Michał Jasiewicz: Ojcowie nie chcą być gośćmi w życiu swoich dzieci [ROZMOWA]

2021-07-09 13:56:05(ost. akt: 2021-07-10 18:29:24)

Autor zdjęcia: Karolina Chęcińska

Pamiętam te dni, kiedy wracałem po pracy do domu, w którym nie było mojego syna. Ryczałem zwinięty w kulkę. Byłem rozwalony na milion kawałków — mówi Michał Jasiewicz, założyciel Fundacji Kocham Cię Tato, wspierającej ofiary alienacji rodzicielskiej.
— Nawiązując do tytułu kampanii, którą założona przez ciebie fundacja oficjalnie uruchomiła w tegoroczny Dzień Dziecka, chciałam cię zapytać, czy rzeczywiście mamy często gniewają się na dzieci za to, że one kochają swoich ojców?
— To „gniewanie” włożyliśmy w cudzysłów, bo chcieliśmy zwrócić uwagę na sytuacje, w których dziecko staje się celowo i z premedytacją orężem do wywalczenia tego, co się chce. Taki bunt mamy przeciwko tacie, czyli byłemu partnerowi, bierze się często ze złośliwości, potrzeby wskazania mu jego miejsca w szeregu, a także wywalczenia wyższych alimentów. Zachowania niektórych kobiet odbiegają od standardów przyzwoitości, o czym mówię oczywiście z perspektywy prezesa i założyciela fundacji oraz bacznego obserwatora różnych sytuacji. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że medal ma dwie strony, nie walczę z kobietami, wbrew temu, co często mi zarzucano. I nie jest też tak, że wystarczy do mnie zadzwonić i powiedzieć, że się jest ojcem, a my rzucimy się do walki w imieniu tego ojca. To nie zdarza się często, ale bywa, że odmawiamy pomocy, kiedy domyślam się, że dany mężczyzna nie ma dobrych intencji. Nie reprezentuję wszystkich ojców, interesuje mnie pomoc tym zaangażowanym, kochającym, którym ktoś mówi „stop”. Wspieram ojców, którzy na pierwszej rozprawie w sądzie są w stanie powiedzieć, że ponad wszystko kochają swoje dziecko, wiedzą, jak ma na imię jego przyjaciel, jaką zupę lubi najbardziej, jaki sport uprawia, na jakie filmy chce chodzić do kina, czego się boi. Ojców, którzy wiedzą o swoich dzieciach wszystko. Uczciwe wobec mam i dzieci jest z kolei niepomaganie facetom, którzy na to nie zasługują.


— Skoro o uczciwości mowa, to ja ci się uczciwie przyznam, że bardzo doceniam takie podejście, bo bywam przerażona tym, co znajduję czasem na stronach różnych organizacji i stowarzyszeń ojcowskich. Mam wrażenie, że ich celem jest odegranie się na kobietach, a nie zadbanie o dobre relacje z dzieckiem...
— Niestety, jest i tak. Zamiast dialogu jest krzyk, a zmiany w prawie mają być wprowadzane natychmiast, bez współpracy z kobietami. My przyjęliśmy inny model funkcjonowania. Jestem przekonany, że zmiana dokona się właśnie dzięki kobietom, które rozumieją ten problem. Że to one za jakiś czas zaapelują do innych matek, prosząc o to, by się opamiętały. Niedawno opublikowałem w mediach społecznościowych list, który dostałem od pewnej kobiety. Przyznała, że po tym, jak zostawił ją mąż, była sfrustrowana i w depresji. Poszła do prawniczki, a ta ją zapewniła, że pozbawi go praw do dziecka i wywalczy wysokie alimenty.

— Taki odwet za rozstanie?
— Tak. Na szczęście ta kobieta się w pewnym momencie obudziła, dotarło do niej, że nie może czegoś takiego robić ojcu swoich dzieci. Zerwała współpracę z prawniczką. Jednym z priorytetów naszej fundacji jest społeczne uświadamianie, zwracania uwagi na to, że takie sytuacje się zdarzają.

— A za nimi stoją ludzkie dramaty...
— Oczywiście. Są ojcowie, którzy nie widują dzieci przez 500 czy 700 dni. A czasu nie da się odkupić. On jest stracony.

RZUT OKA W STATYSTYKI
Sędzia Olgierd Dąbrowski-Żegalski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Olsztynie:
W 2020 r. w VI Wydziale Rodzinnym i Nieletnich w Sądzie Okręgowym w Olsztynie odnotowano ponad 1500 spraw o rozwód, w których rozstrzygano także o władzy rodzicielskiej. W 13 przypadkach sąd uwzględnił wnioski ojców o przyznanie opieki nad dzieckiem (dla wyjaśnienia: oznacza to, że miejsce pobytu dziecka jest także przy ojcu), a w 124 sprawach opieka nad dzieckiem została przyznana tylko matkom.
Jednocześnie chcę podkreślić, że sąd decydując o władzy rodzicielskiej w pierwszej kolejności kieruje się dobrem dziecka. W tym celu sąd szczegółowo bada m.in. dotychczasowe relacje rodziców z dzieckiem, emocjonalną więź dziecka, jak również kwestie materialne (np. warunki mieszkaniowe), które mają zapewnić właściwy rozwój dziecka.

— Skoro o stracie mowa... Fundacja Kocham Cię Tato powstała przede wszystkim ze względu na twoje własne doświadczenia. Nie zgodziłeś się na to, by stracić regularny kontakt z synem.
— Po rozstaniu z moją byłą partnerką, wychowywaliśmy naszego syna naprzemiennie na podstawie naszej zwykłej umowy. Wszystko było w porządku, dopóki nie pojawił się nowy partner w życiu mamy mojego syna. Kiedy sprawa trafiła do sądu, okazało się, że mam spędzać z synem 4 dni w miesiącu. To było dla mnie do wyobrażenia i nie do zaakceptowania.

— Teraz, jak sam przyznajesz, twoje sprawy są poukładane. Ale walka o poczucie bezpieczeństwa trwała trzy lata...
Sala sądowa to najgorsze miejsce na planecie Ziemia. Gdyby zamiast marmurowych podłóg były deski, to one by były wypaczone od łez.
To jest przerażające. Doświadczyłem tego na własnej skórze, bo wszedłem do tego piekła nie tylko paluszkiem, ale nogą, a później cały. Pamiętam też te dni, kiedy wracałem po pracy do domu, w którym nie było mojego syna. Ryczałem zwinięty w kulkę. Byłem rozwalony na milion kawałków i przez trzy lata przerażony tym, że będę gościem w życiu mojego dziecka. Kiedy odwoziłem Jovana do jego mamy, musiałem zatrzymywać się na obwodnicy, bo nie byłem w stanie prowadzić auta. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to będzie straszne przeżycie. Powiem szczerze: nie wiem, czy zdając sobie sprawę z tego, jak trudne to było doświadczenie, zdecydowałbym się dzisiaj jeszcze raz na decyzję o rozstaniu z mamą mojego dziecka. Brzmi to dziwnie, bo mam dzisiaj partnerkę, którą kocham ponad świat, i która z wzajemnością uwielbia Jovana, ale gdybym wtedy, kiedy rozstawałem się z mamą mojego syna, wiedział, jak trudne będzie dla mnie i dla Jovana, to nie odważyłbym się pewnie na taki krok.

Fot. Archiwum prywatne

— Od innych ojców słyszysz podobne historie?
— Tak. Mówią: puszczę kierownicę, wezmę sznur i pójdę na strych. To są takie emocje.

— Zamykamy na nie oczy?
— U nas nie ma czegoś takiego jak prewencja, nikt nie interesuje się rozwiązywaniem problemu, dopóki nie stanie się on wielki, nie doprowadzi do tragedii. Może być tak, że kiedyś jakiś facet zdecyduje się na desperacki krok, zostawi list, w którym powie, że przyczyną jego decyzji było to, że np. od trzech lat nie widział dzieci, i wtedy dopiero zbiegną się dziennikarze i posłowie i zaczną krzyczeć o problemie, który dostrzegli jako pierwsi.

— Przypuszczam, że kiedy przychodzisz rozmawiać o problemach ojców, słyszysz: ale wielu z nich to przemocowcy, a kolejni mają w nosie swoje dzieci i nie chcą dokładać się do ich utrzymania.
— Takich ojców nie bronię, oczywiście. Ale sprawa alimentów jest skomplikowana. Po pierwsze dlatego, że ich wysokość jest bardzo uznaniowa. Facet, który zarabia 2800 zł, dostaje do zapłaty 1600, bo sąd tłumaczy, że może przecież wciąć się do pracy i zarobić więcej. Druga sprawa: alimenty są często zasądzane także wtedy, kiedy rodzice sprawują opiekę nad dzieckiem w sposób naprzemienny. I tacy ojcowie lądują w statystykach jako „alimenciarze”... Sam się wśród nich znalazłem, choć od początku dbałem o zabezpieczenie finansowe syna, a sprawa została szybko umorzona.

— Wróćmy do tematu alienacji rodzicielskiej, czyli izolowania dziecka od mamy lub taty przez drugiego z rodziców.
— Powiem to z całą odpowiedzialnością: to jest plaga. Alienacja rodzicielska nie polega tylko na zamykaniu drzwi przed ojcem i chowaniu się przed nim w kuchni czy w łazience, żeby nie zorientował się, że jego syn czy córka jest w domu. Dodajmy, że dziecko dostaje wtedy przekaz, że tata jest zły i nęka, a mama jest dobra i chce je obronić. Pięcioletnie dziecko raczej nie zrozumie, że ten ojciec ze łzami w oczach od 500 dni ubiega się o to, by móc przytulić swoje dziecko. Ale alienacja to także sytuacja długotrwałego budowania konfliktu. To ona doprowadza do tego, że w końcu mężczyźni wychodzą z transparentami na ulice. Są oni w turbodesperacji, bo nie pomaga im ani państwo, ani sądy, ani nikt z otoczenia.

— A czy nie jest też dość często tak, że ojcowie odpuszczają? Że mówią: ok, niech dziecko zostanie z matką?
— Tak bywa, bo mężczyźni mają poczucie, że są bez szans. Zachęcam do tego, by ojcowie brali sprawy w swoje ręce. Przygotowywali się do rozpraw sądowych. Wcale nie jest tak, że trzeba mieć za sobą sztab adwokatów. Ja na sali sądowej byłem sam. I uważam, że to było dobre, bo pokładanie całego zaufania w obcej osobie bywa zgubne.

— Wielu ojców ma żal do systemu prawnego...
— Między kobietami i mężczyznami jest, w moim przekonaniu, znak równości. Jeśli o jakieś stanowisko ubiega się 40 kobiet i jeden mężczyzna, ale ten mężczyzna ma wyższe kompetencje, to on powinien dostać pracę. I odwrotnie: jeśli mamy 400 mężczyzn i jedną kobietę, która jest od nich inteligentniejsza, to posada powinna należeć do niej. Takiego samego równego podejścia oczekiwałbym w sprawach opieki nad dzieckiem. W gronie współpracowników fundacji także mamy kobiety po rozstaniach, które mówią: trafiłam na dupka żołędnego, nie mogę na niego patrzeć, ale kocham nasze dzieci, a one za nim szaleją i tak ma nadal być. Kobiety muszą pamiętać, że kiedy facet staje się eks-partnerem, to nie staje się jednocześnie eks-ojcem dla ich dzieci. Dziecko potrzebuje ojca i jej mamy. Twierdzenie, że matka jest rodzicem pierwszoplanowym, jest głupotą wyssaną z palca.

— I po to wymyślono opiekę naprzemienną...
— Która zdarza się bardzo rzadko. Częściej mamy do czynienia z tzw. rozszerzonymi kontaktami. Statystyki są zakłamane i nie pokazują sedna problemu. Mówią one tylko tyle, że np. na 40 tys. rozwodów w przypadku około 36 tys. obojgu rodzicom — na piśmie — przyznano opiekę. Milczą one jednak o tym, że w praktyce oznacza to, że mama jest z dzieckiem przez 27 dni w miesiącu, a tata przez 3 lub 4. Kobiety mówią, że opieka naprzemienna ma wiele minusów, że jest niekorzystna dla dziecka. Moim zdaniem jest niekorzystna wtedy, kiedy dziecko słyszy, że jeden rodzic jest dyskredytowany przez drugiego. Opieki naprzemiennej powinno się uczyć. Nie dzieci, tylko rodziców.

Fot. Archiwum prywatne

— Niektórzy uważają, że rodzice, którzy się rozstają, powinni być kierowani na specjalne kursy. To miałoby im pomóc w unikaniu walki.
— Ja też uważam, że powinno się unikać walki. Kiedy dzwoni do mnie jakiś ojciec, nie zacieram rąk i nie mówię: „ruszamy do boju!”, tylko proponuję mu rozmowę z mediatorem lub psychologiem. Uważam, że warto próbować się dogadać. Bywa zresztą i tak, że te rozmowy, które odbywam z ludźmi szukającymi pomocy, wcale nie kończą się wręczeniem namiarów na współpracujących z nami prawników, psychologów czy mediatorów. Czasem tym osobom wystarczy rozmowa. Fundacja Kocham Cię Tato stara się mieć wpływ na wizerunek ojca. Wypływamy na szersze wody, chcemy być tymi, którzy będą przypominali o problemie, z jakim zmagają się ojcowie. Wkrótce będziemy dokonywać zmian w fundacji, żeby móc rozszerzyć swoją działalność. Przed nami zbiórka, która ma nam w tym pomóc, a w Boże Narodzenie mamy zamiar zaprezentować naszą kolejną kampanię społeczną.

— Czy fakt, że o temacie alienacji rodzicielskiej rozmawiamy dzisiaj coraz częściej, jest dowodem na to, że dokonuje się jakaś zmiana pokoleniowa? Że współcześni ojcowie po prostu bardziej zabiegają o kontakt z dziećmi, że nie godzą się na to, by być kojarzonymi tylko z przekazami pieniężnymi?
— Myślę, że ta zmiana nastąpiła już jakiś czas temu, a teraz mamy do czynienia z eskalacją dumy z bycia ojcem. Wiele spraw ma swoje podłoże w stereotypach. Kiedyś ojciec funkcjonował jako ten, który przychodzi do domu, zjada postawiony przed nim obiad, a później zasypia w fotelu przed telewizorem.

— I chociaż od dziecka dzieliło go parę metrów, był nieobecny w jego życiu...
— Mam wspaniałych rodziców, ale to nie było tak, że się ciągle przytulaliśmy i mówiliśmy, że się kochamy. Ja mam w sobie na pewno większą potrzebę mówienia mojemu dziecku o swoich emocjach. Co nie znaczy, oczywiście, że nigdy nie mamy ze sobą „spin”. Wychowuję swojego syna, a nie wynagradzam mu to, że się rozstaliśmy z jego mamą.

Daria Bruszewska-Przytuła
d.bruszewska@gazetaolsztynska.pl

Fot. Fundacja Kocham Cię Tato

Celem kampanii „Gniewasz się, że kocham tatę?” jest uwrażliwienie społeczeństwa na problem alienacji rodzicielskiej.
Michał Jasiewicz:
Kampanię wyprodukował z własnych środków Mova Film z Gdańska. Zainwestowali własne środki i czas, bo przekonał ich temat i jego waga.
Za scenariusz i reżyserię spotu odpowiadała Julia Popławska — zdolna i niezwykle wrażliwa kobieta. Jestem przekonany, że o niej jeszcze nie raz usłyszymy.
Jestem im bardzo wdzięczny.

W ostatnim wydaniu „Raportu dziennikarzy Gazety Olsztyńskiej” oddaliśmy głos ojcom, nie konfrontując tego głosu z tym, co do powiedzenia mogłyby mieć ich byłe partnerki, żeby nie zamieniać „Raportu” w kolejne pole do walki między rodzicami. Nie chcieliśmy rozstrzygać, kto ma rację, lecz po prostu sprawdzić, kim są ojcowie, którzy walczą o prawo do opieki nad swoimi dziećmi. Dlaczego to robią? Czego się obawiają? O jakiej relacji z dziećmi marzą?
Ten i pozostałe „Raporty” do przeczytania na stronie www.gazetaolsztynska.pl


O KAMPANII:
“Gniewasz się, że kocham tatę?” W Dzień Dziecka startuje poruszająca kampania społeczna dotycząca alienacji rodzicielskiej

Alienacja rodzicielska to przemoc. Fundacja Kocham Cię Tato chce nazywać rzeczy po imieniu i rusza z nową kampanią społeczną “Gniewasz się, że kocham tatę?”, w której wesołe rytmy utworu “Daddy cool” Boney M. kontrastują ze skrzętnie ukrywanym bólem. 


- Fundacja Kocham Cię Tato powstała w momencie zwątpienia. Powstała z bezsilności i cierpienia, których doświadczyłem. Doskonale wiem, jakie uczucie przeszywa mężczyznę, który stawiany jest przed sądem i zmuszamy do udowadniania przed obcymi ludźmi swojej bezgranicznej miłości do dziecka. Doskonale wiem, czym są nieprzespane noce i strach przed utratą największej wartości swojego życia. Doskonale wiem, że bycie samemu z problemem jest najgorszym z rozwiązań - opowiada Michał Jasiewicz, prezes Fundacji Kocham Cię Tato.

Do Fundacji zgłaszają się dziesiątki zrozpaczonych ojców, często są na skraju wytrzymałości. Niektóre historie mrożą krew w żyłach, aż trudno w nie czasem uwierzyć. Ale to się dzieje. - Ja wygrałem swoją walkę, wiem ile mnie to kosztowało. Teraz chcę pomagać innym, pokazywać, że się da - dodaje Jasiewicz.

Założeniem Fundacji jest przede wszystkim merytoryczne wsparcia dla zaangażowanych i kochających ojców. Wsparcie prawnicze, psychologiczne i mediacyjne. To działania mające na celu ochronę dzieci i ich kontakty z ojcami. Równie istotnym elementem działalności jest zwiększanie świadomości wśród społeczeństwa na temat alienacji rodzicielskiej i jej skutków. To właśnie ten cel przyświeca najnowszej kampanii “Gniewasz się, że kocham tatę?”, która wystartowała w Międzynarodowy Dzień Dziecka.

- Kiedy Fundacja Kocham Cię Tato odezwała się do mnie z prośbą o wsparcie, zdziwiłam się, że tak ważny temat jak alienacja rodzicielska jest właściwie nieobecny w sferze publicznej. Postanowiłam zaangażować się i napisałam scenariusz spotu do kampanii  - mówi reżyserka Julia Popławska. 

- Problem alienacji rodzicielskiej jest często pomijany a ojcowie pozostawieni sami sobie, bez wsparcia ani nawet zrozumienia otoczenia. Zawsze znajduje się ktoś, kto mówi “są ważniejsze sprawy”. My uważamy, że temat jest szalenie ważny i zasługuje na to, by było o nim głośno. Kiedy reżyserka Julia Popławska odezwała się do nas i przeczytaliśmy jej scenariusz, ciarki przeszły nam po plecach. Już wiedzieliśmy, że chcemy dorzucić cegiełkę w postaci naszych umiejętności, czasu i funduszy, aby poruszyć serca i sumienia mocnym spotem - mówi Mateusz Jemioł, CEO kreatywnej agencji wideo Mova Film.

Inspiracją do koncepcji spotu była obserwacja codziennych rytuałów ojców i ich dzieci. Co dzieje się, kiedy konflikt prowadzi do ich rozdzielenia? - Wyobraziłam sobie zrozpaczonego ojca, który, mimo przeciwności, usiłuje dać dziecku choć namiastkę tych rytuałów. Uśmiecha się i udaje, że wszystko jest w porządku, nie chcę obciążać tym córki. Najbardziej poruszający jest tu kontrast. Wypełniony wesołą muzyką świat dziecka i cisza po drugiej stronie. Dziewczynka nie zdaje sobie sprawy, że coś tu jest nie tak. Cieszy się, że tańczy z tatą. Pewnie dopiero po latach zorientuje się, że mogła mieć go nie tylko przez szybę - kwituje Julia Popławska.

Pozostający w konflikcie rodzice doprowadzający do alienacji działają często pod wpływem ogromnych emocji i ich postępowanie niekoniecznie da się zmienić za pomocą jednej kampanii. Dlatego spot skierowany jest przede wszystkim do osób wokół konfliktu: znajomych, przyjaciół, rodziny, tych którzy obserwują sytuację z boku. To apel o to, aby obserwowali, rozmawiali, uświadamiali, po prostu reagowali.

Autorką scenariusza i reżyserką spotu jest Julia Popławska, za produkcję spotu, copywriting oraz działania w zakresie PR odpowiada kreatywna agencja wideo Mova Film.
Źródło: materiały prasowe