PTASI BUDZIK: Jak dobrze wstać skoro świt, czyli radość o poranku

2021-06-26 08:52:29(ost. akt: 2021-06-26 09:45:01)
Strzyżyk pracowicie buduje kolejne gniazdo

Strzyżyk pracowicie buduje kolejne gniazdo

Autor zdjęcia: Stanisław Blonkowski

Każdy z nas, pacholęciem w połowie lat siedemdziesiątych będącym, zachwycał się pięknym tekstem śpiewanym do muzyki Juliusza Loranca przez zespół Grupa I. Autorem tekstu był młody, warszawski poeta Jonasz Kofta, jeden z najwybitniejszych polskich autorów tekstów piosenek.
Piosenek, do których napisał tekst, a które śpiewały tłumy i wciąż znają kolejne pokolenia, jest bez liku. Niegdyś, ze źródeł zbliżonych do dobrze poinformowanych, dowiedziałem się, że Jonasz miał napisać wcześniej zamówiony tekst, jednak jak to często wśród artystów bywa, odkładał to wielokrotnie. Kiedy nadeszły tak zwane ostatnie terminy postanowił wstać przed świtem z mocnym postanowieniem, że wreszcie wykona zobowiązanie. Świt tak go zafascynował, że bez trudu napisał ten piękny tekst. Jak było naprawdę już się tego nie dowiemy, ponieważ umarł zbyt młodo.

Jak dobrze wstać skoro świt wie każdy, kto doświadczył tego niezwykłego zjawiska. Zwłaszcza okres późnowiosenny, kiedy noce są coraz krótsze i już przed świtem słychać ptasi koncert, jest niezwykle fascynujący. Ba! Ja wiem Drogi Czytelniku, że to trudne. Zwłaszcza jeśli obok Was w wygodnym łóżku przez sen cichutko wzdycha bliska Wam osoba roztaczając miłe ciepełko. Sam również tego doświadczam. Często prowadzę ze sobą następujący dialog:
Za jakie grzechy mam wstawać w środku nocy o tak nieprzytomnej godzinie!?
Nie chce ci się bo jesteś niedołężnym starcem.
Ja starcem!? Ja starcem!?
Policz do dziesięciu, wstań i nie marudź.
…osiem, dziewięć, dziesięć.

Przeważnie na tym się to kończy i rozpoczyna kolejna, leśna przygoda. Jestem szczęściarzem, bo nie używam budzika i budzę się o wcześniej zaplanowanej godzinie. Taka cecha organizmu. Obudzenie w środku nocy śpiącej obok osoby może zmienić jej senne westchnienia w burzę z piorunami i zepsuje nam całą radość poranka. Jeśli więc musicie używać budzika, śpijcie w innym pomieszczeniu, obejrzyjcie jakiś nocny film lub w ogóle nie kładźcie się spać. Noce są coraz krótsze więc jakoś da się wytrzymać.

Namiot czatownia (fot. Stanisław Blonkowski)

Ze względu na chęć rannego wstawania można dokonać nieformalnego, umownego podziału ludzi na sowy i skowronki.
Jest to zapisane w naszych genach i niewiele tu możemy zmienić. Otóż sowy to ci, którzy przejawiają swoją aktywność nawet do późnej nocy, za to nie lubią wcześnie wstawać. Skowronki natomiast są aktywni od samego rana i wcześnie kładą się spać. Sowy mają o wiele gorzej, ponieważ nauka, praca i większość elementów życia społecznego zaczyna się od wczesnych godzin rannych. Ideałem dla sów byłaby prace na nocnej zmianie. Potocznie często mówimy o rannych ptaszkach lub nocnych markach.

Przed kilkoma dniami, zaopatrzony w swój najnowszy nabytek, czyli namiot obserwacyjny uszyty z maskującej dzianiny, wybrałem się nad liczące kilkadziesiąt hektarów bagna rozciągające się na wschód od Susza. Na miejscu byłem już przed drugą, czyli jeszcze w całkowitej ciemności. Namiot rozstawiłem dzień wcześniej, dodatkowo zamaskowałem gałęziami, był więc zupełnie niewidoczny nawet z bliskiej odległości.

Oczywiście natychmiast dopadła mnie chmara komarów i to nie jakaś tam skromna delegacja, lecz chyba wszystkie komarze dziewczyny z całej okolicy. W ich brzęczeniu wyczułem radość z powitania honorowego dawcy krwi.


Tych, którzy tego nie wiedzą informuję, że gryzą tylko żeńskie przedstawicielki komarzego rodu, ale nie można mieć o to do nich pretensji bo jest to im potrzebne do zachowania ciągłości gatunku. Oczywiście chemia oferuje mnóstwo repelentów na komary, więc można się przed nimi ochronić. Pozostaje jeszcze natrętne brzęczenie, ale na to nie ma już rady. Namiot był na tyle szczelny, że izolował mnie od komarzych wielbicielek, a otwór we frontowej ścianie ściśle wypełnił teleobiektyw. O tej porze dnia, a właściwie jeszcze nocy, o fotografowaniu nie mogło być mowy, wsłuchałem się więc w otaczające mnie dźwięki. Jedynym dźwiękiem związanym z cywilizacją było odległe poszczekiwanie psa.



W nieodległych krzewach słychać było melodyjny śpiew słowika szarego (Luscinia luscinia). Ten chyba najznakomitszy śpiewak z rodziny muchołówkowatych w przeciwieństwie do swojego rdzawego krewniaka zamieszkuje tereny Polski na wschód od Wisły. Śpiewa wytrwale niemalże przez całą dobę, jednak nocny śpiew jest bardzo donośny i przez swoje niezwykłe urozmaicenie i dużą skalę tonów miły dla ucha.

Miłośnikiem słowiczego śpiewu był król Władysław Jagiełło. Nie wyszło mu to na dobre, bo słuchając słowiczego koncertu w chłodny wieczór, przeziębił się i wkrótce zmarł. Jakby w odpowiedzi gdzieś wysoko odezwał się drozd śpiewak (Turdus philomelos) z rodziny drozdowatych. Swoje śpiewanie wykonuje siedząc wysoko na drzewie lub innym zazwyczaj najwyższym punkcie swojego rewiru.

Niezwykłość jego śpiewu polega na tym, że jeden samiec (tylko one śpiewają) może mieć w swoim repertuarze ponad 100 dźwięków, dużo z nich to zapożyczenia od innych ptaków, a także naśladuje różne odgłosy. Nie dziwmy się, jeśli nagle z wierzchołka drzewa usłyszymy dzwonek telefonu.


Charakterystyczne jest powtarzanie każdej muzycznej frazy od dwóch do czterech razy. Jako jeden z nielicznych używa narzędzia, a mianowicie ulubionego kamienia jako „kowadła” do rozbijania skorup ślimaków.

Z pobliskiego bagna rozległo się basowe buczenie bąka (Botaurus stellaris), przypominające ryk krowy, który ptak wzmacnia używając przełyku jako rezonatora. Najbardziej zaskoczyła mnie kukułka, zawsze sądziłem, że kuka w pełnym świetle dnia, a tu odezwała się jeszcze przed świtem. Za chwilę do ptasiego koncertu przyłączył się kos (Turdus merula), bliski krewniak drozda (w systematyce ta sama rodzina). Ma on w swoim repertuarze około 30 motywów muzycznych, chociaż posługuje się zazwyczaj trzema do pięciu najbardziej ulubionymi.

Powoli zaczęło świtać i brzask zaczął rozjaśniać horyzont na wschodzie. Do ptasiej kapeli dołączyły przekrzykujące się wilgi (Oriolus oriolus), ptaki pochodzenia tropikalnego i jedyne z rodziny wilgowatych przylatujące do nas na północ. Są piękne, zwłaszcza samce, bardzo kontrastowo upierzone. Cały korpus jest żółty, natomiast skrzydła i środkowa część ogona jest czarna. Prowadzi skryty tryb życia, rzadko siada na ziemi. Jego obecność zdradzają charakterystyczne, modulowane gwizdy podobne do „zofija fija”.

Niegdyś, zanim pogoda całkiem zwariowała, melodyjny śpiew samca zapowiadał deszcz, ponieważ śpiewa on najchętniej gdy wzrasta wilgotność powietrza. Wokół słychać było coraz więcej ptasiego gwaru. Gdzieś w trzcinowiskach pobliskiego bagna odezwały się w duecie żurawie.

Wreszcie odezwał się mój ulubiony bohater, niezwykle rzadki, obsesyjnie wręcz unikający otwartych przestrzeni – wodnik (Rallus aquaticus). Jego pieśń godowa przypomina nieco pokwikiwanie prosiaczka. Niegdyś na skraju innego bagna ze stałej czatowni oczekiwałem na niego długie siedem godzin, żeby raczył pokazać się w wizjerze aparatu na kilka sekund.

O wschodzie słońca cała ptasia orkiestra była już aktywna. Rozpoznawałem nawoływania łysek, gęsi, kaczek, trzciniaków, grzywaczy. Nieopodal z głośnym krakaniem przeleciała para kruków, odezwała się sroka. Mój maskujący namiot, który chroniąc mnie przed komarami, przepuszczał wszystkie dźwięki nie chronił mnie jednak przed chłodem poranka.

Ponieważ odgłosy budzącego się do życia pobliskiego miasta były coraz intensywniejsze, postanowiłem wrócić do domu, zwłaszcza, że zbliżała się pora o której mój stary wyżeł wyprowadza mnie na codzienny spacer. Moja radość o poranku byłaby całkowita, gdybym w drodze powrotnej do samochodu nie natknął się na porozrzucane butelki po piwie i foliowe torby. Ślady materialne żerowania Homo sapiens. Homo sapiens – człowiek myślący. Myślący? Mam wątpliwości!

Darz bór
Stanisław Blonkowski
źródło: Życie Powiatu Iławskiego


O autorze

STANISŁAW BLONKOWSKI: (1947) emerytowany leśnik, od półwiecza związany z lasami Pojezierza Iławskiego. Swoje przyrodnicze fascynacje przedstawia w obrazach i fotografiach, którymi zilustrował albumy „Lasem zachwycenie – obiektywem i pędzlem Stanisława Blonkowskiego”, „Zielony skarbiec ziemi suskiej”, „Perły natury powiatu iławskiego”, „Zielony skarbiec Gminy Iława”, „Lasy ludziom, ludzie lasom”, „W krainie orlika krzykliwego – Nadleśnictwo Orneta”, „Z pól, łąk, jezior i lasów ziemi suskiej”, „Przyroda powiatu iławskiego”, „Susz Triathlon 25 lat. W jeziorze, przez miasto, pole i las”, „Aleje i zadrzewienia Gminy Susz”, „Nadleśnictwo Susz”. Ostatnio wydany album autora nosi tytuł „Nadleśnictwo Jamy. Lasy i ludzie”. Jego ilustrowane fotografiami artykuły o przyrodzie są stałą pozycją aperiodyku Skarbiec suski, tygodnika Kurier regionu iławskiego, miesięcznika Życie Powiatu Iławskiego oraz Gazety Iławskiej. Wiedzę o pięknie przyrody i jej zagrożeniach przekazuje w postaci licznych pogadanek, odczytów i wykładów w przedszkolach, szkołach i uniwersytetach trzeciego wieku. Jest współzałożycielem i honorowym Członkiem Stowarzyszenia Leśników Fotografików.

Żurawie na bobrowym rozlewisku, fot. Stanisław Blonkowski