Piotr Grzymowicz: Miejcie odwagę mówić głośno

2021-06-01 14:06:08(ost. akt: 2021-06-01 14:17:37)

Autor zdjęcia: Pracownia Dziennikarstwa/ Pałac Młodzieży w Olsztynie

Redakcja czasopisma „Ale numer”, przygotowywanego w Pracowni Dziennikarstwa Pałacu Młodzieży w Olsztynie, spotkała się z prezydentem Piotrem Grzymowiczem, by zapytać go o to, jakim był dzieckiem, jakie miał marzenia i... czy sprawiał jakieś problemy?
— Kim chciał pan zostać w dzieciństwie? Jakie marzenia miał 12-letni Piotr Grzymowicz?
— Już w przedszkolu, a później kiedy chodziłem do szkoły podstawowej, miałem marzenie, żeby zostać w przyszłości strażakiem. Od czwartej klasy rozpocząłem jednak przygodę ze sportem. Bardzo mnie to wciągnęło. Spotykaliśmy się z rówieśnikami zarówno na treningach, jak i na zawodach organizowanych przez szkołę i tych międzyszkolnych. Pomyślałem wtedy: „Fajnie, będę sportowcem”. Cała podstawówka, szkoła średnia, a nawet studia upłynęły mi pod znakiem sportu. Była to dobra lekcja życia. Kiedy mieszkałem w Nowym Mieście Lubawskim, uprawiałem czwórbój i jeździliśmy na zawody m.in. do Olsztyna. Naszym transportem był samochód ciężarowy z brezentową budą, z drewnianymi ławkami umocowanymi na burtach auta. Kiedy jechaliśmy, trzęsło nami strasznie, więc podskakiwaliśmy [śmiech i demonstracja podskoków]. Można powiedzieć, że już podróżując, ćwiczyliśmy i rozgrzewaliśmy się. Było bardzo wesoło, to świetne wspomnienia. Z kolei w wieku 14 lat przyjechałem do Olsztyna i miałem jednoznaczne, sprecyzowane marzenie: zostać budowlańcem.

— Czego kiedyś, jako dziecko, bał się pan najbardziej?
— Niczego! Może przez chwilę duchów. Przez moje miasto przepływa Drwęca, która często wylewała. Zimą te rozlewiska zamarzały, więc wraz z kolegami, wyposażeni w długie kije, łamaliśmy lód i pływaliśmy na odłamanych krach. Było rewelacyjnie, ale i niebezpiecznie. To pokazuje mój, nasz stosunek do strachu w młodych latach. Wiadomo, dzieciństwo rządzi się swoimi prawami, nie mieliśmy wtedy wyobraźni, doświadczenia, żeby przewidywać ewentualne negatywne skutki takich działań… Tak, mogę dziś śmiało powiedzieć, że nie bałem się niczego!

— Jakie jest pana najbardziej wyraźne, żywe wspomnienie z dzieciństwa?
— Najbardziej utkwiło mi w pamięci dość dramatyczne zdarzenie z wiosennej wycieczki z bratem nad rzekę. Bawiliśmy się w „chlupki”. To zabawa polegająca na „chlupaniu”, to jest moczeniu zerwaną giętką gałęzią z liśćmi w wodzie. Wpadłem wtedy do rzeki i do tej pory nie wiem, jak wyszedłem. Pamiętam, że ratowałem się, płynąc pieskiem. Wiem, że brat w końcu podał mi dłoń, ale wielu szczegółów nie jestem sobie w stanie przypomnieć do dziś. Ta przygoda mogłaby się źle skończyć, ale, na całe szczęście, miała pozytywny finał. Bardzo utkwiło mi to we wspomnieniach z dzieciństwa. Bałem się wrócić do domu, stałem długo w korytarzu naszej kamienicy na rynku, w końcu skłamałem mamie, że padał deszcz i zmokłem… Mam też, oczywiście, miłe i bardzo przyjemne wspomnienia m.in. coroczne gwiazdki w zakładach pracy rodziców, gdzie w paczkach dostawaliśmy słodycze — towar deficytowy i bardzo pożądany przez dzieci z mojego pokolenia.

— Jakie zainteresowania miał pan w dzieciństwie? Czy interesował się pan czymś poza lekcjami w szkole? Może udział w życiu klasy, szkoły? Może działania miejskie? Samorząd szkolny?
— Byłem zuchem, udzielałem się wtedy aktywnie w zbiórki i różne projekty. Przyznam szczerze, że nie mogę sobie przypomnieć, czy funkcjonował wtedy samorząd szkolny, czy klasowy… Pamiętam za to, że miałem bardzo mądrych, zaangażowanych nauczycieli. To było bardzo cenne. Poza szkołą i dużym zaangażowaniem w sport, czytałem też mnóstwo książek. Pochłaniało mnie to na całe godziny, często czytałem przez całe dnie, jednym tchem. Kilka razy brałem również udział w olimpiadach na szczeblu powiatowym z języka polskiego i matematyki, byłem nawet laureatem.

— Czy Piotr Grzymowicz miał w podstawówce jakieś problemy?

— Nie miałem żadnych problemów, tu odpowiedź jest krótka. Powiem nieskromnie, że byłem najlepszym uczniem w klasie, nie miałem najmniejszych kłopotów z nauką, wychowawczych problemów również nie sprawiałem. Raz, jeden raz, pokłóciłem się z chłopcem, doszło do wymiany zdań, w ruch poszły kamienie, chwyciłem za kamień i wybiłem okno w czyimś mieszkaniu. Kamień, wybijając szybę, wpadł komuś do talerza. Uciekłem do taty, oczywiście nic mu nie powiedziałem, ale ktoś mnie rozpoznał i występek wyszedł na jaw. Taki maleńki epizod.

Fot. Pracownia Dziennikarstwa/ Pałac Młodzieży w Olsztynie

— Co by pan powiedział sobie dwunastoletniemu?
— Powiedziałbym, że warto być grzecznym i trzeba się uczyć. Powiedziałbym, że trzeba dbać o środowisko i o klimat, o nasze miejsce na Ziemi — tu, gdzie mieszkamy. Że powinniśmy upominać o to również osoby starsze od nas, że musimy wspólnie dbać o nasze wspólne dobro, nasze wspólne przestrzenie, nie śmiecić, nie zanieczyszczać. Powiedziałbym sobie, żebym patrzył otwarcie na świat, żebym dbał o kontakty z rówieśnikami, żebym uczył się na każdym kroku, żebym rozwijał się na różnych płaszczyznach — jak wy!

— A jakie jest pana przesłanie dla dzisiejszych dzieci, młodzieży?
— Żeby myśleli o przyszłości, o naszej Ziemi, o jej dalszym trwaniu w jak najlepszych warunkach — bez ton śmieci, bez ton dwutlenku węgla. Nich dbają o przestrzeń, w której żyjemy, o czyste powietrze, którym wszyscy oddychamy. Myślę, że chciałbym im powiedzieć, że wspólne dbanie o środowisko jest dziś priorytetem. Międzypokoleniowo, żeby starsi słuchali was, młodych, i żeby młodzi mieli odwagę mówić o tym głośno starszym, odpowiedzialnym za to ludziom.
Zespół Pracowni Dziennikarstwa Pałacu Młodzieży w Olsztynie

Pracownia Dziennikarstwa/ Pałac Młodzieży w Olsztynie