To nie jest polska Bridget Jones

2021-04-11 09:30:00(ost. akt: 2021-04-13 09:00:01)
Barbara Kwinta, autorka książki "Chwała meksykańskim zakonnicom!".

Barbara Kwinta, autorka książki "Chwała meksykańskim zakonnicom!".

Autor zdjęcia: Marta Sputo

Czy powieściowa bohaterka stworzona przez pisarkę z Krakowa stanie się polską Bridget Jones? O krawiectwie, motywacji i planach mówi Barbara Kwinta, autorka książki "Chwała meksykańskim zakonnicom!".
— Jeden z bohaterów książki cierpi na bezsenność. A pani? Śpi dobrze?
— Teraz już tak. Chociaż rzeczywiście miałam w swojej historii epizod bezsenności. Trwało to dość długo, więc wiem, co to znaczy nie spać latami.

— Jakie własne słabości przekazała pani jeszcze swoim bohaterom?
— Zdecydowanie brak umiejętności gotowania. Podobnie jak Emilia z powieści, nie mam do tego serca. Emilia jest też, podobnie jak ja, terminowa i poukładana. Ja też zawsze wszystko planuję. Mam specjalny notes, a nawet kilka. Planowanie i spisywanie daje mi poczucie bezpieczeństwa. Chociaż moje dziecko nauczyło mnie, że czasem plan może ulec zmianie.

— Ta cecha to pozostałość po zawodzie stylistki ślubnej? Tym również się pani zajmowała.

— Tak. Kiedy organizuje się ślub, wszystko musi być na czas. A nawet przed czasem. Stereotypowo myśli się, że praca w branży ślubnej jest lekka i przyjemna. Znajomi słysząc, gdzie pracuję mówili: "ależ masz pracę marzeń!”. Pozory mylą. Tak, owszem, jest przyjemna, ale również trudna. Wymaga wiedzy psychologicznej, zorganizowania, umiejętności krawieckich, siły fizycznej.

— Ile lat pracowała pani w tej branży?
— Ponad dziesięć lat. Byłam dzieckiem ludzi, którzy stworzyli markę ślubną, więc wychowałam się obserwując ich pracę. Dzieciństwo spędziłam w pracowni krawieckiej. Potem z nastolatki szybko stałam się pracownikiem. To była naturalna kolej rzeczy.

— Czego nauczyła panią praca w rodzinnym biznesie?
— Przede wszystkim dobrej komunikacji i umiejętności rozwiązywania konfliktów. Te zdarzają się nie tylko we włoskich rodzinach (śmiech).

— W książce jest dużo wątków związanych z szyciem. Pani też miała powieściową babcię Zosię?
— Myślę, że przed laty każdy miał taką babcie Zosię. Kobiety szyły, nawet jeśli nie pracowały jako krawcowe. Moja babcia oczywiście też miała maszynę i umiała szyć, ale nie związała z szyciem swojej kariery zawodowej. Moja mama zaczynała jako krawcowa. A z kolei dziadek mojego męża jest słynnym krakowskim krawcem. On stał się pierwowzorem postaci Alojzego z książki i był moją inspiracją. Okazało się więc, że zarówno w rodzinie męża, jak i mojej, krawiectwo było obecne od pokoleń.
Barbara Kwinta, autorka książki
Fot. Marta Sputo
Barbara Kwinta, autorka książki "Chwała meksykańskim zakonnicom!".
— Konsultowała pani treść książki z rodzicami? Bo znalazło się też w niej dużo branżowych określeń.
— Nie, nawet nie wiedzieli, że ją piszę. Nie jestem z wykształcenia krawcową, ale potrafię szyć. Osłuchałam się z krawieckim żargonem przez lata, więc te branżowe określenia, o których pani wspomniała, były dla mnie po prostu językiem, którym posługiwaliśmy się na co dzień w domu.

— Nie bez powodu więc przed „Zakonnicami” napisała pani poradnik - "Jak kupić suknię ślubną i nie zwariować".

— Tak, ponieważ uznałam, że trzeba pisać na temat, który dobrze się zna. Sukienki ślubne były moim posagiem. Wiedziałam o tym bardzo dużo. Chciałam też, by powstał poradnik, z którego skorzystają panny młode. Często są zagubione, zestresowane i nie wiedzą gdzie szukać informacji.

— A kiedy pojawił się pomysł, by napisać powieść obyczajową?
— Kilka lat temu zaczął powstawać szkic powieści. Spisywaniem tej historii zajęłam się, kiedy urodziła się moja córeczka. Odpoczywałam od codziennych obowiązków w świecie Emilii. Na szczęście mała bardzo ze mną współpracowała. Kiedy spała, miałam czas na pisanie. Pomysły na kolejne dialogi, wątki, pojawiały się w czasie naszych spacerów. Główna bohaterka nosi imię mojej córki i myślę, że to świetny sposób na powiedzenie „dziękuję”.

— Dziś wiele osób pisze kryminały. Pani wybrała obyczaj. Dlaczego?
— Chciałam napisać książkę, której czytanie będzie przyjemnością. W której dzieją się dobre rzeczy. Nikt nikogo nie morduje, nie kradnie. Za dużo mamy tego smutku i zła na co dzień, więc nie chciałam, by zdominowały moją powieść.

— Pani bohaterowie łatwego życia nie mają.
— Oczywiście, ale wydaje mi się, że mimo wszystko moje zamierzenie udało mi się zrealizować. To książka, która daje nadzieję i pokazuje, że trudności w życiu można pokonać.

— Jedna z recenzentek napisała – „to powieść, która może być wskazówką, jak podnosić się po życiowych porażkach”.
— To bardzo miłe, bo chciałam, by właśnie tak odebrano „Chwałę meksykańskim zakonnicom!”. By ktoś po przeczytaniu miał motywację do zmian. I wiedział, że zawsze jest rozwiązanie, nawet w wydawałoby się beznadziejnej sytuacji.

— Kto był najbardziej surowym recenzentem?
— Mój mąż. Kiedy coś mu się nie podobało, mówił o tym otwarcie. W książce znalazło się z resztą kilka scen, do których mnie zainspirował. Mąż jest moim przyjacielem, a od przyjaciela oczekuję, że zawsze powie szczerze, co mu się podoba a co nie. Myślę, że nie byłoby tej powieści bez wsparcia najbliższej mi osoby. Paweł zawsze wierzył w „Chwałę meksykańskim zakonnicom!”

— Mówi się też, że Emilia to nasza polska Bridget Jones.
— Emilia nie jest kopią Bridget Jones, jej losy potoczyły się zupełnie inaczej, ale klimat, luz i poczucie humoru w obu książkach są podobne.

— Wchodzi pani w świat pisarzy. Boi się pani?
— Nie, nie boję się. Staram się nie skupiać na lęku, bo moim zdaniem strach karmi złe wydarzenia. To ekscytujące móc wejść do tego świata. Pisałam od zawsze. Jeśli mogłabym zajmować się pisarstwem zawodowo, byłabym przeszczęśliwa.

— Będzie kolejna część?
— Tak. W ostatnim roku pisałam odrębną powieść, którą właśnie szlifuję, a od maja wracam do świata "Meksykańskich zakonnic". Stęskniłam się za bohaterami i buczeniem maszyny do szycia.

— Niektórzy pisarze mają talizmany. Pani również?
— Mam swój talizman! To kolczyki w kształcie cudzysłowu. Wiąże się z nimi ciekawa historia. Kiedyś miałam takie kolczyki, a potem je zgubiłam. Mąż zaczął szukać podobnych i po roku sprowadził mi nowe z drugiego końca świata. W nich pisze mi się znacznie, znacznie lepiej.

— "Chwała meksykańskim zakonnicom" to dość intrygujący tytuł. Dziś wzbudza duże emocje?
— Faktycznie tytuł intryguje. Czytam mnóstwo komentarzy, w których czytelniczki są zaciekawione, o czym będzie ta historia. Trzeba przyznać, że nie jest to typowa historia miłosna, a na pierwszy plan wysuwa się silna, charakterna główna bohaterka, która nie poddaje się bez walki.


Katarzyna Janków-Mazurkiewicz
k.jankow@naszolsztyniak.pl

Okładka książki "Chwała meksykańskim zakonnicom" to zabawna książka obyczajowa z prawdziwą mądrością życiową. Opisana historia daje nadzieję, motywuje do zmian i zaraża poczuciem humoru. Książka nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Autorka - Barbara Kwinta - pochodzi z Krakowa. Wychowała się i wyrosła "tuż przy maszynie do szycia", gdyż jej rodzina od lat prowadzi atelier oraz salon sukni ślubnych. Jak sama mówi - nasiąknięta rozmowami z kobietami, wsłuchana w panny młode, ich życiowe dylematy, problemy i marzenia. Swoje doświadczenia i pasje przeniosła na kartki debiutanckiej powieści.