Wojciech Zink: co dalej z niezłomnym księdzem?
2021-03-21 14:03:42(ost. akt: 2021-03-21 10:45:00)
Wielokrotnie wracał do Gietrzwałdu, a po przejściu na emeryturę chciał tutaj nawet zamieszkać. Ksiądz niezłomny, o którym kardynał Stefan Wyszyński powiedział w 1953 roku, że jako jedyny bronił go przed SB. Czy zostanie należycie upamiętniony?
Był 2 października 1953 roku. Około godz. 22 ksiądz Wojciech Zink wrócił do swojego mieszkania przy ulicy Staszica w Olsztynie. Władze w tym czasie wydały nakaz jego aresztowania. Oddział funkcjonariuszy UB otoczył budynek, a gdy ten odmówił otwarcia drzwi, nieproszeni goście wdarli się do środka wybijając szybę w oknie. Rewizja mieszkania trwała trzy godziny Po jej zakończeniu ksiądz zapalił jeszcze papierosa, po czym oznajmił, że jest gotów. Został aresztowany i wywieziony do warszawskiego więzienia na Mokotowie. Przebywał tam przez 16 miesięcy. Był więziony razem z oskarżonym o szpiegostwo biskupem Czesławem Kaczmarkiem oraz bp. Antonim Baraniakiem, który tak jak on odmówił podpisania „Deklaracji” oraz „Wezwania”. Wspomniane wydarzenie w książce o księdzu Wojciechu Zinku opisuje ks. Sławomir Brewczyński.
„Deklaracja o stworzeniu warunków do normalizacji stosunków między państwem a Kościołem” podpisana przez episkopat zawierała potępienie biskupa Czesława Kaczmarka oraz przeciwstawiała się wiązaniu religii i Kościoła z egoistycznymi celami politycznymi wrogich Polsce kół zagranicznych. Z kolei „Wezwanie Episkopatu do wiernych o zachowanie spokoju w kraju” było swego rodzaju zabezpieczeniem się rządu przed akcjami w obronie Prymasa Tysiąclecia. Kardynał Stefan Wyszyński, będąc w Olsztynie w 1967 roku, podczas spotkania w seminarium Hosianum powiedział do zebranych: „W 1953 roku bronili mnie Niemiec i pies”. Tym Niemcem był ks. Wojciech Zink, a psem „Baca”, owczarek prymasa, który podczas aresztowania ugryzł jednego z ubeków w rękę. Kim właściwie był ksiądz Wojciech Zink?
Urodził się 23 kwietnia 1902 roku w Bydgoszczy jako Albert. Jego ojciec — Antoni — pochodził z Berlina. Matka z kolei, Augustyna z domu Tyżak, pochodziła z Woryt. W 1919 roku zdał maturę w Gdańsku, po czym wstąpił do seminarium Hosianum w Braniewie. Kiedy w lutym 1924 roku otrzymał święcenia subdiakonatu, został skierowany do posługi w parafii w Gietrzwałdzie. Tutaj uczył się języka polskiego i odbywał praktyki pastoralne. Przed wojną został proboszczem w Lesinach Wielkich, natomiast w czasie II wojny światowej był m.in. kapelanem w Szpitalu Mariackim w Olsztynie. W styczniu 1945 roku zamieszkał u swojego wuja w Podlejkach koło Gietrzwałdu. Kiedy żołnierze radzieccy wkroczyli do wioski, razem z innymi mężczyznami został aresztowany i wywieziony do Iławki Pruskiej. Zwolniono go dopiero w marcu 1946 roku.
Tymczasowo został skierowany do parafii w Gietrzwałdzie. Prawdopodobnie wówczas zmienia imię na Wojciech (niem. Adalbert) Od maja pełnił funkcję sekretarza Kurii Biskupiej, a następnie notariusza. Rządcą diecezji warmińskiej został w 1951 roku, po usunięciu administratora apostolskiego ks. Teodora Benscha. Funkcję tę sprawował do aresztowania w październiku 1953 roku, czyli w najtrudniejszych w Polsce czasach stalinizmu. Po areszcie, schorowanemu na Warmię pozwolono powrócić dopiero po polskim „październiku” 1956 roku. Został mianowany wikariuszem generalnym, a przez Kurię Biskupią oddelegowany został do załatwiania z władzą spraw szczególnie drażliwych. Brał w obronę m.in. ludność autochtoniczną. W drugiej połowie lat 60. rozpoczął budowę domu w Gietrzwałdzie, gdzie chciał zamieszkać na emeryturze. Niestety, zmarł 9 września 1969 roku w Olsztynie. Został pochowany obok swojej matki na cmentarzu w Gietrzwałdzie. Podczas nabożeństwa pogrzebowego biskup Józef Drzazga powiedział do zebranych: „W szczególny sposób był przyjacielem ludu warmińskiego. Z tego ludu wyrósł. Nad tym ludem pracował jako kapłan. Temu ludowi służył do ostatniego tchnienia swego życia. Troszczył się o jego potrzeby. Zabiegał o posyłanie na parafie warmińskie kapłanów, którzy ten lud rozumieli i kochali. A wśród tego ludu — najbliższymi sercu — byliście wy, parafianie gietrzwałdzcy. Wszak jest on waszym rodakiem. Od was, z Woryt pochodzi jego matka. Wasza więc krew płynęła w jego żyłach”.
Na wiadomość o jego śmierci prymas Wyszyński przesłał telegram, w którym napisał: „Niech dobry Bóg nagrodzi jego prawy charakter Kapłana i jego praw na polskiej Warmii. Cierpienia i udręki, które przeżył w walce o sprawiedliwość i wolność Kościoła niech pozostaną w pamięci Ludu i całej Polski”. Znany olsztyński historyk, ksiądz profesor Andrzej Kopiczko, przytacza, że prymas Wyszyński miał się o nim wyrazić jako o „najsłynniejszym z księży w historii Kościoła rzymsko-katolickiego na Warmii”.
Ksiądz Wojciech Zink do czasu likwidacji gimnazjów, był patronem Gimnazjum w Gietrzwałdzie.
— Został patronem na wspólny wniosek nauczycieli, rodziców i uczniów — wspomina były dyrektor gimnazjum Leszek Orciuch. — Rada Gminy w Gietrzwałdzie przyjęła specjalną uchwałę w tej sprawie. W ten sposób pamięć o nim była pielęgnowana. Co ważne, patron znalazł uznanie w oczach uczącej się w szkole młodzieży. Uczniowie dostrzegli w księdzu Zinku cechy i wartości ponadczasowe, aktualne również dzisiaj.
— Został patronem na wspólny wniosek nauczycieli, rodziców i uczniów — wspomina były dyrektor gimnazjum Leszek Orciuch. — Rada Gminy w Gietrzwałdzie przyjęła specjalną uchwałę w tej sprawie. W ten sposób pamięć o nim była pielęgnowana. Co ważne, patron znalazł uznanie w oczach uczącej się w szkole młodzieży. Uczniowie dostrzegli w księdzu Zinku cechy i wartości ponadczasowe, aktualne również dzisiaj.
Nie ma gimnazjum, więc i nie ma patrona. Nie ma również tablicy poświęconej jego postaci, jaka stała przed budynkiem szkoły. Co się z nią stało?
— Niestety, tablica informująca o patronie nieistniejącego gimnazjum ustawiona została na niestabilnym podłożu — odpowiada Leszek Orciuch, dziś dyrektor Szkoły Podstawowej w Gietrzwałdzie. — Wytrzymała 9 lat. Jesienią ubiegłego roku zaczęła się niebezpiecznie pochylać w kierunku chodnika. Stanowiła zagrożenie, więc poleciłem ją zdemontować. Jest przechowywana w jednym z magazynów szkolnych wraz z granitową tablicą zdjętą z elewacji szkoły w chwili, w której dopełnił się żywot gietrzwałdzkiego gimnazjum.
— Niestety, tablica informująca o patronie nieistniejącego gimnazjum ustawiona została na niestabilnym podłożu — odpowiada Leszek Orciuch, dziś dyrektor Szkoły Podstawowej w Gietrzwałdzie. — Wytrzymała 9 lat. Jesienią ubiegłego roku zaczęła się niebezpiecznie pochylać w kierunku chodnika. Stanowiła zagrożenie, więc poleciłem ją zdemontować. Jest przechowywana w jednym z magazynów szkolnych wraz z granitową tablicą zdjętą z elewacji szkoły w chwili, w której dopełnił się żywot gietrzwałdzkiego gimnazjum.
Co z przyszłością? Czy jest szansa, że ksiądz Wojciech Zink zostanie w należyty sposób upamiętniony w swoim ukochanym Gietrzwałdzie?
— Nie ma społeczności bardziej niż nasza zobowiązanej do zachowania pamięci o księdzu Wojciechu Zinku. Zachować pamięć można w różnej formie. W każdym przypadku powinna to być jednak potrzeba lokalnej społeczności. Swoją rolę widzę w przypominaniu o tym, że w gietrzwałdzkiej ziemi spoczywa ciało niezwykłego człowieka godnego najwyższego szacunku. Podkreślam jednak: upamiętnienie powinno być wspólną potrzebą mieszkańców Gietrzwałdu — zaznacza dyrektor, u którego w gabinecie nad biurkiem nadal wisi portret niezłomnego warmińskiego księdza.
— Nie ma społeczności bardziej niż nasza zobowiązanej do zachowania pamięci o księdzu Wojciechu Zinku. Zachować pamięć można w różnej formie. W każdym przypadku powinna to być jednak potrzeba lokalnej społeczności. Swoją rolę widzę w przypominaniu o tym, że w gietrzwałdzkiej ziemi spoczywa ciało niezwykłego człowieka godnego najwyższego szacunku. Podkreślam jednak: upamiętnienie powinno być wspólną potrzebą mieszkańców Gietrzwałdu — zaznacza dyrektor, u którego w gabinecie nad biurkiem nadal wisi portret niezłomnego warmińskiego księdza.
Wojciech Kosiewicz
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez