Czasem w szpilkach, czasem boso

2021-05-23 16:05:00(ost. akt: 2021-05-22 23:20:26)
Przygoda trwa już 16 lat

Przygoda trwa już 16 lat

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Małgorzata Andrzejuk-Kamińska 16 lat temu, po studiach artystycznych w Łodzi i Poznaniu, na swoją bazę wybrała wieś Urowo w gminie Zalewo (powiat iławski). Prowadzi tam dom otwarty, bo sama jest otwarta na ludzi, przyrodę i nowe doświadczenia.
— Podobno uwielbia pani swoje imię...
– Zawdzięczam je starszej siostrze i faktycznie – uwielbiam! Cenię je za wszechstronność i wiele możliwości wydźwięku, a co za tym idzie – znaczeń. Podobno imię nas naznacza, jest wiele odmian mojego imienia i tak wiele „ról”, w które wchodzę.

— Jedna z tych ról to architektka wnętrz...
– ...zakochana w swojej pracy i dbaniu o przestrzeń. Za młodu zrezygnowałam ze studiów na architekturze na rzecz projektowania wnętrz – bo bardziej liczy się dla mnie wnętrze, tak dosłownie, ale i w przenośni. To moja pasja, którą rozwijam od lat i która mi towarzyszy na co dzień, ale i w szczególnych chwilach gdy np. podróżuję, szukając inspiracji i nowych rozwiązań. Wierzę, że estetyka i funkcjonalność najbliższego nam otoczenia mają bezpośredni wpływ na jakość życia. Cieszę się także, że i w architekturze od pewnego czasu coraz częściej zwraca się uwagę na ekologię - naprawdę warto, abyśmy zadbali o nasze otoczenie także pod tym względem.

— Kolejna rola?
– Zafascynowana światem designu projektantka graficzna, estetka i dyrektor kreatywny, angażująca się w ciekawe projekty. Okazało się, że mogę mieszkać z dala od dużych miast, realizując się i spełniać jako projektant, i to na wysokich stanowiskach, z ciekawymi możliwościami rozwoju.

— W Urowie w powiecie iławskim prowadzicie państwo tak zwany dom otwarty.
– Urowo 20 to adres dawnej szkoły. Obecnie to miejsce dla nas i dla innych oraz wydarzeń towarzyszących. Od początku ten budynek – mimo że przeciętnego odbiorcę mógł wystraszyć swoją potęgą, ogromem pracy, jaki trzeba w niego włożyć – dla mnie był świetnym miejscem do rozwoju marzeń oraz przyjemną bazą do życia. I teraz nadszedł czas, aby ten potencjał wykorzystać, ale pandemia trochę to zatrzymała… To nasz azyl, ale otwieramy go dla innych. Wyrastałam w domu, gdzie spotkania przy stole były wydarzeniami oraz okazją do wielu spotkań. Drzwi zawsze były otwarte i cieszyliśmy się z każdego gościa. Chyba tak mi zostało.
Chcemy podzielić się przestrzenią, spokojem i energią tego miejsca. Jest malownicze, pełne kolorytu, barw i zakamarków, a także naszych pamiątek, muzyki, sztuki, czy książek oraz filmów, które udostępniamy gościom. To miejsce przyjazne aktywnemu wypoczynkowi (mamy trzy jeziora w pobliżu, lasy, łąki, tereny pełne ciekawych historii i kultury regionu), ale i miejsce odpoczynku na tarasie czy w ogrodzie z dobrą książką lub bez, nadrobienia zaległości towarzyskich, kontaktu z przyrodą. Najbliższy realizowany projekt to "Moja kuchnia, nasz świat". Będzie o sztuce kulinarnej, zdrowym odżywianiu, ekologii, zero waste, kompostownikach, ale i ogródkach przydomowych. O rozwijaniu i dbaniu o siebie i świat, ale i o spotkaniach wokół stołu i przy stole.

— Porozmawiajmy o gotowaniu.
— Od dziecka uwielbiam gotować dla innych, czerpiąc z różnych kuchni świata. Mieszkając tutaj, jeszcze bardziej doceniłam to, co lokalne i weszłam w cudowny świat tworzenia serów, przetworów, wypiekania chlebów i poszukiwań tradycyjnych receptur. Najbardziej lubię gotować z dobrych produktów z własnego ogrodu, sadu czy od sąsiadów. Z pszczelarzem z naszej wioski, miłośnikiem świata pszczół, postanowiliśmy stworzyć markę „Wkoło ula” – nie tylko miód, ale i świece, przetwory, kosmetyki i apiterapia.

— Prowadzi pani zajęcia artystyczne – dla kogo są przeznaczone?
– Dla młodszych i starszych – po prostu chętnych. Jestem z wykształcenia także pedagogiem i staram się być jak najlepszą nauczycielką warsztatu, ale i motywatorem do działań. Niektórzy moi uczniowie są już na studiach artystycznych, a nawet je ukończyli.

— Od kilkunastu lat mieszka pani wśród natury, a wcześniej – w dużych miastach.
– Miłośniczką natury jestem od zawsze. Przy całej mojej zmienności i różnorodności, podróżach, mnogości tematów, Urowo jest to cudowna baza. Ale chcę o nią także zadbać, a nie tylko brać. Stąd np. przyłączenie się do ludzi sadzących lasy. Żyję od dziecka w bliskim kontakcie ze zwierzętami i bardzo to cenię. Obecnie w naszym domu żyjemy z psami: Stachem i Heniem; kotami: Cyrylem, Tymonem i Babette oraz kozami: Pralin, Lukrecją i Karpatką, a nasi goście są mile widziani ze swoimi czworonogami.
Z drugiej strony uwielbiam tętniące życiem aglomeracje, dające inne możliwości, których brak na wsi. Podróże zawodowe jak i turystyczne pozwalają na poznanie innego spojrzenia i perspektywy, ale i siebie samej. Przy okazji kolekcjonuję wyjątkowe miejsca, gdzie czuję się wyjątkowo. Mam ich już na koncie 27, od Arktyki przez południowe ciepłe krańce po wybrane Urowo.

— Jest pani bardzo aktywna; również sportowo?
– I to mimo niedogodności po wypadku samochodowym, raku i... zbyt dużej ilości nazbieranych kilogramów. Kocham wodę. Pływanie, żeglowanie, nurkowanie. Doświadczyłam także skakania ze spadochronem, latania szybowcami, pływania kajakami, jeżdżenia dość ekstremalnie rowerami, podróży górskich, biegania, żeglowania, pływania wpław długodystansowego, nurkowania i wiem, że wszystko, co wiąże się z wodą, jest dla mnie "naj"!

— W jaki sposób wpłynęła na panią pandemia?
– Z charakteru jestem totalną marzycielką – skutecznie wybierającą, które z marzeń zamienić w cel na dany czas. I wówczas realizuję go wytrwale i mimo przeciwności losu.
Stąd zapewne czas pandemii uznałam za nową rzeczywistość i przyjęłam – mimo początkowego strachu i zdenerwowania – jako przeszkodę do przeskoczenia czy nową rzeczywistość do zrozumienia i odnalezienia się w niej. Na każdym polu moich dość wszechstronnych działań był to spowalniacz, ale i czas na coś nowego. Po wychowaniu, w którym dbano o to, abym posiadała umiejętność radzenia sobie, po wyprowadzce w nieznane, przebytym poważnym wypadku i nauce chodzenia na nowo, czy po raku złośliwym… Po tym wszystkim nabrałam budującego przekonania, że dam radę ze wszystkim. A jak nie dam, to zmienię cele i marzenia. Nic nie jest na zawsze i pamiętanie o tym fajnie wpływa na przeżywanie życia „tu i teraz”, borykanie się z trudnościami oraz poczucie straty.

— A czy coś panią w życiu w Urowie zaskoczyło?
– Nic i wszystko zarazem. Nawet decydując się na zakup Urowa 20 postanowiliśmy sobie, że póki będzie nas to cieszyć, to idziemy w to. Przestanie, to zmienimy plany. Jak na razie to wydaje mi się najlepszym wyznacznikiem i kierunkowskazem… Póki coś cię cieszy i jest cenne, warto. Chciałam podkreślić, że to wszystko przeżywam przy wsparciu i miłości rodziny, przyjaciół czy czasem „przypadkowych” ludzi napotkanych na mojej drodze. To ogromna wartość i cudne zaplecze, za co jestem wdzięczna.

Edyta Kocyła-Pawłowska
e.kocyla@gazetaolsztynska.pl