Dzień Rodzicielstwa Zastępczego: Ewa Chmielewska i jej rodzina na piątkę z plusem [ROZMOWA]
2021-05-30 16:02:47(ost. akt: 2021-05-28 15:04:53)
Choć mają pięcioro biologicznych dzieci, Ewa i Grzegorz Chmielewscy spod Szczytna znaleźli miejsce w sercu i w domu dla tych dzieci, które w swoich rodzinnych domach nie mogły liczyć na odpowiednią opiekę i troskę. Z panią Ewą o blaskach i cieniach rodzicielstwa zastępczego rozmawia Daria Bruszewska-Przytuła.
— Pamięta pani ten moment, w którym zdecydowaliście, że stworzycie dom nie tylko swoim biologicznym dzieciom?
— Pamiętam. Nasza historia to dowód na to, że warto promować ideę rodzicielstwa zastępczego. Był chyba 1999 rok. Oglądaliśmy z mężem jakiś spot w telewizji, będący elementem właśnie takiej kampanii promocyjnej. Wzruszyliśmy się, ale poczuliśmy też, że samo wzruszenie nie wystarczy. Mieliśmy już wtedy troje swoich dzieci. Zgłosiliśmy swoją gotowość do zostania rodzicami zastępczymi. Wzięliśmy udział w różnych spotkaniach, m.in. z psychologiem, które miały sprawdzić, czy możemy pełnić taką rolę. Uznano, że tak, ale formalnie rodziną zastępczą zostaliśmy dopiero cztery lata później, kiedy wybudowaliśmy dom i mieliśmy odpowiednie warunki, by przyjąć do niego dzieci.
— Pamiętam. Nasza historia to dowód na to, że warto promować ideę rodzicielstwa zastępczego. Był chyba 1999 rok. Oglądaliśmy z mężem jakiś spot w telewizji, będący elementem właśnie takiej kampanii promocyjnej. Wzruszyliśmy się, ale poczuliśmy też, że samo wzruszenie nie wystarczy. Mieliśmy już wtedy troje swoich dzieci. Zgłosiliśmy swoją gotowość do zostania rodzicami zastępczymi. Wzięliśmy udział w różnych spotkaniach, m.in. z psychologiem, które miały sprawdzić, czy możemy pełnić taką rolę. Uznano, że tak, ale formalnie rodziną zastępczą zostaliśmy dopiero cztery lata później, kiedy wybudowaliśmy dom i mieliśmy odpowiednie warunki, by przyjąć do niego dzieci.
— Jak wyglądały wasze początki?
— To było dość niezwykłe, bo pierwsze dziecko, które chciano nam powierzyć, pojawiło się jeszcze w trakcie naszego szkolenia. Robiliśmy więc ten kurs w ekspresowym tempie, bo dziecko czekało w szpitalu. Po dwóch tygodniach zamieszkało z nami.
— To było dość niezwykłe, bo pierwsze dziecko, które chciano nam powierzyć, pojawiło się jeszcze w trakcie naszego szkolenia. Robiliśmy więc ten kurs w ekspresowym tempie, bo dziecko czekało w szpitalu. Po dwóch tygodniach zamieszkało z nami.
— Taki maluch to duże wyzwanie, ale – na szczęście – bez bagażu emocjonalnego…
— To prawda. Mieliśmy już w tym czasie czworo biologicznych dzieci, więc kwestia opieki nie była dla nas zbyt trudna. Zależało nam na tym, żeby dzieci, które do nas trafiają, nie były starsze niż najstarsze z naszych dzieci.
— To prawda. Mieliśmy już w tym czasie czworo biologicznych dzieci, więc kwestia opieki nie była dla nas zbyt trudna. Zależało nam na tym, żeby dzieci, które do nas trafiają, nie były starsze niż najstarsze z naszych dzieci.
— No właśnie: państwa „rodzone” dzieci. Czy uzgadnialiście z nimi swoje decyzje?
— Od początku uczestniczyły w decyzjach i rozmowach.
Dzisiaj myślę, że może teraz inaczej byśmy do pewnych kwestii podeszli. Ale może dobrze się dzieje, że niektóre kwestie pozostają przed nami zakryte, że nie wiemy, co przyniesie życie? Mogłoby się przecież okazać, że na niektóre rzeczy byśmy się nie zdecydowali. Ufam, że nasze decyzje przyniosły dobro nam wszystkim. Zresztą kiedy pojawiała się propozycja zaopiekowania się kolejnym dzieckiem, nasze dzieci mówiły, że skoro jesteśmy temu dziecku potrzebni, to trzeba mu pomóc.
— Od początku uczestniczyły w decyzjach i rozmowach.
Dzisiaj myślę, że może teraz inaczej byśmy do pewnych kwestii podeszli. Ale może dobrze się dzieje, że niektóre kwestie pozostają przed nami zakryte, że nie wiemy, co przyniesie życie? Mogłoby się przecież okazać, że na niektóre rzeczy byśmy się nie zdecydowali. Ufam, że nasze decyzje przyniosły dobro nam wszystkim. Zresztą kiedy pojawiała się propozycja zaopiekowania się kolejnym dzieckiem, nasze dzieci mówiły, że skoro jesteśmy temu dziecku potrzebni, to trzeba mu pomóc.
— To piękna postawa, ale pewnie wymagająca też od państwa dzieci sporych poświęceń.
— Powiem szczerze, że do dzisiaj wzruszam się, kiedy przypomnę sobie, jak pojawiła się potrzeba zaopiekowania się nastolatką i jej dzieckiem, a w domu mieliśmy już nie tylko swoje biologiczne dzieci, ale i podopiecznych. Na początku uważaliśmy, że to za dużo, że nie podołamy takiemu wyzwaniu, ale pani kurator, która do mnie zadzwoniła, była bardzo zdeterminowana. Gdybyśmy nie przyjęli do naszego domu tej dziewczyny, zostałaby rozdzielona z dzieckiem. Uznaliśmy wtedy, że porozmawiamy o tym z dziećmi. Daliśmy im trzy dni do namysłu i zorganizowaliśmy tajne głosowanie. Wszystkie głosy były na „tak”.
— Powiem szczerze, że do dzisiaj wzruszam się, kiedy przypomnę sobie, jak pojawiła się potrzeba zaopiekowania się nastolatką i jej dzieckiem, a w domu mieliśmy już nie tylko swoje biologiczne dzieci, ale i podopiecznych. Na początku uważaliśmy, że to za dużo, że nie podołamy takiemu wyzwaniu, ale pani kurator, która do mnie zadzwoniła, była bardzo zdeterminowana. Gdybyśmy nie przyjęli do naszego domu tej dziewczyny, zostałaby rozdzielona z dzieckiem. Uznaliśmy wtedy, że porozmawiamy o tym z dziećmi. Daliśmy im trzy dni do namysłu i zorganizowaliśmy tajne głosowanie. Wszystkie głosy były na „tak”.
— Słyszę pani wzruszenie w głosie i sama je czuję. Przecież to wymagało mnóstwa empatii z ich strony, gotowości do poświęceń, rezygnacji z pewnych wygód.
— Zgadza się. Mąż i ja oddaliśmy swoją sypialnię i zamieszkaliśmy w pokoju z najmłodszą córką, ale i pozostałym dzieciom na pewno nie było łatwo. Jestem z nich ogromnie dumna, bo są wspaniałymi ludźmi, wrażliwymi na krzywdę innych, współczującymi. Zawsze też zauważą kogoś, kto potrzebuje pomocy. Wiem jednak, że rozstania z naszymi podopiecznymi na pewno nie były dla nich łatwe. Przecinanie tych więzi sprawiało im sporo przykrości.
— Zgadza się. Mąż i ja oddaliśmy swoją sypialnię i zamieszkaliśmy w pokoju z najmłodszą córką, ale i pozostałym dzieciom na pewno nie było łatwo. Jestem z nich ogromnie dumna, bo są wspaniałymi ludźmi, wrażliwymi na krzywdę innych, współczującymi. Zawsze też zauważą kogoś, kto potrzebuje pomocy. Wiem jednak, że rozstania z naszymi podopiecznymi na pewno nie były dla nich łatwe. Przecinanie tych więzi sprawiało im sporo przykrości.
— Byliście rodziną zastępczą przez 15 lat. Ilu mieliście wychowanków?
— 24. Co jednak przykre, żadne z tych dzieci nie wróciło na stałe do swoich biologicznych rodziców.
— 24. Co jednak przykre, żadne z tych dzieci nie wróciło na stałe do swoich biologicznych rodziców.
— Smutna statystyka. Po pierwsze dlatego, że pokazuje, jak wiele dzieci potrzebuje pomocy, a po drugie dlatego, że jest dowodem na to, że nie każdą rodzinę udaje się uratować.
— A właśnie taki jest cel rodziny zastępczej: dać czas i szansę rodzicom biologicznym, żeby uporządkowali swoje sprawy i byli gotowi zaopiekować się dzieckiem. Jeśli to jest niemożliwe, robi się wszystko, żeby dziecko trafiło do adopcji. Często jest tak, że rodzice biologiczni na początku są wstrząśnięci tym, że zabrano im dzieci i starają się je odzyskać: odwiedzają je, nie piją. Ale później część z nich traci zainteresowanie, zaczynają chyba, tak podejrzewam, dostrzegać plusy tej sytuacji, wygodę.
— A właśnie taki jest cel rodziny zastępczej: dać czas i szansę rodzicom biologicznym, żeby uporządkowali swoje sprawy i byli gotowi zaopiekować się dzieckiem. Jeśli to jest niemożliwe, robi się wszystko, żeby dziecko trafiło do adopcji. Często jest tak, że rodzice biologiczni na początku są wstrząśnięci tym, że zabrano im dzieci i starają się je odzyskać: odwiedzają je, nie piją. Ale później część z nich traci zainteresowanie, zaczynają chyba, tak podejrzewam, dostrzegać plusy tej sytuacji, wygodę.
— Ale w czasie, kiedy się starają, rodzice zastępczy mają za zadanie umożliwienie im kontaktów z dzieckiem. Podobnie jak wtedy, kiedy pojawiają się rodzice adopcyjni.
— Tak. Dzieliliśmy się w takich sytuacjach wszystkim tym, co mogło ułatwić ten powrót do domu. Przekazywaliśmy wszystko, co wiedzieliśmy o dziecku: jak lubi spać, na którym boku, kiedy płacze, kiedy się śmieje. Jednocześnie sami zaczynaliśmy się powoli wycofywać, dystansować, żeby nie utrudniać tego momentu rozdzielenia. Nam nie było łatwo, a naszym dzieciom – jeszcze trudniej.
— Tak. Dzieliliśmy się w takich sytuacjach wszystkim tym, co mogło ułatwić ten powrót do domu. Przekazywaliśmy wszystko, co wiedzieliśmy o dziecku: jak lubi spać, na którym boku, kiedy płacze, kiedy się śmieje. Jednocześnie sami zaczynaliśmy się powoli wycofywać, dystansować, żeby nie utrudniać tego momentu rozdzielenia. Nam nie było łatwo, a naszym dzieciom – jeszcze trudniej.
— Czy to był jeden z powodów, dla których po 15 latach zdecydowaliście się na pożegnanie z funkcją rodziny zastępczej?
— Na tę decyzję wpływ miały przede wszystkim moje problemy zdrowotne. Mieliśmy też poczucie, że jest nam coraz trudniej i obawialiśmy się, że nie będziemy mogli wkładać w to całego serca.
— Na tę decyzję wpływ miały przede wszystkim moje problemy zdrowotne. Mieliśmy też poczucie, że jest nam coraz trudniej i obawialiśmy się, że nie będziemy mogli wkładać w to całego serca.
— Może się wydawać, że to historia bez happy endu, ale ja myślę, że wręcz przeciwnie. Państwa przykład może się przydać wszystkim tym, którzy teraz się wahają, bo chcieliby stworzyć rodzinę zastępczą, ale boją się, że pewnego dnia nie będą mogli już dłużej tego ciągnąć, więc nie potrafią się odważyć na wizytę w powiatowym centrum pomocy rodzinie, żeby zgłosić swoją kandydaturę. To nie jest zobowiązanie na całe życie ani przymus, prawda?
— Oczywiście. Uważam, że ważna jest po prostu odpowiedzialność i uczciwość. Ja mam 50 lat i kończę bycie rodzicem zastępczym, a inne kobiety dopiero w tym wieku się na to decydują, bo czują np., że po tym, jak ich dzieci się wyprowadziły z domu, one mają czas i serce, którym mogą się podzielić. Bardzo podziwiam wszystkich rodziców zastępczych i adopcyjnych.
— Oczywiście. Uważam, że ważna jest po prostu odpowiedzialność i uczciwość. Ja mam 50 lat i kończę bycie rodzicem zastępczym, a inne kobiety dopiero w tym wieku się na to decydują, bo czują np., że po tym, jak ich dzieci się wyprowadziły z domu, one mają czas i serce, którym mogą się podzielić. Bardzo podziwiam wszystkich rodziców zastępczych i adopcyjnych.
— A jakie wsparcie jest potrzebne rodzinom zastępczym?
— Myślę, że warto pamiętać o tym, że ich biologiczna rodzina też jest bardzo ważna. Tak jak mówiłyśmy, dzieci w takich domach sporo poświęcają, więc trzeba zrobić wszystko, żeby nie były pokrzywdzone, nie czuły, że ich wkład w tę rodzinę nie jest doceniany. Czasem przydałoby się po prostu znalezienie np. opieki dla podopiecznych, żeby ta biologiczna rodzina mogła razem wyjechać, spędzić razem czas, umocnić relację.
— Myślę, że warto pamiętać o tym, że ich biologiczna rodzina też jest bardzo ważna. Tak jak mówiłyśmy, dzieci w takich domach sporo poświęcają, więc trzeba zrobić wszystko, żeby nie były pokrzywdzone, nie czuły, że ich wkład w tę rodzinę nie jest doceniany. Czasem przydałoby się po prostu znalezienie np. opieki dla podopiecznych, żeby ta biologiczna rodzina mogła razem wyjechać, spędzić razem czas, umocnić relację.
— Kiedy dzisiaj patrzy pani na te 15 lat, to co pani myśli?
— Że to było szaleństwo! Musieliśmy być szalonymi ludźmi (śmiech).
— Że to było szaleństwo! Musieliśmy być szalonymi ludźmi (śmiech).
— Ale było warto?
— Wierzę, że nie tylko nam, ale także naszym dzieciom i wychowankom dało to sporo dobrego.
— Wierzę, że nie tylko nam, ale także naszym dzieciom i wychowankom dało to sporo dobrego.
Daria Bruszewska-Przytuła
O adopcji i pieczy zastępczej na Warmii i Mazurach pisaliśmy w grudniowym wydaniu „Raportu dziennikarzy Gazety Olsztyńskiej”. Sprawdzaliśmy wtedy, jakie są potrzeby w tym zakresie i z jakimi trudnościami mierzą się zarówno dzieci, jak i ich opiekunowie.
W czerwcu w „Raporcie…” przyjrzymy się sytuacji ojców, którzy walczą o to, by uczestniczyć w życiu i wychowaniu swoich dzieci. Jeśli chcą się Państwo podzielić z nami swoją historią lub przemyśleniami na ten temat, prosimy o maile: d.bruszewska@gazetaolsztynska.pl.
Wszystkie „Raporty” można znaleźć na stronie gazetaolsztynska.pl.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez