PRZEWODNIK PO BIEGANIU|| Agata: "Czułam, że jak sama sobie nie poradzę, nie wyciągnę się z tego bagna, to zatonę" cz.1

2021-05-31 10:00:38(ost. akt: 2021-05-31 10:21:58)
Iławianka Agata Wacławska w otoczeniu wujka Krzysztofa Wacławskiego (z lewej) i swojego taty, Grzegorza Wacławskiego

Iławianka Agata Wacławska w otoczeniu wujka Krzysztofa Wacławskiego (z lewej) i swojego taty, Grzegorza Wacławskiego

Autor zdjęcia: archiwum Agaty Wacławskiej

Otyłość to choroba. To powód do tego, aby naszym kosztem pokrzepić innych. To nie tylko upokorzenie. To wiele doznań o których nie mają pojęcia ci, którzy nie mają tego problemu. Konsekwencje odczuwania wstydu społecznego dewastują samoocenę. Unikam znajomych, których bawi ten temat.

Metamorfoza jest wyzwaniem. Strach przed porażką potrafi paraliżować. Na każdym etapie widmo kroku wstecz zasysa nas z powrotem.


>>> Iława. Lata 90-te. Pasje sportowe mogły rozwijać dzieci mające predyspozycje do; żeglarstwa, lekkiej atletyki, piłki nożnej, siatkówki, sportów walki czy tańca. To i tak duże pole rodzicielskich oczekiwań w małym mieście. Basen funkcjonował w sferze społecznych marzeń. A my — dzieci, nieco większe niż inne, nawet nie otyłe, ale szybciej dojrzewające, mające więcej kg niż rówieśnicy. Nierokujące sportowo pączki. Kogo obchodziła poza rodzicami ich sprawność? Uprawiające sport, szczuplejsze czuły się lepsze, pewne siebie. Łatwo było przypiąć koleżance łatkę "Gruba Berta".

Z taką łatką wróciłam któregoś dnia ze szkoły. Udawanie, że nic nie słyszałam nie pomogło. Ten trwały tatuaż, nieusuwalny z dziecięcej głowy zapraszał do tego, aby „Gruba Berta” była naprawdę gruba.

W dorosłym życiu szukamy odskoczni od problemów. Czasami alkohol, używki odsuwają zmory. Ucieczka w sport zabija upiory zmęczeniem. Jednak dzieci inaczej wyobrażają sobie świat. Chcą akceptacji otoczenia. Perfekcyjnie dążą do zadowolenia innych, aby czuć się potrzebnym. Jak to nie stanie się osiągalne, zaczynają kombinować. "Jestem gruba. Nie. Dopiero będę taka. Zobaczycie. Do lodówki mam najbliżej." Jedzenie staje się nie tylko koniecznością. Staje się wytchnieniem. Leczy duszę, odpędza smutki. Bez względu na to co się w życiu wydarzy, przynosi ukojenie. Ulga nie trwa długo. Upokorzenie, wstyd, złość w nienawiści do siebie można tylko stłumić zajadając znowu.

Potęga żarłoczności jedzenioholizm to groźny przeciwnik, który czai się w nas. Nie jest łatwo wygrać z zaburzeniem odżywiania. Alkoholizm, narkotyki, papierosy można zredukować do zera w terapii. Można się ich oduczyć. Jedzenie to miękki narkotyk, który musisz zażywać. Wystarczy jeden kęs za dużo i znowu można popłynąć.

Chciałam się zażreć na śmierć. W środku bezsennej listopadowej nocy poczułam się na dnie. Przegrałam. Nie daję już rady. Nie istnieję. Odraza odczuwania siebie niszczy od środka. 30 kg na plusie było w sprzeczności z sukcesem zawodowym, niesieniem pomocy innym, dwójką uwielbianych dzieci obok. Nauczona odsieczy społecznej, nie potrafiłam poprosić o pomoc dla siebie. Czułam, że jak sama sobie nie poradzę, nie wyciągnę się z tego bagna — to zatonę.

Byłam obok sportu. Widziałam jego sprawczą siłę. Wierzyłam, że to co robi wokół z innymi może pomóc. Obserwowałam ich emocje. Chwyciłam się tej gałęzi.

Kocham pływać od dziecka. Nie czułam w wodzie niezborności ciała. Byłam w nieważkości, czując lekkość. Pływałam tylko w lato. Turystyka z obserwacją otoczenia — to była moja technika. Basen zmienił wszystko. Kraulem nauczyłam się pływać mając 30 lat. 750 m bez przerwy w basenie wyzwoliło euforyczny stan radości. Nie myślałam wtedy o jedzeniu. Chciałam znowu wskoczyć na tor. Chciałam dorównać tacie i wujkowi. Podziwiałam ich maratony, triathlony. Przez 20 lat stałam obok patrząc na to, jak sobie radzą. Nie wiedziałam jak wejść do tego świata, uzależniona od drugiej strony krawężnika. Te kilkaset metrów stworzyło przełom. Wiedziałam, że potrzebuję celu. Uwierzyłam w siebie. Otoczona wodą szukałam pomysłu.


Najdłuższe jezioro w Polsce. 27 km w linii prostej. Kawał drogi nawet na pieszo. Nie wiem dlaczego, ale miałam w sobie pewność, że mogę je przepłynąć. Marzenie o dominacji nad nim zaczęło prostować moje życie.


Rozmowy z tymi, co wiedzą więcej stworzyły decyzję na cito. Mam na to rok. Ciasno w czasie, to bezwzględna terapia. Nic nie odwleczesz. Nie ma mowy o lawirowaniu, szukaniu kompromisu. Szaleństwo pomysłu otworzyło mnie na życie inaczej.

Muszę się rozpływać, stworzyć bazę dla innych potrzeb pływania. Radek i Błażej pomogli zanurzyć się na dłużej. Dziesiątki km w wodzie. Wiara, że się uda — powoli po drabince pływackiej wydolności nabierała pewności. Zwykły trucht rozszerzał pojemność płuc, uczył pokory do godzin wysiłku.

Otyliada w marcu 2019 roku. To mój pierwszy sprawdzian. Masz pół doby. Od 18 wieczorem, do 6 rano. To Twój czas na to ile masz w sobie. Wytrwałam, mimo, że wcześniej przez dwa tygodnie choroba pokrzyżowała plany treningowe. Planowałam przepłynąć 20 km, jednak po 14 musiałam wyjść z wody. Choroba morska wyrzuciła mnie na brzeg, nie pozwoliła wejść z powrotem do basenu. Wielogodzinne wahadło odkryło problem błędnika. Stworzyło moment załamania.

Byłam sama. Myślałam o tym w podróży powrotnej. Przecież to była tylko połowa mojego marzenia. Trzy zestawy śniadaniowe zamówione o 7 rano w Pendolino przez kobietę wyglądająca jak po niezłej imprezie uzupełniło energetyczne niedobory. Nie były obżarstwem. Było koniecznością wynikającą ze strat poniesionych w godzinach wysiłku.

Wróciłam do przygotowań. Pływacki obóz sportowy, to była odważna decyzja. Sebastian Karaś to guru pływania długodystansowego. Poprowadził mnie planem na ostatniej prostej. Za trzy miesiące czekał na mnie mętny Jeziorak.

Nagle pojawił się strach wynikający z rozliczenia siebie z wykonanej pracy. Weryfikacja osobistych nadziei i zjazd po równi pochyłej. Oglądałam takie rzeczy w filmach. Teraz doznałam na sobie psychicznego sportowego upadku. Odwaga budowana miesiącami odpłynęła. Widmo przegranej odkryło przyjaciół. Wyczuli mój dół, jakby wiedzieli, że mnie dopadnie. Zobaczyli, że tonę i poczułam ich życzliwą dłoń. Do dziś mam w głowie wiadomość od Kasi Pankowskiej"chciałabym być z Tobą, chciałabym, chciała… jak popłyniesz".

To ona stworzyła moją grupę wsparcia. Logistyka toczyła się obok mnie. "Ty skup się na tym co cię czeka" – usłyszałam. Udało się wszystko domknąć na 18 sierpnia. "Kiedy popłyniesz, będziemy obok" — to wyciągnęło mnie do góry.

Ostatni dowiedzieli się rodzice. Bałam się ich reakcji. Obawy o moje bezpieczeństwo walczące w nich z pragnieniem sukcesu mogły mnie popchnąć w stronę rezygnacji. Kasia, Adam i czworonożna Yoda popłynęli dzień wcześniej do Dobrzyk. Reszta ekipy; mój tata, Bartek, Krzysiek i Ja z niezawodnym Wasylem o 5 rano dołączyliśmy do nich. Czułam w sobie moc i byłam przerażona...
Agata

>> Za tydzień popłyniemy z Agatą przez 17 godzin, w Jezioraku.

Trening 31-06 czerwca – setki m w basenie, to km bez kontuzji.
poniedziałek – wolne od biegania- godzina basenu
wtorek – rozbieganie 5 km z 3 x 60-100m + 4-8 x 30 sek. z narastającą prędkością do maksymalnej na ostatnich metrach p. w truchcie i marszu 2 min - 8-12 km
środa – WT – stadion lub prosty odcinek w lesie 3-4x 500m p. 5 min, lub 4x2 min p. 3 min ( dochodzi do max) -8-12 km
czwartek – wolne od biegania
piątek – do decyzji; wolne, rozruch biegowy 30 min, lub rower do 1 h.
sobota – Wycieczka terenowa w crossie -10-18 km
niedziela – sprawność ogólna - wolne od biegania. Basen ?

Za tydzień: Agata – Nie zrozumiesz ciężaru, którego nigdy nie dźwigałeś

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki