Olsztyńskie dziki znowu niszczą trawniki?

2021-03-25 12:13:30(ost. akt: 2021-03-25 10:59:47)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Tereny wokół restauracji Browar Warmia to jeden z najbardziej malowniczych punktów na mapie olsztyńskiej starówki. Przynajmniej do niedawna. Kilka dni temu ktoś zdewastował trawnik między placem zabaw a Łyną.
Rozkopane korzenie, błoto, głębokie bruzdy i kałuże. Tyle zostało ze schludnie przystrzyżonej murawy. Okoliczni mieszkańcy nie maja pojęcia, co się stało. Ani kiedy.

Mieszkam w pobliżu, ale nie przychodziłam tutaj już kilka dni. Wcześniej tego nie było — powiedziała nam młoda dziewczyna, która wyprowadzała psa na spacer.
Ale ktoś porozpieprzał tę trawę — skomentował jeden z przechodniów, zmierzających w stronę biblioteki.


Murawa rzeczywiście wygląda jak po ostrzale artyleryjskim. Zniszczenia mocno rzucają się w oczy. Bez problemu zauważymy je, idąc ulicą Nowowiejskiego albo stojąc przy fontannie po drugiej stronie Łyny.

Ponieważ nie znaleźliśmy naocznych świadków tego całego zamieszania, dlatego z prośbą o wyjaśnienie tego, co się tu stało, zwróciliśmy się do funkcjonariuszy Straży Miejskiej. Może oni wiedzą coś więcej na ten temat? — Jeżeli chodzi o ten trawnik, to nie mieliśmy żadnych zgłoszeń — powiedział nam Kamil Sułkowski, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Olsztynie.

Kim więc byli tajemniczy wandale? Charakter zniszczeń wskazuje, że to sprawka „olsztyńskich” dzików. Rozkopane w podobny sposób trawniki obserwowaliśmy w wielu miejscach miasta już wcześniej. Szczególnie w ubiegłym roku, gdy miasto zmagało się z plagą dzików. Choć ratusz uporał się z problemem, nieproszeni goście czasem do nas zaglądają. Potwierdza to rzecznik Straży Miejskiej. — Zgłoszeń dotyczących dzików jest bardzo mało — zastrzega. — W ciągu ostatniego tygodnia mieliśmy tylko cztery. Dwa były z ul. Iwaszkiewicza, jedno z ul. Turowskiego na Nagórkach i jedno z ul. Wańkowicza — wylicza.

Niestety takie sporadyczne wizyty również bywają kłopotliwe. O tym, że nie należy dokarmiać dzików i szczelnie zamykać pojemniki na śmieci, już wiemy. Resztki jedzenia porozrzucane byle gdzie to dla nich pokusa nie do odparcia. Jeśli nie będziemy dbać o czystość, hordy włochatych loch z młodymi znów zaczną grasować po ulicach, niepokojąc mieszkańców i stwarzając zagrożenie drogowe.

Oczywiście pojedyncze grupki zawsze będą przenikać do miasta. Nawet krótko przystrzyżony trawnik to dla dzika łakomy kąsek.
Długa trawa nie plącze im się w pysku, nie włazi do fai, czyli nosa. Słowem, w terenie wykoszonym jest po prostu łatwiej i przyjemniej ryć — tłumaczy działacz ekologiczny Janusz Korbel na łamach serwisu gazeta.pl. — Skosiłem kawałek łąki nad rzeką, tam gdzie łażą dziki, i następnego dnia akurat ten mały skoszony spłachetek został zryty. Dziki grzebały też w tym miejscu, gdzie się pasie koń sąsiada — relacjonuje.


Głodny dzik to jedno, brak działań ze strony służb to drugie — zwraca z kolei uwagę Eryk Kowalczyk, któremu pokazaliśmy zdjęcia zniszczonego trawnika. — Wizyta dzikich zwierząt z lasu to zdarzenie losowe, takie jak wichura czy nagła ulewa — zauważa mieszkaniec Olsztyna. — Nie da się tego uniknąć. Ale można przecież zająć się skutkami takich nieprzewidzianych wypadków. Zniszczony trawnik leży na terenach, którymi ktoś zarządza. Chyba można było zwrócić na to uwagę. Wziąć grabie i wyrównać teren. To pół godziny roboty, a widok byłby naprawdę lepszy — przekonuje.

Może miasto ma poważniejsze problemy na głowie? — Ale nie jest to przypadek odosobniony — oponuje nasz rozmówca. — Obok wszechobecnych śmieci, chodników zasypanych piaskiem, dziurawych ulic, rozryte trawniki, którymi nikt się nie interesuje, to kolejny przejaw naszego niedbalstwa. Olsztyn jest miastem zapuszczonym i jeśli chcemy coś z tym zrobić, trzeba nagłaśniać takie sprawy — uważa.

Posłuchaliśmy więc rady naszego rozmówcy...

Paweł Snopkow