Olsztyn kontratakuje: latający spodek nad Krzywym
2021-05-23 19:08:59(ost. akt: 2021-05-21 16:13:04)
10 maja 1978 roku Jan Wolski, rolnik z Emilcina, wracając wozem konnym do domu, natknął się na dwa zielone ludziki. Jakaś siła kazała mu iść za nimi na skraj pola, nad którym unosił się pojazd w kształcie autobusu z jednym oknem.
Rolnika zaproszono do środka. Obcy kazali mu się rozebrać i z zaciekawieniem badali jego ciało. Potem bez przeszkód mógł opuścić statek kosmiczny. O tym wydarzeniu pisała cała światowa prasa, a w miejscu spotkania Wolskiego z przybyszami z obcej planety stoi do dzisiaj pomnik.
Stolicą polskich spotkań z Obcymi jest od lat Wylatowo, gdzie co jakiś czas w zbożu pojawiają się tajemnicze kręgi, ślady lądowania Niezidentyfikowanych Obiektów Latających, inaczej NOL-i.
Stolicą polskich spotkań z Obcymi jest od lat Wylatowo, gdzie co jakiś czas w zbożu pojawiają się tajemnicze kręgi, ślady lądowania Niezidentyfikowanych Obiektów Latających, inaczej NOL-i.
Co ma UFO do Olsztyna?
Na Warmii i Mazurach przybysze z innych planet pojawiają się raczej niechętnie, ale i tutaj zdarzają się takie przypadki. Kiedy byłem dzieckiem i mieszkałem na Zatorzu, opowiadano sobie o wartowniku z koszar przy ulicy Jagiellońskiej, który nocą zszedł z posterunku, żeby opowiedzieć dowódcy o zaobserwowanym przez siebie dziwnym zjawisku — unoszącym się nad koszarami pojeździe w kształcie dysku. Niestety, żołnierz nie został nagrodzony za swoją czujność, tylko wlepiono mu trzy dni paki. Starano się też zachować w tajemnicy zeznania szeregowca, ale wieść szeptana z czasem wypłynęła na ulicę.
Jeden z dziennikarzy ówczesnego „Głosu Olsztyńskiego”, sporządzając o tym krótką notatkę w formie żartu, przypomniał przy okazji na łamach prasy historię, jaką opisał kiedyś olsztyński historyk, pisarz i publicysta Edward Martuszewski w książce „Polscy i niepolscy Prusacy”, jak to w latach 20. XX wieku mieszkańcy Muszak koło Nidzicy zaobserwowali nad polami wokół wsi tajemnicze kręgi oddalające się i nakładające na siebie. Zawiadomiona żandarmeria z Nidzicy wysłała z posterunku do Muszak swojego człowieka, który potwierdził autentyczność tego zjawiska, które jednak w dwie godziny później zatarło się i zniknęło. Śledztwo, jakie podjęto w Olsztynie, utknęło w miejscu.
Po latach Edward Martuszewski wyznał mi, że dotarł do publikacji autorstwa pewnego profesora z Uniwersytetu Królewieckiego, interesującego się zjawiskami nadprzyrodzonymi. Otóż naukowiec postawił hipotezę, że chodzi o zaburzenia pola magnetycznego ziemi, a przyczyną tego jest obecność w rejonie Muszak obfitych złóż rudy żelaza.
Ale wróćmy do czasów nam bliższych.
Było to wiosną 1998 roku, kiedy Ryszard C., dekarz z Rynu, zajmujący się na co dzień łataniem dziur w dachu, wyznał kumplom przy piwie, że posługując się zwykłym radiem, utrzymuje kontakty z Jakerczykami, mieszkańcami odległej od naszej galaktyki planety pod nazwą Jakr bądź Jaker. Owi Jakerczycy, według dekarza, są przyjaźnie nastawieni do Ziemian, chcą przekazać nam tajemnice dotyczące swoich zdobyczy technologicznych, co więcej — zapowiedzieli lądowanie w Rynie w miesiąc później. Wysłany przez redakcję „Gazety Olsztyńskiej” udałem się tam kilka dni wcześniej. Z Ryszardem C. nie spotkałem się, bo akurat udzielał wywiadu warszawskiej prasie, ale przezornie porozmawiałem z jego żoną. Skromna, cicha kobieta wydawała się być zaskoczona szumem medialnym wokół jej męża. Pokazała mi stos książek z zakresu nauk ścisłych, jakie przez lata zgromadził jej mąż.
— To od tego mu się tak na głowę rzuciło. Żadni tam Jakerczycy nie istnieją! — stwierdziła kobieta.
Dodam, że w oznaczonym dniu statek pozaziemski z Obcymi na pokładzie w Rynie nie wylądował, tylko obniżył swój lot i poleciał w siną dal.
— Spłoszyły ich kamery telewizyjne i reflektory! — wyjaśnił Ryszard C.
Moja dziennikarska sugestia przedstawiona władzom Rynu, że można wykorzystać szum medialny wokół tego zjawiska do organizowania corocznych zjazdów ufologów, nie spotykała się z żadnym odzewem. Zorganizowano zamiast tego plener malarski o tematyce ogólnej. W plenerze uczestniczyło kilka osób. W ten sposób mazurski Ryn stracił wielką szansę na (ufo)promocję miasta.
Moja dziennikarska sugestia przedstawiona władzom Rynu, że można wykorzystać szum medialny wokół tego zjawiska do organizowania corocznych zjazdów ufologów, nie spotykała się z żadnym odzewem. Zorganizowano zamiast tego plener malarski o tematyce ogólnej. W plenerze uczestniczyło kilka osób. W ten sposób mazurski Ryn stracił wielką szansę na (ufo)promocję miasta.
Koniec lat 90.
Jesień. Jestem na promocji wopistów w Oficerskiej Szkole WOP w Kętrzynie. Po uroczystości jest bankiet. Rozmawiam z oficerami o ich codziennej pracy przy patrolowaniu granicy. W pewnej chwili któryś opowiada o tajemniczych światłach, jakie pojawiają się od czasu do czasu nad patrolami. Ostatnie takie zjawisko chłopaki widzieli przed tygodniem w okolicach wsi Rudziszki.
— To na pewno UFO! — dodaje ktoś żartem. — Nawet ślady zostawiło, taki krąg!
Jedziemy z jednym z tych, co widział ów krąg, do pewnego gospodarstwa rolnego na kolonii Rudziszki. Zastajemy tam córkę gospodarzy, nauczycielkę liceum w Węgorzewie. Zgadza się nam pokazać krąg, ale do sprawy jest nastawiona sceptycznie. „Kosmiczne” ślady widać za stodołą — elipsowate koło, na brzegach którego rosną nieznane mi grzyby. Biorę kilka i nazajutrz wiozę do Kortowa do nieżyjącego już profesora Zbigniewa Endlera, ekologa i propagatora nauki. Jego asystentka każe mi przyjść za kilka dni, bo profesor jest na jakimś sympozjum. Dla mnie to za późno, wrócę do rozwiązania zagadki, kiedy przyjedzie, a tymczasem zaryzykuję w Gazecie z tym UFO.
Jedziemy z jednym z tych, co widział ów krąg, do pewnego gospodarstwa rolnego na kolonii Rudziszki. Zastajemy tam córkę gospodarzy, nauczycielkę liceum w Węgorzewie. Zgadza się nam pokazać krąg, ale do sprawy jest nastawiona sceptycznie. „Kosmiczne” ślady widać za stodołą — elipsowate koło, na brzegach którego rosną nieznane mi grzyby. Biorę kilka i nazajutrz wiozę do Kortowa do nieżyjącego już profesora Zbigniewa Endlera, ekologa i propagatora nauki. Jego asystentka każe mi przyjść za kilka dni, bo profesor jest na jakimś sympozjum. Dla mnie to za późno, wrócę do rozwiązania zagadki, kiedy przyjedzie, a tymczasem zaryzykuję w Gazecie z tym UFO.
— Czarcie koła! — stwierdza po przyjeździe profesor i pokazuje mi zdjęcie, na których widać takie same grzyby. — Lejkówki szarawe. Przez lata uważano je za przejaw działania sił nadprzyrodzonych.
Kiedy publikujemy to wyjaśnienie, nazajutrz wieczorem dzwoni do mnie wspomniana nauczycielka.
— Panu zapewnię jest wesoło, a ja rano wchodzę do pokoju nauczycielskiego, a tu kolega kręci kółka na czole. Witamy wśród nas wysłanniczkę z kosmosu! — słyszę.
Sierpień 2013 rok.
Typowy sezon ogórkowy, kiedy nic się nie dzieje, co by czytelników poderwało z krzeseł. Prasa sygnalizuje, że w Wylatowie pojawiły się znowu w zbożu tajemnicze kręgi. A my co, gorsi? Jadę w teren, przyglądając się bacznie falującemu zbożu. I nagle w okolicach wsi P. widzę je — nasze „warmińskie”, kosmiczne kręgi. Robię kilka zdjęć i odwiedzam sołtysa, pytając, czy coś w ostatnich dniach nie zwróciło jego uwagi.
— Owszem! — potwierdza. — Wczoraj rano nad polem taki latał!
To mi wystarczy, UFO jak znalazł! Kilka dni później po mojej publikacji w dodatku „Gazety Olsztyńskiej” „Nasza Warmia” właściciel pola pisze skargę do naczelnego GO i na posterunek policji.
— Był tu taki redaktor, dobrze go znamy, bo zbiera tu grzyby, sfotografował „wylęgnięte” zboże i napisał, że to UFO. Nazajutrz przyjechało kilku na motorach, robili zdjęcia i brzeg pola mi zdeptali — relacjonuje.
Jak się później okazało, zboże samoistnie utworzyło kręgi w miejscu, gdzie nie dosypano nawozu sztucznego. A to, co nad polem wtedy latało, to była motolotnia. Sołtys nie zdążył tego powiedzieć.
Zimą następnego roku pojechaliśmy w teren i pech sprawił, że w pobliżu miejsca, gdzie sfotografowałem „UFO”, pojawiła się na szosie ślizgawka. Samochód zsunął się do rowu. Pobiegłem do najbliższego gospodarstwa po pomoc. Wóz wyciągnęliśmy za pomocą ciągnika należącego do jednego z gospodarzy. Na pytanie, ile się należy, machnął ręką.
— Każdemu bym pomógł — wyjaśnił. — Tylko nie pewnemu gryzipiórkowi z Gazety, co mi minę na pole wsadził.
— Jaką minę? — zapytałem. –
— UFO!
— Jaką minę? — zapytałem. –
— UFO!
W ubiegłym roku byłem w miejscu, gdzie kiedyś „UFO” w zbożu „baraszkowało”. Zobaczyłem „oczy”, „oczy” z kosmosu.
Kiedyś napisałem reportaż o Marii Bartkiewicz, mieszkance Jemiołowa pod Olsztynkiem, posiadaczce teleskopu, która wygrała konkurs plastyczny ogłoszony przez NASA na temat, jak sobie wyobrażasz życie na Marsie za pięćdziesiąt lat.
— Wie pan co? — powiedziała z zadumą. — Często wpatruję się w niebo i tak sobie myślę: chyba nie jesteśmy sami w kosmosie!
W 2013 roku klip o przybyciu kosmitów do Olsztyna nakręcił z kolegami promujący uroki Warmii 2013 Piotr Bałuta, specjalista od efektów specjalnych. Film pod nazwą „Olsztyn kontratakuje” pokazywał unoszący się nad Jeziorem Krzywym (Ukiel) latający spodek. W filmie było też o tym, że wieść ściągnęła do naszego miasta reporterów z całego świata. Wpatrujcie się w niebo, drodzy Czytelnicy, może coś „obcego” wypatrzycie.
Władysław Katarzyński
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
magda #3067058 24 maj 2021 16:39
Ciekawe że ufo zawsze wybiera zboże lub kukurydze, nigdy nie ląduje na trawie, piasku czy po prostu na lotnisku.
odpowiedz na ten komentarz
Tex #3067011 24 maj 2021 09:41
Ufo przestało latać jak prawie każdy z nas wyposażony jest w dobrej jakości aparat fot. w telefonie, ale zawsze można przeciągnąć deskę na sznurku po zbożu :)
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz