Im większy dobrobyt, tym większe marnotrawstwo

2021-04-16 08:06:53(ost. akt: 2021-04-15 18:28:46)

Autor zdjęcia: Anna Wojszel

Olsztyniacy próbują walczyć z marnotrawstwem jedzenia. Dlatego coraz więcej osób jest zainteresowanych freeganizmem.
Trudno powiedzieć, czym jest freeganizm i kiedy się zaczął, bo według mnie jest to zwykłe ratowanie, niepozwolenie na marnowanie żywności — mówi pan Arkadiusz. — To się nazywa zdrowy rozsądek.

Pan Arkadiusz jest administratorem olsztyńskiej grupy facebookowej poświęconej freeganizmowi, który teoretycznie wywodzi się z ruchu hippisowskiego.

Ale wydaje mi się, że freeganizm istnieje, odkąd pierwsza rzecz została wyrzucona do śmietnika. To nie jest tylko jedzenie. Freeganizm to jest ratowanie wszystkiego, co zostało spisane na straty, a dalej nadaje się do użytkowania — podkreśla.


Na freeganizm zdecydowałam się, ponieważ mam dość wszechogarniającego nas marnotrawstwa żywności, który jest ogromnym problemem i powinniśmy nauczyć się najpierw wykorzystywać te produkty, które później lądują w śmietniku — mówi Anna Wojszel, artystka z Olsztyn. — Freeganizm traktuję jako formę protestu wobec konsumpcyjnego stylu życia i jako niezgodę na marnowanie żywności.

Największym problemem jest brak świadomości społecznej. Nie wszyscy wiedzą, że tyle dobrych rzeczy jest wyrzucanych — mówi pan Arkadiusz. — Zdekompletowane pakiety idą do śmietnika, np. soczki pakowane po cztery: gdy ktoś wyjmie jeden z opakowania, to pozostałe idą do śmietnika.

Zdarzają się sytuacje, że to pracownicy sami zostawiają odłożone jedzenie i cieszą się, że ktoś zabiera te rzeczy, ponieważ często kontenery bio, postawione przy marketach, są za małe na taką ilość wyrzucanego jedzenia.

A polityka sklepu jest taka, że towar ma być najpiękniejszy. Jeśli masz dwukilogramową siatkę pomarańczy, a jedna z nich jest zepsuta, to wyrzucają całą siatkę. Czasem znajdowałem pięć siatek po dwa kilo, czyli dziesięć kilo łącznie, i było tylko pięć pomarańczy spleśniałych — twierdzi pan Arkadiusz.

I dodaje: — Najwięcej jedzenia wyrzuca się w krajach zachodnich, tam, gdzie najlepiej powodzi się ludziom. Im większy dobrobyt, tym większe marnotrawstwo. Nauczyłem się freeganizmu w Hiszpanii, gdzie jedzenie wyrzuca się w umiarkowanych ilościach, natomiast Dania... W Danii nie brałem wszystkiego, co było, ponieważ musiałbym jeździć ciężarówką — wspomina pan Arkadiusz. — Jak chodziłem tam na skipa (skip to grupowe chodzenie do śmietników w poszukiwaniu dobrego jedzenia — red.), to brałem tylko to, czego potrzebowałem. A w Polsce biorę wszystko, ponieważ rozdaję to innym.


Niektóre markety próbują organizować różne akcje związane z obniżką cen towarów, których termin przydatności niedługo się skończy. Wszystko zależy od polityki i kierownictwa sklepu. Jednak nie jest to ciągle rozpowszechnione i zdarza się, że na półkach pojawiają się towary w tak złym stanie, że powinny trafić do kontenera bio.

W każdym sklepie jest inne podejście na temat wyrzucanego jedzenia. W niektórych marketach nie ma nawet kontenerów na bio, wszystko idzie do zmieszanych śmieci. Zdarzały się sytuacje, że pracownicy odganiali ludzi od kontenerów, a później rozlewali wybielacz na wyrzucone jedzenie — opowiada pan Arkadiusz.

I dodaje: — Krąży stereotyp, że freeganizm jest zły i upokarzający. Wiele osób tego nie rozumie i zdarzają się negatywne komentarze, nawet od bliskich — twierdzi pan Arkadiusz. — Dopiero, gdy pokazałem im, jak to wygląda, zaczynali rozumieć, że to nie jest grzebanie w śmietniku na starówce, tylko odzyskiwanie dobrych rzeczy.

Lidia Wieczorek