Wojna pod Jonkowem
2021-05-17 12:11:09(ost. akt: 2021-05-17 12:37:22)
Tak właśnie można określić piknik rekonstruktorów w Mątkach, pod Jonkowem — połączony z zapierającymi dech w piersiach zawodami strzeleckimi. A w ruch poszły snajperki, broń krótka i karabiny. I to te używane podczas II Wojny Światowej.
Zasady uczestnictwa w zawodach i piknikowaniu były proste. Używać broni zgodnie z poleceniami instruktorów i zachowywać dystans społeczny. Ubrani w autentyczne mundury zarówno Armii Czerwonej, jak Wehrmachtu, rekonstruktorzy z pasją sięgali po broń pamiętającą prawdziwe walki prowadzone w zeszłym stuleciu.
Huk wystrzałów powodował, że uczestnicy pikniku w gościnnych progach strzelnicy Warmińskiego Klubu Strzeleckiego 10 w Mątkach strzelali nie tylko w specjalnych zabezpieczających oczy okularach, ale również z specjalnymi wygłuszaczami na uszach.
— To już druga edycja — powiedział nam Jacek Grabowski z WKS 10.
Na pierwszym torze nazwanym “Poczuj się jak Zajcew”, co jest odniesieniem do słynnego radzieckiego snajpera, strzelano z broni długiej, centralnego zapłonu.
— Całe zawody są fabularyzowane. Broń jest historyczna — wyjaśnił Jacek Grabowski.
Na stanowisku snajperskim w użyciu był Mosin, za którego pomocą strzelec eliminował tarcze strzeleckie. Trudność polegała na tym, że bez celownika optycznego, jedynie korzystając ze szczerbinki karabinu, niezwykle trudno trafić w punkt, który jest niewidoczny gołym okiem.
Na drugim stanowisku w ruch szła broń krótka oraz… pistolet maszynowy. Uczestnicy pikniku nazwali je “Odbij Rudego”. To symulacja przejścia przez pomieszczenia i likwidacji wrogich celów z obroną wziętych zakładników. A te symulowały białe tarcze.
— Cele są statyczne, bo ograniczamy ryzyko — informuje Jacek Grabowski.
Uczestnicy pikniku, rekonstruktorzy z Grupy Historycznej Ostpreussen, nie tylko dobrze się bawili, ale również ostro ze sobą współzawodniczyli. Rekonstruktorzy są pasjonatami historii. Swoją wiedzę na temat regionu zawarli między innymi w wydawnictwie “Trójkąt Lidzbarski”.
— Dzielimy się swoją wiedzą. Pokazujemy, jak ważne są wątki historyczne w dziejach tej ziemi. A tu jest mnóstwo zabytków — mówił prezes grupy, Andrzej Wejngold pokazując specjalną mapę — To spotkanie to dla nas wielka radość, szczególnie, że już można — dodał.
O tym, że historia może nie tylko dzielić, ale może połączyć najlepiej świadczy przykład maleństwa, które aktywnie uczestniczy zarówno w pracach GH Ostpreussen, ale również nie boi się stanąć obok siebie z bronią w ręku na zawodach strzeleckich.
— Łączymy nas pasja historyczna — powiedział nam przebrany w mundur żołnierza radzieckiego Kamil Kaczorowski przytulając ubraną w mundur służby pomocniczej Wehrmachtu żonę, Dominikę Kaczorowską.
Pasja rekonstruktorów z okresu II Wojny Światowej może u niektórych osób budzić złe skojarzenia. Te jednoznacznie rozwiewają sami rekonstruktorzy.
— Trzeba zaznaczyć, że mundury, które nosimy na zawodach, czy symbolika na nich to nie jest propagowanie całkowicie obcych nam wartości, czy poglądów. To jedynie rekonstrukcja historyczna — zastrzega przebrany w hitlerowski mundur Marek Jastrzębski.
Kolejni strzelcy na obu stanowiskach strzeleckich z wypiekami na twarzy oddawali swoje serie strzałów. Okazuje się, że każda kula trafia tylko na filmach fabularnych. W realnym strzelaniu jest zupełnie inaczej.
— Mnie strzelanie szło kiepsko, ale rzadko mam broń w ręku. A tu trzeba szybko strzelać i trafiać. W ten sposób zyskuje się czas i to właśnie ten decyduje o zwycięstwie — wyjaśnia Zbigniew Kozłowski.
— To wspaniała zabawa. Ja niestety zastrzeliłam dwóch zakładników — podsumowuje Karina Kulesza.
Podczas zawodów nie obyło się bez niespodzianek. Historyczna broń ma swoje prawa. Trzeba ją dobrze znać, żeby używać tak sprawnie, jak walczący nią podczas wojny żołnierze.
Przekonał się o tym sam prezes grupy historycznej. Podczas pierwszej próby na torze "Odbij Rudego" broń odmówiła mu posłuszeństwa. Jednak za drugą próbą pistolet maszynowy w jego ręku siał zniszczenie wśród kartonowych celów umieszczonych między odbijanymi zakładnikami z białego papieru.
— Ja wolę Pepeszę, albo Waltera. Jestem typowym czołgistą — komentował prezes
— To były bardzo dobre zawody. Wszystkich można określić zwycięzcami — podsumował Jacek Grabowski z Warmińskiego Klubu Strzeleckiego 10 w Mątkach. — Nagrodami były statuetki pistoletów i modele do sklejania — dodał.
Stanisław Kryściński
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez