Jak robiłam świąteczne zakupy...

2021-04-02 15:09:18(ost. akt: 2021-04-02 16:52:46)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Wielki Piątek, Olsztyn, przedpołudnie. Czas na zakupy. Trochę się boję, czy aby sklepy na pewno pamiętają o obostrzeniach, które je obowiązują. No i jak zachowują się ludzie. Czy w szale przedświątecznych zakupów nie zapomnieli o tym, co teraz najgroźniejsze: KORONAWIRUSIE! Maseczka na twarz, obowiązkowa dezynfekcja i... ruszam.
Na dzień dobry wybieram znany supermarket. Bo to i nie niedaleko, i parking duży. Będzie gdzie zacumować autem.


Na parkingu. Samochody stoją ciasno jeden przy drugim. Rodziny przeciskają się pomiędzy nimi w drodze do sklepu. Na przeszklonych drzwiach wisi kartka informująca o limicie osób — 475. Przy samym wejściu do sklepu wisi kolejna kartka, tym razem z informacją, że w środku może być ponad 300 osób. Wchodząc, mijam ochroniarza, który jednak nie kontroluje, ile osób wchodzi jednocześnie, ani tego, czy dezynfekują ręce.

W sklepie. Duży tłok, klienci z pełnymi wózkami stoją blisko siebie, najwyraźniej zapominając o koronawirusie i pandemii. Wszędzie tworzą się kolejki: przy dziale mięsnym, z nabiałem, przy stoisku powstałym specjalnie z okazji Wielkanocy, na którym można kupić mazurki albo białą kiełbasę. Jednak najdłuższa kolejka jest przy samych kasach. Ludzie stoją bardzo blisko siebie, trudno tu mówić o zachowaniu bezpiecznej odległości. Pytam o to jedną z klientek. Dla niej to nic dziwnego — słyszę.
— Zawsze są przed świętami, trzeba odczekać swoje.
— A limit osób? — dopytuję.
— Nikt na to nie patrzy — kobieta lekceważąco macha ręką.


O to, jak kontrolowana jest liczba osób znajdująca się w sklepie, pytam ochroniarza. Wyjaśnia, że na podstawie wózków. Zwracam mu uwagę, że nie wszyscy, którzy wchodzą do sklepu, mają go ze sobą. Mężczyzna ucina rozmowę, tłumacząc, że idą święta i jeśli mi się tu nie podoba, to mogę zrobić zakupy w innym sklepie. Korzystam z tej "cennej" rady i tak właśnie robię.


Wybieram mniejszy sklep po drugiej stronie ulicy. Już przy samym wejściu widać pierwszą różnicę: pracownik wita klientów i zapisuje na tablecie każdą wchodzącą osobę. Pytam o limit wprowadzony w ich sklepie.
— 89 osób — odpowiada.

Wchodzę do sklepu, w którym również jest zdecydowanie więcej osób niż zazwyczaj. Jednak utrzymują dystans i nie stoją obok siebie, również w kolejkach przy kasie.

— Bardzo fajny pomysł z tym liczeniem na wejściu. Nawet jak jest już wystarczająca liczba osób w sklepie, to można poczekać chwilę na zewnątrz. Muszę przyznać, że czułam się bezpiecznie, bo widziałam, że ktoś czuwa nad tym, ile osób jednocześnie robi zakupy — mówi pani Agnieszka.

Zakupy robiła nasza reporterka Alicja Kowalczyk

Wkrótce wrócimy do tematu. Tym razem swoją relację z robienia zakupów zda nasz reporter Paweł Snopkow.