnym, nie będą biernie przyglądać się temu, co dzieje się wokół. Będą zaznaczać własne stanowisko, głosić własne przesłanie. Ważne, żeby robić to w sposób nienatarczywy, respektujący potrzeby oraz prawa tej drugiej strony.

Paweł Snopkow




Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. magda #3070839 12 lip 2021 12:20

    Pikiety w wydaniu Lemaprt, josai wielgus, kobiety z wackiem zwaną Margot, tylko zaogniają sprzeciw i niechęć społeczeństwa to grup LGBT. Takie działania nie pomagają i ww. osoby o tym zapewne wiedzą. To wygląda tak jakby im zależało na tym by ten spór trał w nieskończoność, bo ktoś na tym sporze zarabia. Zacznijcie merytorycznie tłumaczyć społeczeństwu o co chodzi, a nie robić akcji "pod włos", organizatorzy zacierają ręce a zwykli, szarzy homosie drżą ze strachu i wstydu patrząc co ich wybrańcy odstawiają.

    Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz