„Wracaj, bo pani cię zabierze!”. O tym, jak nieświadomie wzmacniamy lęki u dzieci

2021-06-01 19:31:30(ost. akt: 2021-06-01 16:12:06)
Zdjęcie jest ilustracją do artykułu

Zdjęcie jest ilustracją do artykułu

Autor zdjęcia: pixabay.com

PSYCHOLOGIA|| Wychowanie dzieci to cały bukiet przeciwieństw i paradoksów. Z jednej strony chcemy, aby wyrosły na osoby radzące sobie z wszelkimi przeciwnościami, w pełnym poczuciu bezpieczeństwa. Z drugiej chronimy je za wszelką cenę przed nieistniejącym niebezpieczeństwem, dając sygnały, że świat to jeden wielki, przerażający wróg.
Niełatwo się w tym odnaleźć, lecz już u samych podstaw możemy zwrócić uwagę na własne reakcje, które nie pomagają dzieciom rozwijać się bez lęku.

Wielka moc małych słów
Istnieje co najmniej kilka uniwersalnych zwrotów, które panują wśród nas od prastarych dziejów, a my powtarzamy je bez głębszej refleksji nad tym, jak mogą wpłynąć na nasze dzieci.

„Wracaj, bo pan/pani cię zabierze”
To zdecydowanie jeden z moich alergenów. Jaki komunikat za tym stoi? Co chcemy powiedzieć dziecku, które jeszcze nie potrafi oddzielić prawdy od kłamstwa? Ludzie są niebezpieczni, skłonni do porwań, zabrania od własnego rodzica? Czy to właśnie chcemy przekazywać dzieciom? Jasne, że nie mamy tego na myśli, przecież my tylko chcemy, aby dziecko nam nie uciekało.

Ale zastanówmy się, co tak naprawdę słyszy taki dwu- trzylatek i co buduje w sobie poprzez systematyczną serię tego typu słów? W dodatku za moment dziwimy się, dlaczego dziecko nie chce wejść z nami do sąsiadki na kawę i staje zalęknione w progu. Z punktu widzenia dorosłych to niewinne żarciki z puszczeniem oczka, dla dziecka zaś to dawka komunikatów podszytych wzbudzaniem lęku. Uruchommy zatem wyobraźnię i próbujmy innymi sposobami zachęcić dziecko do powrotu, chociażby zwróceniem uwagi na coś dla niego atrakcyjnego.

„Nie idź, tam jest zły
potwór albo baba-jaga!”

W tej wersji z kolei przypuszczalnie dajemy dzieciom znać, że za rogiem czyha nieokreślone, niespodziewane niebezpieczeństwo, w dodatku nie z tego świata. I tak — gdy dziecko płacze w domu przerażone jakimś motywem z bajki, albo treścią własnego snu, mówimy „to tylko bajka, to tylko sen, potwory nie istnieją, nie ma się czego bać”. Po czym z rana straszymy je baba-jagą, żeby nie uciekało nam za daleko.

Może po prostu przyjmijmy jedną wersję i radźmy sobie w inny sposób z ucieczkami dzieci celem eksplorowania świata, sprawdzania granic i zaspokajania ciekawości? Koniec końców, pobieganie za nim i odrobina ruchu na pewno nam nie zaszkodzi. W dodatku zafundujemy sobie sami odrobinę uważności i zatrzymania w tym pędzącym świecie.

„Nie wchodź tam, nie bujaj się
za wysoko, coś ci się stanie!”

A może jednak da się zachować bezpieczeństwo poprzez nadzorowanie dziecka i zachowanie ostrożności, niż całkowite zabranianie aktywności, które służą odkrywaniu świata i swoich własnych możliwości? Są to takie chwile, kiedy dziecko samo przekracza własne lęki i rozwija w sobie odwagę. Po wejściu na wyższą górkę możemy wzmocnić dziecko poprzez pochwałę jego osiągnięcia, zachęcając go tym samym do przekraczania własnych granic i wzmacniając rozwój samooceny.

Gdy zabronimy natomiast, to tak, jakbyśmy mówili „i tak nie dasz rady, coś na pewno ci się stanie”. Co w takim przypadku można o sobie pomyśleć? Nie ma sensu wkładać wysiłku, bo i tak nie dam rady, albo stanie się coś złego. To jeden ze sposobów postrzegania siebie i świata, z którym potem można iść przez resztę życia. Dajmy czasami dzieciom uczyć się na własnych błędach, pozwalać upadać po to, żeby wstać, próbować dalej i zdobywać.

„Jak dorośniesz, zobaczysz jak to jest…”
To akurat słowa, które często padają do nastolatków. Pewna młoda osoba opowiadała, że słyszała to nieustannie, z zaznaczeniem, jaki los rodziców i ogólnie osób dorosłych jest ciężki. Jak wspomniała, poskutkowało to tym, że zamiast cieszyć się dojrzewaniem, miewała nieustanne obawy o to, jak sobie poradzi w tym dorosłym, „przerażającym” życiu.

„Chciałabym usłyszeć od swoich rodziców, że jestem na tyle samodzielna, że sobie bez problemu poradzę ze wszystkim, tak samo, jak oni sobie przecież radzą. W zamian słyszałam, że dorosłość to pasmo udręk, a takie rzeczy jak zarabianie na życie, czy płacenie rachunków to jakaś nieosiągalna umiejętność”. Chyba nie trzeba tu nic więcej dodawać.

>> Tego typu utartych zwrotów jest znacznie więcej. Zanim je wypowiemy, zastanówmy się, co chcemy przekazać w tym momencie swojemu dziecku, czy pokrywają się one z naszą intencją? Z pozoru niewinne komunikaty, powtarzane systematycznie zaczynają się zakorzeniać i faktycznie wpływać na postrzeganie siebie i świata. Pomyślmy zatem, co chcemy podarować swojemu dziecku i mówmy to, co jest zgodne z tym życzeniem.

Magdalena Kowalska


O AUTORCE
Magdalena Kowalska — psycholog, praktyk terapii Brainspotting. Obecnie prowadzi Gabinet Wsparcia Psychologicznego w Iławie, do którego zaprasza osoby dorosłe oraz młodzież. Więcej na: www.magdalenakowalska.co.