Ale numer! Taką gazetę robią dzieci z Olsztyna

2021-04-12 18:53:12(ost. akt: 2021-04-12 19:07:49)
Młodzi dziennikarze z olsztyńskiego Pałacu Młodzieży i ich opiekunka Patrycja Bałabańska.

Młodzi dziennikarze z olsztyńskiego Pałacu Młodzieży i ich opiekunka Patrycja Bałabańska.

Autor zdjęcia: Agnieszka Porowska

Odważny i wygadany? Skupiony na szczególe baczny obserwator? Jaki powinien być dziennikarz? — Może być, jaki chce! Ważne, żeby pisząc, chciało mu się rzetelnie opowiadać! A my tak lubimy! — mówią dzieciaki z Pracowni Dziennikarstwa w Pałacu Młodzieży w Olsztynie.
Gdy w marcu odwiedzam ich po raz pierwszy, emocje młodych adeptów sztuki dziennikarskiej sięgają zenitu. Są na chwilę przed wydaniem swojego pierwszego numeru, na dodatek właśnie wrócili ze swojej pierwszej prawdziwej sondy ulicznej. Pytali przechodniów, jakie treści interesowałyby ich w gazecie. Psychologia, sport, kultura? A może zapomniane nierozwiązane sprawy kryminalne?

Młodzi dziennikarze z olsztyńskiego Pałacu Młodzieży  z dumą prezentują swoją gazetę.

— Wyszło, że wszystko po trochu — mówi dziesięcioletnia Oliwia. I ciężko wzdycha, przypominając sobie przebieg sondy.
— Bo ja myślałam, że będzie łatwiej, że wyjdziemy, zapytamy i już! Wszyscy nam wszystko powiedzą. A tymczasem zbliżam się do jakiejś pani, a ona przyspiesza nagle kroku i tylko przede mną ucieka! Potem chcieliśmy zapytać taką grupę nastolatków, a oni prychnęli tylko i nas zignorowali. Trochę niefajne to było i trudne. Ale szczęśliwie zdarzają się też i mili ludzie — zauważa dziewczynka.

Spotkania młodych dziennikarzy to jedna wielka burza mózgów, miliony pomysłów, wzajemne przekomarzanie się, żarty, ale i efektywna współpraca.

— Na początku każdy z nich chciał robić zawsze i wszystko. Pisać, rysować, fotografować. Dlatego postanowiliśmy, że będziemy pracować rotacyjnie — każdy zajmie się innym działem w kolejnych numerach. Teraz widać, że ustaliły się pewne role, dzieci się poznały i już dokładniej wiedzą, co chcą robić i w czym czują się najlepiej — mówi Patrycja Bałabańska, koordynatorka pracowni dziennikarskiej, gdy po miesiącu odwiedzam ich po raz drugi.

„Ale numer” to dziesięć działów tematycznych. Co najważniejsze — od początku do końca tworzonych przez dzieci. Nie znajdziemy tu cudzych zdjęć czy treści zaczerpniętych z internetu.
Pierwszy numer rozszedł się błyskawicznie. Cały pałac, przyjaciele i rodzina — każdy chciał mieć pismo dla siebie. Dlatego młoda redakcja myśli teraz nad podwojeniem nakładu.
— Było pięćdziesiąt egzemplarzy, a wciąż ktoś pyta, czy jeszcze są. Może teraz uda się zrobić i sto? — zastanawiają się.

NAJWIĘKSZA WTOPA


pierwszego numeru? — Że zrobiliśmy spis treści, a nie ponumerowaliśmy stron — śmieją się dziennikarze.
— Ja uważam, że „Słownik dla boomera” był trochę obciachowy i można było sobie go darować — zauważa trzynastoletni Ignacy.

Zaglądam do gazety. Znajduję słownik. Czytam z ciekawością. „Boomer – osoba, która nie ogarnia, np. rodzic”, zlagować/ lag – zacięcie się (np. gry), tzn. cofnięcie levelu, np. masz lag mózgu (zawiecha, zagapienie się )”. Z perspektywy mamy ośmiolatka nie wydaje się to zbędne. W końcu wiem, co dokładnie mój syn ma na myśli, jęcząc, że mu się coś „zlagowało”.
Dziesięcioletnia Hania jeździ konno i swoją pasją chce zarażać czytelników pisma. W pierwszym numerze opisała gry i filmy o tematyce końskiej. — Ale… teraz mam wrażenie, że zrobiłam to trochę jak taka sweet koniareczka — zastrzega.
— Sweet koniareczka? — pytam zdziwiona.
— No to są takie dziewczynki, które może z raz siedziały na koniu, tak naprawdę nic o nich nie wiedzą, ale chodzą i się wymądrzają jak jakieś specjalistki. Opowiadają, jak to cwałują po łąkach od rana do wieczora, a to nieprawda. Ja jestem prawdziwą koniarą i chciałabym jednak pisać poważniej. Dlatego w nadchodzącym numerze będą profesjonalne porady jeździeckie, a także artykuł o tym, że konno mogą jeździć również chore dzieci i konie je w pewien sposób uzdrawiają. To się nazywa hipoterapia — opowiada z ekscytacją.

Dziesięcioletnia Jagoda odpowiada za dział „ Serwus zwierzaki”. W pierwszym numerze zapragnęła przybliżyć czytelnikom swoje ukochane alpaki. — Nie wszyscy nawet wiedzą, co to są za przemiłe, mięciutkie zwierzątka. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się zostać wolontariuszką w jakimś alpaczym gospodarstwie. Wtedy to dopiero byłoby co opisywać! — mówi z rozmarzeniem.

Jest prasa, musi być krzyżówka — za nią odpowiada, grająca na gitarze, uwielbiająca obce języki Dalia. — Nie jest prosta! Zależało mi, żeby ktoś kto ją rozwiązuje, musiał gdzieś poszperać, coś sprawdzić. W nadchodzącym numerze znów np. będzie cytat, który szuka swojego autora — opowiada.

Zaglądam do przedwielkanocnego numeru, tam też jest cytat i wiele innych nieoczywistych pytań: „Jajko wielkanocne malowane na jednolity kolor” lub „Staropolska nazwa miesiąca marzec”. I faktycznie, mimo że rozwiązujemy ją całą rodziną, w końcu i tak musimy zajrzeć w google. Nie jest prosta.

SZANUJĄCA SIĘ PRASA


nie może się też obejść bez bonusów i dodatków. W nadchodzącym numerze na szczęśliwca będzie czekała niespodzianka: „Złoty kwit”. To inspiracja z filmu „Charlie i Fabryka Czekolada”, gdzie można było dostać złoty bilet, będący zaproszeniem do słodkiej fabryki.
— Złoty kwit, który zostanie dodany do któregoś egzemplarza — będzie uprawniał do tego, żeby wpaść do nas kiedyś na herbatę i nas poznać — mówi jego twórczyni, dwunastoletnia Zuzia, która trenuje short track. Gdy słyszę o tej nietypowej dyscyplinie robię wielkie oczy. — To takie łyżwiarstwo szybkie na krótkim torze. Opiszę je w majowym numerze — opowiada.

Pierwszy numer tworzonego przez dzieci pisma

Wielkim zaskoczeniem dla młodej redakcji było to, że wywiady nie są wcale taką łatwą sprawą, jak im się na początku wydawało. Na pierwszy ogień do odpytania poszła Katarzyna Gagacka, opiekunka pałacowej pracowni literackiej.
— Wymyślić pytania i porozmawiać z kimś, zawsze jest fajnie, ale jak potem zmieścić taką rozmowę na jednej stronie gazety? Przecież to jest strasznie dużo materiału, jak się zacznie pisać. Skąd wiedzieć, co odrzucić, a co zostawić, gdy wszystko wydaje się ważne? Bardzo się namęczyłem przy transkrybowaniu i redagowaniu tego — wspomina Ignacy.

Istotną częścią gazety są też memy, recenzje i nastoletnie rozkminy, a także kącik „Zrób to sam” zachęcający do kreatywnej pracy manualnej.

— Lubię robić zdjęcia koniom. Czasem wychodzą trochę nieudane. Takie trochę głupie, a trochę śmieszne np. jak koń ma jakąś wykręconą minę. Ale wystarczy wymyślić do tego jakiś śmieszny napis i zdjęcie — i nawet takie teoretycznie zepsute, wcale nie idzie na zmarnowanie — zauważa Hania.
— A jak pani myśli: czy da się nie myśleć o niczym? Bo jak w głowie masz taką zawiechę i przecież wiesz, że ją masz— to myślisz przecież wtedy o tym, że w danym momencie nie myślisz, prawda? — zagina mnie Zuza, której rozkimy w pierwszym numerze też już zaskakiwały celnością.

WIZYTY U TYCH ODWAŻNYCH


nieszablonowych, dociekliwych dzieci, których pomysły znajdują swe odbicie na szpaltach ciekawie złożonego pisma, napawają nadzieją. Im chce się kombinować, myśleć, zastanawiać. Pytać, zgadzać się, a czasem kontestować i podważać. Ich entuzjazm zachwyca. Gdyby w przyszłości zdecydowałyby się zajmować dziennikarstwem na poważnie, mógłby być to dla branży niewątpliwy plus.

— Gdy zaczynaliśmy w ferie, nikt nie wiedział, dokąd nas to zaprowadzi. Czy grupa zaraz się nie rozsypie. Czy będziemy mieć pomysły i czy dzieci się między sobą dogadają? Minęło kilka miesięcy, a te dzieciaki idą jak burza. Są naturalne, twórcze i doskonale czują się we własnym towarzystwie. To prawdziwa przyjemność z nimi pracować. Na razie działamy w princie, ale mamy również nadzieję na powstanie naszej własnej strony internetowej. Wtedy będzie mógł nas czytać cały świat i ten cały świat już teraz gorąco do tego zachęcamy — podsumowuje Patrycja Bałabańska.

Agnieszka Porowska